wtorek, 21 kwietnia 2020

Kolorowe wspomagania

"Była ona wzorową panią domu, pod której okiem gospodarstwo szło jak w zegarku. Ona wiodła rej w Szwalni dla Dziewcząt, ona zajmowała się szkołą niedzielną, była jednym z filarów parafialnego Związku Pomocy i Stowarzyszenia Pomocy dla Misjonarzy nawracających dalekich pogan.
Pomimo to pani Małgorzata miała jeszcze dość wolnego czasu, aby siedząc godzinami przy oknie kuchennym, robić szydełkiem kołdry bawełniane - a zrobiła ich już szesnaście, jak pełnym czci szeptem opowiadały sobie kumoszki z Avonlea - i czujnym okiem przyglądać się gościńcowi, który tutaj właśnie skręcał w dolinę, a potem wił się w górę po stromym wzgórzu."
Ania z Zielonego Wzgórza, L. M. Montgomery



Nie jestem w pełni wzorową panią domu, ale mam czas siedzieć godzinami z szydełkiem i z braku okna na gościniec (po którym zaraz przejedzie Mateusz jadący po Anię, wiadomo) czujnym okiem przyglądać się serialom. Zgodnie z ogólnie znaną teorią o lubieniu i podobaniu się, lubię oczywiście seriale, które znam. Jest ich kilka i oglądam je na okrągło, a jednym z nich, poza Ranczem, Brzydulą i Ojcem Mateuszem, są Przyjaciele właśnie. Uważam, że jest w nich poruszony każdy temat, od tego że dzieciom zawsze spadają skarpetki aż po ten, że brzuszki w niedziele rano są męczące (dla niektórych przynajmniej).
I jak tu nie wierzyć w dobre duszki książkowe, skoro zaraz po zalogowania się w ramach testów do wypożyczalni Legimi, pierwsze, co mi się wyświetliło, to była książka o najlepszym serialu na świecie. Takich znaków nigdy nie można lekceważyć, więc przeczytałam nie zwlekając.


 Nie jest to literackie arcydzieło, nie jest to książka przeznaczona dla szerokich kręgów, powiedziałabym, że raczej dla fanów seriali. Czyli dla mnie.
Dowiedziałam się, jak się kręci seriale i jak się kręci seriale ponadczasowe. książka nie jest tylko zbiorem anegdot, ale nieco szerszym spojrzeniem na telewizję, społeczeństwo, zmiany jakie zachodzą i na publiczność. Jest też tu trochę zaplecza, czyli jak się pisze scenariusz, jak się ubiera bohaterów i jak się kręci czołówkę. Było trochę zakulisowych żartów. Przeczytałam to wszystko jednym tchem, po części dowiedziałam się a po części przypomniałam sobie, dlaczego tak lubię ten serial, jego humor i duże kubki, Nic dziwnego więc, że zaczęłam oglądać go na nowo i jestem już w czwartym sezonie.


Do serialu druty, a na drutach resztkowiec Małgosi . Taki wzór i wspólne działanie okazało się idealne na moje różne przygnębiania wirusowe. Musiałam się skupić na zrozumieniu przepisu, powyciągać z szafy reszki, ku mojemu zdumieniu okazało się, że mam bardzo mało resztek, mam za to mnóstwo włóczek z niezrealizowanych planów, co jakby na jedno wychodzi).
Jestem już na prostej pod pachami i bardzo mi się podoba konstrukcja tego swetra, bardzo nieskomplikowana, ale w przypadku ściągacza, jakim jest robiony - sweter idealnie się układa.





Nic nie gryzie, kolor mi się bardzo podoba. Niestety nitką wiodącą jest akryl, ale zaplanowany do sprucia bawełniany sweter nieoczekiwanie stawił opór, żal mi go było spruć, no i nic innego nie miałam. Akryl jest dobrej jakości, nie skrzypi i się za bardzo nie mechaci. Do tego różne wiskozy i bawełny w kolorach.
(Przepraszam za nieład w przedpokoju, ale tam mam strefę kwarantanny, więc co z Czajkomężem przyniesiemy do domu, tam wisi i się odkaża).

Na poprawę humoru oglądałam też podcasty moich ulubionych podcastowych dziewiarzy, czyli Carlosa i Arne. Bardzo dobrze działają mi na umysł, opowiadają w sposób niezwykle ciekawy o wszystkim od dziergania po mycie kryształowych żyrandoli. Uwielbiam ich dbałość o szczegóły, ich różne projekty, ich łosie w ogrodzie, ich szydełkowe kołdry. Doskonale mi się razem z nimi robi na drutach, znacznie wtedy się wyciszam i przyspieszam. Fajnie że nie są idealni, mają swoje różne słabości, więc przebywanie z nimi wirtualnie nie wbija w kompleksy, ale motywuje i podnosi na duchu. No ale jak ktoś, kto robi takie koce, może nie podnieść na duchu?

Jednym słowem, brnę jakoś z jednego dnia w drugi z kolorowymi wspomagaczami, czego i Wam życzę! Dobrego, zdrowego dnia! :)

I dziękuję bardzo bardzo za wszystkie odwiedziny i komentarze :)

Ps. Z uwagi na okoliczności, zabrałam się za szycie, no kto wie, może je w końcu polubię? Moja pierwsza próba (no dobrze, trzecia, Czajkomąż twierdzi, że rzucałam brzydkimi wyrazami, ale to nieprawda. Co zrobić, nie lubię szyć.  :))



sobota, 11 kwietnia 2020

Chusta izolowana

"Przypuśćmy, że mam na sobie suche ubranie. Przypuśćmy, że mam całe, mocne buty, długi, ciepły płaszcz, wełniane pończochy i nowiutki parasol. I przypuśćmy... przypuśćmy, że w pobliżu piekarni, w której sprzedają gorące bułeczki, znajdę sześć pensów - które do nikogo nie należą... Wchodzę do sklepu, kupuję sześć najgorętszych bułeczek i zjadam je wszystkie na poczekaniu."
Mała księżniczka, Frances Hodgson Burnett


Przypuśćmy więc, że jest wiosna, są święta, siedzimy w izolacji, trochę nam smutno i bardzo musimy się pocieszyć, podchodzimy do półki i sięgamy po książkę - najlepiej działa półka z książkami dla dzieci.



Stary, znany schemat, ale to nic nie szkodzi. Na początku palą się gazowe latarnie, jest pięknie, ciepło, bogato i w koronkach. Potem następuje katastrofa, wiadomo, trzeba wytężyć siły wyobraźni, trzeba utrzymać hart ducha i dzielność. I wtedy następuje przełom w postaci hinduskiego służącego i jego małpki.
Lubiłam Małą księżniczkę dawniej, lubię i teraz, lubię ten nieco staromodny język, z urokliwymi zawijasami jak angielskie pismo, lubię te zdania złożone, staranne. I lubię ilustracje - lekkie, jakby pospieszne, ale pełne ślicznych szczegółów. Lubię falbanki, kokardy i loki, ale lubię też okruszki dla szczurzej rodziny i wróbelki za oknem. Jednym słowem, wszystko tu lubię.

Poza małymi pocieszeniami, dziergam na drutach niezmiennie poranne promienie, w tamtym tygodniu wydawało mi się, że już jestem na finiszu, więc w tym tygodniu chyba jestem. Chusta układa się miękko, ciepło i wełniście i trochę mi szkoda, że nie pasuje do nadchodzącego sezonu.


Trochę też czasu spędzam w home office  i trochę w kuchni piekąc wielkanocne baby i wielkanocne mazurki, ale wiem, że jak wrócę do pokoju, to zastanę taki widok:


Tak spojrzałam na fotel, na rozłożoną książkę i pomyślałam, że to jedna z przyjemniejszych perspektyw. Łatwiej wtedy być dzielnym.
I wielu takich chwil przyjemnych, spokojnych, pogodnych i zdrowych na nadchodzące Święta życzę jak najserdeczniej. :)


Dziękuję bardzo za odwiedziny i komentarze, Wesołych Świąt!

czwartek, 2 kwietnia 2020

Resztki postrzelonych czytników


"Jestem prawie pewien, że dwa tomy Dekameronu znajdowały się wśród niewielu rzeczy, które właściciel przywiózł z ojczyzny. Ciekawe, od ilu pokoleń przekazywano je w jego rodzinie, zanim wylądowały niechciane w zawilgoconym mieszkaniu w New Cumnock. Teraz jednak zaczyna się ich nowe życie u młodej kobiety, która dziś je kupiła, i kto wie, co je czeka przez kolejnych kilkaset lat?"
Pamiętnik księgarza, Shaun Bythell

Kiedy poszłam do wirtualnego Empiku, zobaczyć jak kusi nas obniżkami w czasach zarazy i kwarantanny, pierwszą okładką jaka wyświetliła się na moim monitorze była okładka z kotem, książkami i księgarzem. Trudno było się nie skusić, kupiłam (chociaż obiecywałam sobie, że nic nie będę kupować w tym bezdusznym empikowym molochu), załadowałam na swój czytnik i dopiero potem zrozumiałam, jakie popełniłam fopa. Bowiem to właśnie Shaun Bythell strzela do czytników, co można zobaczyć osobiście na Yotube.

 Źródło: https://www.youtube.com/watch?v=6g2Kq8bt_PA

Nie poszłam w ślady strzelania, ponieważ z jednej strony rozumiem jego racje, to z drugiej strony myślę, że podobnie gliniarz, który utrzymywał się z lepienia glinianych tabliczek, mógłby strzelać do papirusu albo do pulpy drzewnej. Pewnych rzeczy nie da się powstrzymać, co prawda książka z papieru ma chyba jednak większe i dłuższe szanse niż gliniane tabliczki.
Ale wracając do rzeczy, czyli do pamiętnika. Są to roczne zapiski człowieka mieszkającego w Szkocji, który pewnego dnia wszedł do antykwariatu zapytać o książkę, a po lekkiej sugestii właściciela kupił cały antykwariat. W każdym zapisku jest data, liczba zamówień internetowych, liczba klientów i stan kasy. Jest też zwięzły opis minionego dnia i przeczytanych książek. Opisy są bardzo sugestywne, więc mamy wrażenie jakbyśmy razem z autorem jeździli po oblodzonych drogach oglądać wymarłe księgozbiory, czytali "Martwe dusze" w fotelu przy kominku, pakowali dziesiątki książek w pocztowe worki , przenosili tony literatury  w kartonach, szukali okładkowego Kapitana, który jest czarnym kotem, objadali się śmietnikowymi rarytasami czy zderzali z klientami. Każdy miesiąc poprzedzony jest cytatem z eseju o księgarzach Orwella. I z cytatów i z pamiętnika jasno wynika, że praca księgarza jest trudna i niewdzięczna, a klienci dziwni, męczący i mało kupujący.

Pomimo tych niedogodności, Shaun Bythell oczywiście nie zamieniłby tego zajęcia na inne, bo najzwyczajniej w świecie kocha książki i ma je nawet w słupkach przed sklepem (co też można zobaczyć w internecie). Nic dziwnego, skoro mieszka w Wigtown, mieście książek. Miasto książek polega na tym, że ma dużo antykwariatów, książkowych turystów i największy szkocki festiwal książkowy.
Dla książkowego mola jest to więc lektura idealna. Z klimatem, atmosferą, lekką dozą zgryźliwości. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to że wszystkiego było trochę mało, ale zawsze mogę sobie ten niedosyt zrekompensować filmikami na Youtube. Jest też trochę literówek, czyli łowienie łosi w pobliskiej rzeczce na przykład. Można za to przemyśleć swoją postawę jako klienta i się poprawić ewentualnie, czyli kupować dużo, nie targować się, nie zadawać głupich pytań ani nie sprawdzać ostentacyjnie cen na Amazonie (którego autor Pamiętnika nie znosi jeszcze chyba bardziej niż czytników i ma ku temu racjonalne powody).

Poza przebywaniem myślami w Wigtown, dziergałam na drutach. Udało mi się dorobić kilka słonecznych promieni w projekcie Poranne promienie


Zapisałam się też do nadążnego robienia na drutach swetra resztkowego. Robienie nadążne polega na tym, że Małgosia podaje w odcinkach przepis na sweter i można nadążać za nią z drutami.
Sweter resztkowy jest kolejnym dowodem na to, że każdy najmarniejszy kawałek najmarniejszej włóczki ma potencjał, tylko czeka na swój projekt, żeby się przydać i zabłysnąć urodą.
Ku mojemu minimalistycznemu zmartwieniu, wszystko trzeba trzymać - nie ma tu śmieci.




Poza dzierganiem piekę na pocieszenie ciasta, robię kolorowe kanapki, oglądam Netflixa,




a moje home office, chociaż nie wygląda już tak sterylnie jak w dniu jego otwarcia, cały czas ma miłe duszy akcenty.






Dziękuję bardzo za wizyty i przemiłe komentarze, wszystkiego dobrego z okazji Międzynarodowego Dnia Książki dla Dzieci! 

"Jest to Praktyczna Baryłeczka - mówił Puchatek. - Proszę. A na niej jest napisane: "Z serdecznym Powinszowaniem Urodzin od szczerze ci oddanego przyjaciela Puchatka". To jest właśnie napisane. A baryłeczka służy do przechowywania różnych różności. Proszę"
Kubuś Puchatek, A.A. Milne

Oby nasze różności były jak najlepsze i najzdrowsze! :)