niedziela, 13 lipca 2025

Wakacje z gofrem

 

"Nad morzem, kędy fale gładki żwirek ścielą" 
Odyseja, Homer 

I tak się właśnie zaczęły moje wielkie greckie wakacje. Właściwie nie zaczęły się od razu nad morzem, tylko w pociągu, gdzie uświadomiłam sobie, że zapomniałam książki, ale wzięłam na szczęście skarpetkę i Potop w audiobooku.


I tym sposobem pojechałam do Katowic, a jak się jest rodem z Biblionetki, to w Katowicach się oczywiście spotyka książkowo. Spotkałam się więc z Marylkiem i Epą i to było cudowne spotkanie. Żyrafa w różowym kapelusiku i gofry, które wszystkie inne mają pod sobą, potem śniadanie na trawie


na szczęście mogłam w ubraniu, potem spacer ślicznymi okolicznościami przyrody i plażą, z której Katowice bardzo są dumne, potem lunch z winem, przeglądanie książek (wiadomo, każdy biblionetkowicz ma w bagażniku swojego samochodu karton z książkami), potem dziewczyny w swojej niezwykłej dobroci zawiozły mnie na dworzec, wsadziły w autobus i pomachały chusteczką w mojej drodze na lotnisko. Bardzo, bardzo im dziękuję!

A potem już był samolot, lot po ciemku, wschód słońca i tak zaczęła się Grecja, morze Egejskie i wyspa Kos. Na niej pod platanem siedział Hipokrates i obmyślał zioła zdrowotne, ale ja i tak myślałam tylko o Homerze i o Odyseuszu, który na pewno przepływał niedalekimi mokrymi ścieżkami, moczył sobie nogi w tych falach i płakał za domem i tu niedaleko śpiewały mu kusząco syreny. Czasu na myślenie miałam dużo, bo zapomniałam książek, o robótce też zapomniałam, uciekałam z wnuczkami przed falami i Posejdonem (jedna ucieczka skończyła się startym kolanem, ale już się goi), chodziłam na stołówkę między palmami, drzewkami oliwnymi i fikusami, jadłam dobre rzeczy głównie greckie i piłam dobre wino z nalewaka. 

I myślałam o Homerze.








 

I o Hektorze trochę, bo przy dobrej pogodzie, a dobra pogoda była codziennie, Turcję było widać z Kos i Troję pewnie też. 

Chodziłam też klimatycznymi uliczkami, niedużo ich było, bo Kos malutka jest







I patrzyłam na greckie litery




Książek w ogóle prawie nie było, było za to dużo oliw
y i melissy czyli miodu




Wszędzie też było "Dzień dobry", więc kupiłam jedno na kubku, drugie na notesiku, nie kupuję już kubków ani notesików, ale z Kalimera musiałam kupić



Szłam też za współczesnym Ikarem i Dedalem, obaj dolecieli na pewno tam, gdzie chcieli dolecieć. 



I ja też doleciałam z powrotem prosto do Zgierza, nie mam tu nalewaków z winem, ale wiem, że tam fale całe czas biją o  piaszczysty brzeg. 

Tymczasem w Zgierzu dzieją się różne rzeczy, ale jedna z nich jest czarna i nawet nabiera tempa, mój czarny lniany sweter



Po blisko roku odzyskałam radość robienia na drutach, czego i Wam życzę, bo hobby są tym lepsze, im bardziej radosne. 
Dziękuję bardzo za wizyty i przemiłe komentarze, dobrego dnia!

14 komentarzy:

  1. Sweter się dobrze zapowiada. Sassssdrość tej Grecji i Homera…Siedzę pod Wilkasami w wypasionym hotelu, chodzić nie ma gdzie bo tu się raczej żegluję. Książki i robótkę na szczęście mam. Buziak. Dobrze, że już Cię coś cieszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Najwazniejsze, że masz co czytać i dziergać. Pozdrawiam, Czajka

      Usuń
  2. Piękny wpis, takie spotkanie nie tylko z morzem, nie tylko z sobą, zatrzymanie i zaduma nad czasem, czy on w ogóle istnieje, bo gdzie Homer, a gdzie wnuki, przecież razem, wszystko tu... A dzianina mimo czerni zapowiada się radośnie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! To jest właśnie najpiękniejsze, że Homer jest poza czasem, czyli zawsze.
      Pozdrawiam serdecznie, Czajka

      Usuń
  3. Oj tak! Robota rękodzielnicza mocno trzyma przy życiu i zdrowiu. Najsmutniejszy jest chwilowy brak radości z niej. Na szczęście nie trwa to długo a powrót jest bardzo radosny ) Pozdrawiam Cię Czajko serdecznie, wyglądasz super fajnie, Maria2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, trochę się właśnie martwiłam, że zostanę bez drutów i cieszę się, że jednak nie. Robię powoli, ale ważne, że robię.
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  4. Przecudnie tam, Moniko.
    Z wielką przyjemnością przeczytałam i obejrzałam Twoje wspomnienia.

    No i super, że odzyskałaś radość robienia na drutach (tym większa moja radość, podobna Twojej). I podziwiam, że robisz swetry od góry. Tak robi moja siostrzenica, która jest dla mnie wzorem niedoścignionym (jak ona to robi, że co kilka dni ma na swoim Włóczkowym chillu nowy post z nową pracą , nie mam pojęcia). A ja wciąż tradycyjnie dłubię od dołu i mruczę pod nosem, zszywając całość, czego nie lubię.

    A czy greckie litery Cię zainspirowały?

    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecudnie, ja lubię bardzo nasze morze i nasze plaże, ale kolor morza Egejskiego jest po prostu olśniewający no i te wyspy na horyzoncie i to światło i oliwki.
      Też nie lubię szycia, ale powiem Ci, że szycie ma zalety - bo szwy trzymają formę swetra lepiej. Natomiast robienie od góry jest naprawdę bardzo proste. Trochę gorsze dla mnie jest robienie od dołu w okrążeniach. Może siostrzenica podpowiedziałaby Ci jakiś wzór na przełamanie lodów?
      Na greckie litery patrzyłam z sentymentem, wiadomo :D
      Buziaczki!

      Usuń
  5. No popatrz, a ja myślałam, że najlepsze gofry to w Mielnie :-) Trzeba będzie brata o te katowickie podpytać. Wypadu do Grecji zazdraszczam pozytywnie i czekam na ładnie zapowiadający się czarny sweterek. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lokal z różową żyrafą - już dla niej warto iść :D
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  6. Cieszy mnie fakt, że krok po kroku odnajdujesz się, zaczynasz otwierać się na świat i powracasz do drutów. Greckie słońce i woda są bardzo sprzyjającym ładowaczem naszych akumulatorów. Niech ten czarny sweter śpieszy się do prezentacji na Twoim blogu i zaspokoi naszą ciekawość. Serdeczne uściski, we środę lecę nad Adriatyk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Honoratko! Cieszę się bardzo i życzę udanego wypoczynku, uściski!

      Usuń
  7. A proponowałam Ci jakąś książkę na drogę, ha! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, każdy biblionetkowicz ma w bagażniku karton wielki z książkami :D
      I jeszcze dostałam kartkę Happy whatever i do dziś mnie wzrusza :*

      Usuń

Dziękuję za komentarz