"Obudziło mnie słońce. Weszło przez szpary w deskach i przekroiło mój pokoik na kilkanaście części. Wstałem, narąbałem drzewa i zagotowałem kawy. Potem wypakowałem moje skarby i umeblowałem się. Cieszę się każdym głupstwem, każdym rondelkiem, puszką, nożykiem. Układam starannie, a na widok aluminiowego talerzyka z cytryną, pomidorami i jajkami na tle kraciastej serwetki popadłem w zachwyt. Położyłem na to nożyk; nabrało życia i sensu. A gdy postawiłem obok tego małą solniczkę z zielonym czubkiem i kromkę chleba, stwierdziłem, że to już prawie przeżycie. Miałem ochotę malować. I to koniecznie tak jak Cézanne.
Potem poszedłem bardzo daleko, czytałem, pływałem i drzemałem."
Szkice piórkiem, Andrzej Bobkowski
Chyba dokładnie ten cytat ze Szkiców... dostałam od koleżanki w liście i chyba prawie natychmiast je kupiłam. Myślałam, że będą tu głównie zielone solniczki, światło i kraciaste serwetki, ucieszyłam się, że w tak grubym tomie, po czym ów tom postawiłam na półkę.
Po kilku latach miałam okazję przeczytać opowiadania Bobkowskiego. Zaczęłam z pietyzmem, ale okazało się, że w opowiadaniach nie ma w ogóle zielonych solniczek, jest za to dużo rozliczeń politycznych, w moim odczuciu bardzo nachalnych, nawet nie wiem czy dokończyłam czytanie, pewne jest to, że Szkice właściwie zostały skazane przeze mnie na porośnięcie kurzem (metaforycznie oczywiście, bo tak naprawdę odkurzałam je z innymi książkami, nie to że całkowita dyskryminacja). Przetrwały też dwie wizyty antykwariuszy w moim domu i kilkuletnie czystki. No i w końcu postanowiłam, że skoro bezużytecznie stoją mniej więcej lat dwanaście, to może w końcu trzeba ją przeczytać.
No i przeczytałam. A właściwie pochłonęłam. Praktycznie od pierwszych stron wpada się zupełnie w tę książkę jak w srebrne księżycem morze. Weszłam w tamten świat jak przez szafę pełną stłoczonych futer i płaszczy. Bez zastrzeżeń i nie oglądając się za siebie. I tamten świat roztoczył się przede mną w całym spektrum, a spektrum było szerokie.
Były oczywiście solniczki, dużo, dużo książek, zapierające dech widoki, świeże figi, serpentyny, góry, rower, noce gwiaździste nad namiotem, czekolada, Monte Carlo i w końcu Paryż. Tylko czas był już mniej piękny. Zapiski zaczynają się w 1940 roku, Niemcy zbliżali się do Paryża. Bobkowski ze wszystkimi mężczyznami w wieku poborowym przedostaje się na 'wolne" południe Francji i już po podpisaniu rozejmu wraca rowerem do żony, do Paryża, do swojej fabryki. Okupacja i koniec zapisków w 1944 roku.
Najbardziej sensualnie, malarsko, z rozmachem, opisane są dni na południu i cały powrót rowerem. Bobkowski jest wtedy zawieszony poza czasem, poza historią, a my razem z nim. Ale porywający też późniejszy pobyt w Paryżu, zimno, głód, zapadanie się w mroki wojny i jednocześnie tak ogromne pragnienie wolności, potrzeba wyrwania się poza ten ciasny, straszny, europejski świat. Wszystko z dystansem, ironią. Oświetleni Francuzi, Niemcy, Rosjanie. No i Polacy też. Gorzko. Niesamowicie przenikliwie.
Zazwyczaj, kiedy czytam dzienniki, na początku (potem się przyzwyczajam) czuję pewien dyskomfort a i autor dzienników trochę się żenuje. Że to niby dla siebie, ale trochę dla czytelników, takie wstydliwe jak selfi. Tutaj nie miałam w ogóle takiego wrażenia, ale na końcu, czyli w posłowiu zaczęłam podejrzewać dlaczego. Otóż zapiski zostały opracowane przez Bobkowskiego i najprawdopodobniej ta literacka wartość dodana albo oszlifowana spowodowała mój komfort od samego początku. Okazało się też przy okazji, że fragmenty niesamowitej przenikliwości autora (Katyń, Powstanie Warszawskie, Stalin) - chyba zostało to już udowodnione - zostały dodane po fakcie.
W sumie w niczym nie umniejsza to wartości książki, bo nie oceniam Bobkowskiego jako wizjonera czy polityka. Oceniam go jako pięknego, inteligentnego człowieka, który pozwolił mi spędzić z nim trochę czasu. I był to bardzo piękny czas.
