środa, 2 marca 2016

Ogonki Dodony



Umberto Eco będąc młodym pisarzem wspominał, że czytał raz książkę, którą ktoś mu określił jako kryminał chociaż kryminałem w ogóle nie była. Czytał więc dziwiąc się i krzywiąc oraz bezskutecznie czekając na pierwszego trupa, ale tak był zasugerowany informacją, że dopiero na samym końcu lektury jej faktyczna natura przebiła się przez tę umysłową blokadę. Ta historia przypomniała mi się jako żywo, kiedy to w radości wielkiej zakończyłam korpus szarego sweterka. Otóż opis sweterka jest niezwykle jasny i nawet ja wszystko w nim rozumiałam. Rozumiałam zwłaszcza, że kończy się rzędem czternastym, co we wzorze stanowi blaszki listków. Potem następował tajemniczy facing, który przyczepiłam do brzegowych warkoczy i to pomimo że nie zgadzały mi się ani oczka warkoczy, ani ich gubienie. No i zwłaszcza nie pasowały mi blaszki, bo na zdjęciach wzorcowego swetra były śliczne ogonki, no ale czternasty rząd, to czternasty rząd, a kryminał to kryminał. Niewzruszenie zamknęłam cały dół, ogonki się nie pojawiły rzecz jasna (miałam nadzieję, że może cudem jakimś się pojawią), na dodatek dół zwinął się w mało gustowny rulonik.

I kiedy odcięłam nitkę, wtedy nagle mnie olśniło, że czternasty rząd nie był końcem swetra tylko końcem wzoru. Dalej był facing nie tylko warkoczy ale dla całego dołu. I ogonki stały się nagle jasne. Małe prucie i znowu będę na ostatniej prostej w korpusie.
Tymczasem zaczęłam rękawy nową dla mnie techniką, czyli dwa rękawy w okrążeniach na raz. Nie jest trudno, chociaż magic loop lepiej mieć opanowany; pierwsze rzędy przerabiałam na dwóch drutach żyłkowanych, bo pojedynczy drut zwijał się niczym żywy boa dusiciel. Rękawy też żyją własnym życiem i próbują się zjednoczyć za wszelką cenę, sczepiają się a to markerami, a to nitkami, a to okrążeniami. Przy odrobinie uwagi mam nadzieję doprowadzić je osobno do mankietów.

W drodze do mankietów czytam wykłady profesora Tadeusza Zielińskiego, który ukochał starożytność i walczył o grekę i łacinę w szkołach oraz o wykształcenie, które utożsamiał z umiejętnością myślenia, logiką, a nie z wiedzą.Walczył o to, żeby uznać starożytność za źródło naszej kultury i żeby od tego źródła się nie odcinać. Walczył o szkoły na wysokim poziomie (Na miły bóg: nie żądajcie i nie wprowadzajcie szkoły łatwej; szkoła łatwa - to zbrodnia społeczna.). Tłumaczył jak łatwo uczyć się francuskiego znając łacinę (bo wiadomo dlaczego pisze się et, est i ait a wymawia się wszystkie te słowa 'e"), jak łatwo zrozumieć dlaczego rywal oznacza rywala, chociaż oznaczał w łacinie "strumień". Tłumaczył, że tylko łacina i tylko greka są w stanie pomóc nam zrozumieć język i prawa.
Poza tym, że był rzeczowy, Tadeusz Zieliński był przede wszystkim entuzjastą. Uważał Grecję za jedynie słuszną i jedynie piękną.  

"Pragnąłbym władać wierszem poety, aby żywo i wiernie odtworzyć ów świat dębu baśni greckiej, rosnącego w najstarszym uroczysku Hellenów, w burzliwej Dodonie; jakichże bo tam nie ma obrazów!"
Przegrał. Jego wykłady wyciągnęłam z zakurzonego antykwariatu z nalepioną ceną wysokości dziesięciu złotych i dawno już nie uczy się greki w szkole. Pozostaje mi więc z moim kulawym wykształceniem zasiąść pod tym wiecznie zielonym dębem i pomyśleć o czasach minionych, czytając i dziergając, jak to w środy bywa.

Dziękuję za odwiedziny i komentarze przemiłe, miłego dnia! :)

Ps. "Po co Homera" zakładałam sówką, bo jakoś mi bardzo pasowała swoją maleńkością i powiązaniem ze starożytnymi Atenami.



8 komentarzy:

  1. Mam wrazenie, ze greka i lacina w dobie internetu coraz bardziej traca na znaczeniu, niestety. Choc niestety sama nigdy nie mialam okazji sie ich uczyc. Fajna ta historia z Umberto Eco. Rzeczywiscie czasami tak potrafimy sie zasugerowac czyims zdaniem, ze dopiero po czasie dochodzi do nas nasze wlasne. Wiesz, ja zaobserwowalam cos podobnego, ale to chyba na zasadzie, ze wszystko jest trudne, zanim stanie sie proste. Bo ja rok temu kupilam gazetke z wzorami i zadnego z nich nie potrafilam ugryzc. Teraz wrocilam do niej ponownie, bogatsza o roczne doswiadczenie w dzierganiu i przerabiam z niej moj pierwszy wzor. Pozdrawiam serdecznie Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, młodzi to już w ogóle nie wiedzę po co mieliby się uczyć tego, takie dla nich egzotyczne. :)
      Z doświadczeniem prawda - niby się nie zauważa, a jednak wiedzy przybywa. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Łacina w szkołach jednak była - sama uczyłam jej się przez trzy i pół roku w klasie humanistycznej liceum ogólnokształcącego, ale chyba więcej jej przyswoiłam na lekcjach polskiego i historii, no i oczywiście z "Jeżycjady", tyle że jakoś dziwnie szybko ta wiedza ze mnie wyparowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Organy nieużywane zanikają - nie ma rady. U mnie tak zanikł francuski. :)

      Usuń
  3. Rzeczywiście przegrał, ale na pewno wyprzedził swoją epokę twierdząc, jak piszesz, że wykształcenie "utożsamiał z umiejętnością myślenia, logiką, a nie wiedzą". Teraz w dobie internetu wiedzę mamy na wyciągnięcie ręki, czy raczej na kliknięcie w klawiaturę, a z umiejętnością myślenia i logiką jest coraz gorzej, żeby nie powiedzieć tragicznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, niestety. I nawet chyba nie ma szansy, żeby to się zmieniło. Widać takie czasy.

      Usuń
  4. :-) Jak świetnie się ciebie czyta ;-) lepiej niż niejedną książkę.
    A co do opisów we wzorach to był jeden z powodów dla których dziergam prawie zawsze wg własnego pomysłu, bo nie chce mi się gęsto i często myśleć nad rozszyfrowaniem wzoru.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Wg własnego pewnie łatwiej pod warunkiem, że się go wymyśli. Pozdrawiam! :)

      Usuń

Dziękuję za komentarz