"...mamy tu cudowny ogród, cieniste alejki, zakątki, rzeczułkę, młyn, łódkę, księżycowe noce, słowiki, indory... W rzece i stawie są bardzo inteligentne żaby. Chodzimy często na spacery, a ja zazwyczaj zamykam oczy i wyciągam ramiona, imaginując sobie, że pani też wyciąga je ku mnie..."
Czechow, listy za "Antoni Czechow jego życie i twórczość" Elsa Triolet
Znowu czytam o Czechowie. Króciutka książeczka napisana przez Rosjankę po francusku. Trochę jest Lenina w tle ale nie jest to szczególnie męczące. Sporo cytatów z samego Czechowa.
A Czechowa zawsze dobrze czytać. Jest w jego opowiadaniach, listach coś takiego co nas wrzuca bezboleśnie w jego świat. I czujemy się wtedy jakbyśmy sami słuchali tych inteligentnych żab i spacerowali w księżycową noc.
Bo noce faktycznie są księżycowe, nie spaceruję jednak chwilowo, ale dziergam. A dziergam na ogół w trudnych warunkach, zeszyt z wzorami ciągle się zamyka od razu na kolanach, albo zsuwa się na podłogę i tam zamyka, aż w końcu męża wzięła litość nad moją niedolą i olśniony nagłym pomysłem wyciągnął z szufladek nieużywany już pulpit na nuty.
Żeby nie być gorszą, mnie też olśniło, zamykający się od dwóch lat zeszyt wymieniłam na kołonotatnik i mam. Wzory, ołówek, notatnik, wszystko w jednym łatwoprzestawne, łatwoprzesuwne i łatwoustawne.
To czerwone obok pulpitu to moja zaczęta w październiku (kiedy on był?) Kozeta. Zamknęłam ją w szafie trochę ze względu na wciskające się w grafik czapki, ale trochę ze względu na przełom w warkoczach. Przełom w warkoczach polegał na rozmnożeniu licznym warkoczy rozłożystych i wpasowaniu ich w warkocze chude. Opis Dropsa nie pomagał, zamiast więc znowu poświęcić jedną niedzielę na zrozumienie opisu, przygnębiłam się i poddałam. A kiedy skończyłam wszystkie czapki i pęczki i Medee, wyciągnęłam nieszczęsną Kozetę i cały wieczór czytałam o warkoczach. Po kilku godzinach czytania, liczenia w pamięci, liczenia w kalkulatorze, omijania pułapek w opisie, okazało się wreszcie jasno, które warkocze są z przodu, które z tyłu i że razem jest ich trzynaście. Uzbrojona w tę wiedzę, kołonotatnik, pulpit przebiłam się przez korpus aż do pierwszego rękawa.
Jest to drugie zadanie (dokończenie robótki ubiegłorocznej) z podjętego niefrasobliwie wyzwania 15 projektów w rok. Niby coś mówią o odróżnianiu odwagi od głupoty, ale ja na razie czuję się odważna przeważnie.
Pierwszym zadaniem jest komplecik - znana skądinąd czapka i komin. Pozuje oczywiście Bubulina:
Komin waży 178 gram, robił się drutami nr 6 i dobrze się nosi. Pachnie na razie odrobinę owczarnią, bo na razie nei było czasu go prać, od razu poszedł w służbie ocieplającej do pracy i z powrotem.
Przyjemnego dziergania z czytaniem nieustająco, bo dziś już trochę jakby nie środa, ale czwartek.
Dziękuję za odwiedziny i komentarze, miłego dnia! :)
Owca jak zawsze w pięknym udziergu :D
OdpowiedzUsuńI na tapecie jak zawsze nietuzinkowa lektura :) pewnie mnie kiedyś przekonasz :D
Pozdrawiam!
Dziękuję!
UsuńDo Czechowa warto się przekonać. :)
Pozdrawiam serdecznie. :)
Popatrz takie jesteśmy niby inteligentna a taki zeszyt potrafi dwa lata za nos nas wodzić, zamykać się i spadać.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Małgosia
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTak jakby nam do żaby trochę brakowało. :) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńBardzo twarzowy komplet.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. :)
UsuńOwca rozkoszna:)
OdpowiedzUsuńNo i dlaczego ja wyrzuciłam pulpit do nut?
Skrzypcowych??
No czemu nie trafiłam tu wcześniej???
:)
Prosto z gór naszych. :)
UsuńJak to nigdy nie wiadomo co się kiedy przyda na nowo. Dziękuję. :)