"A jeśli nie potrafimy robić wielkich rzeczy, możemy robić rzeczy małe, za to z wielką miłością."
Ciotka Zgryzotka, Małgorzata Musierowicz
Co dwa lata mniej więcej w internecie podnosi się szumek i emocje. Tak często bowiem ukazuje się kolejna część Jeżycjady, cyklu powieściowego dla młodych dziewcząt, który ukazuje się od 1975 roku. Zajeżycjowani biegną wtedy do księgarń przydrożnych i sieciowych, kupują nowy tom w lakierowanych okładkach ozdobionych barwnym portretem, czytają i dzielą się na dwie grupy. Spadkową grupę i grupę constans. Grupa spadkowa ubolewa nad upadkiem ogólnym oraz upadkami w detalu. Że nuda w akcji, że bohaterowie wredni, że tendencyjnie podzieleni na role męskie i żeńskie. Że za mało przyjacielscy, że za bardzo katoliccy, że nie mają psa, nie umierają, że nie chodzą do lekarza i że się odchudzają za bardzo, albo jedzą za tłusto. Po czym z obrzydzeniem i niesmakiem czekają na kolejny tom, kupują, czytają, ubolewają, że nuda i upadek. Jest to tak zwana trudna miłość.
Grupa constans trwa niezmiennie w miłości łatwej, lekkiej i przyjemnej. Nie dostrzegają upadku. Nie odczuwają nudy. Bohaterów wrednych oraz katolickich przyjmują w tolerancji. Nie dziwią się odchudzaniu ani unikaniu lekarzy (zwłaszcza to ostatnie ma długowieczną tradycję, wynikającą poniekąd z doświadczenia). Czytają, doceniają styl i cieszą się na kolejny tom z mniejszą lub większą niecierpliwością.
Może są jeszcze inni, bardziej wycieniowani w uczuciach, pewnie na pewno - nie wiem. Ja należę do grupy constans, dla mnie Jeżycjada jest fenomenem pokrewnym angielskiemu trawnikowi, który podlewa się przez wieki całe - nie można przerwać czytania. A jeśli nawet można, to po co?
"Oboje byli już w łóżkach, jak zwykle zatopieni w lekturze, każde przy swojej miłej lampie ze złotawym abażurkiem. Resztę pokoju zacierał ciepły półmrok. Grzbiety starych książek równymi szeregami obiegały trzy ściany i to bielały, to ciemniały, to polśniewały, to znów mieniły się kolorami, tworząc jedyną w swoim rodzaju kompozycję, intrygującą jak ogromny gobelin, a kuszącą jak kolekcja skarbów. Każdy z tych skarbów znajdował się na swoim miejscu i każdy oczywiście pełen był zakładek, karteluszków i podkreśleń."
Ciotka Zgryzotka, Małgorzata Musierowicz
Chociażby dla tych ścian lubię przebywać w świecie Borejków. Sama mam swoje ściany, nie trzy może, ale też połyskujące, doskonale rozumiem tego rodzaju zachwyty i ciągle mi ich mało.
W "Ciotce" mamy trafny obraz rodziny w czasie - niektórzy się starzeją, remontuje się sufity i łazienki, kurz osiada na pamiątkach, rodzą się nowe dzieci, podlotki dorastają, zakochują się, przybywa zięciów i teściowych, a dni wesela przychodzą i mijają ze swoimi tortami, pasztetami i szynkami.
Mamy tu też malutką cukierenkę, bujne pokrzywy, całkiem zgrabny początek młodzieńczych zadurzeń, tęskny dźwięk oboju, sporo ślicznych kolorów i gustownych ilustracji, czyli jednym słowem - dwa dni miłej lektury.
Byłoby może jeszcze milej, gdyby poświęcić pewne fragmenty (zwłaszcza w nudnawych mailach) i pewne postaci, które niczego szczególnego nie wnoszą do ogólnego obrazka, a rozmydlają całość.
Tak jakoś mi się wydaje (a jednak, trochę o upadku wspomnę), że dawniej struktura poszczególnych tomów był bardziej zdyscyplinowana i zwarta.
No i "lokum", "bene" czy "ad rem" objaśnione w przypisach, ale to już raczej upadek czytelnika, nie autorki.
Za to na drutach moich też się nieco rozdyscyplinowało - chusta dobrnęła do ostatniego rzędu i czeka na zamknięcie. Zanim owo zamknięcie obmyślę i się go nauczę z pomocnych filmików, dziergam sobie zarzucony szal jedwabny. To właśnie jest przewaga rozgrzebanych dwóch robótek zamiast jednej. gdy jedna wpadnie w kryzys, druga ma szansę utrzymywać poziom dziergania w normie.
Zakładki za to żadnego kryzysu nie odnotowują, wręcz przeciwnie - wystąpiły licznie i skutecznie:
Tak siedzę od długiego czasu w jedwabiach cienkich i bawełenkach zwiewnych i naszła mnie tęsknota do wełny ciepłej, sprężystej, puchatej. Za oknem jednak ma się na wiosnę najwyraźniej, temperatury radośnie wysokie, więc chyba tęsknoty o ciepłych przyodziewach schowam w kącik głęboki, czego i Wam życzę! Dobrego dnia. :)
PS. Dziękuję niezmiernie za komentarze i odwiedziny!
Należę do grupy constans, chociaż nie czytałam jeszcze "Ciotki Zgryzotki". Jeżycjada dzieje się na Jeżycach - jak sama nazwa wskazuje:) A to też mój fyrtel! Ulicę Słowackiego znam jak własną kieszeń, a pani Musierowicz mieszkała tam nad mieszkaniem mojej ciotki M. Wchodziło się przez bramę całą w kobaltowych kafelkach!
OdpowiedzUsuńTo miałaś dobrze z takim fyrtelem! (I z gzikiem na pewno). Ja tylko mam zdjęcie przed kamienicą wiadomą (pracownia kołder też była. No i byłam w zielonym pokoju - otworzyli tam kawiarnię, prywatni ludzie się ponoć wyprowadzili, bo nie mogli wytrzymać wizyt fanów. :)
UsuńKobaltowe kafelki - ach!
Kiedyś, dawno temu czytałam serię Małgorzaty Musierowicz. Bardzo mi się podobała, zwłaszcza, że studiowałam w Poznaniu i darzę ogromną sympatią i sentymentem to miasto. Nie czytałam wielu nowych tomów, więc trudno mi się usytuować w jakiejkolwiek grupie.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak niewiele pokazujesz robótkowo. Poczekam cierpliwie na twoje jedwabie i bawełny. ja tylko w nich teraz pracuję. Nie masz pojęcia, jak ja tęsknię do wełen wszelakiego rodzaju, do pięknych żakardów, do finezyjnych warkoczy, do prostych, otulających fasonów! Mam nadzieję, że wraz z nadchodzącą wiosną, będzie więcej letnich, lżejszych udziergów i wówczas mi będzie na sercu lżej.
Pozdrawiam z upalnego (38 stopni) od paru dni Kuala:)))
Nie korci Cię, żeby sprawdzić i się sklasyfikować? ;))
UsuńChuście brakuje tylko brzegu, więc już końcówka, mam zamiar zrobić nupki chyba. Postaram się jej urządzić sesję.
Bidulek z Ciebie na takim wełnianym odwyku. :)) No ale Kuala. I 38 stopni. Można jakoś ten odwyk przeboleć. Zwłaszcza, że chyba jeszcze rok wygnania, czy jakoś Ci zostało? Pozdrawiam!
Tak kusisz mnie, zeby wrocic do tej serii, ktora przestalam czytac dawno temu i tylko ze wzgledu na emigracje, ale teraz dostepnosc do ksiazek taka latwa, ze musze sie skusic i poczytac Musierowicz. Piekny ten Twoj udzierg. Pozdrawiam, u mnie pogoda jak z polskiego przyslowia "Kwiecien plecien..." , chociaz ziemia amerykanska:) Dzisiaj cieplo w sobote snieg i tak byle do maja.
OdpowiedzUsuńCiekawe czy są e-booki, tylko szkoda trochę rysunków. Najlepiej sobie całą sagę. ja kiedyś czytałam na poprawę humoru. W listopadzie była najlepsza. :)
UsuńU nas na razie ciepło, a dalej się zobaczy. Pozdrawiam!
Ma kobieta siłę. Przyznam ze wstydem, że kiedyś podczytywałem, ale to było kiedyś :)))
OdpowiedzUsuńTak. Ja też zaczynałam ze wstydem (byłam po trzydziestce dobrze). Odwagi dodał mi profesor Raszewski, którego opinię gdzieś przeczytałam. No i pomyślałam, że skoro poważny znawca teatru, pisarz, mężczyzna po sześćdziesiątce czyta, przyznaje się do tego i chwali, to i ja mogę. :))
UsuńTy się wstydzisz, że byłaś po trzydziestce, a ja sobie planuję dopiero zacząć , ale skoro nawet "profesor" czytał w takim wieku, to i ja nie mam czego się wstydzić. Znowu muszę się usprawiedliwić, że w swoim czasie te książki do mnie nie dotarły.Więc na lato mam literaturę zkomplektowaną. A na chustę czekam z niecierpliwością. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńFajnie masz - całą przed sobą. Mam nadzieję tylko, że się wciągniesz. Moim zdaniem atmosfera tam jest wspaniała - dużo książek, humoru i mnóstwo, mnóstwo herbatki. Poza tym Jeżycjada zawiera całe mnóstwo szczegółów obyczajowych i realiów. Imponujący przegląd w czasie. No i szybko się czyta. Będę trzymać kciuki (bo wiadomo, podobanie jest niezależne od obiektywnych wartości).
UsuńMam już połowę brzegu. :D Pozdrawiam!
Tęsknot o ciepłych przyodziewkach nie chowałabym zbyt głęboko, bo chociaż w weekend ma być nawet +20, to jeszcze mogą się przydać i jeden ocieplacz warto mieć pod ręką.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na pojawienie się "Ciotki Zgryzotki" w przydomowej bibliotece dziecięcej. I znów kusi mnie żeby zamiast czekać, kupić całą serię - tylko gdzie bym ją trzymała, jeśli miejsca brak? Co do narzekania na upadek serii to myślę, że to w dużej mierze kwestia odbioru zmieniającego się wraz z wiekiem czytających. Jestem dwa lata młodsza od pierwszego tomu, serię czytać zaczęłam jako nastolatka i raczej dziwne by było, gdybym dziś odbierała ją tak samo jak wtedy.
Zauważyłam właśnie dziś rano - przewiało mnie trochę.
UsuńNiestety, zajmuje całą półkę i też długo korzystałam z biblioteki. To prawda, na ogół jest tak jak piszesz. :)
To ja jednak jestem z tych stałych. Chociaż marudzę przy każdej kolejnej książce, że to już nie to co kiedyś, to kupuję, czytam, odkładam na półkę i za parę miesięcy czytam znowu. Zwłaszcza w zimie miło jest wziąć sobie kocyk, herbatkę, podejść do regału, długo i głęboko zastanowić, który tom dziś będziem smakować. Wyciągnąć, umościć się na kanapie, odpalić pierwszy bieg, i utonąć po raz kolejny.
OdpowiedzUsuńParę tygodni temu czytałam przygniatającą recenzję "Ciotki Zgryzotki" i już byłam przekonana, że nigdy więcej tego badziewia nie kupię, ale kiedy przyszło co do czego, to się złamałam i kupiłam - przy okazji zauważyłam, że Empik to już nawet nie jest sklep z książkami ( księgarnią przestał być już wcześniej ).
Jeżycjada do dla mnie też trochę domowe klimaty - studia w Poznaniu, znajomi itp. Miło się czyta o znanych kątach.
Tak, w ziemie albo w listopadzie. Jeżycjada jest bardzo kompatybilna z herbatką i kocykiem. :)
UsuńCo jest w Empiku i jaka tam jest obsługa, to szkoda mówić. Poza tym drogo jest.
Pozdrawiam serdecznie!
Ja jestem trzecią kategorią - Jeżycjadę znam z kilku pierwszych tomów i na nich się zatrzymałam. Kiedyś sięgnęłam po jeden z nowszych i... to już nie było to, więc zatrzymałam w pamięci rodzinę Borejków taką, jaką ją poznałam nastolatką będąc. *^v^*
OdpowiedzUsuńSzkoda, że przy moich kotach nie mogę sobie postawić wazonu tulipanów czy nasturcji, ech... Ale długo by nie postał, to wciąż wariaty biegające jak strusie pędziwiatry!
To właśnie ciekawe jest, bo koleżanka czytała hurtem niedawno i mówiła, że nie odnotowała spadku formy. Może trochę więc urok dawności daje znać.
UsuńNie martw się, dojrzeją, wystatecznieją i dorosną. :))
Ja marudze coraz bardziej a Ciotka wrecz przykrosc mi sprawia i nic nie poradze na swoje rozgoryczenie, zawod ogromny.
OdpowiedzUsuńPoza powodami osobistymi generalnie chyba po raz pierwszy po prostu sie nudze czytajac. Te maile... Poza tym rownolegle czytam teraz Jasne dni Zsuzsy Bank i tam jest rzeczywiscie takie poczucie goracego, leniwego lata, wygrzewajacego sie na parapecie jak rozleniwiony kot, lata kiedy nie tylko owocow ale i czasu urodzaj, dni takie leniwe i dlugie bo to z perspektywy dziecka pisane przynajmniej na razie. No i tam uciekam.
Jezycjada to juz nie Jezycjada, z Jezyc wyniosla sie definitywnie chyba, bo Jezycjada tam, gdzie mama i tata Borejko dziac sie musi. Ja bym chetniej wlasnie o kims innym poczytala, moze to by odswiezylo atmosfere.
Na takie osobiste zawody nic nie można poradzić. Zgadzam się w temacie maili - gorsze. Musierowicz chyba do miasta nie wróci, chociaż kto wie - młode pokolenie tam osiada. :)
UsuńA ja jestem taka "wczorajsza" - czytalam namietnie kilkanascie pierwszych, do Kalamburki i przestalam sie zachwycac. Ktores kolejne przegladalam, jak mi ktos pozyczyl, ale to bylo dla mnie juz nie to :( Nie musialam juz ich miec :)
OdpowiedzUsuńCzasem czytam te, ktore mi pozostaly, zeby sobie jakies smakowite fragmenty przypomniec. Nie ubolewam nad upadkiem, bo nie znam :)
Czyli trzecia grupa? Jak ja nazwac?
Zakladka w kwiatki jest cudna!!!!