Uwielbiam ten film. Film o miłości do książek, o londyńskim antykwariuszu i amerykańskiej pisarce. O starych kamienicach w Nowym Yorku i złoconych brzegach książek.
Wzięłam dwa dni urlopu sportowego i spędziłam je uprawiając liczne dyscypliny typu mycie kloszy z przeszkodami, skoki z drabiną, rzut ścierką oraz odkurzanie książek na czas.
Ja nigdy nie podczytuję. Zdyscyplinowana, biorę tom za tomem, odkurzam, wycieram półkę, stawiam na nią książki z powrotem równo, bo u mnie musi być równo. Nie podczytuję, bo wiem, że pierwszy dzień świąt by mnie tu zastał i drugi. Wyjmuję i stawiam, pierwsza półka idzie lekko, druga podobnie, ale przy trzeciej i czwartej zaczynam czuć ich ciężar.
"Niech żyją rzeczy lekkie" pisała Tove Jansson. No ba!
Pamiętam kiedy zeszłego roku w Boże Narodzenie wczesnym rankiem czytałam jej biografię przy makowcu, serniku i dwóch świeczkach, bo była długa, długa awaria. Właściwie poczytałabym jeszcze raz. Jeszcze raz popatrzyła na jej zdjęcia i na jej ilustracje. Na dwóch tomach Anny Kareniny rysunek gorsetu i lokomotywy. Jaki ładny. Właściwie poczytałabym też Annę Kareninę, o śniegu na peronie, o ich pierwszym spotkaniu, pierwszym tańcu, o koszeniu łąki, o pszczołach i ogórkach z miodem.
"Chochoły" Szostaka o ucieraniu sernika, rytuałach, uszkach w czerwonym barszczu, o kamienicy trochę w Krakowie, a trochę nie, jej pokoje maleją, powiększają się, gubią się w labiryntach, a życie trwa niezmienne. Poczytałabym jeszcze raz, ale grzecznie odstawiam na półkę. I kiedy wreszcie przeczytam te listy Seneki, kupione gdzieś w kiosku, który mieszkał nad łaźnią i narzekał na hałasy. Najbardziej dokuczał mu wyrywacz włosów spod pach, bo równie głośno piszczał on, jak i jego klienci. Na półkę.
Surowe, posępne kolory okładki, to Homer po norwesku, jeden z mojej kolekcji Homerów zapoczątkowanej przez trochę żartem przywiezioną ze Szwecji Iliadę. Nie poczytam raczej, ale jak miło, że wszędzie wydają Iliady i Odyseje:
"Jako když rolnik zasadi v zákouti sadu
do vlhké pudy zelený výhonek olivy štihlé;
vyrostl, zazelenal se, kolébán jemnými vánky"
Vyhonek oliwy kolebie się na wietrze, a ja odkurzam Kubusia, jedną z pierwszych książek, którą przeczytałam i która jest ze mną już tyle lat. Wspominam swoje dawne prezenty gwiazdkowe, imieninowe, urodzinowe, późno, późno zaczęłam sama kupować książki, wychodzić z domu bez żadnej a wracać z jedenastoma po to, żeby były czytane i żeby walczyły o miejsce na półce, bo u mnie w domu o miejsce na półce nie jest łatwo. No ale przynosiłam je w upał i w śnieg i w ulewny deszcz, martwiąc się czy nie przemokną w szmacianej torbie. Laurę Diaz przywiozłam z Gorzowa, Hamleta z warszawskiego Empiku, Lata Virginii Woolf z największego antykwariatu w Europie, który był w Warszawie, a którego już nie ma. "Jestem w raju, jestem w raju" tak w tym antykwariacie odbierała telefon moja przyjaciółka i dlugo nie można było z nią potem nawiązać kontaktu.
Biografia Milne'a spadła ze sklepowej półki wprost pod moje nogi - czy to nie był znak? Dwa tomy Czechowa z lampą naftową na okładce, kupione wręcz darmo i Propp z jego teorią bajki magicznej kupiony całkiem nie darmo. Tylko przemożna chęć przeczytania mogła osłodzić mi tę cenę.
Oczywiście nie każdą historię pamiętam w szczegółach. Zdejmuję w zdumieniu gruby zielony tom. To ja go kupiłam w czerwcu? Zatem jak dobrze, że nie kupiłam go drugi raz we wrześniu i trzeci raz w listopadzie.
"W dawnych, dawnych czasach, kiedy życzenia jeszcze się spełniały, żył król, którego wszystkie córki były bardzo piękne, ale najmłodsza była tak urocza, że nawet słońce, które wiele przecież widziało, dziwiło się, ilekroć spojrzało w jej twarzyczkę. W pobliżu zamku królewskiego rósł wielki, ciemny las, a w tym lesie pod starą lipą była studnia."
Bohater o tysiącu twarzy, Campbell
Co to ja miałam, ach, podczytywać nie miałam, kończę odkurzanie, ustawiam aniołki, zimowe pozytywki, choinki, moją ukochaną zimową zakładkę z herbatą i z oknem. Patrzę na połyskujące porządkiem okładki. Nie są lekkie, ale co tam, i tak niech żyją.
Bubulina przetrwała porządkowy armagedon ulokowawszy się z Misiową w fotelu wśród licznych poduszek i gdyby umiała mówić, na pewno upomniałaby się o zdjęcie, bo to dziś środa czytania z dzierganiem. Robię zdjęcie.
A książka?! Powinna być jeszcze książka! Robię zdjęcie z książką.
I z robótką.
Sama nie mogę w to uwierzyć, ale dziergam kolejną czapkę dla młodszego dziecka. W sumie to dobry patent na kupienie włóczki wtedy, kiedy żadna przyzwoitość na kupowanie włóczki już nie pozwala.
Zapytać dziecko, czy ciepło mu w czapce żakardowej dwustronnie.
- W sumie ciepło. Raczej.
- A jak wieje?
- To trochę zimno.
- Jest taka wełna z islandzkich owiec, ponoć bardzo ciepła... czy może
- OK
Wtedy głośno powtarzając w stronę męża - dla dziecka, kupuję na czapkę dla dziecka - wrzucam swobodnie trzy (przecież mnie też się coś należy) motki w koszyk. I dziergam ścisło, żeby nie było przewiewających dziur. Wełna doskonale równiutka, ale szorstka nieco. Lekko nie jest. Wzorek się obmyśla. Muminki siedzą w dolinie.
Dziękuję za odwiedziny i komentarze, miłego dnia! :)
Normalnie u ciebie to jak na najciekawszej lekcji języka polskiego. Żeby te nasze nauczycielki tak o książkach mówiły...
OdpowiedzUsuńNo, a czapka kolejna na nadchodzące mam nadzieję mrozy zawsze się przyda i tobie i dziecku młodszemu ;)
Twarda jesteś, ja przy którejś półce wymiękam i jednak zaczynam podczytywać. I też pamiętam którą gdzie kupiłam, szczególnie te wystane, wychodzone i cudem zdobyte ;)))) Za to z włóczką jestem twarda na razie, drugi miesiąc nic nie kupiłam, wyrabiam zapasy :)))) Serdeczności
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz nie tylko o czytanych książkach ale i o porządkach. Oj, jak pięknie, aż się chce sprzątać. Choć u mnie tak równiutko ułożonych ksiąg nie ma :)
OdpowiedzUsuńDla dziecka wszystko, mnie porządki omijają w tym roku i mam dobre wytłumaczenie -zdrowotne, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie czyta się Twoje posty :-)
OdpowiedzUsuńO matko, jak u ciebie pięknie! Przeniosłaś mnie w inny czas, w inne miejsca. Rozleniwiłam się, rozmarzyłam. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowite, ale chyba mnie zmobilizowałaś, do odkurzenia półek z książkami. Tylko jest ich tak dużo! I nie jest tak równo jak u ciebie.
Dwa dni urlopu sportowego - bomba! :)
OdpowiedzUsuńJa lubię też równo , szczególnie jeżeli chodzi o książki i płyty, ale moje "równo" jest niczym przy Twoim, piękne półeczki , zawartość też:))
OdpowiedzUsuńMarzy mi się oszklony regał, żebym mogła na wsyztskie moje książeczki patrzeć, ale żeby nie były narażone na kurz... Bo jak tu je odkurzać, kiedy można ten czas spędzić na czytaniu? :)
OdpowiedzUsuń