"Odziana była w łachmany, na gołych nóżętach miała drewniane chodaki, przy odblasku ognia robiła na drutach wełniane pończochy dla małych Thénardierek."
Nędznicy, Wiktor Hugo
To lubię w dziewiętnastowiecznych powieściach, że przeważnie jest kominek z odblaskiem ognia. Czasem są łachmany oczywiście, nieraz z musu, a nieraz z wyboru. Są też srebra do obiadu, różyczki na aksamicie fotela i meble wygięte w kształcie łabędzej szyi. Trud podróżowania w górach na osiołku, trud podróżowania pieszo z okutym kijem.
Nędzników słuchałam już raz, teraz słucham po raz drugi, starając się, żeby było uważnie, bo warto. Póki co biskup Myriel jest bardzo dobry, skromny, mądry, ufny i święty, ma drzwi zawsze otwarte, a w miasteczku Digne pojawia się Złoczyńca. Opowieść snuje się szczodrze. Ze szczegółami, z dygresjami, z Napoleonem, z listami do przyjaciółek i z tłustym świstakiem obłożonym przepiórkami. No, akurat świstak może jest najmniej pociągający w tym zestawie. Siedzę więc w niepodartych ciuchach casual, siedzę niedaleko kaloryfera, tej nowoczesnej namiastki ognia, słucham Nędzników i dziergam warkocze w czerwonym swetrze. Jak Kozeta. W sumie to dobre imię dla swetra.
Warkocze zaczęły się niewinnie ściągaczem francuskim, ale nagle opis Dropsa okazał się jakby w innym języku, gorszym nawet od francuskiego, od celtyckiego na pewno też. W sobotę wieczorem bliska byłam poddania się. Zrobię sobie Kozetę dżersejem, myślałam sobie, tam nic się nie przekręca, nie musi być jedno obok, a drugie nad, bo w dżerseju wszystko jest obok i nad samo z siebie. Jednak w niedzielę rano wstałam w nastroju bojowym - nie poddam się kilku warkoczom, niechby nawet były celtyckie. Odpaliłam laptop, włączyłam mój ulubiony program liczący, wstawiłam oczka, wstawiłam zakręcane warkocze w prawo i w lewo i wtedy mnie oświeciło, gdzie są plecy w swetrze, gdzie są plecy w człowieku i dlaczego jedne. Wzbogacona tą wiedzą, poczyniłam zapiski w zeszycie i tym sposobem Kozeta zaczęła zakręcać po celtycku i zwyczajnie. Na Bubulinie, która uwielbia przymierzać moje robótki z czytnikiem i bez czytnika, wygląda tak:
Warkocz celtycki na plecach wygląda tak i to jest kolor najbardziej podobny do rzeczywistego:
Kozeta robiona od góry, moja ulubiona metoda i nie mogę się doczekać rozdzielenia rękawów. Dziergam z Karismy drutami 3,5. Karisma jest czystą wełną, równo, ale luźno (nieco się rozwarstwia) skręconą i miłą, nie tak miłą co prawda, żeby się w nią otulić gołym ciałem. Reszta się okaże w praniu, ale to daleka przyszłość.
A w tle urodziny moje, e-dziewiarki. Synowie, na moje cienkie aluzje zamówili mi włóczkę wysnutą z alpaki i zawiniętą w śliczne pętelki. Mam jeszcze niespodziewany bon od męża i mogę wydać Nacochcę (co prawda na hasło włóczka spojrzał na mnie groźnie, a przecież nie wie co siedzi w głębi szafy, ale co tam). Myślę o luksusach typu Malabrigo albo Filcolana Cinnia i bardzo to jest przyjemne myślenie.
Przyjemnego zakręcania ogólnie i z środową Maknetą
Bardzo dziękuję za odwiedziny i za komentarze. :)
Uwielbiam Twoje opisy dziewiarskich przygód! Nie sposób się nie uśmiechnąć :)
OdpowiedzUsuńCieszę się. :D One z natury są właśnie śmieszną, jak już miną oczywiście. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńW takim razie zaległe... wszystkiego najlepszego :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję. Już wiem jak to się skończy - obsypię się włóczką. :)
UsuńWszystkiego wełniastego :)
OdpowiedzUsuńPonoć wzory dropsa mają to do siebie, że trzeba do nich podchodzić z dystansem. Dobrze, że się nie poddałaś bo warkocze wyglądają fantastycznie.
U mnie ostatni też jedynym sensownym prezentem jest włóczka :))
Też zawsze czytam twoje opisy z bananem na buzi. Sweterek fajnie się zapowiada.
OdpowiedzUsuńNędzników znam tylko z musicalu oglądanego w tv.
Bardzo ładna ta Twoja Kozeta, owcy pasuje idealnie :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z przedmówczyniami, bardzo dobrze się czyta Twój post, on płynie, a nie kuleje:)
Pozdrawiam serdecznie!
Warkocze piękne! Książki 19-wieczne chyba przede mną, a bon jeśli nie na włóczkę i druty to na co? Przecież to największa przyjemność :)
OdpowiedzUsuńKolejny świetny wpis :) Kozeta zapowiada się przepięknie, a co do przeszkód, to podobno tym większa satysfakcja na końcu ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZaczytywałam się w 'Nędznikach" z wypiekami na twarzy. Wzruszałam się, płakałam. A przede wszystkim byłam zachwycona objętością książki.
OdpowiedzUsuńOwca jest fantastyczna, bardzo energetyczna w Kozet.
Owca w warkoczu wyglada zabawnie :-)
OdpowiedzUsuńE-dziewiarko wielu wloczek, inspiracji i 100 lat zycze! :-)
Wszystkiego najlepszego okazji urodzin. Jak zwykle pięknie napisany post. "Nędzników" czytałam wieki temu i bardzo mi się podobała ta książka.
OdpowiedzUsuńKozeta super! Bubulina urocza, pasują jej warkocze ;) Może tylko trochę pogrubiają :D Nędzników muszę koniecznie kiedyś przeczytać. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńAleż Ty wspaniale piszesz! W życiu bym nie pomyślała, że zapałam nagłą i przemożną potrzebą przeczytania Nędzników!
OdpowiedzUsuńSweter będzie cudny, uwielbiam warkocze w każdej postaci ;)
W warkoczach kocham sie niezmiennie, a one i tak mnie zaskakują.
OdpowiedzUsuń