"- Mogę zamiast tego kwiatka dostać niebieski? - zapytała Madeline.
- Nie - odpowiedziała nauczycielka. - Kolor niebieski jest dla chłopczyków, a różowy dla dziewczynek."
Lekcje chemii, Bonnie Garmus
Nie biegaj jak baba - mówił mi tata, więc nie biegałam i zawsze ścigałam się z chłopakami. Nie cierpiałam mojej chłopięcej fryzury i lubiłam różowy z falbankami, bo jednak jestem babą.
I tak zostałam pomieszana. Długo trwało zanim doszłam do wniosku, że ściganie się z chłopakami nie ma sensu - od dawna pracowałam już jako elektryk. I mimo tego, że od dawna panuje równouprawnienie, nie było łatwo. W tego rodzaju typowo męskiej branży kobieta musi udowodnić, że jest dobra, natomiast mężczyzna wręcz przeciwnie - musi udowodnić, że jest do niczego.
Oczywiście nie miałam tak dramatycznych przejść jak Elizabeth Zott, bohaterka "Lekcji chemii", ale musiałam walczyć z własnym szefem o pracę, na stażu w warsztacie dostałam pracę, która miała mnie doprowadzić do płaczu (po wielu latach przyznał się do tego mój monter i jak duże wrażenie na nich zrobił fakt, że się nie popłakałam). Ile razy zostałam wzięta za sekretarkę to nawet szkoda gadać. To mnie nawet przestało irytować, odkąd sama wzięłam panią na stanowisku technicznym za sekretarkę. Zresztą słusznie poniekąd, bo pani okazała się w bliższej rozmowie nie mechanikiem ale filologiem klasycznym. Zrozumiałam, że nie ma w tym nic złego, gorzej, jeżeli pan już wie, że rozmawia z kobietą elektrykiem a koniecznie chce z panem. No, może to niezbyt elegancko, ale uświadomienie takiemu panu, że nie jest zbyt bystry w branży sprawiało mi niecną przyjemność.
"Teraz rozrywam wewnętrzne wiązania cząsteczek jajek, aby wydłużyć łańcuch aminokwasów - opowiadała mu, ubijając jajka trzepaczką - co pozwoli uwolnionym atomom powiązać się z innymi podobnie uwolnionymi atomami. Następnie zrekonstruuję tę mieszaninę jako luźną całość i wyłożę ją na powierzchnię stopu żelaza z węglem, gdzie poddam ją precyzyjnej obróbce cieplnej, nieustannie poruszając mieszaniną aż do osiągnięcia przez nią stanu bliskiego koagulacji."
Lekcje chemii, Bonnie Garmus
Jak dobrze, że nic nie trzeba wiedzieć o łańcuchach ani wiązaniach, żeby gotować, wystarczy przywołać obraz mamy czy babci (albo zajrzeć do Youtuba), bo ja chemii akurat nie znoszę, no ale Elizabeth ją kochała, więc wszystko widziała przez jej pryzmat, nawet skórkę ziemniaka. Lekcje są opowieścią o przedzieraniu się kobiet przez męski świat, który niby w odwrocie, ale wciąż jeszcze w pewnym stopniu jest aktualny, o różnych wydarzeniach dramatycznych, komicznych i zagadkowych, o miłości też jest, o wychowywaniu dzieci i o psie. Celu psiego wątku nie zrozumiałam ale z czasem polubiłam. Książkę czytałam nawet w busie, co jest swoistym wyróżnieniem, bo raczej nie czytam już w drodze do pracy, nie chce mi się wyciągać okularów i wolę pogapić się na zamglone lasy jesienne i krzaczki. Pomyśleć o wełnianych skarpetkach i o tym co się czasem dzieje w głowie, kiedy człowiek nie myśli.
Zrobiłam pierwszą skarpetkę w śliczne warkoczyki - zajęło mi to ponad tydzień. Już po zrobieniu kilku centymetrów wiedziałam, że nie podoba mi się dzianina - była sztywna i zbita, jakbym robiła ze sznurka a nie ze skarpetkowej, ale jednak z wełny. Co się działo w mojej głowie, że robiłam dalej i dalej i dalej, jakby miał się w tym dalej zdarzyć jakiś cud? Nie wiem, cud się oczywiście nie zdarzył, skarpetka pierwsza okazała się być testową do sprucia a teraz robię na grubszych drutach i druga skarpetka, która będzie pierwszą nie przypomina wreszcie blachy.
Poza niemyśleniem obchodziłam dziś dzień oszczędzania, mój słoik postępu dzielnie się bogaci:
zajęłam się też warzywnymi mieszaninami bo długim jedzeniu tylko chleba z serem białym
No i wracam do swoich Achajów
I tak sobie myślę, że w różowym i niebieskim nie ma nic złego. Dobrze byłoby jednak, żeby każdy mógł sobie wybrać co chce i żeby nie był uważany za gorszego tylko dlatego, że woli różowy. Różowy jest też ważny. Niebieski zresztą tak samo. :)
A za oknem ciepło i mgła. Dziękuję za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia!