środa, 10 grudnia 2014

Roboty we dworze

Nastał szalony czas. Czas porządków, zakupów oraz gotowania. A ja, zamiast myć pudełka do ryżu i kaszy, oddzielać w szufladzie widelce od łyżek, przecierać kafelki, znosić ze sklepów mąkę, mak, gęsi, łososie, rozpuszczać miód na piernik i obsmażać mięsa na bigos, siedzę w wyrzutach sumienia i czytam o tym, jak radzić sobie we dworze. Od tego czytania gęsi w lodówce mi nie przybywa, ale za to wyrzuty sumienia mam coraz mniejsze, albowiem uświadamiam sobie jasno, ile pracy mnie ominęło w naszych nadobnych czasach.
Otóż bowiem nie muszę doglądać leniwej służby, nie muszę wyposażać pokoi gościnnych w białe pościele i naczynia nocne, firanek obszywać w perkaliki, nie muszę pcheł przeganiać z porzuconych w kącie ubrań dziecięcych, nie muszę z zagranicznych wojaży przywozić kucharzowi chustek do nosa, żeby palcami go nie obcierał.

Nie muszę gniazda obrzydliwego w kredensie likwidować, gdzie "panuje najczęściej zasłużony stary brudny kredencerz z dwoma adjutantami, jeszcze brudniejszym chłopakiem i bosym strożem, uzbrojonemi w tak nazwane kwacze; tam stoi brudne łoże i brudniejsze leżą sienniki, tam psy, koty, obiadają ogryzki, tam co wieczór gawęda, gdzie prócz lokai, ogrodnik, strzelec, stangret, przybywają, gdzie włodarz, ekonom, gajowy, czekają na rozkazy pana, tam z schowanych resztek potraw i z tylu gości, tworzy się zaduch najobrzydliwszy z melonowym zapachem". Nie muszę pilnować, żeby mi pomyj z kredensu przez jadalnię noszono, ani żeby go raz na tydzień winem myto.
Nie muszę uważać, żeby czepka o kaptur ogniska nie walać, ani żeby do pracy mieć gorset krótki. Mogę gorsetu nie zakładać wcale, a w tym zaoszczędzonym szczęśliwie czasie siedzieć w fotelu i czytać dalej "Dwór wiejski". Wyrzutów sumienia już nie mam praktycznie wcale. Martwi mnie jedynie moja podłoga w kuchni, która nie ma rynewki.

"Wracając do innych przedmiotów w kuchni, radzę ci mieć w niej podłogę ceglaną; z małą rynewką przez środek, lub bokiem. Co dzień kuchenna dziewka zleje podłogę wodą po obiedzie i zamiecie ją, mocno wycierając naprzod miotłą, potem ścierką na starej osadzoną szczotce. Woda tą rynewką spływa do ścieku, który z kuchni rurą przez mur przeprowadzoną idzie do ogólnego w podwórzu kanału, o którym niżej. Bez tych wygód ani myśl o czystości w kuchni, w podwórzu i nigdzie"

No trudno, szmatą będę musiała przetrzeć i to bez dziewki. Tymczasem czytam dalej


DWÓR WIEJSKI. 
Tom 1     
dzieło poswięcone gospodyniom polskim, przydatne  i osobom w miescie mieszkającym     
przerobione z francuzkiego     
Pani Aglaë Adanson     
z wielu dodatkami i zupełnem zastosowaniem do naszych obyczajów i potrzeb,     
przez Karolinę z Potockich Nakwaską,     
w 3 Tomach.

Jak pięknie się wtedy wydawało książki, autorka zbierała od chętnych czytelniczek przedpłaty, a potem pisała dzieło i umieszczała ich listę na początku.
Czapska z Czapskich.  Dembowska z Witosławskich.  Drohojewska z Bawarowskich.  Działowska z Jezewskich.  Dzieduszycki Henryk,  Grabowska z Wyganowskich.  Łączyńska z Ponińskich.  Łączyńska z Biernackich.  Małowiejska z Morawskich.  Morawska z Szczanieckich.  Miączyńska z Potockich.  Nakwaska z Krajewskich.  Ossipowska, Józefa.  Pawlikowska z Jaworskich.  Potocka z Branickich.
Czytały "Dwór wiejski" tak jak ja, gotowały rosół na otwartym ogniu, pieczyste piekły na rożnie z kołem i spodziewam się (jak mówiła pani Nakwaska), że lubiły robótki.
To bardzo dobra lektura na ten szalony czas:

"Stoliki postaw do gry w miejscach próżnych.
Kanapę jedną dużą, drugą małą. Fortepian, jeżeli go masz. Stolik do pisania, drugi do roboty (bo spodziewam się, że roboty lubisz), niższą serwantkę na nóty. Stół okrągły lub owalny, z sukiennym nakryciem. Otóż bawialnia ładnie urządzona. Miej w niej jeszcze różne gry na czas jesienny, szachy, warcaby, krążki, twierdzę, świeże pisma czasowe, jakie albumy, karykatury; słowem wszystko, co gości rozerwać może."

Muszę się obejść bez miejsc próżnych, bez nót na niższej serwantce i stołu do roboty. Robotę za to mam jak najbardziej i robota ma już przody, tyły i kawałek rękawa. Moje milion pęczków z Dropsa


Muszę się też obejść bez gęsi, na szczęście i tak nikt u mnie gęsi nie lubi.
Zatem w dobrym samopoczuciu, przy nieco już ciemnej środzie, dziergam i czytam nie tracąc spokoju w ten nieco szalony, przedświąteczny czas. Czas zimowych kubeczków i oszronionych gałęzi.

Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Miłego dnia! :)

9 komentarzy:

  1. A dziewka by sie przydała choć na jeden dziś przed świetami bo niby mamy wszelkie udogodnienia: zmywarki, pralki, kuchnie i gazowe i elektryczne, elektrykę w ogóle, a czasu wcale nie przybyło w ciagu doby. Paradoks!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, widać upływ czasu nie od tego zależy. Nie wiem natomiast na razie od czego. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. O tak, o tak - dziewkę to ja bardzo bardzo, choć rynewki niet:)
    I tak trzymajmy, nie tracąc spokoju do samego końca - w czasie kubeczków, oszronionych gałęzi, kolorowych lampek i pachnących świeczek:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się marzy po kryjomu, chociaż podobno straszny kłopot jest i trudno upilnować. :D

      Usuń
  3. i tu Cię rozumiem. Robota nie zając nie ucieknie. Spokojnie poczeka jak nabierzesz ochoty lub konieczność Cię zmusi!
    Sweterek ładny bardzo.
    Chociaż, ze służby nie mam i sama czynić wiele rzeczy muszę to mnie nie cieszy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie! To moja koncepcja - trzeba czekać na chęci, bo bez chęci człowiek się tylko umęczy. mam nadzieją że chęci mnie ogarną jeszcze w tym roku. :)
      Dziękuję - sweterek w dotyku bardzo miły i ciepły. Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Prawdę mówiąc, rynewka w kuchni, a także łazience, dobrą rzeczą by była. Pięknie to opisałaś :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. I człowiek zaczyna doceniać, że jednak służby nie ma, bo to chyba jednak więcej zachodu niż samemu dom oporządzić^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasem warto sobie uświadomić, że jednak nie jest z nami tak źle i okoliczności nie są takie dramatyczne jak się wydają :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz