poniedziałek, 7 sierpnia 2023

Ochota na notes

 "Nareszcie mamy czas, by robić to, na co przyjdzie nam ochota."

Życie, Lisa Aisato

Piękne, bogate, głębokie ilustracje. I cała książka to właśnie ilustracje, a treścią są podpisy pod nimi. Życie, więc musi być różnie - raz pogodnie, raz smutno, czasem pięknie, czasem strasznie, a ono płynie i płynie. A jak upłynie go sporo, to właśnie przychodzi ten czas, którego (podobno, bo niezupełnie jednak) mamy na tyle, żeby - no właśnie, co?


Wbrew temu co na ilustracji, niewiele robiłam na drutach, ale wzięło się to w ogóle nie z czasu, a z plisy guzikowej, która czyha w moim Corran cardiganie zaraz za rękawami. Podświadomie niczym Edyp, odwlekałam i odwlekałam. Zajmowałam się innymi rzeczami, dziergałam wolno, nic nie pomogło, rękaw i tak się zrobił, został drugi, który zawsze dzierga się szybciej, bo odpadają przymiarki. Nie ma rady, trzeba plisie spojrzeć w oczy.

Za to inne rzeczy były bardzo przyjemne i sprowadzały się do notesów. Na początku roku otóż, w imieniu wnucząt swoich kupiłam Notes Kochanej Babci i to była taka szczelina w Titaniku, mniej tragiczna, nieco kosztowna. Wyłączyłam notesy i rzeczy poboczne z Roku bez zakupów (o nim zaraz będzie) i zaczęłam zgłębiać temat (nie bardzo intensywnie, bo wiadomo, intensywne zgłębianie może nas wystawić na liczne i przepiękne acz kosztowne pokusy) i ozdobnie się organizować. Teraz wydaje mi się, że już jestem zorganizowana, martwi mnie trochę fakt, że tak samo mi się wydawało mniej więcej w lutym. Co więc zaczynałam kolejny rządek w rękawie, wpadałam na kolejny pomysł w notesikowaniu ozdobnym (zwanym w pewnych kręgach journalingiem), który natychmiast trzeba było wprowadzić w życie. Może zresztą miało związek z ową plisą, ale chyba nie, bo plisy jeszcze nie było w lutym. 

Żeby nie rozwodzić się za długo (bo o notesach to ja mogłabym długo), chodzi mi o to, żeby moje notesy były ozdobne ale też funkcjonalne, żeby ich prowadzenie nie zajmowało tak dużo czasu, którego teraz tyle ponoć mam. Myślę więc sobie, w jakim stylu miałyby docelowo być (wygrywa styl z dużą ilością kwiatków jednak i najlepiej vintage), bo na razie ozdabiam eklektycznie (co się wiąże zresztą z zapasami jakie trochę na oślep sobie nakupiłam i powyciągałam z zakamarków. No i naszła mnie taka refleksja, że do końca nie można być minimalistką i zostać tylko z jedną sukienką i dwiema książkami (albo odwrotnie), skoro paszczakowa torebka ze sklepu z pamiątkami, którą hołubiłam przez kilka lat nie wiadomo po co, nagle i niespodziewanie się przydała razem z biletem z Muminkowego muzeum. 

 



Tak samo jak Muminkowe naklejki, które kupiłam dawno temu dołączone do notesu i w ogóle nie wiedziałam wtedy gdzie je będę nalepiać.


Trochę się miotam w koncepcjach, raz porzucam zapisywanie pogody, raz wracam, bo jednak lubię ten obrazek pogodowy miesiąca - widać czy kwiecień był deszczowy czy mroźny, wpadłam nawet na pomysł monitorowania harmonogramu sprzątania, który ślicznie przygotowałam w Excelu, ale z przykrością stwierdziłam, że się nie sprawdził i sprzątać muszę w jakimś innym systemie. 

Ponieważ prowadzę w tej chwili trzy główne zeszyty (i dwa pomniejsze), czyli Notes Babci, który jest skrzyżowaniem scrapbooka z boullet journalem, reading journal oraz zeszyt robótkowy, doszłam do wniosku, żeby połączyć je wszystkie w jeden i od przyszłego roku założyć jeden wszystko mający journal. Czy muszę dodawać, że już jest w drodze? (Drugi, bo jeden już mam kupiony). Mam też obmyślone główne założenia. Staram się przy tym wszystkim nie zwariować, zachować rozsądek i zimną krew, bo nie chciałabym jednak zajmować się tylko prowadzeniem i ozdabianiem notesów, zwłaszcza że wtedy nie miałabym czego w nich notować. No, może poza pogodą, bo pogoda w jej uprzejmości sama się robi. 

Wczoraj zatem, kiedy już wszystko obmyśliłam (i kupiłam), usiadłam rano w fotelu z książką w poczuciu dobrze zorganizowanej i mającej dużo czasu na swoje hobby zasadnicze. Przeczytałam dwie strony i przyszło mi do głowy, że jednak potrzebuję takiego małego kalendarza, bo w notesie babci mam miesięczny. I wtedy sobie przypomniałam, że mam piękny notesik z królewskimi arrasami, który leży i czeka na swoje przeznaczenie. Książka, niestety, poszła w kąt. Wyciągnęłam notesik z półki, obejrzałam, pomierzyłam, policzyłam strony, podzieliłam kratki przez dni a strony przez tygodnie. Trzy godziny później mam prawie gotowy dwuletni kalendarz, który jest śliczny w dodatku, bo arrasy są naprawdę śliczne i fotogeniczne w dodatku.




Obmyśliłam też system bardzo prosty i wygodny opisywania słoików z dżemem, na słoik wpisuję tylko rok z numerem partii (na razie mam dwie partie, ale jeszcze będą śliwki przecież) a opis co zawiera wpisuję w przepiśnik:


 Zainspirowana Instagramem (jakżeby inaczej), obmyśliłam też stronę z podsumowaniem miesiąca i roczną rozkładówkę w moim robótkowym zeszycie.


Wpisuję tu przerobione gramy i kupione włóczki, jak widać mój zapas nie jest na razie zwiewny niczym baletnica. 


Każda robótka ma swój kolor i widzę od razu jak długo ją robiłam, ile robię naraz no i ile włóczki przerobiłam, a ile kupiłam. To znaczy w ogóle nie powinno być, że kupiłam. No ale niestety. Kupiłam trzy razy - na kocyki, bo brakło mi kolorów, na imieninowy prezent, bo dostałam kupon od męża i na rocznicowy prezent, bo też dostałam kupon od męża. I tak płynnie przeszłam do zakupów. 

Jaki był ten rok i czy udany? Niezbyt. Zaczął się bardzo dobrze na początku sierpnia i z sukcesem przebiegał przez prawie cztery miesiące. A potem przeszłam na emeryturę, dostałam kupon od zarządu, prezenty miałam wyłączone z zakazu, zresztą może zarządowi byłoby przykro, że dostałam i nie korzystam? Kupiłam sobie zestaw drutów i prezenty pomniejsze jak torby robótkowe, żyłki pomocnicze (od Lovieczki, bardzo polecam - przymierzanie teraz wygląda zupełnie inaczej) oraz książki. Książek kupiłam całą górę, wszystkie się zmieściły na półkach, co tylko dobrze świadczy o moim minimalizowaniu. Potem zaraz były święta, więc wiadomo - prezenty i kupon od męża (dobry ten mój mąż na to wychodzi). A potem zaraz w styczniu kupiłam Notes Kochanej Babci (za dwadzieścia złotych) i potraktowałam notesy, kredki jak jedzenie i wykluczyłam z zakazu. 

Poza kuponami i wyłączeniami regulaminowymi tylko raz się zapomniałam i kupiłam książkę w antykwariacie. No trudno. Ponieważ nie do końca byłam zadowolona ze swojego morale, wprowadziłam sobie od dzisiaj nowe zasady kupowania - określiłam sobie pewną kwotę miesięcznie, zbieraną codziennie (w Excelu, mnie naprawdę brakuje Excela na emeryturze) i tylko za to mogę kupić, ile uzbieram. Ale naprawdę chciałabym już nie kupować i nie organizować się, tylko czytać i przejść tę plisę guzikową. Cud w ogóle, że w tym wszystkim zdążyłam skończyć fuksjowy sweterek i nawet się w nim obfotografować. To znaczy koleżanka mnie fotografowała, ale i tak przy tym byłam. 




Dziękuję bardzo za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia!

16 komentarzy:

  1. Przecudnie się Ciebie czyta, tak samo ogląda Twoje zdjęcia. I wiesz, myślę, że gdzieś, w tym Excelu może (?), mogłyby się znaleźć zapiski o produkcji bananów. Tych na twarzy. Mojego wyprodukowanego przez Ciebie już można odnotować, o czym niniejszym informuję ochoczo. Pozdrowionka! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję, to bardzo motywuje ♥️♥️
      Ściskam Cię serdecznie

      Usuń
    2. I ja serdecznie Cię ściskam. <3

      Usuń
  2. No, to prawda z tym czytaniem Ciebie. Jak tylko zaczynam to od razu wiem, że zaraz ryknę ze śmiechu. Pisać żeby kogoś rozśmieszyć jest bardzo trudno, znaczy masz talent. Wiem, Tobie się wydaje, że wszyscy wokół piszą to Ty nie będziesz. Tyle, że ci wszyscy nie piszą tak jak Ty. Namawiam, namawiam, namawiam.
    Pozdrawiam, Maria2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję bardzo, aż chce się pisać po takich słowach. Cieszę się zawsze, że kogoś rozbawiłam. Pozdrawiam serdecznie ❤️

      Usuń
  3. Moniko, Ty się w ogóle nie zmieniasz! Jak Cię poznałam, hmm, 14 lat temu? Tak absolutnie nawet Ci zmarszczki nie przybyło. Sweterek super i fajnie, że w takim energetycznym kolorze. Hihi, też lubię prowadzić notesy, byle nie te pracownicze, bo te zarzucam bardzo szybko, ponieważ praca to jednak praca. Wczoraj sobie założyłam w moim notesie dodatkowe tabelki zużycia prądu, bo u nas jest kilka liczników (stodoły, dom, warsztat i piwnica) i ktoś musi nad tym zapanować :)
    Uściski, Olimpia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie tak, nie wiem, na którym zlocie byłaś pierwszy raz, we Wrocławiu? No, zmarszczki by się tam znalazły, ale nie szkodzi.
      Organizacja jest ważna:))))
      Buziaczki!

      Usuń
  4. Notesy są śliczne! Ale dla samej śliczności ich kupować przecież nie będę. Bo przecież na tyle mam samoświadomości, że wiem, że notes, organizowanie, planowanie, zapisywanie mi niezbyt wychodzi.
    Sweterek razem z modelką ślicznie wypadł. Zastanawiam się, czy jest jakiś kolor, który nie pasuje do siwych włosów. Może biały?
    A jak dajesz przetwory komuś w prezencie to co? Robisz mu naklejkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie, lubię rzeczy zwłaszcza ładne, ale u mnie notesy muszą mieć przeznaczenie, w przeciwnym razie mnie to męczy.
      Dziękuję bardzo za dobre słowo. :))
      Nie znam się za bardzo, biały chyba jest Ok, gorzej w srebrnym, bo ginę wtedy. To chyba też zależy od cery, w każdym źle się czuję w pomarańczowym, a najlepiej w grafitowym.
      Taką ozdobną? Nie. Rzadko daję w prezencie, bo ze mnie średnia kucharka i mało robię. Takie samoprzylepne z datą tylko.

      Usuń
  5. Sweterek super, i bardzo mi się podoba, że założyłaś do niego żółte trampki, bardzo kolorowo! *^O^*~~~ A rozpasanie notesowe? Sama w nie popadam, chociaż nie ozdabiam ich tak pięknie i bogato jak Ty. Białe kartki zeszytu kuszą, prawda? Nie można się powstrzymać, żeby nie zacząć ich zapełniać notatkami! Też lubię excella, bez niego nie istniała by moja domowa księgowość - płacenie rachunków, kredytów, zakupy, skoro mamy wygodne narzędzie to czemu z niego nie korzystać! ^^*~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, bo koleżanka chciała je ukryć. Hihi. Och, gdybym ja tak malowała jak Ty, to pewnie nie musiałabym kupować tyłu naklejek. No, ale wspieram lokalne sklepiki. Marzę sobie, że kiedyś może chociaż trochę sama narysuję.
      Właśnie, trzeba korzystać, zwłaszcza że taki zdolny jest. 😅❤️

      Usuń
  6. O matko, jak ja Ci zazdroszczę tego zorganizowania!!!! Bardzo zazdroszczę!Mam jeden notatnik do robótek. I co ? I ciągle zapominam wpisywać w nie projekty... A potem to się przydaje. Jak trzeba uzupełnić Raverly, to nie drapię się po głowie, wymyślając rozmiar drutów, albo rodzaj włóczki. To mnie jednak przerasta.
    Sweter świetny, kolor bardzo energetyczny, bardzo do Ciebie pasuje.
    Ja już nie raz pisałam, że masz bardzo dobre pióro, czyta się Ciebie z ogromną przyjemnością, słowa płyną. Dlatego tak lubię tutaj zaglądać:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję dziękuję! Mnie motywuje śliczność notesów, może kup sobie jakiś piękny , włoskiej roboty i też się zmotywujesz. Ale to trochę żart, bo nieraz po prostu z czymś nam nie po drodze i wtedy nic nie zadziała.
      Z zapisków często korzystam. W ravelry właśnie nie jestem systematyczna, choć to jest świetne narzędzie
      Dziś♥️♥️

      Usuń
  7. "Ochota na notes" zatytułowałaś wpis, a w mojej głowie jako skojarzenie pojawiła się "Ochota na wołkow" Wysockiego. Cóż ten Excel w sobie ma, że tak wciąga? Odkąd zaczęłam go używać w pracy, również domowe rozliczenia w nim prowadzę. Pozdrawiam pełna podziwu dla Twojego zorganizowania :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ochotę Wysockiego oczywiście znam i lubię, chociaż już dawno nie słuchałam.
      Może to, że wszystko za nas robi (może poza gotowaniem).
      Dziękuję, dziękuję i pozdrawiam serdecznie!

      Usuń

Dziękuję za komentarz