Trochę pięknego czasu spędziłam również na pruciu (wskutek demokratycznego głosowania) szalonego swetra w paseczki:
Sweter został spruty, straty odrobione, poniżej wersja przed
Czajeczko sweter będziesz miała wspaniały i pasujący do Twojej osobowości :)
OdpowiedzUsuńSzkice już dawno czytałam, myślę, że czas najwyższy je powtórzyć. W końcu inny odbiór ma się jako 20-kilkulatka, a inny po ponad dekadzie później. Ech. Moniczko Ty same smaki literackie mi robisz. Jednak wiem, że na Twojej ocenie i poleceniu mogę polegać.
A chwaliłam Ci się, że synuś najbardziej kocha Puchatka? I to tego Milne'a. Mogę mu czytać i czytać, a on chce więcej. Oczywiście wersje Disneyowskie też lubi, bo obrazki mu się podobają.
Buziaki
Dziękuję! Och tak, Szkice jak najbardziej nadają się do czytania w kółko. I on daje tyle spokoju mimo wszystko.
UsuńHihi, Kasiu, co mogę powiedzieć - syn ma gust już idealny :D
Teraz sweter wygląda świetnie I nie mogę się doczekać żeby zobaczyć go na Tobie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję! Wszystko wskazuje na to, że całkiem niedługo będzie na mnie :)
UsuńPozdrawiam serdecznie
Pierwszy cytat jest tym, co lubię w książkach najbardziej.Normalność, codzienność, ale wciagająca, opisująca niezwykle plastycznie zwykłe przedmioty.
OdpowiedzUsuńDobrze, że sprułaś cardigan. Teraz już jest dobrze. Ładnie. Granat daje mocniejszy kontrast, podbija mocniej pozostałe kolory. Czasami warto się cofnąć, aby na koniec efekt pracy był satysfakcjonujący:))
On w ogóle bardzo pięknie pisał, chociaż nie był zawodowym pisarzem ale ekonomistą i pracował w fabryce. Świetnie opisywał codzienność, chociaż tak naprawdę to była trochę przerażająca codzienność (trochę, bo wiadomo, że okupacja w Paryżu wyglądała inaczej niż w Warszawie. Znamiennie, że z Polski przywozili mu żywność, wygląda więc, że Polacy bardziej zaradni są niż Francuzi).
UsuńTeż bardzo się cieszę, że sprułam. Trochę mnie dziwi dlaczego nie sprułam po pięciu centymetrach, kiedy już źle się czułam z tymi kolorami. :)
No ale najważniejsze, że już jest. Dzierganie to nie wyścigi. :)
" Cieszę się każdym głupstwem, każdym rondelkiem, puszką..."- jak aktualne są słowa autora dla wielu z nas w obecne czasy,kiedy częściej spoglądamy na nasze mieszkanie, na otaczające nas perzedmioty. Jeszcze tak niedawno przybiegałam w czasie "okna" między lekcjami do domu, chwytałam kubek kawy , nie zastanawiając się , z którego akurat piję i gnałam z powrotem do pracy. Teraz zaś dobieram kubeczki stosowne do mojego nastroju, rozwieszam po mieszkaniu zdjęcia wybrane z albumów, bo muszą nam przypominać te chwile na nich utrwalone...
OdpowiedzUsuńFajnie, że zakładając kardigan będziesz w "swoim " kolorze. Pozdrawiam serdecznie.
Tak, tak! I on wtedy podobnie świadomie się przestawił na Tu i Teraz - skupiał się na tym, co go otacza, żeby się zregenerować psychicznie.
UsuńJa starałam się zawsze cieszyć swoimi kubkami, teraz zauważyłam, że w ogóle nie sprawdzam prognozy pogody, co akurat nie jest dobre, bo bardzo mało wychodzę.
Dziękuję bardzo i pozdrawiam!
Tak patrzę na zdjęcia swetra przed i po i widzę, że przed było OK, a po jest świetnie :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńTrek Marlin to linia rowerów górskich, która łączy w sobie zaawansowaną technologię z przystępną ceną, stając się tym samym świetnym wyborem dla osób rozpoczynających swoją przygodę z MTB, jak i dla bardziej doświadczonych kolarzy szukających niezawodnego sprzętu. Modele z serii Marlin charakteryzują się lekkimi ramami, precyzyjnymi systemami zmiany biegów i wytrzymałymi komponentami, co sprawia, że świetnie sprawdzają się zarówno na leśnych ścieżkach, jak i w miejskiej dżungli. Trek Marlin łączy w sobie komfort, wydajność i styl, oferując rowerzystom niezrównane wrażenia z jazdy w każdych warunkach.
OdpowiedzUsuń