wtorek, 23 czerwca 2020

Brzaski urlopowe i nie tylko


"W pewnym sensie można nawet rzec, że w świecie nie dzieje się nic nowego, gdyż wszystko jest powtarzaniem tych samych pierwotnych archetypów; owo powtarzanie, aktualizując moment mityczny, w którym archetypowy gest został objawiony, utrzymuje nieustannie świat w tej samej chwili brzasku początków. Czas jedynie umożliwia pojawienie się i istnienie rzeczy.
Nie ma żadnego rozstrzygającego wpływu na to istnienie - ponieważ sam bez przerwy się odnawia."
Mit wiecznego powrotu, Mircea Eliade

Człowiek jest dla mnie niezmiernie ciekawy w bardzo różnych przejawach, zachowaniach, zwyczajach i rozumieniu świata. Fascynująca jest też droga, jaką przebył od czasów przednowożytnych w spojrzeniu na siebie, na czas i na historię. A tu właśnie można sobie poczytać, jak to było z boskimi wzorcami rytuałów, z odnawianiem czasu, z nieszczęściem, historią, rozpaczą i wiarą. A ponieważ Eliade pisał ten esej dla kulturalnego niespecjalisty, więc jakby dla mnie.
Łatwo nie było, czytałam powoli, ale otwierały mi się oczy na różne rzeczy, bo nigdy wcześniej o nich nie słyszałam, a jeżeli nawet słyszałam, to nie w takim ujęciu.

Co mi się bardzo podobało, to niezwykła rzeczowość i neutralność - cały wywód pisany jest z ogromnym szacunkiem dla interpretowanych zachowań - pięknie ale bez negatywnych emocji.
Mogłam więc spokojnie się zachwycać i zadziwiać. I tak się zadziwiałam zwłaszcza brzaskami początków, bo początki są zawsze prześliczne (no, może nie w robótce na drutach, kiedy wszystko się zwija i zapętla).
A mój coroczny urlop, to już w ogóle kwintesencja powtórzeń - wieczna Wierchomla






W tym roku dodatkowo wietrzna, chłodna i przeważnie deszczowa, ale nie szkodzi. Etui na telefon miałam ciepłe, z alpaki, sobie dokupiłam polarów a i słońce też chwilami wyszło.
Zaczęłam inne projekty na drutach i na szydełku, popatrzyłam na wnuczkę i jak dla niej wszystko jest pierwsze, dziwne i magiczne - góra, potok, trawka, serwetka.
No a potem krótka pętla, czas się odnowił, a ja znowu stoję przy swoim domowym zlewie i siedzę w domowym ofisie.
Teraz mogę wrócić do pieczenia chleba na zakwasie, który przetrwał mój urlop w stanie zasuszonym, wyglądając nieco jak obdrapany tynk, co świadczy o tym, że jednak nie wygląd jest najważniejszy, ale ukryte moce.






Mogę też wrócić do całego spektrum robótek i do szycia.
Otóż bowiem od niejakiego czasu, gdzie nie spojrzeć w sieci, tam coś szyją ślicznego na ślicznych maszynach do szycia. Ja też myślałam, że będę się wprawiać w szyciu, nakupiłam towaru na maseczki i poddałam się po czterech. Rachel z Przyjaciół nawet wiedziała dlaczego - otóż maseczki nie bardzo mnie kręciły, podobnie jak jej nie kręciło roznoszenie kawy. I tuż przed wyjazdem olśniło mnie co mnie kręci - zabawki. Nie namyślając się wiele, uszyłam prototyp cichej książeczki. Jest trochę krzywy, ale mam nadzieję nabierać biegłości.








 Wszystkie strony zostały starannie przetestowane, prawie wszystkie elementy przetrwały - niektóre strony budzą większe zainteresowanie, niektóre mniejsze. I to jest fajne, bo kolejne można szyć już zgodnie z upodobaniami i zainteresowaniami.

Książkę zakładałam metką zwykła ubraniową, bo przez tę pandemię zapomniałam zakładek.
Dziękuję wszystkim za wizyty, dziękuję za przemiłe komentarze. Za rok nowy urlop i nowe brzaski, czego i Wam życzę, dobrego dnia! :)