środa, 8 czerwca 2016

Tam i z powrotem.

Byłam daleko, ale wróciłam. Najpierw jechałam szybką drogą na zachód.


Nie ma tu ograniczenia prędkości i można pędzić ile się chce, ale jak widać jest też czas na podziwianie okolicznej zieleni, zawieranie znajomości czy wyprowadzanie piesków.
Ja oczywiście sztrykowałam bambusowy sweterek i w tym gigantycznym, kilkugodzinnym korku przybyło go z trzy centymetry.


W podróży bardzo przydatny jest wynaleziony przez dobrą duszę internetową liczniczek:


Mało waży i jest zawsze pod ręką - można też na nim zapisać kluczowe momenty wzoru - na przykład ażurki. Spinaczem zaznaczam nieparzyste rzędy, w parzyste ustawiam spinacz pomiędzy. Bambus jest cienką nitką i na markery najlepsze są moteczki HiyaHiya - nie haczą i nie powodują drabinek (luźnych oczek).

Kiedy już przyjechałam na miejsce, czyli na sam zachód prawie, musiałam chodzić po stromej drabinie

 i mogłam służbowo podziwiać śliczne końcówki oczkowe w kolorowych tulejkach:


Nikt tam ludzkiej mowy nie zna, mówili więc do mnie najczęściej w nieludzkiej (której to nauczałam się jedynie z Czterech pancernych i Klossa) - głośno i powoli, co w pewnym stopniu ułatwiało zrozumienie, ale w bardzo nieznacznym.
Potem zapakowałam walizki z służbowymi żakietami, butami ochronnymi i dokumentacją, i ruszyłam z powrotem na wschód. Raźno przejechałam ponad tysiąc kilometrów (znowu dziergałam bambusowy sweterek) o trzeciej nad ranem padłam w domowe łóżko, zdrzemnęłam się trzy godziny, złapałam nowe walizki pilnie uważając, żeby nie zabrać żakietów i ruszyłam na urlop. I jestem znowu w sielskiej dolinie (a właściwie dwóch dolinach, chociaż nie zgłębiłam jeszcze czemu dwóch), ptaszki śpiewają, obłoczki się wdzięczą na biało z niebieskiego nieba, krowy podzwaniają dzwonkami u szyi, a potok szumi jak zwykle.

Czytam i dziergam (bo to środa z Maknetą) oczywiście.


Sweterka powoli ale przybywa w ślicznych rządkach z ażurkami gdzieniegdzie


Jest typu ogoniastego, przody można upiąć na górze albo puścić luźno, wtedy zwieszają się malowniczo. Już go lubię:




W dotyku jest nadzwyczajnie milusi (jak to bambus). Tak samo milusi jest Adam Wajrak (w czytaniu oczywiście). "To zwierzę mnie bierze" to chyba zbiór felietonów z GW - forma lekka, krótka i przyjemna. Można się dowiedzieć, dlaczego komandosi malują sobie paski pod oczami, dlaczego Anglicy zachwycali się w Polsce wiewiórką, dlaczego grzyby chodzą po pniu (wtedy to nie są grzyby, ale zapomniałam co), dlaczego żubry z puszczy są do siebie podobne.
Napisane z czułością i z pasją - to zawsze jest dobre dla ducha.
O ducha staram się dbać zabierając go na zdrowe wycieczki, kolorując kolorowanki i karmiąc zdrowym jedzeniem (bo duch jedzeniem też nie gardzi).


Hy, mała wycieczka do Google i już wiem, że to dziki czarny bez. Jest prześliczny.










Żywica w słońcu, aż chciałoby się dotknąć (ale nie dotykam, bo strasznie się lepi)



Urlopowy ogródek


Mała katastrofa pewnego jajka drozda śpiewaka (znowu Google)


I już kwatera główna:


Pozdrawiam wszystkich serdecznie i życzę miłego dnia!! :))

22 komentarze:

  1. Prawie, że odbyłam razem z Tobą podróż na zachód, prawie wszystko zobaczyłam sama, niestety tylko z odpoczynkiem wirtualnym nie dam rady. Życzę dobrej pogody i miłych wrażeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, odpoczywanie trudno sobie zwizualizować. Ale w końcu nadejdzie. Dziękuję, dziękuję! I pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  2. Masz super markery, robótka w szarościach :0 super :) A tak po prostu zazdroszczę sielskiego urlopu...

    OdpowiedzUsuń
  3. Spokojnego wypoczynku... Przede mną jeszcze trzy tygodnie do wakacji...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Udanego urlopu z robótką w pięknych okolicznościach przyrody.

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie w mieście sezonowo w restauracjach smaży się placki Franca Jozefa. Kwiaty bzu maczane w cieście naleśnikowym, podawane z cukrem pudrem.
    Jest to deser regionalny nazwa pochodzi od cesarza Austrii Franciszka Józefa I.
    Mają charakterystyczny kwaskowaty posmak i zapach dzikiego bzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! A ja dawno temu smażyłam w cieście naleśnikowym kwiaty akacji - też dobre. I miały fajny kształt. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Sweterek cudny :)
    Dobrze, że w tym korku mogłaś zabrać się za druty bo pewnie byłoby ciężko :)
    Pozdrawiam i życzę miłego wypoczynku

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      Dobrze, że koledze z pracy to nie przeszkadzało, przy mężu to nawet nie mogę wymawiać wyrazu "druty" na głos. :))
      Dziękuję! Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  7. A co to jest na tym zdjęciu, które jest zrobione po wchodzeniu na drabinę? Do czego to służy?
    Dziurki w bambusowym sweterku bardzo udane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest środek lokomotywy elektrycznej, ładny prawda? ;)
      Dzięki. :)

      Usuń
    2. Haha no proszę a tak nawet nigdy bym się nie zastanawiał jak wyglada środek lokomotywy elektrycznej;)

      Usuń
  8. Podobają mi się te maleńkie moteczki, nie mówiąc już o okolicznościach przyrody, w których masz okazję wypoczywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, są śliczne i wygodne - mam je chyba od dwóch lat i są moimi ulubionymi. Mają jednak jedną malutką wadę - jaśniejsze nieco się przybrudziły, a boję się wyprać. :))
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  9. Sweter cudowny, zdjecia też :)
    Zapraszam na mój nowy blog -
    http://domowewyprzedaze.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu drugi wyjazd, chociaż ten pierwszy ciekawy, ciekawy... można się wiele nauczyć ;) Nawet o sobie i współtowarzyszach podróży można się dużo nauczyć stojąc w korkach. Odkąd robię namiętnie na drutach to czekanie mi się straszne (prawie zawsze mam robótkę).
    Piękne te okoliczności przyrody w których wypoczywasz. Wajraka też bardzo lubię i w wyborczej czytuję, nawet jakąś jego książkę kupiłam, o wilkach chyba...idę poszukać :)
    Miłego wypoczynku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie drugi jest też mniej nerwowy. :)
      "Wilki" niedawno czytałam - podobały mi się. Ale polecam też "Kunę za kaloryferem" - jest prześmieszna i chyba najwięcej w niej pasji. :)
      Dziękuję!

      Usuń
  11. Się człowiek naczyta o podróżach, naogląda takich zdjęć i później w biurze wysiedzieć nie idzie;) No ale już niedługo też w trasę. Miłych wojaży życzę!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz