Trudny poniedziałek z mniej trudnym wtorkiem za nami, piątek na horyzoncie zaraz za czwartkiem, wszystko wskazuje na to, że dziergamy i czytamy u Maknety (a raczej bardziej razem niż u).
Pierwsze od lewej leży koło z bambusa, któremu do pełni szczęścia brakuje dziesięciu rzędów rękawa i jest to rękaw drugi, a ponieważ nie jestem zbyt awangardowa i zawsze zaczynam od pierwszego, jest to zatem rękaw drugi i ostatni. Mam nadzieję skończyć dzisiaj, potem tylko pozostaje zeszyć pliskę, zacerować dziury pod rękawami i będę przygotowana na upały.
Pierwszy od prawej leży sweter z alpaki, któremu do końca brakuje niedużo. Alpaki zostały czas jakiś temu porzucone brutalnie na rzecz bawełny i zajmują sobą pięć drutów, składany pojemnik na robótkę, jeden marker żółty i sporą część półki. Jako osoba systematyczna, obowiązkowa i ogarnięta, dzielnie postanowiłam wykończyć ufoka. No dobrze, częściowo tylko maczała w tej akcji bawełna, która czeka na poczcie (wiecie, że Drops nas kocha i to bardzo niedrogo?), bo u mnie w szafach motki, ksiażki i kubki grają zacięcie w komórki do wynajęcia. Książka, która na czas czytania wyskakuje z półki na fotel nie zawsze ma gdzie wrócić.
Ostatnio zatęskniłam do biografii, nic więc dziwnego, że między rękawami leży dopiero zaczęty "Mozart Portret geniusza". Zacznę od tytułu, czyli od początku. Tytuł nawiązuje do treści, koncepcji książki, która ma pokazać Mozarta wśród ludzi. To znaczy niemiecki tytuł nawiązuje (Z socjologii geniusza), polski już zdecydowanie nie - a można było bardziej zachęcająco przetłumaczyć, chociażby - Geniusz wśród ludzi, ale trudno. Zaraz po tytule, czyli po początku jest koniec. Tak nietypowo zaczyna się ta biografia - od śmierci bohatera. Mozart zmarł na utratę sensu życia (tak twierdzi Norbert Elias, autor). No, jak widać ci, którzy dzielą się z nami pięknem i radością, sami tej radości są pozbawieni - zawsze mnie to wzrusza.
Nie wiem za bardzo, czego się spodziewać dalej, ale na pewno będzie przyjemnie i z pożytkiem. Dla osoby takiej jak ja, czyli nieco muzycznie tępawej a wrażliwej, pobycie czas jakiś niedlugi z Mozartem jest zawsze z pożytkiem.
Ale najpierw pozaglądam co tam u Was słychać. I czy też tak oszałamiająco i nieprzyzwoicie kwitną bzy?
"Wiosenne nimfy wydałyby się pospolite przy tych młodych hurysach"
W stronę Swana, Marcel Proust
Dziękuję za wizyty i komentarze, miłego dnia!
Oj tak bzy są piękne....do pełnej sielanki z Twojego zdjęcia brakowałoby mi tylko cichutko płynącej muzyki Mozarta w tle, aż się rozmarzyłam
OdpowiedzUsuńChciałabym koło z bambusa już zobaczyć, bo bardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńPotwierdzam, bzy kwitną nieprzyzwoicie, a zarazem oszałamiająco :P
OdpowiedzUsuńTwój kołowiec z bambusa noeco te bzy przypomina.
OdpowiedzUsuńChcialabym te ksiazke przeczytac... Uwielbiam Mozarta.
OdpowiedzUsuń