środa, 4 lutego 2015

Kuchnia w czekoladzie

Coraz większa nadzieja na piątek, czyli środa z dzierganiem i czytaniem.



Dawno, dawno temu lubiłam polarne opowieści. Opatulona kocem i zaopatrzona w gorącą herbatę, kanapki, ciastka albo słoik dżemu, czytałam o zawiejach, siarczystych mrozach i mozolnym wędrowaniu o głodzie. Była to przyjemność z rodzaju tych, kiedy zza okna patrzymy na deszcz . Doceniamy wtedy nasze suche ubranie i kubek herbaty.
Moje ostatnie środowe przyjemności są też tego rodzaju. Cieszę się, że nie jestem kobietą w głębokim paleolicie i nie muszę jeść zimnej owsianki pełnej krup i ości. Albo że nie jestem biednym Chińczykiem i nie muszę swojej garści ryżu przyprawiać sfermentowaną soją. Równie nieprzyjemnie byłoby mi być bogatym Rzymianinem i jeść pasztet z wątróbek rybich, mózgów bażantów, języków flamingów i mleczy węgorzy.
"Historia kuchni" pędem przebiega całe wieki i całe połacie. Jest przy tym bardzo ciekawa (poza może jedną kalumnią o kanibalizmie w Polsce i na Śląsku). Czytam więc jak to kiedyś pomidor był chwastem, a chińskie "królewskie kuchnie w II wieku p. n.e. zatrudniały 2271 osób, w tym codziennie 128 szefów kuchni i kolejnych 128 na czas przyjęć; 335 szefów od zbóż, warzyw i owoców, 162 mistrzów dietetyki (!!!), 94 dostawców lodu, 62 szefów od marynat i sosów i 62 ludzi soli, którzy prawdopodobnie odpowiadali za sprzątanie i ucieranie".

Dziergam natomiast sweter z koła w kolorze czekolady nadziewanej karmelem (albo toffi, jak kto woli). Sweter będzie z Justy, przaśnej i szorstkiej wełny, która przesuwa mi się między palcami przywodząc na myśl zgrzebne owieczki na łące i cieszy mnie myśl, że nie owijam się nim na gołą skórę.
I tu jakby niespiesznie zarysowała mi się różnica między przyjemnościami czytania o ekstremalnych kuchniach a przyjemnościami dziergania gryzącego swetra. Książkę odkładam na półkę i nikt mnie nie zmusi do siekania mózgu bażanta na pasztet, ale w sweterek sama się (mam nadzieję, że wkrótce) ustroję.
Zainspirowana zatem tą sukienką, poleciałam do sklepu.


Ta Alpaka jest dopiero cała milusia. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za odwiedziny i komentarze. Miłego dnia! :)

14 komentarzy:

  1. Nie wiem , czy moje galopujące myśli i zbyt wybujała wyobraźnia dała redę dotrwać do końca książki:) Chociaż z drugiej strony czym się różni siekany móżdżek od siekanej szynki? Chyba właśnie naszymi wyobrażeniami . Ale książka niezwykle pasjonująca, szczególnie jeżeli chodzi o te liczby które podałaś:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Kiedy tak się krzywiłam na obce smaki, uświadomiłam sobie, że te nasze sery pleśniowe i kiełbasa z krwią nie są wcale lepsze w opowiadaniu. A w smaku jak najbardziej. :)

      Usuń
  2. Też tak mam, czytam o czymś okropnym i zachwycam się swoim kocykiem i herbatką. Albo oglądam film o jakiejś katastrofie i rozkoszuję błogim spokojem ;) i uczę doceniać to, co wydaje się oczywiste :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ksiązki nie dla mnie. ja nie jestem fanką takich ksiązek.:) czekoladowy sweterek za to jak najbardziej mi sie podoba.:) Sukienka bedzie piękna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Mam nadzieję na tę sukienkę (ewentualnie tunikę jak mi nie wystarczy sił) :)

      Usuń
  4. a ja strasznie lubię czytać o historii kuchni. Ci Azjaci to widać od zawsze z takim rozmachem sobie poczyniali :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, też o tym myślałam - jak mur to koniecznie z kosmosu musi być go widać. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  5. To niesamowite, bo ja widząc twojego posta u Maknety, zaopatrzyłam się w białą herbatę o smaku Mantra, usiadłam sobie na niestety, niewygodnej kanapie( jestem u znajomych, którzy są za granicą i bardzo wygodną zabrali ze sobą) i z laptopem na kolanach. I jak zwykle znalazłam się w innym świeci. Twój dar pisania, przekazywania informacji, opowiadania jest godny pozazdroszczenia. Chciałabym tak umieć przeprowadzać płynnie, z lekkością, gości odwiedzających moją stronę.
    Sukienka bardzo mi się podoba, zwłaszcza jej kolory. Kiedyś również skorzystałam z pomocy Doroty i wydziergałam z jej wzoru sukienkę. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam o istnieniu tak szlachetnych włóczek, jak alpaca. Ale i tak ją lubię.
    Kołowce podziwiam od jakiegoś czasu,wydają mi się bardzo skomplikowane. Ale może takie nie są.
    Ale się rozpisałam. Mam wolne.Pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję! :)
      Ja też zaczynałam wrzucając na Allegro hasło włóczka. teraz trochę już wiem (trochę się wykosztowałam na próby i błędy). Kolory sukienki też mi się podobają, ale nie chciałam ryzykować. Moja wersja będzie w szarościach, trochę bezpieczniej. Pozdrawiam i życzę przyjemnego wolnego! :)

      Usuń
  6. A dla mnie Swetry Doroty były pierwszym wypatrzonym w necie blogiem dzierganym. Pamiętam jakie piorunujące wrażenie to na mnie zrobiło, kilka już lat temu. Też zrobiłam swoją tunikę inspirując się pracami Doroty.
    Cieszę się, że tyle nas jest i można do siebie zaglądać. Dla mnie to spora inspiracja i wciąż nauka tego co bardzo lubię. Twojego bloga również mam w swoich podczytywanych i zaglądam :)
    Pozdrawiam serdecznie
    Małgosia

    OdpowiedzUsuń
  7. Zajrzałam do Doroty - sukienka rewelacyjna, sama bym chciała taką mieć, ale drutowa nie jestem, więc czekam na Twoją wersję.

    OdpowiedzUsuń
  8. Te móżdżki scale mnie nie brzydzą. Ani też gryzące włóczki na gołe ciało. Najmilszą alpaką jednak jest ta od BC Garn.

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajnie poczytac, gdy za oknem pada. Teraz uswiadomilas mi, ze mamy szczescie, ze nie zyjemy w paleolicie, w koncu trzeba szukac na codzien pozytywnych rzeczy. Fajnie okreslilas ten kolor robotki w taki kulinarny sposob, ze az narobilas mi apetytu. Pozdrawiam serdecznie Beata

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz