Pomimo to pani Małgorzata miała jeszcze dość wolnego czasu, aby siedząc godzinami przy oknie kuchennym, robić szydełkiem kołdry bawełniane - a zrobiła ich już szesnaście, jak pełnym czci szeptem opowiadały sobie kumoszki z Avonlea - i czujnym okiem przyglądać się gościńcowi, który tutaj właśnie skręcał w dolinę, a potem wił się w górę po stromym wzgórzu."
Ania z Zielonego Wzgórza, L. M. Montgomery
Nie jestem w pełni wzorową panią domu, ale mam czas siedzieć godzinami z szydełkiem i z braku okna na gościniec (po którym zaraz przejedzie Mateusz jadący po Anię, wiadomo) czujnym okiem przyglądać się serialom. Zgodnie z ogólnie znaną teorią o lubieniu i podobaniu się, lubię oczywiście seriale, które znam. Jest ich kilka i oglądam je na okrągło, a jednym z nich, poza Ranczem, Brzydulą i Ojcem Mateuszem, są Przyjaciele właśnie. Uważam, że jest w nich poruszony każdy temat, od tego że dzieciom zawsze spadają skarpetki aż po ten, że brzuszki w niedziele rano są męczące (dla niektórych przynajmniej).
I jak tu nie wierzyć w dobre duszki książkowe, skoro zaraz po zalogowania się w ramach testów do wypożyczalni Legimi, pierwsze, co mi się wyświetliło, to była książka o najlepszym serialu na świecie. Takich znaków nigdy nie można lekceważyć, więc przeczytałam nie zwlekając.
Nie jest to literackie arcydzieło, nie jest to książka przeznaczona dla szerokich kręgów, powiedziałabym, że raczej dla fanów seriali. Czyli dla mnie.
Dowiedziałam się, jak się kręci seriale i jak się kręci seriale ponadczasowe. książka nie jest tylko zbiorem anegdot, ale nieco szerszym spojrzeniem na telewizję, społeczeństwo, zmiany jakie zachodzą i na publiczność. Jest też tu trochę zaplecza, czyli jak się pisze scenariusz, jak się ubiera bohaterów i jak się kręci czołówkę. Było trochę zakulisowych żartów. Przeczytałam to wszystko jednym tchem, po części dowiedziałam się a po części przypomniałam sobie, dlaczego tak lubię ten serial, jego humor i duże kubki, Nic dziwnego więc, że zaczęłam oglądać go na nowo i jestem już w czwartym sezonie.
Do serialu druty, a na drutach resztkowiec Małgosi . Taki wzór i wspólne działanie okazało się idealne na moje różne przygnębiania wirusowe. Musiałam się skupić na zrozumieniu przepisu, powyciągać z szafy reszki, ku mojemu zdumieniu okazało się, że mam bardzo mało resztek, mam za to mnóstwo włóczek z niezrealizowanych planów, co jakby na jedno wychodzi).
Jestem już na prostej pod pachami i bardzo mi się podoba konstrukcja tego swetra, bardzo nieskomplikowana, ale w przypadku ściągacza, jakim jest robiony - sweter idealnie się układa.
Nic nie gryzie, kolor mi się bardzo podoba. Niestety nitką wiodącą jest akryl, ale zaplanowany do sprucia bawełniany sweter nieoczekiwanie stawił opór, żal mi go było spruć, no i nic innego nie miałam. Akryl jest dobrej jakości, nie skrzypi i się za bardzo nie mechaci. Do tego różne wiskozy i bawełny w kolorach.
(Przepraszam za nieład w przedpokoju, ale tam mam strefę kwarantanny, więc co z Czajkomężem przyniesiemy do domu, tam wisi i się odkaża).
Na poprawę humoru oglądałam też podcasty moich ulubionych podcastowych dziewiarzy, czyli Carlosa i Arne. Bardzo dobrze działają mi na umysł, opowiadają w sposób niezwykle ciekawy o wszystkim od dziergania po mycie kryształowych żyrandoli. Uwielbiam ich dbałość o szczegóły, ich różne projekty, ich łosie w ogrodzie, ich szydełkowe kołdry. Doskonale mi się razem z nimi robi na drutach, znacznie wtedy się wyciszam i przyspieszam. Fajnie że nie są idealni, mają swoje różne słabości, więc przebywanie z nimi wirtualnie nie wbija w kompleksy, ale motywuje i podnosi na duchu. No ale jak ktoś, kto robi takie koce, może nie podnieść na duchu?
Jednym słowem, brnę jakoś z jednego dnia w drugi z kolorowymi wspomagaczami, czego i Wam życzę! Dobrego, zdrowego dnia! :)
I dziękuję bardzo bardzo za wszystkie odwiedziny i komentarze :)
Ps. Z uwagi na okoliczności, zabrałam się za szycie, no kto wie, może je w końcu polubię? Moja pierwsza próba (no dobrze, trzecia, Czajkomąż twierdzi, że rzucałam brzydkimi wyrazami, ale to nieprawda. Co zrobić, nie lubię szyć. :))