Reportaże o prywatnych księgozbiorach, Mirosława Łomnicka
Jak ci się mieszka w Krakowie? - pytają wszyscy. Zaskakująco dobrze. Powoli się integruję z miastem. Po długim namyśle, doszłam do wniosku, że z zupełnie nowym miastem najlepiej się integrować powoli i po kolei. Dobrze wybrać sobie jeden punkt albo temat i tam zacząć. Ja zaczęłam integrowanie od księgarni. Księgarni w Krakowie jest dużo, dwa razy więcej niż w Łodzi i już nie wiem ile razy więcej niż w Zgierzu, integrować można więc się długo i dokładnie. Wędruję więc sobie szlakiem krakowskich księgarni raz pieszo, raz tramwajem, raz autobusem i poznaję miasto. Oczywiście taka integracja ma nieduży skutek uboczny, który działa głównie w ramach finansowych oraz kulturystycznych. Na ramy kulturystyczne radzę sobie windą, na finansowe kolejnymi postanowieniami, żeby integracje przeprowadzać bez kupowania. Albo poprzez biblioteki na przykład, na razie jednak do tego nie doszło, chociaż ustaliłam, że biblioteki w Krakowie też są.
Na swoje usprawiedliwienie dodam, że są książki, których nie kupiłam a mogłam, na przykład Kubusia po kaszubsku, w moich nowych regałach cały czas jest jeszcze miejsce i masłem w sumie nie muszę smarować chleba, bo tłuste jest i ogólnie niezdrowe.
Poza integrowaniem się byłam w Łodzi
jadłam dobre rzeczy
i spotykałam smoki same oraz smoki z kapibarami (ale prawdziwe? - zapytała wnuczka)
śmiałam się dokumentnie z Kicoka
Tymczasem z długimi wieczorami przyszła jesień, ta niezrównana kolorystka,
a jesienią dobrze jest usiąść z gorącą herbatą i z dobrą książką, bo jak mówił Michał z Montaigne, trzeba ze złem biec a z dobrem siedzieć, czego sobie i Wam życzę.
Dziękuję bardzo za wizyty i za przemiłe komentarze :)












