środa, 4 czerwca 2014
Dusza w puchatym
Czytam dalej o jedzeniu, teraz o ryżu i dziergam dalej Safranem, teraz w okolicy pach:
Pani Toussaint-Samat rozdział o ryżu zaczęła od dzikiego ryżu z Ameryki, który okazał się być owsem, wspomniała bez związku o niemieckim ryżu, który jest manną i wreszcie po dwóch stornach przeszła do właściwego ryżu chińskiego i teraz patrzę sobie jak chiński wieśniak w pocie czoła i w stopach w wodzie sadzi ryż na poletku ryżowym.
Safranu przybywa, mam już dużo pleców, trochę jest nudno, ale nagle z okazji Dnia Matki przyszła paczka z Wrocławia i w niej Dropsy. Wiem, miałam nie kupować, ale była wyprzedaż, był Dzień matki (tylko trochę przymusiłam dziecko mailem) i tym sposobem dziergam sweterek w kolorach jesieni czemu pogoda za oknem jakby przyklaskuje. Sweter jest również Dropsa - z połączenia Vivaldi i Delight. Wynik tego połączenia jest miękki, puchaty i ma śliczne kolory, brązowy Vivaldi wycisza kontrasty Delighta. Nie mogłam się doczekać, kiedy zacznie się zmieniać ze śliwkowego w turkus a potem zieleń, więc biegiem nauczyłam się dziurki na guzik (filmik obejrzałam raz) i rzędów skróconych (filmik obejrzałam pięć razy mniej więcej i przerobiłam trzy próbki). No i mam na drutach zalotne niebieskie oczka w puchatym brązie.
Poza ryżem czytam przez słuchanie "Muzykę duszy" Pratchetta. Pratchett to nie do końca moje klimaty. Lubię, ale nie na tyle żeby czytać. A kiedy już czytam, to mi się podoba, ale nie na tyle żeby czytać znowu. Tym razem celem głównym jest reanimacja mojego angielskiego. Lektor czyta cudnie. Ma piękny akcent, mówi różnymi głosami nawet gitarowymi. I może przez to czytanie nabieram ochoty na więcej i to najlepiej po kolei. Chciałabym zobaczyć jak to Śmierć została dziadkiem Susan, bo u Pratchetta Śmierć jest najlepsza, chociaż nie zaniedbuje swoich obowiązków. Na ogół. No i lubi koty.
Sobota była dniem porządków. Porządki dotyczyły różnych powierzchni płaskich, co jest okropne, ale również objęły pewne pudełko co już było fajne i miłe. W moim robótkowym pudełku, w którym kłębił się coraz większy kłąb drutów na żyłce i w którym druty skarpetkowe nigdy nie mogły odnaleźć połówki (piątówki raczej) w swoim rozmiarze. Wyciągnęłam więc maszynę do szycia z szafy, kawałek wełenki w kratkę z torby na zakupy i uszyłam raz dwa (na raz samo południe przyszło i poszło, na dwa ciemna noc zajrzała w międzyczasie księżycowym promykiem) etui na druty.
A potem przyszła paczka z Wrocławia i tym sposobem mam również etui na druty z żyłką:
oraz nowe druty z bambusa niezwykle miłe dla rąk i dla obiektywu - to one właśnie tak błyszczą.
Skromnie i z westchnieniem muszę przyznać, że w biegłości krawieckiej daleko mi do tego chińskiego cudeńka z gustownym guziczkiem, ale co tam, guziczki mam w planie przyszyć, a krateczka też jest wdzięczna w swoim rodzaju.
Ponieważ urlop zbliża się wielkimi krokami, mój mąż jako dobry mąż od tygodni pierze, kupuje, gromadzi różne zapasy żywnościowe, ubraniowe i kosmetyczne na wyjazd i spiętrza je w gustowne stosy w widocznych miejscach, więc ja, jako dobra żona również postanowiłam przyłączyć się do przygotowań. Pobiegłam do sklepu i nabyłam kosmetyczkę, po czym zapakowałam w nią wszystkie swoje niezbędne akscesoria z nieporęcznego pudełka:
Żeby nie było, że myślę tylko o robótkach zamówiłam sobie dwie książki i mają przyjechać do mnie jutro. Już właściwie nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam i życzę miłego dnia. :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cudnie tu u Ciebie i ciekawie, a poza tym opowiadasz gawędziarsko. Aż miło "słuchać" ;)
OdpowiedzUsuńJa nigdy nie mogę przejść obojętnie obok włóczkowych wyprzedaży i tym sposobem, włóczka piętrzy się u mnie niemiłosiernie w górę, wylewa się z każdej szuflady , koty mają ubaw , bo co raz uda im się jakiś kłębek upolować , na nic zdają się przyrzeczenia, że już dość, na nic groźna mina męża, na nic kpiący uśmieszek Pana Listonosza.... kurczę , chyba mam problem:) Lubie pooglądać co inni sobie zakupili i pocieszać się ,że wszystko u mnie w normie:) Zazdroszczę samodzielnie uszytego etui, chociaż mam maszynę ,to już brak mi na inne zajęcia , oprócz drutów, czasu. Pozdrawiam serdecznie i czekam na Twój bawełniany sweterek:)
OdpowiedzUsuńale sie dzieje u ciebie.;) i ksiązka i robótki i jeszcze porządki
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie
http://janielka.blogspot.com/2014/06/candy-wakacyjne.html
No to miałaś super Dzień Matki ;) Ja swojego chłopaka nie umiem przekonać do takich prezentów... Może dlatego, że jakoś strasznie dużo ostatnio ich u nas w domu... Hmm... Ale takiego dobra to nigdy za wiele ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję pomysłu na porządki! Jak masz wolną chwilę to zapraszam do mnie, też by się przydało trochę poukładać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Każda okazja na zakup włóczki jest odpowiednia :) Etui świetne i te własne i te kupne, porządek w w drutach to podstawa. Sweterek zapowiada się bardzo ciekawie, czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńAle u Ciebie się dużo dzieje! Jak miło i ciepło!
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie etuiu :) Ale masz duzo roznych bardzo pryzdatych narzedzi do pracy :)
OdpowiedzUsuńNormalnie perfekcyjna pani domu ;) Cieniowane włóczki chyba maja to do siebie, że człowiek cały czas czeka co będzie dalej i tym sposobem robótka całkiem miło przyrasta. A organizacji podróży zazdraszczam i podziwiam. Serdeczności.
OdpowiedzUsuń