niedziela, 23 czerwca 2024

Numery z kolorami

 


"Ludy nieznające pisma często odróżniają, rzecz jasna, błahe podanie ludowe od poważnego mitu i quasi-historycznej legendy. Nie przywiązują jednak do tego zbyt wielkiej wagi, a to dlatego, że dopóki legendarne i religijne elementy tradycji przekazywane są ustnie, pozostają we względnej harmonii ze sobą nawzajem i z bieżącymi potrzebami społeczności. Uzgadnianie to dokonuje się na dwa sposoby: drogą nieświadomych operacji pamięci i za sprawą dostosowywania przez wykonawcę ujęcia i wymowy opowieści do oczekiwań słuchaczy. Są na przykład dowody na to, że takie adaptacje i pominięcia zdarzały się w trakcie ustnego przekazu tradycji greckiej. Odkąd jednak utwory Homera i Hezjoda, mieszczące tyle z dawnych greckich dziejów, wierzeń i kosmologii, zostały spisane, kolejne pokolenia stawały wobec coraz bardziej jątrzących wątpliwości: ile dosłownej prawdy jest w opowieściach o ich bogach i bohaterach? Jak wytłumaczyć występujące w nich oczywiste niekonsekwencje? I jak zapisane tam wersje wierzeń pogodzić z obecnymi?"

Następstwa piśmienności, Jack Goody i Ian Watt (w Antropologii antyku greckiego)

Tak, ciągle siedzę w antyku. Skończyła się tożsamość grecka, polityka, o której wiedziałam, że będzie trudna, mit i religia, o której myślałam, że będzie łatwiejsza, ale nie była i zaczęło się pismo. Pismo bardzo lubię i cenię od dawna, jestem wdzięczna, że mogę sobie podpisać słoik z mąką ziemniaczaną i nie pomylić jej z sodą chociażby, ale w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, że pismo miało wpływ nie tylko na słoiki, ale na całe myślenie ludzkości. Bo człowiek zaczął myśleć logicznie, kiedy sobie coś zapisał i potem to przeczytał. Cała logika, historia i matematyka ponoć od tego się wzięła. Wzięło się też z pisania strasznie dużo subiekcji (jakby powiedziała moja babcia), kłopotu i pracy. Bo gdy było zapisane, to po stu latach trzeba było sprawdzać czy nie przekręcone, a po tysiącu latach trzeba było tworzyć nowe tomy z komentarzami, dowodami, interpretacjami. Na przykład taka Biblia. Ile się trzeba nakopać w piaskach, jakie technologie trzeba zaprzęgnąć do odczytania tych skrawków, które się wykopie, ile języków trzeba się nauczyć, a i tak do dzisiaj nie wiadomo co Ewa zerwała z drzewa, bo podobno nie jabłko. 

A bez pisma byłoby pięknie. Szekspir by się nigdy nie zestarzał ani Kochanowski, ubiory naturalnie przekształciłyby się w outfity i każdy wiedziałby o co chodzi. Czytać nie byłoby co, internetu by nie było, czasem tylko sąsiadka w drodze do pracy opowiedziałaby jakąś historię. Czasu byłoby a czasu, można byłoby na drutach robić albo myśleć o kolorach, co czasem się łączy a czasem nie. 

Na drutach mam komin z odzyskanej włóczki po sprutej chuście (pozaciągała się i rozciągnęła między niektórymi oczkami). Komin ma mieć charakter sportowy, będę zabierać go na kijki, a wiadomo im mnie na kijkach powiewa luźnych końców tym lepiej. Kolorów ma niedużo, ale i tak o nich myślę, bo okazało się, że niektórzy nie lubią jak kolorów jest dużo i w chaosie. Mnie chaos w kolorach w ogóle nie przeszkadza i nawet się zmartwiłam tym przez chwilę, ale potem sobie pomyślałam, że nie mogę mieć chaosu w książkach ani w journalach, widać więc z tego, że każdy ma swój chaos i swój porządek. Co zrobić.

Myślę też o tym jakie to nieraz człowieka dopadają przeszkody i podgórki. Nie wiem, czy to tylko ja tak mam, ale kiedy z silnymi postanowieniami trwania w niekupowaniu idę do sklepu po masło i śmietanę, witryna księgarni kusi malutką lokomotywą. No, wiadomo, w środku było z niekupowaniem tylko gorzej.


Zawsze tuż przed gotowaniem obiadu okazuje się, że mam zaległości w notesie z cytatami i koniecznie muszę te zaległości nadrobić, jako że w notesach też nie lubię chaosu.


Przy okazji ozdabiania starych cytatów, mogę sobie myśleć o kolorach, czyli mam już dwa w jednym, niestety na obiad ma to niewielki wpływ. Okazało się też, że luka nie była wcale niewinna, objęta czerwoną zakładką zajmuje cały prawie notes, a jeszcze pozostało sporo do uzupełnienia. Ogólnie wiadomo, co trzeba zrobić w takiej sytuacji, trochę mnie to martwi, bo znowu kłóci się z niekupowaniem. 


Jakby tego mało, tuż przed zmywaniem okazało się, że mam nowy piórnik i koniecznie muszę w nim ponumerować kredki, żebym jak wyjmę wiedziała gdzie włożyć z powrotem. Kształcę się w kolorach od dłuższego czasu (na razie głównie poprzez kupowanie kredek i myślenie o kolorach), ale nie bardzo odróżniam żółty od złotej zieleni a raczej od zielonego złota (numer 72). 


Tak, życie pani domu nie jest proste. Na szczęście cytaty mam nadzieję uzupełnić jutro, najpóźniej pojutrze, na kształcenie się w kolorach mam pomysł, 


ale nie zaczynam realizacji, bo w sobotę jedziemy na drugi urlop (na emeryturze fajne jest to, że urlopów jest tyle, ile się chce) i koniecznie muszę się spakować, przy czym nie mam jeszcze za bardzo planu na urlopową robótkę. Kocyk jest za duży i muszę odpocząć od szydełka, komin jest za mały. Nie chciałabym żebym przez kształcenie w kolorach pojechała na urlop bez drutów i outfitów sportowych   

Jednym słowem, tydzień zapowiada się aktywny, ale mam nadzieję wszystkiemu sprostać (zwłaszcza, że kredki mam ponumerowane), czego sobie i Wam życzę.

Dziękuję bardzo za odwiedziny i komentarze, dobrego dnia!

Ps. Zakładka taka sama jak poprzednio, więc nie widać, na urlop Antropologia jednak zostaje w domu, jedzie ze mną czytnik i mam nadzieję się odzywać i zdawać relacje z czytania.      

niedziela, 16 czerwca 2024

Antyk z widokiem

 

"...filolodzy mają skłonność do picia w samotności, jeśli już widują się ze znajomymi, to zwykle po południu, przy herbacie. Antropolodzy, przeciwnie, gromadzą się koło północy i z plastikowych pojemników na odpadki piją żytniówkę z sokiem grejpfrutowym. Za tą różnicą idą kolejne - na przykład na płaszczyźnie retoryki. Antropolodzy lubią wieść spory w czasie otwartych spotkań, na których wstają i wygłaszają swoje płomienne, często bezczelne, przemowy. Natomiast filolodzy klasyczni są prawie zawsze uprzejmi - w rezultacie często nie sposób dociec, o co im właściwie chodzi."

Filologia klasyczna i antropologia, James Redfield (za Antropologią antyku greckiego)

Cytat jest z początku książki, dalej już tak śmiesznie nie jest, a że teksty są autorstwa filologów, rzeczywiście czasami nie wiem o co im chodzi. Zwłaszcza, że na ogół kwestionują ustalenia innych filologów i tym sposobem moje przywiązania i skąpa wiedza o antyku greckim sypią się w gruzy, okazuje się bowiem, że Frazer nie miał racji i naciągał fakty (a jego teorie w Złotej gałęzi były takie piękne i magiczne), a mit o Demeter wcale nie dotyczy zboża tylko czego innego. Łatwo nie jest, czytam mniej więcej pięć stron dziennie, nic dziwnego więc, że urlop czyli wywczasy zaskoczył mnie w jednej trzeciej Antropologii. Podjęłam śmiałą decyzję i zabrałam potwora ze sobą, zwłaszcza że mam od niedawna nowy worek (od Lusi) takiej pojemności, że zmieściły się w nim wszystkie moje hobby.


Nad morzem trochę siedziałam na kocu (ale doszłam do wniosku, że w pewnym wieku jednak bardziej stosowny jest leżaczek plażowy), trochę nie wiedziałam czy patrzeć na morze czy na chmury, więc patrzyłam raz tu raz tu. Morze dla mnie jest kwintesencją wakacji, wolności, przestrzeni, nie wiem czy to kwestia kolorów, horyzontu, szumu wody, wiatru, sznurków bursztynów, mew , pamiątek, czy może tego wszystkiego naraz.

Chodziłam więc plażą, szalik powiewał frędzelkami, mewy skrzeczały dramatycznie, łabędzie wyginały wdzięcznie szyje albo drzemały niedaleko brzegu, statek kołysał się na falach, gofry się piekły, ryby wędziły i były to piękne dwa  tygodnie. 









Bursztyn leżał czasem na plaży a czasem w muzeum, jednak na plaży był zdecydowanie mniejszy, chociaż też ładny.






W wolnych chwilach od patrzenia na morze robiłam alpakowe kwiatki i przyczepiałam szydełkiem do kocyka.


Zrobiłam też sobie sesję moich nowych sweterków na tarasie. 





Paski dalej trochę mnie kłują w oczy, ale już zostaną, są z podwójnej nitki Alize - bardzo milutkie, luźne, idealne na ciepłe letnie wieczory albo dni wietrzne. Granatowy jest z Belle i mnie trochę gryzie, ale poza tym jestem z niego zadowolona. 

I tak właśnie płyną dni do przepisowego lata, jedne urlopy się kończą, drugie się niedługo zaczną, bo na emeryturze najfajniejsze jest, że urlopów można mieć dużo a właściwie bez przerwy.

Dziękuję bardzo za Wasze wizyty i przemiłe komentarze, dobrego dnia! :)

PS. Antyk grecki zakładałam zakładką grecką