środa, 9 grudnia 2015

Mozaika w jodełkę

"Po co czytać książkę, której Proust nie napisał?"
wstęp do "Przeciwko Sainte-Beuve'owi" Marcela Prousta


Z Marcelem Proustem poznałam się dawno, dawno, bardzo dawno temu. A właściwie to najpierw poznałam się z jego gospodynią, Celestą Albaret. Celesta, młoda kobieta ze wsi, wyszła za mąż za paryskiego szofera, przypadkiem trafiła na służbę do Prousta i w późnej starości napisała wspomnienia. Wspomnienia może nie były obiektywne, ale to akurat najmniej istotne w tym przypadku. Były natomiast pełne uwielbienia, miłości, cierpliwości i oddania. Celesta całymi godzinami siedziała w kuchni, parzyła kawę panu Marcelowi i pilnowała świeżości rogalika. Czekała na dzwonek. Dzwonek był w porach dziwnych, bo Proust spał odwrotnie, czyli budził się wieczorem a zasypiał rano. Parzyła mu kawę i słuchała jak opowiada o swojej pracy.

Po tej książce trudno pozostać obojętnym, uwielbienie Celesty niezwykle łatwo się udziela. A co się robi, kiedy człowieka dopadnie podziw dla pisarza? Idzie się oczywiście do biblioteki i wypożycza się jego dzieła. Przyniosłam z pietyzmem do domu pierwszy tom "W poszukiwaniu straconego czasu" i (no, teraz powinien nastąpić szereg zachwyconych wykrzyknień), i nie przebrnęłam nawet przez pierwszy rozdział. Nie osłabiło to mojej miłości. Książkę musiałam oddać z racji terminów bibliotecznych, ale dalej myślałam o autorze z czułością. Lata mijały, w księgarniach pojawiały się kolejne tomy Poszukiwania, wiernie je kupowałam, stawiałam na półkę i nie czytałam. Niektórzy złośliwi twierdzą, że Prousta najlepiej czytać ze złamaną nogą albo ospą, bo wtedy leży się miesiąc w łóżku. Ponieważ nie groziło mi ani jedno ani drugie, odwołałam się do swojego długiego stażu czytelniczego, wyciągnęłam z półki "W stronę Swanna", wzięłam głęboki oddech, otworzyłam i wtedy. Wtedy się zachwyciłam.

Proust jest pisarzem wyjątkowym, niepowtarzalnym, nie można go porównać z nikim, a cykl powieściowy "W poszukiwaniu straconego czasu" jest książką totalną, jedną z tych, którą można zabrać na bezludną wyspę albowiem jest całym światem. Jest w niej lato i zima, miłość i pycha, młodość z piegami i starość. Jest Paryż i bzy, jest czas, jest muzyka i jest wieczność. Sugestywność obrazów, sposób w jaki Proust patrzył na rzeczy i na ludzi oszałamia. Bo jego spojrzenie nie kończyło się na przedmiocie - ono się od przedmiotu zaczynało i biegło w głąb przez czas i przestrzeń. Jednym słowem, od tamtej pory kupiłam wszystko co napisał, co o nim napisali i, jak okazało się niedawno, również to, czego nie napisał.


 "Przeciwko Sainte-Beuve'owi" Marcela Prousta nie jest książką Prousta, jest jego notatkami, artykułami, zaczętymi esejami. Jest szeregiem brudnopisów. Oczywiście, jeżeli miłość do autora nie jest wystarczającą odpowiedzią, pozostaje cały czas pytanie - Po co ją więc czytać?
Kiedy jestem w filharmonii, odświętnie ubrana, siedzę w fotelu, zapada cisza a orkiestra przygotowuje się do występu. Ktoś stuka, ktoś ćwiczy krótki fragment, ktoś dmucha w ustnik, poprawia się na krześle, ktoś kaszle.  I ja bardzo lubię tę chwilę i te dźwięki.Wiem, że za chwilę stukoty ustaną, a bezładne, chaotyczne nutki popłyną w pięknie i harmonii.
Takie właśnie są notatki Prousta. Gdzieś pojawia się sucharek, który za chwilę olśni nas jako pulchna magdalenka, gdzieś pojedyncze zdanie, które potem zmieni się w cały rozdział.  Pojedyncze osoby, przypadkowe domy, dzwonnice, kościoły, zegary słoneczne i magiczne latarnie, wszystkie te migotliwe kamyki znajdą swoje miejsce w olśniewającej mozaice. 


Dzisiaj środa z Makneta, więc poza mozaikami jestem wyrobnikiem, małym biednym Elfem, który w fabryce świętego Mikołaja pracuje dniami i nocami, żeby zdążyć na czas gwiazdkowy. Jakby mi było mało, że za późno się zabrałam, to jeszcze wybrałam jodełkę - bardzo żmudny wzór. Żmudny i włóczkożerny (przyznam się, już się pakuje paczka, wykupiłam CAŁY kolor, wiem, nadaję się na terapię, trudno). Efekt za to, moim zdaniem śliczny. Ciekawe, że Fabel bordo całkiem inny od szarego - gładki i połyskliwy jak jedwab, natomiast szary jest szorstki i zgrzebny nieco.

Pozdrawiam serdecznie, dziękuję za odwiedziny i miłe komentarze, miłego dnia! :)

6 komentarzy:

  1. Ach jak pięknie napisałaś o Prouscie. Z jakim uwielbieniem!
    Ja ciągle jestem na etapie, że nie dam rady przez niego przebrnąć. Ale zachęciłaś mnie bardzo:)

    OdpowiedzUsuń
  2. nigdy nie czytałam , chyba pora jak tak ładnie o tych książkach piszesz

    OdpowiedzUsuń
  3. Już wiem co wypożyczę następnym razem:) Narobiłaś mi smaku, teraz nie będę mogła przestać myśleć, póki nie przeczytam:) Pierwszorzędna rekomendacja! Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. A wiesz, że "W poszukiwaniu straconego czasu" jest na mojej prywatnej liście lektur obowiązkowych i już niedługo się za to wezmę? Tylko najpierw przeczytam "Sztukę pierdzenia", "Uzależnione myślenie", "Karbalę" i "Feblika, o ile ten ostatni się w mojej bibliotece dziecięcej pojawi. "W stronę Swanna" było na liście lektur do wyboru do przedmiotu "Literatura światowa" w studium bibliotekarskim. Zaczęłam czytać, ale szybko dałam sobie spokój, bo powoli mi szło i nie zdążyłabym pracy zaliczeniowej napisać. Teraz mogę przeczytać na spokojnie całość, najwyżej w moich środowych wpisach nudą powieje.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz