środa, 6 grudnia 2017

Morze, czapka i wiatr


"Mama Muminka zeszła z krzesła.
- To czasem trwa. To może nawet bardzo długo trwać, zanim się wszystko ułoży - powiedziała.
I wyszła do ogrodu."
Tatuś Muminka i morze, Tove Jansson

Dla mnie właśnie ta przedostatnia część o Muminkach jest najstraszniejsza. Bo chociaż w poprzednich tomach los w postaci autorki (czy też odwrotnie) nie szczędził świata małych, pulchniutkich trolli, to jednak zawsze miałam silne przekonanie, że wszystko się ułoży. Mogłam, jak mama Muminka, zawsze powiedzieć z uśmiechem: wiedziałam, że sobie poradzicie. Albo, jak moja koleżanka stwierdzić z duszą na ramieniu: coś się przecież zaradzi. I faktycznie. Niezależnie od tego, czy to była kometa, powódź, okropna przemiana sztucznej szczęki Piżmowca (tak okropna, że nawet nie została opisana ogólnie, a co dopiero w szczegółach), zima na jawie, zawsze był jakiś sposób i zawsze każdy miał jakąś wełnianą czapkę (niektórzy, co prawda, podartą), niebieską puszkę kawy czy wszystkomającą torebkę. A nawet gdy ta zaginęła, to wszyscy jej szukali i na koniec był festyn. 

W tej części na pozór nic groźnego się nie działo. Tatuś się trochę gniewał.
"Jak się gniewać, to się gniewać - stwierdziła mała Mi, obierając ziemniaka zębami. - Trzeba czasem być złym, każde najmniejsze stworzenie ma prawo być złe. Ale tatuś gniewa się nie tak, jak trzeba. Nic nie wydmuchuje z siebie, tylko wciąga do środka."
Wciągał do środka, czuł się niepotrzebny (u tatusiów czucie się niepotrzebnym jest właściwie jeszcze gorsze niż katar) i marzył o wielkim pożarze, z którego mógłby uratować całą rodzinę. Albo o czymś równie groźnym, co wzbudziłoby ogólny podziw i zachwyt. U Prousta podobne marzenia miała ciocia Leonia (ta sama, która karmiła małego Marcelka magdalenkami maczanymi w naparze z kwiatu lipowego), ale o ile u Prousta wszystko skończyło się na marzeniach, u Jansson mamusia Muminka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i wrzucić wszystkich w życie szczęśliwe i pełne kłopotów. Jednym słowem, metaforycznie wrzucić ich w pożar. I to pomimo tego, że wiedziała od samego początku, że będzie to trwać długo, zanim tatuś ich z niego wyciągnie. O ile w ogóle.

I tym sposobem popłynęli na wyspę. Tu okazała się skalista rzeczywistość bez kwiatów i bez ozdobnych muszelek. Tu, mrożąc po drodze morskie fale, przywlokła się też Buka. Popsute, strome schody, popsuta latarnia morska, popsuty rybak, zapatrzone w siebie koniki morskie. Ale nie to wszystko było najstraszniejsze. Najstraszniejsza dla mnie w tej książce jest zupełna utrata sensu. Wobec takiej beznadziei nie jesteśmy w stanie już nic zrobić, nie jesteśmy w stanie niczego oswoić, pozostaje tylko ucieczka w głąb siebie, ucieczka w jakiś wymyślony, urojony sad pełen namalowanych, urojonych jabłek.

Czytałam i czytałam, i było mi coraz ciężej na duszy (i coraz bardziej nie lubiłam tatusia, przykro mi, ale nawet jego praca naukowa o morzu jest bardzo mało naukowa, w ogóle nie odkrywcza i nikomu niepotrzebna) i zastanawiałam się, dlaczego to jest w ogóle książka dla dzieci, i jak bardzo Tove opisała tu swojego tatusia i swoją mamusię, i swoją wyspę. I myślałam sobie, jak bardzo związki są trudne, chyba trudniejsze niż Buka, i że tak naprawdę wszystko dzieje się w nas, nawet jeżeli zazwyczaj dzieje się na zewnątrz.
"A gdyby tak wyspa oderwała się od dna i nagle któregoś ranka znalazła się, pluskając w wodzie, koło pomostu u nich w dolinie. Albo gdyby płynęła coraz dalej i dalej, przez wiele lat, aż spadłaby poza skraj ziemi niczym filiżanka spadająca ze śliskiej tacy...
Mała Mi doceniłaby to"
No tak, najlepiej jest być małą Mi, gwizdać sobie przez zęby i na wszystko patrzeć ironicznie i trzeźwo.




 
Tymczasem u nas przyszło zimno ze śniegiem, potem śnieg stopniał, a zimno zostało. W porywach jesiennego wiatru i w strugach mikołajkowego deszczu czekam na przystanku autobusowym i myślę sobie, że wybrało mnie dobre hobby, o wiele bardziej przydatne niż pisanie prac naukowych o morzu.
W wełnianej czapce i w wełnianym swetrze gwiżdżę trochę na wiatr i deszcz. Wiatr to nie do końca cała rzeczywistość, na którą można byłoby gwizdać, ale dobre i to.

Do prezentacji czapek zaprzęgłam (właściwie nadmuchałam) balona, który nie narzeka na brak fotogeniczności i nie twierdzi, że lewy profil ma lepszy. Nie wpłynęło to jakoś na światło za oknem, za to wpłynęło korzystnie na kulistość czapki.



Powyżej czapka magnolia - bardzo zgrabna w projekcie, moja jest z alpaki Dropsa i wyszła może trochę za subtelnie (zwłaszcza do zdjęć), ale wdzięcznie. Natomiast poniżej nie obyło się oczywiście bez Bubuliny, której nie zraziło wcale to, że prezentuje czapkę w formie naleśnika, ani to, że siedzi koło koleżanki w formie balona.
W końcu sama jest chińską pamiątką z Zakopanego (ale o tym jej nie mówię, żeby jej nie zrobić przykrości). W końcu nikt nie jest doskonały.


Bardzo, bardzo dziękuję za odwiedziny i za przemiłe komentarze! Trzymajmy się tacy i prezentów (dzisiaj to nawet wypada), dobrego dnia! :) 

13 komentarzy:

  1. Obie czapki są bardzo ładne:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje mi się, że cykl o Muminkach tak naprawdę nie jest wcale książkami dla dzieci. Autorka rozliczała się w nich ze swoim życiem i swoimi demonami, a ludzie spotykając nieco bajkowy świat i postaci okrzyknął je literaturą dziecięcą, co zresztą często się zdarza kiedy twórcy sięgają np.: po komiks (ani Simpsonowie, ani duża część japońskich animacji zupełnie nie jest przeznaczona dla dzieci!).
    Masz rację, najlepiej w takie zimne dni bez śniegu wcisnąć wełnianą czapę na nos i gwizdać na ponurą aurę i ziąb! A dziewiarkom na szczęście czapek nigdy nie zabraknie! *^V^*
    Ja myślę, że Bubulina byłaby zadowolona, że pochodzi z tak ciekawego dalekiego kraju i, że jest podróżniczką, poznającą nowe miejsca! ^^*~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie. Na pewno jest to jedna z tych książek uniwersalnych, ale o ile w pierwszych tomach, czy nawet w ostatnim warstwa dla dzieci jest bardzo czytelna i atrakcyjna, tak tutaj nie mogłam sobie wyobrazić, czy dziecko mogłoby się zainteresować. Może zresztą tak bardzo się skupiłam na dorosłym aspekcie, że dziecięcy mi umknął.
      Tak, nieco kosztowne hobby, ale jakie przyjemne i pożyteczne. :))
      I leciała taki szmat drogi samolotem (albo płynęła statkiem, co chyba przyjemniejsze)!

      Usuń
    2. I być może właśnie z tego powodu, o którym pisze Brahdelt, Muminki nie przypadły mi do gustu gdy byłam dzieckiem.

      Usuń
    3. Bardzo możliwe, ale ja już czasem w ogóle nie wiem, co sprawia, że jakaś książka nam się podoba. :))

      Usuń
  3. Myślę, że macie rację i geniusz Jansson polega na tym, że jej książki są dla wszystkich. Trochę dla dzieci, trochę dla dorosłych, a trochę dla ... nas:)) Piękna zima na Twoich zdjęciach. Nie wiedziałem, że mieszkasz w Szwecji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest moja droga do pracy! W małej mieścinie pod Łodzią. A w Szwecji podobno gorsza zima niż u nas. Mżawka tylko ciągle i ciemno. No, u nas też nie nabyła się długo. Gałązki odetchnęły z ulgą, bo im ciężko z takim śniegiem napakowanym. :)

      Usuń
  4. A kto nam wskaże wedlug jakiego układu odniesienia dzielimy się na dzieci, już nie dzieci, zupełnie nie dzieci, i znowu prawie dzieci. W życiu spotykałam tak dużo dorosłych, co to całe życie są dziećmi, i też czasami mam do czynienia z bardzo wcześnie wydoroślałymi dziecmi. A czapkami się zaopatrzyłas na każdy pogodowy kaprys. I co dalej dziergamy? Co Bubulinie przymierzysz niedługo ? Pozdrawiam ciepło z bezśnieżnego Wilna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. czasem też trochę dobrze być dzieckiem. :)
      No właśnie z dzierganiem dalej był kłopot i trochę mnie tu nie było. :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Wczoraj rano trochę sypnęło, a już dziś ni krzty puchu. Szaro wszędzie. Smętnie, bo noc nieprzespana. Nie żebym na balu jakim była, ale koty przerażone biegały po mieszkaniu spokojnego miejsca szukając. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas szaro i deszczowo. Zwierzaki to mają sądny dzień. To znaczy noc. Ja się wyspałam, bo kotów nie mam i oko tylko w najgorszy hałas otworzyłam, ale na bardzo krótko. Wszystkiego dobrego!! :))

      Usuń
  6. Bardzo ciekawy arykuł. Pozdrawiam serdecznie autora.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz