środa, 22 października 2014

Misérables z warkoczami


"Odziana była w łachmany, na gołych nóżętach miała drewniane chodaki, przy odblasku ognia robiła na drutach wełniane pończochy dla małych Thénardierek."
Nędznicy, Wiktor Hugo

To lubię w dziewiętnastowiecznych powieściach, że przeważnie jest kominek z odblaskiem ognia. Czasem są łachmany oczywiście, nieraz z musu, a nieraz z wyboru. Są też srebra do obiadu, różyczki na aksamicie fotela i meble wygięte w kształcie łabędzej szyi. Trud podróżowania w górach na osiołku, trud podróżowania pieszo z okutym kijem. 
Nędzników słuchałam już raz, teraz słucham po raz drugi, starając się, żeby było uważnie, bo warto. Póki co biskup Myriel jest bardzo dobry, skromny, mądry, ufny i święty, ma drzwi zawsze otwarte, a w miasteczku Digne pojawia się Złoczyńca.  Opowieść snuje się szczodrze. Ze szczegółami, z dygresjami, z Napoleonem, z listami do przyjaciółek i z tłustym świstakiem obłożonym przepiórkami. No, akurat świstak może jest najmniej pociągający w tym zestawie. Siedzę więc w niepodartych ciuchach casual, siedzę niedaleko kaloryfera, tej nowoczesnej namiastki ognia, słucham Nędzników i dziergam warkocze w czerwonym swetrze. Jak Kozeta. W sumie to dobre imię dla swetra. 

Warkocze zaczęły się niewinnie ściągaczem francuskim, ale nagle opis Dropsa okazał się jakby w innym języku, gorszym nawet od francuskiego, od celtyckiego na pewno też. W sobotę wieczorem bliska byłam poddania się. Zrobię sobie Kozetę dżersejem, myślałam sobie, tam nic się nie przekręca, nie musi być jedno obok, a drugie nad, bo w dżerseju wszystko jest obok i nad samo z siebie. Jednak w niedzielę rano wstałam w nastroju bojowym - nie poddam się kilku warkoczom, niechby nawet były celtyckie. Odpaliłam laptop, włączyłam mój ulubiony program liczący, wstawiłam oczka, wstawiłam zakręcane warkocze w prawo i w lewo i wtedy mnie oświeciło, gdzie są plecy w swetrze, gdzie są plecy w człowieku i dlaczego jedne. Wzbogacona tą wiedzą, poczyniłam zapiski w zeszycie i tym sposobem Kozeta zaczęła zakręcać po celtycku i zwyczajnie. Na Bubulinie, która uwielbia przymierzać moje robótki z czytnikiem i bez czytnika, wygląda tak:





Warkocz celtycki na plecach wygląda tak i to jest kolor najbardziej podobny do rzeczywistego:


Kozeta robiona od góry, moja ulubiona metoda i nie mogę się doczekać rozdzielenia rękawów. Dziergam z Karismy drutami 3,5. Karisma jest czystą wełną, równo, ale luźno (nieco się rozwarstwia) skręconą i miłą, nie tak miłą co prawda, żeby się w nią otulić gołym ciałem. Reszta się okaże w praniu, ale to daleka przyszłość.

A w tle urodziny moje, e-dziewiarki. Synowie, na moje cienkie aluzje zamówili mi włóczkę wysnutą z alpaki i zawiniętą w śliczne pętelki. Mam jeszcze niespodziewany bon od męża i mogę wydać Nacochcę (co prawda na hasło włóczka spojrzał na mnie groźnie, a przecież nie wie co siedzi w głębi szafy, ale co tam). Myślę o luksusach typu Malabrigo albo Filcolana Cinnia i bardzo to jest przyjemne myślenie.  

Przyjemnego zakręcania ogólnie i z środową Maknetą

Bardzo dziękuję za odwiedziny i za komentarze. :)

15 komentarzy:

  1. Uwielbiam Twoje opisy dziewiarskich przygód! Nie sposób się nie uśmiechnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się. :D One z natury są właśnie śmieszną, jak już miną oczywiście. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. W takim razie zaległe... wszystkiego najlepszego :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Już wiem jak to się skończy - obsypię się włóczką. :)

      Usuń
  4. Wszystkiego wełniastego :)
    Ponoć wzory dropsa mają to do siebie, że trzeba do nich podchodzić z dystansem. Dobrze, że się nie poddałaś bo warkocze wyglądają fantastycznie.
    U mnie ostatni też jedynym sensownym prezentem jest włóczka :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Też zawsze czytam twoje opisy z bananem na buzi. Sweterek fajnie się zapowiada.
    Nędzników znam tylko z musicalu oglądanego w tv.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ładna ta Twoja Kozeta, owcy pasuje idealnie :)
    Zgadzam się z przedmówczyniami, bardzo dobrze się czyta Twój post, on płynie, a nie kuleje:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Warkocze piękne! Książki 19-wieczne chyba przede mną, a bon jeśli nie na włóczkę i druty to na co? Przecież to największa przyjemność :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejny świetny wpis :) Kozeta zapowiada się przepięknie, a co do przeszkód, to podobno tym większa satysfakcja na końcu ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. Zaczytywałam się w 'Nędznikach" z wypiekami na twarzy. Wzruszałam się, płakałam. A przede wszystkim byłam zachwycona objętością książki.
    Owca jest fantastyczna, bardzo energetyczna w Kozet.

    OdpowiedzUsuń
  10. Owca w warkoczu wyglada zabawnie :-)
    E-dziewiarko wielu wloczek, inspiracji i 100 lat zycze! :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszystkiego najlepszego okazji urodzin. Jak zwykle pięknie napisany post. "Nędzników" czytałam wieki temu i bardzo mi się podobała ta książka.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kozeta super! Bubulina urocza, pasują jej warkocze ;) Może tylko trochę pogrubiają :D Nędzników muszę koniecznie kiedyś przeczytać. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ależ Ty wspaniale piszesz! W życiu bym nie pomyślała, że zapałam nagłą i przemożną potrzebą przeczytania Nędzników!
    Sweter będzie cudny, uwielbiam warkocze w każdej postaci ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. W warkoczach kocham sie niezmiennie, a one i tak mnie zaskakują.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz