Dzieci powinny rodzić się w dwóch egzemplarzach - stwierdził dawno, dawno temu pewien wujek trzymając na kolanach słodkie niemowlę - jeden egzemplarz powinien być normalny, a drugi do zjedzenia.
Nie byłam tym stwierdzeniem zaskoczona w najmniejszym stopniu, bo często z własnym dzieckiem bawiłam się w zjadanie. Dziecko śmiało się w głos, gdy zaczynałam zjadanie od paluszków. Paluszki są oczywiście najpyszniejsze. Oczywiście zabawę można było powtarzać na nowo, bo całe zjadanie było z miłości i zupełnie na niby (to uwaga dla przyszłych antropologów).
Sprawa zaczęła mnie intrygować dosyć niedawno. Dlaczego, jak podaje Słownik języka polskiego, patrzymy na kogoś z zachwytem, jakbyśmy chcieli go zjeść? I w ogóle o co chodzi z tym zjadaniem się wzajem, toteż kiedy zobaczyłam bardzo przecenioną rzecz z ludożercą w tytule, kupiłam ją natychmiast.
Po uważnym spojrzeniu okazało się, że tytuł brzmi "Mit ludożercy", co mnie zaniepokoiło z lekka i słusznie, albowiem Arens na ponad dwustu stronach przekonuje czytelnika, że dowody na istnienie kanibalizmu są bardzo nikłe. "Termin <<kanibal>> to zbiorowa etykietka, jaką każda grupa naznacza inną grupę, tę, która jest po drugiej stronie wzgórza, o której często niewiele wie."
Zawsze kanibalizm był gdzie indziej albo kiedy indziej, ale nigdy tu i teraz. Herodot twierdził, że kanibale żyją na północy, Strabon, że w Irlandii, Chińczycy, że w Korei, Koreańczycy, że w Chinach, Brytyjczycy, że w Afryce, a Afrykanie, że w Europie, a Grecy że to głównie Kronos zjadał dzieci, potem już prawie nigdy nikt. Natomiast pewna Szkotka we wspominanej przeze mnie niedawno "Historii kuchni" twierdziła, że kanibalizm szerzył się na Śląsku. Mężczyźni twierdzą, że kanibalizm uprawiają głównie kobiety, jako te cywilizacyjnie bardziej upośledzone i ledwie nadążające za moralnymi zasadami. Kobiety niczego nie twierdzą, bo pewnie gotują (kury oczywiście) i nikt ich nie pyta.
Nie dowiedziałam się zatem, skąd wzięła się Baba Jaga ze swoimi zakusami na Jasia i Małgosię, ani skąd się wzięło zjadanie bogów, ani zjadanie z zachwytu, ale i tak było warto przeczytać. Arens pisze lekko i nieco ironicznie i zawsze to dobrze spojrzeć na jakieś teorie świeżym spojrzeniem. I nabrać podejrzeń.
Mit zakładałam bardzo stosowną zakładką:
A na drutach powiewa w dalszym ciągu koło z bambusa, zrobiłam już ćwierć plisy, biegnę czytać i dziergać dalej zgodnie z środą, bo nie mogę się doczekać, kiedy koło zacznie powiewać za mną swoimi połami (czy koło ma poły?) na wietrze.
Bardzo dziękuję z wizyty i za bardzo miłe komentarze. Miłego dnia!
super zakładka.:)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńKanibalizm zawsze mnie przerażał. Czytałam kiedyś opowiadanie jak gdzieś w górach w czasie drugiej wojny uciekinierzy zjadali szczątki tych co już nie żyli z głodu. Przerażające.
OdpowiedzUsuńChętnie zobaczę jak to z baktusem się dzieje.
pozdrawiam
Ach, to są straszne historie. Tu Arens mówi o kanibalizmie rytualnym (niewiele mniej strasznym), a właściwie, o tym, że go nie ma.
UsuńJa dzierganiem jestem zachwycona - nie rozdwaja się, milutki, lejący. Pozdrawiam :)
jak filozoficznie się zrobiło, aczkolwiek bardzo ciekawie, aż nabrałam ochoty na pożarcie małego tłuściutkiego bobaska ;)
OdpowiedzUsuńTłuściutkie są najpyszniejsze i najsłodsze. ;)
UsuńTekst pewnie cudowny ale i tak zakładka wyszła na pierwszy plan.
OdpowiedzUsuńJakby była specjalnie do takiej tematyki. :)
Usuńksiążka kupiona z przypadku lub pod wpływem jakiegoś skojarzenia, też może być dobra i warto dac jej szansę, tak, jak Ty zrobiłaś.
OdpowiedzUsuńO tym, że kanibalizm była na Śląsku do głowy by mi nie przyszło!
Mój Siostrzeniec był takim właśnie pulchniutkim i słodziutkim bobaskiem w sam raz do zjedzenia, a gdy był w wieku przedszkolnym często na jego słonecznej buzi lub pleckach robiłam "pizzę", którą następnie "zjadałam" do najmniejszej okruszynki. Teraz jest drobniutkim, ale równie apetycznym (a może nawet bardziej) uczniem pierwszej klasy gimnazjum i "jeść" już się nie pozwala.Zakładka świetna.
OdpowiedzUsuń