Ania z Zielonego Wzgórza, L.M. Montgomery
Z braku cukierni postanowiłam odzyskiwać równowagę czytając wszystkie tomy Ani, które mam od prawie pięćdziesięciu lat(co wydaję się mało prawdopodobne, a jednak). Jak postanowiłam, tak zrobiłam, przeczytałam sześć tomów.
Do Ani przymierzałam się dwa razy, pierwszy raz (miałam około 11 lat) był nieudany, zdania były za długie dla mnie (nie myślałam wtedy jeszcze o Prouście i o jego długich zdaniach), na szczęście dałam jej drugą szansę i tak szczęśliwie została moimi lodami śmietankowymi. Czytałam ją tak często, że straciła obwoluty, oddzieliła się od bloku, a stronę tytułową ma całkiem poszarpaną. Czytałam ją w zdrowiu, czytałam w chorobie, w dzieciństwie i w dorosłości. Pierwszy tom znałam na pamięć niemalże, bowiem to pierwszy tom czytałam najczęściej.
Teraz więc z przyjemnością przeczytałam do końca, bo z końca mało już pamiętałam. Końcowe tomy chyba są mniej olśniewające niż pierwszy i o ile pierwszy toczy się wolno z całym dobrodziejstwem szczegółów, tak następne nieco bardziej ogólnie i z pewnym skrótem. Nie wchodzi się już tak bardzo w każdy dzień Rilli, jak w każdy dzień Ani, albo to mnie się tak wydawało.
W każdym razie nie rozczarowałam się, przypomniałam sobie historię Ewy, ucieszyłam się ze spotkania Kapitana i panny Kornelii oczywiście, z tego powszechnego szydełkowania i robienia pończoch na drutach. Wzruszyłam się drugą miłością zamyślonego wiecznie pastora i zaskoczyłam się, że jest tu o mieście Łodzi, moim rodzinnym mieście, jak miło.
Kolejne tomy nie są też aż tak dowcipne i śmieszne, ale dalej pomagają odzyskać równowagę, mimo tego, że ludzie przychodzą i odchodzą. Zwłaszcza Rilla jest refleksyjna i melancholijna, no ale trudno, żeby było inaczej, skoro akcja toczy się w czasie pierwszej Wojny Światowej.
To chyba jedyna data, data wybuchu wojny właśnie, w całym cyklu, więc postanowiłam tym razem być czujną i obliczyć, kiedy Ania się urodziła. Udało mi się w przybliżeniu, bo trochę się zagapiłam, ale biorąc pod uwagę, że czekała kilka lat na Gilberta oraz to, że Jim był jej drugim dzieckiem – wyszło mi, że urodziła się około roku 1863. Nie ma to większego znaczenia, ale miło mi było umiejscowić ją w czasie, w obyczajach, sprzętach kuchennych i modzie. Jest sto lat starsza ode mnie, a za bardzo po niej tej różnicy wieku nie widać.
Poza czytaniem o lodach śmietankowych, pracowałam nad moimi robótkami, ale niewiele udało mi się wypracować. Może tylko igielnik dla igieł dziewiarskich, które z natury są tępe i do filcowego igielnika nie pasują oraz jedną skarpetkę. Pracuję nad drugą. Pierwsza skarpetka tuż przed skończeniem wyglądała tak:
Igielnik z tępymi igłami wygląda w środku tak:
a z ostrymi tak:
Mam nawet groszówkę wygiętą, ale nieużywaną nigdy.
Niebo po burzy wygląda czasem tak:
I tym optymistycznym akcentem pozostaję z szacunkiem, dziękuję za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia!
Anie zakładałam zakładką z dużą ilością kwiatów, bo kwiaty do Ań zawsze bardzo pasują.
:)
Czajeczko, jak się cieszę, że też kochasz Anię jak ja :) Jedna z moich ukochanych książek i ukochanych seriali (nie ten nowy, tylko stary).
OdpowiedzUsuńZajrzyj do mnie do ostatniego posta - chwalę się zakładkami :) Hehe, a szyciem nie mam kiedy :)
Uściski
:)
UsuńJakoś seriali nie mogę - tego nowego to w ogóle nie, chociaż Zochuna mnie przygotowywała na niego psychicznie - obejrzałam, cierpiąc bardzo, pierwszy odcinek, drugiego nie dałam rady. I starego też jakoś nie mogłam oglądać - widać wyobrażenie Ani mam zbyt książkowe.
Już idę - hihi, kupiłam półkotapczan :)
Pozdrawiam!
Podobnie mam z tym nowym serialem... A jeśli chodzi o cykl L. M. Montgomery o Ani - jakże dużo zależy od tłumacza! Zupełnie inne frazy, język bohaterów, opisy... Mam serię jednolitą, której poszczególne tomy przełożone zostały przez ludzi zdolnych i mniej zdolnych...
UsuńCo to jest groszowka???
OdpowiedzUsuńAnie tez kocham, mam wszystkie tomy oprocz pierwszego :)
Na szczescie pierwszy tom jest na Yt i slucham go kawalkami na dobranoc!
Mam tez dodatkowy tom - Ania z Wyspy Ksiecia Edwarda, jeszcze nie ruszony, bo najpierw chce wszystkie tomy przeczytac, zeby przypomniec sobie kto jest kto :)
Pozdrawiam
Tak właśnie się zastanawiałam, czy w ogóle jeszcze to słowo jest w użyciu - to gruba igła, moja babcia tak zawsze mówiła.
UsuńO, ciekawe, no w ogóle jest jeszcze trochę jej opowiadań, mało czytałam, też sobie chętnie zajrzę. I do tej Ani też - nie znam :)
Pozdrawiam!
Basiu, a to nie jest Maud z Wyspy Księcia Edwarda? Biografia autorki Ani?
UsuńSwego czasu przeczytałam WSZYSTKO, bo mama z ciocią namiętnie kupowały wszystko, co wydawano w latach 80/90 i było w domu. Anie i Emilki i opowiadania. Niestety już niewiele pamiętam z tych lektur, więc chyba wypada sobie odświeżyć :)
Używam "groszówki" :)
UsuńPies w swetrze -> Jest i Ania i Maud z Wyspy - jedna to ostatnia część Ani, druga to biografia - teraz się dopiero wyedukowałam ile jest czego i w jakiej kolejności :)
UsuńTematy do rozmowy -> dla mnie to było naturalne :)
UsuńAż sprawdziłam sobie, skąd nazwa - być może od ceny, ale druga teoria jest taka, że to dlatego, że ma tak duże ucho, że groszówka przechodzi. :)
Tych książek z ubiegłego wieku było 3; w każdym po 2 "Anie". Brakujące, czyli Anię z Szumiących Topoli i Anię że Złotego Brzegu przeczytałam już za dorosłości, ale z radością ubiegłowiecznego podlotka. Wszystkie "okołoaniowe" teksty też. Swoje Anie dostałam na I Komunię od babci ukochanej i za pierwszym podejściem poległam. Leżała Ania na półce dość długo nietykana. Aż ją tknęłam i wsiąkłam, i mam tak do teraz, i się cieszę, że mi nie mija. Wnuczka też już zaliczyła całość i się kłócimy:"Gilbert, czy Dżilbert" i zaśmiewamy w tych samych miejscach, i razem wpadamy w otchłań rozpaczy. Ania jest jak plasterek w małpki i najpyszniejsze słodkości na zbolałą duszę. Na normalną też. Jak kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej - ta sama półka. Buziaki. :D
OdpowiedzUsuńJa miałam komplet - a teraz szukałam na prośbę przyjaciółki i w ogóle Ani nie można kupić. Szumiące Topole to to samo co Dolina Tęczy? Omatko, to może dlatego nie mogłam znaleźć - zamęt mi się zrobił, muszę go uporządkować chyba w Biblionetce :)
UsuńNo, to takie miałaś pierwsze spotkanie, jak ja - ja dostałam od cioci.
Jak fajnie, że wnuczka lubi - a pamiętasz, Sznajperek miał traumę, może dlatego, że chłopak :)
Dżilbert. :)
Uściski!!
Sprawdziłam - Gilbert jednak!
UsuńMój drugi mit dziś runął :D
Nie, kochana. Szumiące topole to nie to samo. W tym "naszym" wydaniu było tylko 3 książki i 6 tomów Ani. Te brakujące to się później ukazały. Mam to paskudne, klejone wydanie; każdy tom osobno i kartki luzem po jednym czytaniu, ale komplecik.
UsuńNie dałam wnuczce; e-booki zapodałam :D
Topole to czas zaręczyn z Gilbertem i jej praca a Złoty brzeg to brakujący czas między Wymarzonym domem a Rillą że Złotego Brzegu.
Topole są cieniutkie, ale to Ania przecież i trzeba przeczytać.:D
Acha, szacun za cztery druty!
Buziaki.
No właśnie widzę! A ponieważ się zakolegowałam z Legimi, więc słucham. :D
UsuńJak oni mogli to opuścić. Do wydań to nie miała szczęścia.
Dzięki, w sumie to pięć a czasem nawet sześć :D
Buziaczki!
Pamiętam Sznajperowe traumy :D
UsuńFaceci tak mają. Przez to umknął mi Tomek Wilmowski, bo z zemsty na bracie nie przeczytałam; on nie chciał czytać Ani, którą namiętnie i uparcie mu polecałam, podsuwałam i zachwalałam - to postanowiłam zignorować wszystkie jego Tomki.
Zemsta doskonała :D
P. S.
Ania trzymała mnie przy życiu; byłam ruda, piegowata i w okularach. :D
Ech, no widzisz i na przekór babci sobie nos odmroziłaś - Tomki były fajne. A jakie w nich były przypisy - rewelacja, nieraz na stronie zajmowały więcej miejsca niż tekst. Do dzisiaj pamiętam co prawda o ptaszku ogrodniku, co sobie zakładał altanki w Australii i ozdabiał je kradzionymi towarami. No i wątek romantyczny był i humor. Zaczytywałam się tym, teraz już nie mam i nie wiem czy da się czytać. :)
UsuńPS. Ruda? Coś takiego! :)
Czytam te Topole - i ja je kiedyś czytałam! Pamiętam to skrobiące pióro i Kobietę. :O
UsuńCoś strasznego z tą pamięcią. :)
Cóż ja Ci powiem Czajko.......
OdpowiedzUsuńNieustająco lubię tu wpadać i czytać :). Czasem spotykamy się na tej samej ścieżce a czasem podsuwasz mi nowy trop ;)....... Mam wtedy ochotę pozdrowić Cię jak pozdrawiały się niegdyś parowce, mijając się na wodach :)......
I proszę, daj jakoś znać, jak znowu będziesz się wybierać na krakowskie Dębniki ! :))
Barbara
Miło mi bardzo :))
UsuńNo tak, pamiętam, teraz ta zaraza na razie utrudnia :) Ale wierzę, że się uda w końcu Pozdrawiam!
Powiem zaraz coś strasznego i możesz mnie za to poddusić. Przeczytałam kilka "Ań", ale nie rzuciły mnie na kolana. Ani w nastoletniości, ani w dorosłości. Ale piszesz o tym tak, że kto wie...
OdpowiedzUsuńOjtam, moja przyjaciółka nie lubi Puchatka, a przeżyłam :D
UsuńChociaż coś przebąkiwała, że nie taki głupi, jak podsunęłam jej chytrze kilka cytatów.
No ja wiem, nie wszystko nas zachwyca co powinno. No i pytanie co powinno :)
Czasem właśnie oryginał wygląda lepiej w opowieściach.
Można próbować się przekonać, tak jak Tołstoj przez 50 lat czytał Szekspira, żeby się utwierdzić w przekonaniu, że go nie lubi i nie szanuje. Można czytać co innego, co się już wie, że się lubi. :D
Wzruszyłaś mnie, przez wiele lat Ania to były te lody śmietankowe. Najukochańsze pierwsze trzy tomy, potem ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńZaglądam do tu od dawna, bo niezmiennie podoba mi się Twój sposób pisania o książkach.
Ja z kolei zapraszam na krakowskie Bronowice.
:)
UsuńCieszę się bardzo i dziękuję! Pozdrawiam serdecznie :)
Jak miło jest powracać myślami w młode lata,kiedy patrzy się na ksiażki, które były najwspanialszą literaturą tamtego okresu. Wszystkie kobiety w naszej rodzinie czytały "Anię" i dlatego tez takie same wydanie jest w stanie potrzepanym. I osobiście dziękuję, że pokazałaś igielnik od środka, tak, że pojęłam jego konstrukcję. Dobrej końcówki lata życzę.
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. :)
UsuńIgielniki bardzo wygodne w użyciu są. I wzajemnie - wszystkiego dobrego!
Coś jest w tej Ani, że prawie wszystkie dziewczęta ją kochają. Nie wiem, jak współczesna młodzież, ale za moich czasów tak było. Mam wszystkie tomy, Tatuś kochany dnia pewnego zabrał mnie do księgarni i mi kupił. Do dziś to wspominam. Natomiast ostatnich tomów nie wspominam, nic z nich nie pamiętam...
OdpowiedzUsuńBardzo pomysłowy ten igielnik na tępe igły. Jak uzbieram dużo igieł (powyżej 5), to też sobie wyprodukuję.
Ale masz guzików!
Kolorowego dnia! Jak te guziki.
Tak, wdzięk, humor, bezpretensjonalność. Jest wznawiana, więc mam nadzieję, że miłośnicy książek ją dalej będą cenić, a niemiłośnicy, wiadomo, nigdy by jej nie cenili. Na pewno odstaje od współczesnej literatury dla młodzieży.
UsuńDziękuję bardzo! Praktyczny jest i miły w dotyku :)
Hihi, to tylko czubek góry lodowej. Mam strasznie dużo guzików, więcej niż w muzeum guzików w Łowiczu, ale tam niewiele było, za to guzik Szymborskiej był. :)
Pozdrawiam serdecznie!
Ania, moja miłość!!!
OdpowiedzUsuńI jakie piekne wydanie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za pokazanie wnętrza igielnika :-) Myślałam, że te filcowe "karteczki" nie otwierają się i stanowią zeszyty w jedną całość blok. Ten dziergany igielnik równie ładny.
OdpowiedzUsuńChoć rude włosy uwielbiam i na taki kolor znowu farbuję własne, to rudowłosa Ania Shirley - i ta filmowa, i ta książkowa - zawsze działała mi na nerwy. Tak naprawdę pierwszy tom przeczytałam dopiero w lutym 2014 roku i choć nieźle się przy nim uśmiałam, to jednak nie czuję potrzeby czytania kolejnych. Zdecydowanie wolę Emilkę ze Srebrnego Nowiu. Mam takie wrażenie, że już kiedyś tu o tym pisałam.
Pozdrawiam :-)
:) Nie, nie - to działa jak książeczka. :)
UsuńDziękuję!
A, no to czasem tak jest, nie lubi się jakiejś książki i już. Ja z kolei Emilki chyba nie czytałam, chociaż się zabierałam do niej. Tak mi się wydaje :)
Pozdrawiam!
Anie tez uwielbiam, czytalam wielkorotnie w mlodosci, a jak przyjechalm do Stanow, to byla to pierwsza ksiazka przeczytana po angielksu. Kiedys podczas wakacji w Kanadzie odwiedzilam Wyspe Ksiecia Edwarda, przeurocze miejsce :) Skarpetki zapowiadaja sie cieplutko , fajny kolorek. POzdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJak to fajnie, że Ania ma tyle fanek :)
UsuńJa już chyba nic nie przeczytam po angielsku, za wygodna się zrobiłam :) Może tylko Kubusia, bo to mam w planie od trzydziestu lat. :)
To ciepły skarpetkowy Fabel delight Dropsa, powinny być ciepłe :)
Pozdrawiam serdecznie!
Jakie piękne wydania Ani! Az sama nabralam ochoty znowu poczytać, na przykład Emilkę^^
OdpowiedzUsuńKanoniczne :)
UsuńOdkryłam niedawno, że Bogdan Zieleniec ilustrował też "Tajemniczy ogród"
O tak, Emilka i Ania dobre są na kolorowy koniec lata.
Ach, gdzie teraz znaleźć kawiarnię czynną do 23:00!...
OdpowiedzUsuńJa niedawno zrobiłam tak z cyklem "Diuna" Herberta, przeczytałam wszystkie tomy, bo dawno temu maglowałam tylko pierwszy i pierwszy, a pozostałe pomijałam. I w sumie dużo nie straciłam, pozostałe części nie mają już tej świeżości pomysłów, robią się coraz bardziej rozwlekłe, nowi bohaterowie nie mają tej charyzmy. Zostawiłam sobie na półce tylko pierwszy tom z a resztą pożegnałam się bez żalu. "Anią" zaczytywałam się wyłącznie pierwszą częścią, kolejne ledwo skubnęłam nastolatką będąc i jakoś nie chce mi się do nich wracać.