środa, 5 listopada 2014

Kometa nad czapką

"Wychodził zawsze z książką pod pachą, a często wracał z dwiema."
Nędznicy, Wiktor Hugo

Natomiast ja, niespodziewanie, wyszłam z dwiema robótkami, a wróciłam z trzecią, czyli ze skończoną czapką, bo tak bardzo chciałam coś skończyć. Szal ze swetrem skończę przecież niebawem.

Czapka z niecałych 50g Delight i około 150 metrów Vivaldi Dropsa, druty 4,5. Wzór Dropsa. Komin dziergany latem i dżersejem. To moja pierwsza czapka damska i jestem niezwykle z siebie dumna, bo doprawdy, doprawdy, biorąc pod uwagę te szuflady w szafach i torby po kątach pełne włóczek, nie wypadało, żebym chodziła w spranej, zmechaconej, akrylowej czapce.


Trzy wieczory (długie dość, do samej północy) i mam. Bubulina wygląda na bardzo ocieploną.
Do czapki Muminki czekają na kometę, Mama Muminków wyciera kurz z liści bzów, Włóczykij gotuje kawę nad ogniskiem i gra na organkach, a ja sobie właściwie myślę o tym, czy można być za małym na klasykę, tak jak w zeszłą środę napisała Moniczka z inspiracjami. I myślę, że nie. Niezwykłość wielkich, klasycznych książek polega na tym, że mają wiele poziomów, a skoro wiele poziomów i każdy pisany w prawdzie, to jest szansa, że znajdziemy coś dla siebie. To coś czego szukamy w książkach. Ja osobiście czytam książki na poziomie emocjonalnym, szukam w nich prawdy, wspólnych doświadczeń, estetyki, przyrody, humoru (bo humor jest ważny), sugestywności obrazu, pięknego języka. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że jedną z moich ulubionych książek stanie się Odyseja, bardzo bym się zdziwiła, bo wtedy myślałam, że Homera nie da się czytać. Bo to jest dopiero wielka klasyka. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że Homer jest tak blisko życia. I wcale mi nie wstyd, że najbardziej w Odysei lubię pranie.

 Zawsze czyste strumyki, pranie bez jednej plamki rozkładane na wietrze, żeby schło. Cyklop robi sery w koszykach i zna wszystkie swoje kozy i owce, wie która zawsze pierwsza idzie na łąkę, która ostatnia. Pies Odyseusza, który czekał na niego dwadzieścia lat i jako jedyny go poznał. Ten cudny gaik u Kalipso z cyprysami, winem i fiołkami. Telemach, który wybiera się w podróż w tajemnicy przed matką, żeby się nie martwiła. Helena ze swoim koszyczkiem pełnym motków. I Hektor, który zdejmuje hełm ze straszną kitą, żeby jego roczny synek się nie bał. No, ale to już Iliada.

Jednym słowem, nie ma co się zrażać metkami. Jak ktoś powiedział wychodząc z teatru - Nawet fajny, mimo że Szekspir. I kolejny czas z dzierganiem i czytaniem u Maknety.
Miłego dnia!

6 komentarzy:

  1. Bubulina jest wspaniałą modelką - od razu widać, jaki komfort zapewniają czapa i komin :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Za mała bo ta klasyka przytłacza. No przynajmniej mnie :( Sienkiewicza przeczytałam po 100 stron z każdej zaczętej książki (chciałam się zachwycić, ale nie wyszło), Mickiewicza "Pan Tadeusz" wytrzymał ze mną sość długo, ale ostatnich 50 stron nie dałam rady, Orzeszkowej opis ręki i Niemna odstraszył mnie zupełnie i tylko 20-lecie międzywojenne i literatura faktu z czasów II Wojny Światowej mnie zachwyciła. Prawdopodobnie za "kilka" lat zmieni mi się punkt widzenia i gust do książek ;) a na razie Iliadę zostawiam tobie. Czytaj z przyjemnością! Nawet o praniu ;)
    A tak po za tym owca niezastąpiona ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że Bubulina już nie zmarznie ;) A co do klasyki, to wydaje mi się, że i tę trzeba dawkować odpowiednio, żeby nie rosły nam dzieci, które są zrażone do literatury jako takiej, po tym jak muszę "przerabiać" lektury w szkole.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy arykuł. Pozdrawiam serdecznie autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz