niedziela, 18 maja 2025

Gastryczne magnetyzmy

 


W toku dni, jakie nastąpiły po jego powrocie, des Esseintes przepatrywał swoje książki, a na myśl, że mógłby z nimi rozstać się na długo, smakował w zadowoleniu nie mniej rzetelnym niż to, którym radowałby się odnalazłszy je po prawdziwej niebytności. 

Na wspak, J.-K.Huysmans

J.-K. Huysmans, którego to nazwiska wymowę sprawdzałam cztery razy, ale i tak nie pamiętam i słusznie, bo Huysmans jest francuskim pisarzem pochodzenia flamandzkiego, a flamandzki, jak ogólnie wiadomo jest mało wymawialny,  otóż Huysmans doszedł do wniosku, że wszystko w literaturze już było, a jak było, to jest nudne (podobnie zresztą mój wnuczek ocenia zabawki, którymi się musi bawić przez pół roku) i należy wymyślić coś nienudnego i nowego. 

Wymyślił więc diuka des Esseintes, dekadenta, który zamknął się w domu z dwoma służącymi i zaczął oddawać się różnym fascynacjom przeważnie estetycznym i wysublimowanym poczynając od literatury łacińskiej, malarstwo, alkohole, poprzez kamienie szlachetne, zapachy, kwiaty doniczkowe oraz podróże, przy czym podróże na krześle przedkładał jednak nad pełnymi trudu podróżami naprawdę. Fascynował się również leczeniem swoich gastrycznych problemów sposobami niezwykle wysublimowanymi.

Fabuły tu w zasadzie nie ma, ani przygód, za to narracja jest tak magnetyczna, że nie można się oderwać i czułam się, jakbym wirowała na karuzeli coraz wyżej i wyżej, a opisy są tak bardzo malarskie i sensualne, że poszłam do Wikipedii i tam przeczytałam, że wszyscy w rodzinie Huysmansa byli od pokoleń malarzami i to naprawdę bardzo widać. 

Dekadentem bym być nie chciała, ale za to bibliotekę diuka, och, tę bym chciała mieć. Książki wydrukowane na specjalne zamówienie, na srebrzystym papierze chińskim, złotawym japońskim, czcionką gotycką naśladującą pismo ręczne, "pewien kupiec z Lubeki przysyłał mu papier z połyskiem, udoskonalony, niebieskawy, szeleszczący, z lekka łamliwy, w którego miąższu zamiast ździebełek słomy tkwiły złociste drobiny, podobne tym, jakie migocą w gdańskiej wódce."

Esseintes się z nikim nie spotykał i to czasem jest fajne, można czytać, można prowadzić journale, można robić ilustrowane Poszukiwanie straconego czasu, 




można nie sprzątać i nie gotować odświętnie, ale czasem, czasem spotykanie jest dobre dla duszy. I tym sposobem odbyło się u mnie spotkanie biblionetkowe. Ugotowałam krem z cukinii, zrobiłam humus z suszonych pomidorów, dwie sałatki oraz naznosiłam do domu różne dobra winne i bagietkowe. Wyprasowałam obrus lniany w maki i w czasie prasowania uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nie prasuję w trudzie, ale czekam na święto. Na śmiechy, na rozmowy, na dobre jedzenie i wino. Na dobry czas. 

I czas naprawdę był bardzo dobry, dziewczyny zwiedziły wszystkie regały pojedynczo i w grupach, obejrzały moją książkową makietę, przy czym niektóre się zmotywowały a niektóre wręcz przeciwnie, ujawniły się różne frakcje dotyczące systemów ustawiania książek na półkach przy czym zwolennicy ustawiania według wzrostu (to ja) mają na półkach wszystkie książki ustawione według wzrostu, natomiast przeciwnicy cierpią od książek Umberta Eco rozmieszczonych w różnych pokojach i od Czechowa ustawionego na dwóch półkach oddalonych. Okazało się również, że niektóre tytuły są bardzo trudne do zapamiętania i czasem nam się wydaje, że czytaliśmy taką książkę Pratchetta, której Pratchett w ogóle nie napisał i że oglądaliśmy film, tymczasem oglądaliśmy serial ale też na ka. 



Naprawdę, spotkania, śmiech, wino i książki dobre są zwłaszcza w zimny deszcz, czego sobie i Wam wszystkim życzę. 

Dziękuję za wszystkie dobre słowa, otuchę, dobrego dnia!

18 komentarzy:

  1. Książki jednego autora na półce zawsze razem. Niezależnie od wzrostu i koloru obwoluty. Układanie książek kolorami, ostatnio modne, przeraża mnie. Gackowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja Czechowa przeprosiłam, że będzie na dwóch półkach, wyglądał na pogodzonego z losem. Tak, może nie powinnam, ale ja mówię do swoich książek i autorów.
      Widzę jednak u siebie coraz większą zgodę na sensowny porządek, zwłaszcza że teraz mam książki w jednym rzędzie i mieszczą się wszystkie bez upychania, ale to wymagałoby dużo fizycznej pracy, na razie więc nie i cierpię trochę, bo na przykład swoje Iliady mam w dwóch pokojach. Co ma w sumie tę zaletę, że zawsze są blisko.
      Pozdrawiam
      Ps. Jeżeli kolor jest jedyną wytyczną, to może przerażać, ale jeżeli jest kolejną, to już mniej.
      Pamiętam, jak kilkuletnia córka znajomych rozpoznała fragment książki - to Muminki!
      Ale które?
      - te pomarańczowe ♥️😂

      Usuń
  2. Kiedys bylam bardzo zasadnicza ze tylko biblioteczny system wedlug autorow jest prawdziwy i jedynie sluszny. W miare jak ja rosne rosnie tez moja wyrozumialosc dla roznych rzeczy, bo musze przyznac ze coraz lepiej wiem ze nie ma uniwersalnej recepty na nic. Ktos mi wyjasnil ze ukladanie kolorami moze byc bardzo pomocne dla osob z dysleksja, wiec naprawde cokolwiek dziala jest dobre. Ja tez wole grupowac raczej tematycznie niz wzrostowo chyba ze to jakies ksiazki o bardzo nietypowym formacie i musza pojsc na najwyzsza polke ze wzgledow technicznych. W sumie ubolewam bo moja biblioteka jest bardzo chaotyczna a chcialabym zeby odzwierciedlala moje fascynacje, tylko moje fascynacje sa tak szerokie ze niepoglebione i to tez przykre. Zycie dekadenckie w takiej wersji chetnie bym przyjela z biblioteka wlacznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś w ogóle nie myślałam o tym, że książki stoją w jakimś porządku, ten porządek sam się tworzył, jak drzewo i bardzo bliska mi była koncepcja, że jakaś książka tu stoi od lat. Pamiętam na przykład, gdzie stał Ulisses, gdzie Udręka i ekstaza w moim rodzinnym domu, a gdzie sportowe książki mojego taty (o, czyli jednak był tam jakiś system).
      Jeżeli chodzi o kolory, to myślę, że Gackowa mówiła o przypadku, kiedy książki są tylko dekoracją, wtedy to straszne faktycznie.
      Montgomery za to miała też wydzielone miejsce na swoje ukochane książki w szafce przy łóżku.

      Usuń
  3. PS Czajko czy ty jakies kursa kaligrafii uskutecznilas? Bardzo to profesjonalne dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Ja tylko nakupiłam mazaków, kilka piór i kilka zeszytów ćwiczeń kaligraficznych i staram się systematycznie pisać. Bardzo to więc jest niepogłębione, ale sprawia mi dużo przyjemności. Zwłaszcza jak piszę coś z Marcelka, bo wtedy jest się z tymi słowami długo - kaligrafowanie przebiega powoli.

      Usuń
  4. Ładnie piszesz o tym J.-K.Huysmansie i seria dobra, pamiętam te szatę graficzną.

    A flamandzki jest straszny! Chrześniaczka Jacusia poślubiła Flamandczyka z Gandawy i onże uczył mnie wymawiać Brueghel - gh musiałam wycharczeć straszliwie i prawie mnie pochwalił. :D

    A od czasu, kiedy z niemałym trudem, porozdawaliśmy książki ( zwłaszcza klasyków), bo się nagromadziło i po rodzicach, i wspólne po kilka egzemplarzy; przeszliśmy obydwoje na czytniki - Jacek nie do końca, ale rację mi przyznaję, że wygoda to jest - mam tylko ukochane książki i w j e d n y m rzędzie.
    I tak: na górze Pratchett, niżej - Marcin Wolski, potem Urszulka Le Guin, Tolkien, smoki, Białołęcka , Sapkowski, Pilipiuk, Lem.
    W drugiej witynie już tematycznie - wspomnienia, o sztuce, historyczne i albumy, i dary od dzieci i wnuków (czasem nie do końca trafione). :D

    Byłam u psiapsióły, bo mi raz chciała pokazać książki pięknie posegregowane - po pierwszej wizycie wnuczki było jak poprzednio, czyli groch z kapustą. Wniosek: czasem się nie da.
    Drugi wniosek: nieważne jak stoją, byle były pod ręką.

    I tym optymistycznym akcentem kończę i ściskam.

    Do obaczenia w Srebrnej Górze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, wrocilo do mnie wspomnienie, jak kiedys rozmawialam z moim holenderskim kolega o bardzo filozoficznym nastawieniu i zapleczu i probowalam mu opowiedziec o niderlandzkich esejach Herberta, zwlaszcza tym jednym apokryfie w ktorym Vermeer napisal list do... eeee... doo... Nooo... no do tego goscia od mikroskopu - wybrnelam w koncu desperacko. "Van Leuvenhoek" - powiedzial kolega spokojnie, jakby jego krtan nie do takich rzeczy byla przyzwyczajona a moj podziw juz i tak wysoki siegnal ponad poziomy. "No wlasnie" oznajmilam triumfalnie nawet nie probujac powtorzyc. Ja po dunsku moge, co podobno jest jakims tam wyczynem, ale holenderski to zupelnie inna bajka.

      Usuń
    2. Z flamandzkim też miałam przygody - dzwoniłam do jednego pana, miał bardzo proste nazwisko (przynajmniej tak wyglądało na wizytówce), w przełożeniu na polski to raczej Nowak niż Brzęczyszczykiewicz. Dzwonię, odbiera sekretarka, proszę pana, a ona na to, że taki nie pracuje. Jak to nie pracuje, sama widziałam na własne oczy, że pracuje jak u nich byłam w delegacji. No i przez pięć minut opowiadałam pani, jakie pan Nowak ma stanowisko, jak się ubiera, jakiego jest wzrostu, kolor włosów, numer pokoju, znaki szczególne i wreszcie sekretarka wykrzyknęła - Ach! Pan sjl#@^fa%$$^6qq8w bardzo charkocząco. No i okazało się, że właśnie tak wymawia się Nowak po flamandzku.
      A prezes tej firmy przez całą drogę z Brukseli do Brugge uczył mnie wymowy tegoż. Dobrze, że nie mieliśmy wypadku, tak się śmiał.
      Ściskam, Aniu i też nie mogę się doczekać!
      Ps. Jestem trochę rozczarowana, że nie zachwycasz się cytatami z Marcelka :D

      Usuń
  5. Zachwycam, Twoją kaligrafią, wiośnianą panienką na ilustracji... A Marcelek niechże w tle zostanie. 😀

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to "anonimowy"?
    Co ja źle naciskam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marcelek w tle, no nie, ja go chciałam wyeksponować właśnie 😂
      Ale dziękuję ❤️

      Usuń
  7. Tak barwnie opisałaś spotkanie literackie w Twoim domu, że prawie chodziłam razem z wami między regałami. A Czechow tylko się cieszy, że jest w każdym pokoju i chyba nierzadko do niego się odzywasz. Co do kaligrafii, to patrząc na wynik znowu pomyślałam, jak nieograniczone są ludzkie możliwości i ile talentów nieodkrytych drzemie w każdym z nas. Pozdrawiam serdecznie, bardzo często jestem myślami z Tobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, och to byłoby fajnie też Cię gościć. O, tak, do Czechowa czuję specjalny sentyment, było w nim coś bardzo ujmującego.
      Pozdrawiam serdecznie i też zawsze myślę ciepło o Tobie ♥️

      Usuń
  8. A ja jeszcze bardziej uszczupliłam swój księgozbiór. Kupuję książki, chwilę są ze mną i większość szuka kolejnych czytelników. Tak więc nie mam problemu z układaniem, choć preferuję nieład artystyczny i obok powieści potrafię postawić historię literatury, a następnie literaturę dziecięcą. Ważne, że jest tak, że wszystko mogę znaleźć bez problemu.
    Pozdrawiam serdecznie, Olimpia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przy ostatnich porządkach znalazłam Barbarzyńską Europę między Chlebem a Dziką fermentacją, to dopiero nieład 😅
      Buziaczki

      Usuń
  9. Gdy ćwierć wieku temu rozpoczęłam pracę w bibliotece, domowe książki ułożyłam według działów Uniwersalnej Klasyfikacji Dziesiętnej, a w działach alfabetycznie. Teraz to różnie jest, na przykład seriami, gdy się taka trafi, a luzaki według kolejności nabycia. Wpis jak zwykle przepiękny, a ilustrowane Poszukiwanie straconego czasu cudowne. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ja dojrzewam powoli do Dziesiętnej, ale zobaczymy co z tego wyjdzie :D
      Dziękuję bardzo!

      Usuń

Dziękuję za komentarz