"Kiedyś zrobiłam według przepisu z książki Philippe’a Delacourcelle’a cykorię gotowaną w soku z pomarańczy z klarowanym masłem i kolendrą – i smak tego dania, jego gorycz, maślaność, czystość idealnie pasowały do Das wohltemperierte Klavier w wykonaniu Glena Goulda.”
Zapach kwiatu pomarańczy, Agnieszka Drotkiewicz, Tessa Capponi-Borawska
Jedzenie pasuje do muzyki. Pasuje też do malarstwa, literatury, architektury – jednym słowem do wszystkiego. I tak o jedzeniu czyli o wszystkim rozmawiają sobie w tej książce obie panie. O swoich wspomnieniach, o zapachach, o potrawach, o lekturach, o filmach. Jest cytat o mirabelce:
"Próba mirabelki uderza swoją rozbrajającą
oczywistością. Siłę czerpie z jednej uniwersalnej konstatacji: wgryzając się w
owoc, człowiek w końcu rozumie. Co takiego? Wszystko. Rozumie powolne
dojrzewanie gatunku ludzkiego, którego przeznaczeniem jest przeżyć, a który
pewnego wieczoru odkrywa przyjemność; rozumie próżność wszelkich sztucznych
potrzeb, odwracających uwagę od zalet rzeczy prostych i wzniosłych; rozumie
nieprzydatność języka; rozumie niespieszną i straszną degradację światów,
której nikt nie uniknie, i wbrew niej – cudowną rozkosz zmysłów, uczących ludzi
uroku i przerażającego piękna Sztuki”.
Elegancja jeża, Muriel Barbery
Jest też cytat o Franciszce z Poszukiwania straconego czasu i o jej cudownie przejrzystej galarecie. Są opisane najciekawsze blogi kulinarne i pozycja kobiety w dzisiejszej kuchni profesjonalnej. Są też oczywiście wspominki, bo jedzenie również pasuje do wspominania – trochę o dzieciństwie, trochę o przemianach w PRL – co było (a raczej czego nie było) i co zaczęło się pojawiać i w jaki sposób. Sama przypomniałam sobie te małe radości z małych książeczek przyczepianych do kakao, albo do margaryny – co prawda trzymałam tę mini książeczkę z dwadzieścia lat, nic z niej nie ugotowałam, ale w sumie nie to jest najważniejsze. Kupiłam też ze trzy książki po tej lekturze, ale trudno – ryzyko wkalkulowane w los czytelnika zaangażowanego emocjonalnie i ciekawego świata.
Jako motto książki służy cytat z Michela Houellebecqa: Profesjonalny sukces jest przeceniany, moda jest ogromnie przeceniana. Podróż jest trochę przeceniana; jedzenie długo było bardzo niedoceniane, a obecnie staje się nieco „przeceniane”. Architektura, krajobrazy, otoczenie, w którym żyjemy – są w porządku. Prawidłowo oceniane.
Przeceniane czy nie, zawsze miło o nim posłuchać, zwłaszcza jeżeli rozmowa toczy się kulturalnie i w otoczeniu piękna rozmaitego gatunku.
Za to w moim otoczeniu poza architekturą bloku zza oknem i rozłożystą lipą pod oknem, najbardziej się wyróżnia sweter w szalone paseczki. Postanowiłam otóż wykończyć zapasy bawełny Paris, które zalegają od lat kilku w jednym z wielu pudeł z zalegającymi włóczkami. Dokupiłam parę motków, bo, jak wiadomo, zawsze do wyrabiania resztek trzeba motków dokupić, taki skutek uboczny wyrabiania. No i robię szalony swetro-kocyk w szalone paseczki. Nie wiem czy będzie można go podciągnąć do mody, ale żeby jej aż tak nie przeceniać, jak twierdzi Houellebecq, nie martwi mnie to za bardzo. Nie wiem za to, co zrobię z licznymi nitkami, które zwieszają się z plisy jako skutek częstej zmiany kolorów i to mnie martwi nieco, ale zobaczymy.
Jak widać na zdjęciu poniżej, przerwałam robienie korpusy i zaczęłam rękawy - obmyśliłam bowiem wyrobienie bawełny do końca, czyli jak skończę rękawy będę korpus dziergać do kolan albo do kostek. Oby jednak do kolan. :)
Markery mam morskie, bo morze do lata pasuje najbardziej. Nawet do sierpniowego.
Skarpetki schną jak na egipskich malowidłach i jak skończę kocyk, zabiorę się za następne, bo od kiedy nauczyłam się robić piętę – polubiłam robienie skarpetek.
Jestem też dumna ze swojego szwu – po prostu nic nie widać, co w przypadku szwów jest najczęściej zaletą.
Dziękuję bardzo za wizyty i przemiłe komentarze, dobrego dnia!
W Warszawie jest dużo dzikich mirabelek. Właśnie zaczyna się ta pora roku, kiedy zaczynają opadać z nich owoce, leży ich całe mnóstwo na trawie, słodki zapach rozkładu przypomina, że kończy się lato.
OdpowiedzUsuńW ogóle w miastach jest ich sporo - u mnie na podwórku też jest jedna - dla mnie czas śliwek i dojrzewania to nie koniec lata, ale początek jesieni. :)
UsuńPiękny sweterek! Jaki optymistycznie kolorowy! Idealny na szarości jesienne. Twoje sweterki wciąż są obiektem mojej cichej, ale bardzo pozytywnej zazdrości ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję! O tak, potencjał w kolorach to on ma :))
UsuńOd zazdrości do czynów niedaleko ;)
Smaczne jedzenie mona chyba "przyciągnąć" do wszystkiego, do muzyki, poezji czy do ładnych krajobrazów. Często w talerzu widzi się coś bardzo ładnego , szczególnie przy deserach. Kochanie, co do chowania końców nitek masz rozwiązanie u siebie na stronie. Może już widziałaś, w "Swetrach Dotory " masz odpowiedż, też w paski, też z tej samej włóczki i końce wyeksponowane. Juz dawno takie pomysły podsuwała nam Zdzisława w soich swetrach. Może Ci się spodoba, możesz przynajmniej przymierzając siebie w takim swetrze wyobrazić. Pogodnych dni życzę i dobrego nastroju.
OdpowiedzUsuńTo prawda, nawet w religii najpiękniejsze metafory wiążą się z jedzeniem - podstawa to w końcu jest. :)
UsuńDziękuję Honoratko za wskazówki - pomyślę o tym,mężowi tylko nie mogłabym się pokazywać w tym swetrze, bo takich nitek luzem nie toleruje. Mnie się w niektórych swetrach to podoba, gorzej to by pasowało do guzików, bo robię dziurki już. No w każdym razie w sumie jedyne co mnie martwi, to że będzie gruba plisa, bo Paris grubą bawełną jest. Zobaczymy :)
I wzajemnie, korzystaj najpełniej z ostatnich dni wakacji!
Jestem ciekawa ostatecznego efektu - jak sweter będzie wyglądał :) W parze ze skarpetkami, byłabyś najbardziej kolorowym ptakiem na naszych zlotach.
OdpowiedzUsuńUściski.
Ja też. No do zlotu powinnam zdążyć. Kolorowa jak nieczajka zupełnie 🤣
UsuńLuźne nitki można by zostawić na prawej stronie niczym frędzelki, byłoby, że to takie działanie zamierzone i wręcz zostało zaplanowane jeszcze przed rozpoczęciem robótki! *^V^*
OdpowiedzUsuńNa razie sweter siedzi w koszyku, ale w końcu musze się z nim zmierzyć - może zostawię frędzelki :)
UsuńNiech będzie ten kardigan do kostek, niech będzie, bo kolory ma zaje... fajne :-) I nawet te luźne nitki tej fajności mu nie odbiorą. Sałatka z cykorii i pomarańczy chodzi za mną od dłuższego czasu i może kiedyś dojdzie do skutku. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńTak, niektóre przepisy to się musza naczekać. :) Tak samo zresztą jak książki :)
Cudownej piękności sweterek :). Nitki też by mnie frustrowały i nie mam pojęcia jak ten problem rozwiązać. Robiłam kiedyś podobny sweterek, ale z jednokolorową plisą na zapięcie, więc te nitki jakoś poupychałam przed dojściem do plisy.
OdpowiedzUsuńTa cykoria w pomarańczach i z masłem... intrygujące, nie znałam, muszę wypróbować :).
Dziękuję bardzo! No, będę próbować :)
Usuń