środa, 19 listopada 2014

Pęczki bez słów


Nie lubię komiksów. I w sumie nie wiedziałam do niedawna dlaczego. Bo wszystko osobno lubię jak najbardziej, czyli książki lubię, opowieści lubię i obrazki w książkach wprost uwielbiam.  Ale komiksów jakoś nie i  związku z tym nigdy nie czytałam żadnego poza Małpką Fiki Miki. 
Aż tu nagle w zeszłą sobotę, w pewnej łódzkiej Pozytywce na spotkaniu moli książkowych, na stole pośród sterty książek (bo mole książkowe zawsze mają przy sobie sterty książek w różnych siatkach i torebusiach) błysnął ciemnym brązem komiks. Zerknęłam na niego zza stołu, posłuchałam jak się go dobrze czyta, ile minut, co ma w sobie dobrego i czego zupełnie nie ma, czyli tekstu. Potem wzięłam go do ręki, był miły w dotyku jak malabrigo, otworzyłam i jakoś nabrałam chęci, żeby go przeczytać. Czy komiks można czytać? Złożone pytanie, moim zdaniem można. Próbowałam się do niego dobrać już w powrotnym tramwaju, ale jakoś poczułam, że wymaga stosowniejszej oprawy w postaci co najmniej fotela z co najmniej jedną poduszką w koronkach.

Kiedy więc tylko do takiego dotarłam, zapadłam się w niego i w komiksową historię. Historia w sumie jest prosta, pełna emocji, ale też pełna ciszy. Trudno na początku się zdecydować co to za świat, bo trochę jest baśniowy a trochę realny, potem okazuje się, że baśniowość jest właściwie na marginesie i świat jest najbardziej nasz swojski. Trochę straszny, trochę piękny, jak to świat. Nie ma tekstu, więc w naszą pamięć nie zapadają słowa, ale obrazki. I jakoś potem dziwnie w tej pamięci siedzą i jest z tym przyjemnie. Obrazki są nieco nostalgiczne, trochę smutne, o dużej urodzie. I bardzo udane w zakresie uczuć i w zakresie szczegółu. Czasem do któregoś wracałam, żeby wytropić sznurek od balonu i sam balon. I wiem, że zanim oddam "Przybysza", jeszcze raz go przeczytam.
Długo myślałam i doszłam do wniosku, że to brak zupełny tekstu pozwolił mi przełamać niechęć do komiksu. I takie poczucie, że tekst komiksowy jest jakiś kulawy, nie mogący się rozwinąć w pełni, wygryziony.Tu mamy piękno samych obrazów, żadnych ogryzków.

Książki są różne, fajne, nudne, ciekawe, głębokie, grube, cienkie, do niektórych w kółko wracamy, do niektórych nie, ale są takie, po których lekturze człowiek jest jakiś inny, trochę jakby ulepszony, pogłębiony, uduchowiony, zupełnie jakby wyszedł właśnie z koncertu. I taki jest właśnie "Przybysz".
Dziergam do niego sweter z miliona pęczków, czyli z alpaki boucle. Pęczki w czasie dziergania żyją własnym życiem, wchodzą na druty przed oczkiem, wchodzą za oczkiem, raz są z poprzedniego rzędu, raz z następnego. Trzeba mieć oczy dokoła głowy i czujność wszędzie, bo tu w ogóle nic nie widać co jest prawe, a co lewe. Widać tylko morze pęczków. 
Sweter z takiego morza zapowiada się bardzo przytulny i bardzo miły w dotyku.
Nic dziwnego więc, że Bubulina się w niego opatuliła natychmiast i usadowiła bez uszu naprzeciwko obiektywu:


Następnie usadowiła się z uszami, co zdecydowanie poprawiło jej humor, samoocenę i pewność siebie:


W końcu dała się sfotografować razem z książką, bo to przecież środa  z Maknetą


Nocami natomiast walczyłam z pomponami. Bo, jak pisałam niedawno, pompon do żakardowej czapki był za mały.  Pozostało mi więc porzucić zbyt małe profesjonalne gadżety do robienia pomponów i skonstruować własny z tekturki. Jako cyrkiel posłużyła mi miarka do drutów, szpilka i ołówek. Przezornie na pierwszy ogień poszedł kłębek akrylu. Pompon wyszedł piękny, ale nieco za duży. Dziecko zdecydowanie zaprotestowało przeciwko doszyciu go do czapki. Pocieszyło mnie natomiast, że może kiedyś go wykorzystam, taki jest fajny. No nie wiem, może z czasem zaprzyjaźni się z Bubuliną i będą mi rano przynosić kapcie i kawę, zupełnie jak stworek z okładki "Przybysza".
Zrobiłam więc drugi gadżet, tym razem z dwiema innowacjami czyli przecięciem i nitkę wiążącą pompon wsadziłam między krążki do nawijania, bo ja nie jestem zbyt szybka i nitki pompona rozbiegały mi się po domu w czasie cięcia. Na drugi gadżet nawinęłam już włóczkę właściwą. Dziecko popatrzyło na efekt bez przesadnego entuzjazmu i westchnęło - a może dwa milimetry mniejszy?
Sama widzę, że mniejszy. Obudziłam w sobie całą miłość macierzyńską i zrobiłam trzeci gadżet. Pompon wyszedł dobrej wielkości, kształtu nieco walcowatego, nie wiem czemu, bo gadżet rysowałam tym razem nabytym specjalnie cyrklem za trzy złote pięćdziesiąt groszy.  

 
Czwarty pompon został zaakceptowany, a ja poleciałam do apteczki opatrywać pęcherze na palcach  - cięcie kilku warstw włóczki nie przychodzi łatwo. 
- A może byś mi zrobiła do kompletu rękawiczki? - usłyszałam znad plastrów.
W sumie. Dlaczego nie. Dwustronny żakard, sześć drutów, dziesięć palców. Dlaczego nie. Przynajmniej w rękawiczkach męskich nie ma pomponów. 

Dziękuję bardzo za odwiedziny i komentarze. Miłego dnia! :)

16 komentarzy:

  1. Komiksy są tak różnorodne, że każdy może wśród nich znaleźć coś dla siebie - tak jak Ty.
    Co do tego, że męskie rękawiczki nie mają pomponów nie byłabym taka pewna przy dzisiejszej zwariowanej modzie - co powiesz na dwa tycie pomponiki na każdym palcu? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie chcę o tym myśleć, chociaż takie tycie pomponiki to nie mogą być groźne? :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Owale w pomponach wychodzą, bo kolejne warstwy włóczki nachodzą się i jest nieco w nadmiarze. Należy to dociąć po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak przypuszczałam, jednym słowem - nie taki prosty pompon jak go malują. Trochę go przycięłam, najważniejsze jednak, że dał się przywiązać - też to nie jest proste. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  3. Bardzo ladna azurkowa czapka :-)
    Kiedys przypadkowo, nie od poczatku obejrzalam zekranizowany komiks. Nie widzialam kto jest autorem, ale zdobylam te informacje i kupilam komiks iransko - francuskiej autorki - Marjane Satrapi - polecam :-)
    Serdecznie pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, dzięki. No, nie jest wykluczone, że się zarażę bakcylem i stanę się entuzjastką komiksów. Satrapi poszukam. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  4. Jakoś nie darzę "miłością" komiksów... owszem, nie odrzucę, przejrzę, poczytam... ale jednak książka to książka :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak ja, ale ten mnie wyjątkowo urzekł - w ogóle świetne, świetne ilustracje. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  5. Dzielna jesteś i cierpliwa .
    Czapka super, rękawiczki faktycznie by się przydały...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Rękawiczki mnie kuszą, naprawdę żakardy dzierga się miło, no ale mam tyle swetrów (dla siebie) w planie. :)

      Usuń
  6. Komiksów nie lubię i nie polubię. Próbowałam kiedyś, nie powiem, że nie, ale kiedy rozczytywałam się w dymkach, zapominałam o zerkaniu w obrazek. Kiedy zerkałam w obrazki, dymki ulatywały. Jakoś nie mam zdolności skupiania się nad słowem i obrazem jednocześnie. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak ja! To ten jest idealny dla nas - same obrazki. :D

      Usuń
  7. sUPER WYTWORKI:) Moje palce też cierpia po straciu z plastikowa kanwą:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ależ ty pięknie piszesz! Totalnie zaczytałam się w Twoim opisie "Przybysza" i literatury obrazowej jako takiej (ja do tej kategorii zaliczam też niebajkowe animacje, bo wywołują podobne uczucia). Od razu dodałam tę pozycję do mojego wirtualnego katalogu pozycji do przeczytania.

    Podziwiam też Twoją cierpliwość do dziecięcia, bo marudne ono bardzo - na Twoim miejscu przyszyłabym do czapki nie jeden wybrany pompon, ale wszystkie tak jak leżą na zdjęciu (jak je zobaczyłam to pomyślałam, że tak ma być i dopiero potem doczytałam, że to tylko przymiarki)

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajna ta Babulina, jak to fajnie powiedzialas ksiazki po przeczytaniu ktorych czlowiek jest inny, chyba nie zdarzaja sie czesto, ale sklonilas mnie do zastanowiania sie jakie to byly ksiazki w moim zyciu. Pozdrawiam serdecznie beata

    OdpowiedzUsuń
  10. No to do roboty :) Rękawiczki baardzo by pasowały do tej superaśnej czapki:)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz