środa, 10 czerwca 2015

Strony na wrzosowisku

"Tam się wsunęłam. Stała tu półka z książkami; niebawem wyciągnęłam jakiś tom, upewniwszy się przedtem, że jest obficie ilustrowany. Wdrapałam się na kanapkę w zagłębieniu okna, podwinęłam nogi i usiadłam po turecku, a zaciągnąwszy prawie szczelnie pąsową zasłonę z wełnianej mory, poczułam, że jestem ukryta i odosobniona."
Dziwne losy Jane Eyre, Charlotte Brontë



Książka była oczywiście o ptakach brytyjskich, a dnia tego niepodobna było wyjść na spacer. "Dziwne losy..." czytałam będąc małą dziewczynką, potem przez lata jej szukałam, w księgarniach jej nie było, trudno mi samej w to uwierzyć, ale o antykwariatach wtedy nie słyszałam, udało mi się w końcu kupić ją po angielsku, w ramach nauki języka zaczynałam ją milion razy, nie skończyłam nawet dwóch stron, ale tym sposobem pierwsze zdanie utrwaliło mi się na dobre. „Dnia tego niepodobna było wyjść na spacer”. Teraz mam ją w papierze i w ebooku i pewnie w audiobooku, ale losy Jane zostały we mnie już po pierwszym czytaniu, bo jest to książka z gatunku tych, o których się nie zapomina. Mała Jane taka dzielna i taka biedna z jej okropną ciotką, podłymi kuzynami, przypaloną owsianką w nieludzkiej angielskiej szkole z pensjonatem, ze strasznym panem Rochesterem, z odludnymi wrzosowiskami i ponurym domem zapada w pamięć jak Mała Księżniczka czy Kopciuszek.

Długo potem przeczytałam książkę Przedpełskiej-Trzeciakowskiej o rodzeństwie Brontë i okazało się, że ich życie było przedziwne i tragiczne, a teraz niedawno wyszła w Polsce po raz pierwszy biografia Charlotty napisana przez jej przyjaciółkę, panią Gaskell. Jakie są zalety tej książki poza tym, że jest gruba i traktuje o życiu Charlotty? Przede wszystkim to, że została napisana zaraz po śmierci Brontë i przez kogoś, kto ją znał, więc mamy relację niejako z samego z centrum wydarzeń. Oczywiście w takiej sytuacji pewne rzeczy trzeba było przemilczeć, pewne nazwiska opatrzyć iksem (i tak zrobił się skandal). Narracja jest autorska, ale dużo też jest cytowanych listów Charlotty. A sama historia? Historia jest przedziwna. Sześcioro (pięć sióstr i brat) niezwykle utalentowanych i obdarzonych ogromną wyobraźnią dzieci owdowiałego wcześnie pastora. Kamienna plebania otoczona cmentarzem i wrzosowiskami. Zapadła, dzika angielska wieś. Tylko jedno z dzieci pastora przekroczyło trzydziestkę, żadne nie przeżyło ojca. Zostawiły po sobie kilka powieści, kilka wierszy, trochę tajemnic. Wstrząsające losy. I trzeba przyznać, że ówczesny los kobiet był okropny, mogły jedynie wyjść za mąż albo zostać guwernantką, przy czym trzeba mieć świadomość, że niesforne pańskie dzieci mogły bezkarnie rzucać w guwernantki kamieniami. A siostry przez całe życie najbardziej chciały być ukryte i odosobnione niczym Jane za kotarą.

A teraz? Kobieta może zostać kim chce. Może zostać elektrykiem, pielęgniarką, nauczycielką, architektem, prawnikiem. I jak dobrze, że jednak nie zostałam architektem, tak sobie pomyślałam nagle dziergając do lektury (bo to już znowu środa u Maknety) sweterek Mrs Skyler. Mój kobiecy mózg dosyć dobrze sobie radzi z określeniem strony prawej i lewej, zwłaszcza po głębszym namyśle, ale w Mrs Skyler strony są dosyć skomplikowane. Otóż bowiem mamy prawą stronę robótki i lewą stronę robótki oraz przód swetra prawy i lewy. Przy czym nie jestem pewna czy prawy przód po prawej stronie robótki jest również prawym po lewej, na człowieku niby jest dalej po prawej, ale na drutach bezsprzecznie jest już po lewej. Zakładam przy tym, że nosi się go niezmiennie na prawo a nie na lewo, co upraszcza nieco, ale nie tak znów wiele. Jakby stron nam było mało, w sweterku dzierganym od góry górę mamy, jak łatwo zauważyć, na dole, a na górze mamy dół. Co też nie jest bez wpływu na występowanie stron prawych i lewych w stosunku do stron według świata i według drutów. Bardzo to jest mylące, jakby powiedział Kubuś Puchatek.

Uświadomiłam sobie to wszystko, kiedy po raz kolejny rysowałam przód, bo okazało się że pierwszy przód narysowałam lewy po prawej i od góry do dołu i za nic nie mogłam przełożyć tego na rzeczywistość, to znaczy na wzór, który jest narysowany zgodnie z regułą, czyli od dołu do góry. I przypomniałam sobie wtedy pewną kamienicę w Brukseli, która na pierwszy rzut oka wygląda normalnie, ale kiedy przypatrzeć się uważnie drzwiom, okazuje się że wypadają one krzywo i niesymetrycznie w stosunku do ciągnących się po dach ozdób. Architekt, kiedy to spostrzegł, rzucił się z tego wysokiego dachu na kamienny bruk, ponosząc śmierć na miejscu.
Ja nie musiałam się rzucać, poddałam się niechlubnie i podjęłam dzierganie rezerwowego swetra o wdzięcznym kolorze fuksji. Tutaj generalnie nie było stron, był tylko przód i tył, więc łatwo zapanowałam nad materią i w dwa dni doprowadziłam do podziału na rękawy, po czym poleciałam do lustra się podziwiać.



Jak widać po równoległych (nie da się ukryć) raglanach, nawet w prostym jak koło swetrze może nam się coś skręcić i tu właśnie się skręciło. Z ogromnym żalem, bo zawsze marzyłam o swetrze w siateczkę, zdecydowałam sweter spruć i nie miałam już innego wyjścia (nie miałam też innej włóczki ani innych wzorów), jak wziąć się w garść, narysować przody Mrs Skyler czwarty raz, spruć po raz trzeci początki swetra, wyprowadzić z manowców ilość oczek w raglanie, które najpewniej w wyniku frustracji od stron za nic nie chciały mi się zgodzić, ogarnąć się w końcu matematycznie i zrozumieć, że dziewięć plus szesnaście to nie trzydzieści pięć. Jednym słowem wziąć panią Skyler za rogi. I teraz mam już ustalone mauretańskie kraty na obu przodach w lustrzanych odbiciach, a przody wypadają przed tyłem i między rękawami czyli jak najbardziej prawidłowo.



Z rzeczy dla mnie nowych czeka mnie jeszcze nabieranie oczek na kołnierz szalowy. Zobaczymy, jestem zdeterminowana, bo sweter zapowiada się bardzo wygodnie i przyjemnie.

Pogoda znad przodów i książek jest zielona na drzewach, błękitna na niebie i biała na obłoczkach, zięba nieustająco wyśpiewuje swój trel


(po dziesięciu dniach muszę stwierdzić z pewnością, że jest jeden, niezbyt długi i niezbyt wyrafinowany muzycznie), roślinność się zasiewa jak może, siejąc nasionami po robótkach, książkach i tarasach, lubczyk rośnie w ogródku i udaje ziele ozdobne. Skoro tylko się wydała jego tożsamość dzięki wiedzy naszej gospodyni, bo ja nigdy nie miałam okazji go wcześniej  widzieć na żywo, skończył zgodnie z przepowiednią Brzechwy, czyli w zupie pomidorowej. Bardzo tam był aromatyczny. Przyznam jednak, że wygląd ma nieadekwatny do swojej renomy i miłosnych powiązań, bo wygląda jak zwyczajny seler.
Zakładkę w książce, jak na urlop przystało, mam bardzo relaksującą w wydźwięku:


Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa, miłego dnia! :D

11 komentarzy:

  1. Sweter już wygląda fajnie:) Życie sióstr Bronte faktycznie nie należało do usłanych różami... Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) I pomyśleć tylko, że teraz jeden zastrzyk przeciwko gruźlicy załatwia sprawę. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Uwielbiam Dziwne losy Jane Eyre :) Kiedyś też chciałam sobie wydziergać taki siateczkowy sweter, ale podobnie się poskręcał i zrezygnowałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. Ja pomyślałam o takim wzorze bez raglanu - dodaje się równomiernie oczka aż do podziału na rękawy - taki byłby lepszy może. Poza tym chyba w ogóle się pomyliłam w tym wzorze, bo oryginalny jest jakby prosto i raglany ma symetryczne. Zobaczę jeszcze, bo mam też namierzony całkiem inny wzór z ażurkiem. Fuksja by się na niego nadała. :)

      Usuń
  3. Lubczyk widuję wysuszony na wiór, w torebkach kupionych w markecie ;) Daję do grochówki, którą gotuję po wegańsku na podstawie "Jadłonomii" Zaskoczyłaś mnie, że lubczyk jest podobny do selera ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tylko taki widziałam. I też byłam zaskoczona. A pachnie zabójczo. :)

      Usuń
  4. Zakręciło mi się w głowie od tych skrętów i stron ;) Sweterek zapowiada się bardzo ciekawie.Lubczyk mam w ogrodzie i zdarza mi się przesadzić z jego ilością w zupie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tydzień mi zeszło na połapaniu się w tym wszystkim, chociaz wzór jest w zasadzie napisany bardzo szczegółowo. Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
  5. Z ogromną przyjemnością Cię czytam. Zakładki, które pokazujesz, to Twoje dzieła?

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki. :) Nie jestem aż tak utalentowana graficznie, niestety. Kupuję je nałogowo w Matrasie, uwielbiam je. Mają takie śliczne szczegóły - na przykład ten czerwony kubeczek na podłodze i lampka i wzorzyste poduszki. Autorem jest Andrzej Tylkowski. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam, zupełnie przypadkiem trafiłam na Twego bloga, przeczytałam go z przyjemnością , zdjęcia obejrzałam po wielokroć, Twoje robótki warte grzechu, słowem podoba mi się. Sama do bloga się przymierzam, ale wygląda to bardzo skomplikowane. Po za tym musiałabym coś pisać, a nie zawsze mam czas i wenę. Musiałabym też coś pokazywać - jakieś udziergi, a z tym jest różnie.... Zachwyciłam się opisem biografii Charlotty. Uwielbiam Jane Eyre i oprócz książki (mocno steranej) mam wszystkie możliwe ekranizacje. Śliczny ten malinowy sweterek, szkoda, że go sprułaś. Spróbuj od nowa, ale z małą modyfikacją - raz spuszczaj 2 oczka na prawo, a raz na lewo, nie powinno być wtedy skosu. Pozdrawiam, Ania

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz