niedziela, 31 marca 2019

Haczyk w czasie

"Uprzywilejowani, którzy dostąpili zaszczytu uczestniczenia w rodzinnej uroczystości Forsyte'ów, mieli okazję oglądać czarujący i pouczający widok rodziny należącej do zamożnego mieszczaństwa, w pełni upierzenia."
Saga rodu Forsyte'ów, John Galsworthy


Mój komplet sagi został wydrukowany na miesiąc przed moim urodzeniem i trafił do księgarń w liczbie niewiele ponad siedem tysięcy, nie był więc chyba bestselerem. Nie wiem kto go kupił, może mój tata, a może moja babcia, ale dzięki temu mogę być nieustająco uprzywilejowana od czasu, kiedy wyrosłam z Kubusiów Puchatków (chociaż na całe szczęście, tak naprawdę z Kubusiów nigdy nie wyrosłam).
Mogę więc patrzeć na te pyszne ciotki i stryjów, w co się ubierają, co jedzą, co piją, o czym rozmawiają; mogę chłodzić się czerwcowymi londyńskimi wietrzykami albo omdlewać w podlondyńskich upałach, mogę ubolewać nad podłością Soamesa, podziwiać starego Jolyona i emocjonować tragicznym romansem.
Mogłabym bywać u nich częściej, gdyby tylko było możliwe przywrócić te dawno minione wakacje i ferie, które trwały niczym lata - każdy dzień przynosił całe oceany godzin od rana do samego wieczora.

W dzisiejszych czasach dnie jakby krótsze, wpadam więc do Forsyte'ów na krótko i zachwycam się, a kiedy nie wpadam, to szydełkuję i rozmyślam o cioci Lodzi, która z szydełkiem nieodmiennie mi się kojarzy. Zawsze przychodziła do nas z szydełkiem, zupełnie nie pamiętam, co dziergała, ale było to na pewno bardzo malownicze (jaka ogromna szkoda, że Instagram wymyślono tak późno).  Podziwiałam, jak z jej nieznacznych ruchów małym haczykiem powstaje i pieni się materia w łańcuszkach i kolorach. Podziwiałam też i zazdrościłam jej pracy w kiosku Ruchu, który był dla mnie kioskiem obwitości bogatym w kolorowe pisemka, ołówki, długopisy, małe plastikowe laleczki i stosy niebieskich i brązowych zeszytów. W kiosku też szydełkowała, próbowała mnie nauczyć, ale byłam gruntem zupełnie niepodatnym, więc po kilku próbach zaprzestała.

I dopiero teraz, po tylu latach z pomocą internetu w ogóle, a filmikom na Youtube w szczególności miałam okazję zabrać się do nauki i jednak zdobyłam jakieś arkana.



Ombre oczywiście - od limonki do ciemnego granatau, Bubulina dumna, jakby wlasnoręcznie wydziergała. Wracam teraz do drutów, do mojej jedwabnej bluzeczki zaczętej w lipcu ubiegłego roku. Brakuje jej już tylko rękawów, więc mam nadzieję, że się doczekamy i ona ich i ja jej.

Sagę zakładałam nie wiem czemu słomianą laleczką w kolorowej krajce prosto ze Słowenii.

Chusta Virus niczym jagody w zielonych liściach. Za oknem jagód co prawda jeszcze nie ma, ale zielonych liści coraz więcej, więc chyba to wiosna przyszła z nadziejami. 
Czego i Wam życzę, dziękując za odwiedziny i przemiłe komentarze - dobrego dnia! :)

niedziela, 24 marca 2019

Muzyczny wirus z czajnikiem w tle

"Darwin z niekłamanym zdziwieniem pisał w O pochodzeniu człowieka: Skoro zaś ani zamiłowanie, ani zdolność do wytwarzania tonów muzycznych nie są właściwościami oddającymi najmniejszą nawet przysługę człowiekowi w jego codziennym trybie życia, musi się je zaliczyć do zdolności najbardziej tajemniczych, w które człowiek jest wyposażony."
Muzykofilia Opowieści o muzyce i mózgu, Oliver Sacks


Muzyka jest zjawiskiem fascynującym (pomimo swojej bezużytności), mózg również, więc połączenie tych dwóch tematów jest niezmiernie przyjemne. Autorem jest neurolog, więc wie o czym pisze. Zaczyna się interesująco - o nagłym uwielbieniu muzyki, muzycznych napadach, muzyce natrętnej, muzycznych halucynacjach.
Przykłady są oczywiście z życia wzięte, a objaśnienia neurologiczne zrozumiałe (na razie) dla prostego nieneurologa (czyli dla mnie).

Do czytania włączam sobie muzykę skrzypcową, no bo jak już dostać halucynacji, to najlepiej jakichś przepięknych. Słucham, w mózgu moje różne synapsy i neurony się delektują, a w wolnym międzyczasie chodzę sobie na spotkania książkowe w mieście Łodzi.
Spotkania w pierwszych dniach wiosny polegają głównie na bezie Pawlowej i spacerach, co szczegółowo udokumentowałam przezfotograficznie (spacer tylko, bo bezę zjadłam zbyt szybko, taka była dobra)

Cienie na drodze, w tym jeden z kucykiem a trzy bez:


Świeża wiosenna zieleń i świeża wiosenna woda:


Malowniczy bruk (jakoś mnie urzekł ogromnie, nie wiem czemu, może ma jakieś harmonie w sobie):


Czajka w szpilce (nie, nie, obok szpilki, bo w szpilce nie wolno było):


Zakaz z cebulą:

Niewinne rozrywki kulinarne (ale nikt nie zginął ani nie ucierpiał):


Czajka w czajniku (a właściwie obok, chociaż do czajnika niby zakazu nie było):


 W centrum wiosna, tymczasem w naszych górach, jak mi relacjonuje moj ulubiony podróżnik, wszystko naraz.




Rękodzielniczo szydełkuję chustę virus. Potwierdzam na własnej osobie sprawdzoną teorię, że virus uzależnia. W dodatku jest świetnym wzorem dla początkujących - powtarzalny i zawsze wiadomo, gdzie się jest, co w przypadku szydełkowania nie jest wcale takie oczywiste.
To moja druga praca na szydełku, więc nie mogę się nadziwić, że umiem takie różne wachlarzyki i w dodatku równo.


Muzykofilię zakładam muzyczną oczywiście zakładką:


Pozostając już w bardzo wiosennym nastroju, dziękuję za Wasze odwiedziny i komentarze. Dobrego dnia! :))

niedziela, 17 marca 2019

Oko w nałogu

"Uświadom sobie, że zostajesz wysłany do prowincji Achai, do tej prawdziwej, właściwej Grecji, w której - jak to się ogólnie przyjmuje - miała swoje początki kultura, literatura, nawet płody ziemi; uświadom sobie, że zostajesz wysłany w tym celu, ażeby zaprowadzić ład wśród państw wolnych, to znaczy do ludzi, którzy są prawdziwymi ludźmi, do ludzi, którzy są jak najbardziej wolni, którzy zachowali prawa natury dzięki swoim zaletom, zasługom, życzliwości, dzięki temu, iż przestrzegają przymierzy i wreszcie - dzięki pobożności!"

"Kiepski to sposób rządzenia, kiedy władza doświadcza swojej mocy znieważając drugich, źle, jeżeli stara się pozyskać sobie drugich szerząc postrach; jeżeli chcesz coś osiągnąć, to o wiele większe znaczenie ma okazywana życzliwość, aniżeli szerzony postrach. Lęk bowiem przemija z chwilą, kiedy odchodzisz, miłość - pozostaje, i tak jak lęk przeradza się w nienawiść do ciebie, tak życzliwość w szacunek."
Pliniusz Młodszy, Listy

Takich rad udzielał Pliniusz młodemu zarządcy, no taki zaborca, to nawet przyjemny jest. Sam Pliniusz, zarządzając Bitynią, budował ludziom nowoczesne termy do kąpania, zasypywał śmierdzące rzeczki, przekopywał szlaki spławne, doprowadzał wodę źródlaną nowymi akweduktami, dbał o gimnazja i publiczne pieniądze. Walczył też z zabobonami.

"...wielu bowiem ludzi w różnym wieku, różnego stanu, obojga płci jest i nadal będzie narażonych na to niebezpieczeństwo. I nie tylko miasta, ale wsie, i wioski opanował ten zabobon jak zaraza.
Zdaje mi się, że można ją zahamować i z niej wyleczyć."

Zabobonem tym oczywiście było młode chrześcijaństwo, którego Rzymianie obawali się jako nowego stowarzyszenia, tak samo jak się bali stowarzyszenia strażaków. No cóż, nikt, nawet zaborca, nie jest jednak doskonały.

Ja tymczasem zajmuję się zupełnie nie zarządzaniem, ale czystymi przyjemnościami. W pobliskim mieście Łodzi otworzyło się bowiem miejsce pokus i uzależnień. Co miałam zrobić? Poleciałam w sobotę w samo oko nałogu.



Były zdjęcia, ciasteczka i mandarynki, a potem piłam pyszną kawę u przyjaciółki i podziwiałam nowe nabytki (no święty przecież nawet by uległ i zakupił na takie widoki). Nabytków było niewiele, zabrałam się do domu zwykłą taksówką, nie tirem, więc nawet nie mam za dużych wyrzutów sumienia.

W domowych pieleszach koszyczkowa serwetka rozwijała się systematycznie i dosyć szybko, nauczyłam się słupków potrójnych, pikotków i oczek ścisłych i bardzo jestem ze swojej nowej wiedzy zadowolona i dumna.





Pozostaje mi tylko starożytnymi sposobami nagotować krochmalu i ją zablokować. No i zabrać się za kolejną szydełkową robótkę, czyli chustę wirus.


W oryginale żółty nie jest żółty, ale limonkowy. I w takich limonkowych nadziejach i planach pozostaję z sympatią i szacunkiem. Dziękuję za wasze odwiedziny i przemiłe komentarze - dobrego dnia! :)

niedziela, 10 marca 2019

Mosty, techniki oraz popioły

"Cały ten czas spędziłem w niezwykle przyjemnym, całkowicie spokojnym nastroju, wśród tabliczek do pisania i książeczek.
Pytasz - jak było to możliwe? w Rzymie?"
Pliniusz Młodszy w świetle swoich listów i mów, Lidia Winniczuk


Ponieważ nie jestem w Rzymie, poza książeczkami miałam dodatkowo szydełka i druty. Czas wolny natomiast łatwo znaleźć, wystarczy unikać wyścigów konnych w cyrku oraz zarządzania posiadłościami wiejskimi. Łatwo mi przyszło jedno i drugie, mogłam więc w dużym stopniu cieszyć się obecnością Pliniusza, do którego czuję ogromną sympatię. Może dlatego, że w świetle swoich listów jawi się miłośnikiem literatury. Może dlatego też, że nie lubił rachunków i nie lubił ludzi podłych. Kochał za to sprawiedliwość, uczciwość i piękno natury. Wrażliwy, dociekliwy, hojny, dowcipny.
Największe jednak wrażenie zrobił na mnie, kiedy z poduszką nad głową uciekał razem z matką przed popiołami Wezuwiusza.
"Nieco się rozjaśniło, a nam się zdawało, że to nie nastaje dzień, lecz że to zapowiedź zbliżającego się ognia. A ogien zatrzymał się dalej, i znowu nastały ciemności, i znowu masa ciężkiego popiołu. A my podnosząc się raz po raz otrząsaliśmy się z niego, inaczej byłby nas calkiem zasypał, a może nawet przygniótł swoim ciężarem.
Mógłbym się teraz chełpić, że mimo takich niebezpieczeństw nie wydałem żadnego jęku, ani jednego słowa, które mogłoby świadczyć o moim załamaniu się, gdyby nie to, że wówczas wierzyłem, iż ginę ze wszystkimi i że wszystko ginie wraz ze mną nieszczęsnym: było to jednak wielką pociechą w świadomości, iż wszystko przemija."
Pliniusz Młodszy, list do Tacyta

Kiedy w książce od historii czytamy o datach, wydarzeniach, przyczynach, skutkach i nieszczęściach, to ludzie w tym wszystkim są  ludźmi bezpowrotnie minionymi, i dopiero tak osobista i żywa relacja, jak listy Pliniusza rzuca bezpośredni pomost między naszym, a tamtym czasem. Dopiero wtedy wiem i widzę, jak budzi się rano przy zamkniętych oknach.
W listach oczywiście jest dużo spraw urzędowych i poważnych, ale mnie i tak najbardziej podobały się cyprysy nad strumykami, bo jak sam Pliniusz pisał, nic nie jest piękniejsze od natury.
No i od nieśmiertelności.
"Moim bowiem zdaniem wszyscy ludzie powinni myśleć albo o swojej nieśmiertelności, albo o śmiertelności: pierwsi powinni czynić wysiłki, usilnie sie starać, drudzy - pędzić życie spokojnie, odpoczywać i nie utrudniać sobie życia daremnymi zajęciami"
Pliniusz Młodszy, Listy IX,3

Od razu zaliczyłam się do drugiej grupy i zaraz po pracy (bo jednak rachunki obowiązują w obu grupach) spokojnie zaczęłam serwetkę do koszyczka wielkanocnego.


Starm się, żeby było medytacyjnie i spokojnie, no i na ogół tak jest. Szydełko jest dla mnie techniką nową, więc oczka chwilowo tkwią w chaosie i poplątaniu, zamiast pozostawać policzalne i uporządkowane na drutach, ale wystarczy dobry filmik na Yotube i, najwyraźniej, nowe okulary.
Tak czy inaczej, słupków przybywa we wdzięcznych okrążeniach, za oknem wiatr bawi się z chmurami, słońce radośnie przegląda się w kałużach i mimo różnych pogłosek o garncach marcowych, robi się coraz bardziej i bliżej.




"Lecz na razie tyle. Co nowego poza tym? Cóż? nic - w innym wypadku dodałbym nowe wiadomości, bo na karcie jest jeszcze miejsce, a i dzien wolny pozwala snuć myśli dalej."
Pliniusz Młodszy

Zakładka prawie w duchu epoki:



Dziękuję za odwiedziny i przemiłe omentarze, dobrego dnia! :)

niedziela, 3 marca 2019

Melisa z kluczem

"Paliłem fajkę. Taką krótką angielską fajkę. Po wypaleniu kładłem ją zawsze na popielniczce. Pipuś doszedł do przeświadczenia, że to nie ma najmniejszego sensu. Moja fajka powinna leżeć na piecu w salonie. Koniec! Niech no Pipuś zobaczył moją fajkę na popielniczce! Zanim się zdążyłem obejrzeć, już ją chwytał w dziób i ciągnął na piec. Kładł fajkę zawsze w tym samym miejscu, na gzymsie. I wracał. Siadał przede mną i patrzył mi z wymówką w oczy. – Czy ty się nigdy nie nauczysz porządku? Nie będziesz kładł twojej fai, gdzie należy? Kiedyś Pipuś siedział na stole i czyhał tylko na to, żeby porwać mi fajkę. Patrzę na niego i myślę sobie, że dobrze by było zrobić Pipusiowi figla.

Biorę więc fajkę do ręki, wstaję. Pipuś spogląda za mną jednym okiem. Idę do pieca. Pipuś już jest na piecu. Położyłem fajkę tam, gdzie ją kładł kruk, i wracam. Pipuś szalał z radości! Wrzeszczał, machał skrzydłami, przestępował z nogi na nogę, co u niego było znakiem wielkiego rozradowania. Sfrunął z pieca, siadł mi na ramieniu i swoim twardym dziobiskiem zaczął delikatnie przebierać w moich włosach. To była najwyższa Pipusina pieszczota. – Zrozumiałeś! Nareszcie zrozumiałeś! Zrozumiałeś, że tak, jak ja chcę, jest najlepiej!"
Reksio i Pucek i inne opowiadania, Jan Grabowski

W czas najgorszego odgruzowywania nie można zbyt obciążać się intelektualnie, duchowo oraz fizycznie. Najlepiej zaparzać sobie dobrej melisy z miętą, jeść czekoladę gorzką i domowe ciasteczka a w nielicznych chwilach wolnych czytać pocieszające książki i robić na drutach coś różowego.



I tym właśnie sposobem przeczytałam "Opowiadania" Jana Grabowskiego, a kiedy zabrałam się za organizowanie Czajkomężowych narzędzi, to nawet poczułam się jak ów Pipuś, którego systemu porządkowania nikt nie mógł pojąć i o którym z lekkim przekąsem (a może też z bezsilnością) mówiono Błogosławieństwo domu.
Czajkomąż zupełnie nie mógł zrozumieć, dlaczego przenoszę jego skarby z trudnodostępnej szafki w kuchni (sic!) do eleganckich, przezroczystych pojemniczków i wygodnych szufladek (uwolnionych po moim osobistym odgruzowaniu się). Błogosławieństwo było znaczeniowo bardzo daleko od użytych przez niego zwrotów i fraz, najłagodniejsza brzmiała, że mi odłączy internet i odseparuje od tych dziwacznych minimalistów. Zresztą nie miał na szczęście dużo czasu na wyrażanie swoich odczuć, bo cały czas pilnował, czy nie wyrzucam nic poza dziesięcioletnimi klejami i skruszałymi jednorazówkami.

Koniec operacji był nerwowy i nie wróżył najlepiej, zwłaszcza, że wszystko miało być posortowane i łatwoznajdywalne, a ja nie umiałam odpowiedzieć na pytanie, do jakiej kategorii przydzieliłam niezwykle cenny i kluczowy  wierceniu kluczyk do wiertarki. Jako kobieta elektryk poprawnie identyfikuję ściągaczki, obcinaczki i neonówki, natomiast z innych narzędzi, mniej elektrycznych, odróżniam jedynie śrubokręt od młotka. Po powrocie ze sklepu zastałam Czajkomęża z karteczką, na której w swojej niezaprzeczalnej dobroci, mimo nadszarpniętych nerwów, naszkicował rzeczony kluczyk.


Jakim cudem skojarzyłam tę doniczkę z kluczem oczkowym, nie mam pojęcia, może mi pomógł jakiś duch od organizacji, w każdym razie kluczyk został odnaleziony w sekundę właśnie wśród kluczy oczkowych, przy okazji okazało się, że ów skarb można przyczepić do wietrarki za pomocą specjalnego uchwytu i nie ma potrzeby przechowywać go w stercie części samochodowych. Uspokojony Czajkomąż  wspaniałomyślnie pozwolił nawet owe części wyrzucić, zwłaszcza że samochód od nich został przez nas sprzedany kilkanaście lat temu.

Ja tymczasem mogłam już w pełni cieszyć się opowiadaniami napisanymi z ogromnym wdziękiem przez przedwojennego matematyka. Jak wtedy pięknie pisano po polsku!
Opowiadania czytałam oczywiście, jako strasznie dawne dziecko i bardzo dobrze je wspominałam. Czułam do tej pory zapach mydlin wylewanych przez Katarzynę na podwórko i coś mi mówiło, że to były dobre opowiadania. No i pamięć mnie nie myliła. Odnalazłam ten sam humor, werwę i zapach.
Wzruszała dobroć, chociaż zwierzęta u niego cieszyły się dużą wolnością, co nieraz kończyło się różnie. Mimo wszystko jednak jest to słoneczna lektura, w sam raz na ciężki czas.

Różowe na początku to suszarka na mydlo, jako że faktycznie, mydło w myjce wymydlalo się szybciej. Żeby nie było, że robię tylko zmywaki i zerowastowe suszarki, to codziennie oczywiście zapisuję alpaką temperaturę w szaliczku. Dzisiaj prezentuje się tak:


Ze skali kolorów jestem bardzo zadowolona, szkoda mi jedynie, że fioletowego nie dałam cieplejszego - jak widać, w tym roku temperatura poniżej siedmiu stopni w dzień pojawiła się tylko raz. Szkoda, bo śliwkowy mam ładny.
Robię też jedwabną tunikę zaczętą latem. Bardzo cienka, więc ledwo mam od góry do bioder. Zaczęłam też jedwabny gruby sweterek, ale coś musiałam pomylić w liczeniu i z nerwów odłożyłam prucie, ale w końcu do niego wrócę, bo kolor jest bardzo prześliczny i jak wino.
Myślę też o szydełkowej serwetce do wielkanocnego koszyczka, jednym słowem jakoś czuję, że wraz z odgruzowaniem szaf, zwolniło mi się miejsce w głowie na nowe pomysły.
Czego i Wam życzę, dziękuję za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia! :)

Na koniec bez zakładek, bo opowiadania czytałam w ebooku, ale za to moje zorganizowane pudełka:



I jak to nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda wstążeczka z opakowania prezentu, okładka od zużytego notesu i stara kartka z życzeniami oraz guzik niewiadomodoczego.
Teraz wiem, gdzie mam biżuterię, gdzie guziki, a gdzie moje wstążki do produkcji zakładek.

Ukochane koniki Czajkomęża:


Suszarka z mydłem:



I wreszcie domowe ciasteczka z tego przepisu


Bardzo szybkie,  łatwe i bardzo dobre. Ja piekłam z domowym dżemem z pigwy i pomarańczy.