środa, 3 czerwca 2015

Agresywne trele

"Emilka  zawsze wiedziała, kiedy Tadzio  przyjdzie, bo gdy dochodził do  starego sadu, gwizdał swój  „sygnał”, którym się posługiwał  dla porozumiewania się z nią  jedną, śliczny, zabawny  sygnalik,  naśladujący trzy  ćwierknięcia ptaszęce, pierwsza  nuta cicha, druga wyższa,  trzecia przeciągła, najsłodsza,  podobna do echa, które najpierw  oddaje pełnię dźwięku, a potem  stopniowo zamiera. To wezwanie  zawsze oddziaływało silnie na  Emilkę. Zdawało jej się, że  wyrywa jej ono serce z piersi,  że ona musi mu ulec. Rozmyślała,  że Tadzio mógłby ją zewsząd wywołać tym gwizdkiem, choćby poprzez świat cały: wystarczyłyby te trzy magiczne tony."
Emilka ze Srebrnego Nowiu, L.M. Montgomery


 Od świtu do nocy na czubku choinki (bardzo podrośniętej na wiosnę)



z lewej lub z czubka choinki na wprost pan Zięba zawodzi swoje prześliczne trele i myślę sobie romantycznie, że wyśpiewuje je w poszukiwaniu swojej pani Ziębowej. Patrzy bowiem przy tym w dal. Niewykluczone jednak, że pani Ziębowa niańczy gdzieś nieopodal małe ziębiątka a mąż i ojciec szuka w śpiewie licznych chwil wytchnienia.  Moje chwile wytchnienia, równe liczne, albo może nawet liczniejsze, realizuję sobie w wiklinowym fotelu bez śpiewu za to rytmicznie stukając drutami, albowiem właśnie zaczął się mój pierwszy z licznych, bo aż trzech tygodni urlopu. W urlop, jak to wiadomo ogólnie, dzień jest nadzwyczaj długi i szeroki, więc udało mi się skończyć mój jeansowy sweterek w ażury. Nie obyło się to co prawda zupełnie bez zagrożeń, zgodnie zresztą ze starym przysłowiem „Kto w konspiracji siedzi, temu od niej włóczki braknie”. Na co dzień nie epatuję przesadnie dużą ilością przędzy w swoim robótkowym koszyku ze względów wiadomych i ściśle konspiracyjnych, zawsze więc mam tam dwa lub trzy niewinne moteczki, które magicznie nie zanikają, mimo przybywania robótki, no ale który mąż zauważy takie niuanse? W nerwowy dzień wyjazdu złapałam więc nonszalancko koszyk z korpusem, zaczętym pierwszym rękawem i dwoma pokazowymi moteczkami i zapakowałam się z nim w drogę, na miejscu uświadamiając sobie dopiero, że reszta motków siedzi w konspiracji, czyli w szafie czterysta kilometrów od urlopu.

W rozpaczy snułam czarne wizje końca motków w połowie drugiego rękawa, albo jeszcze czarniejsze końca motków w połowie drugiego mankietu. Powstrzymałam się jednak od alarmowania młodszego syna i gnania go przez upał na pocztę i słusznie, bo motków mi wystarczyło, jeszcze nawet parę metrów zostało, a rękawy mają pełną długość, nie trzy czwarte.


W wersji z kapeluszem sweterek prezentuje się niespodziewanie elegancko. :)


Jeżeli w jednym miejscu  pakowania są niedobory, z pewnością w drugim generują się nadmiary. Długo przed urlopem ułożyłam plan robótkowy i czytelniczy. W czytelniczym ostał się czytnik. Po to go kupiłam, żeby nie taszczyć grubych tomów z czwartego piętra w dół, setki kilometrów na południe i odwrotnie. Z tego wszystkiego zwłaszcza odwrotne czwarte piętro w górę jest bolesne. Zatem czytnik. No i ewentualnie jedna papierowa, gdyby zanikł prąd w górach albo bateria w czytniku. Urlop mnie zastał w połowie papirusów, więc papirusy się zakwalifikowały do walizki, potem jeszcze pożyczone Życie codzienne, bo pożyczonego się długo nie trzyma, potem prezent, bo przecież prezentu na Dzień matki nie wypada nie czytać, a potem już obładowana matą do gimnastyki, koszykami robótek, kotletami schabowymi w panierce, skoro i tak już przekroczyłam limit jednej papierowej, wrzuciłam celnym rzutem Panie z Cranford do torby z kaloszami. Bo a nuż się czytnik rozczytnikuje?



Piąty raz jadę z czytnikiem i piąty raz nie udaje mi się zejść w bagażach do jednej papierowej. Ale do rzeczy. Czyli do środy z Maknetą. Wydziergałam jeans według wzoru Dropsa, zmieniłam nieco toporny ściągacz między ażurkami na fikuśne warkoczyki z Sandry, został mi tylko wybór guzików (mam trzy typy – drewniane brązowe, niedrewniane niebieskie i perłowe) i pochowanie nitek. A do dziergania nie czytałam nic papierowego, tylko słuchałam Emilki (bo mam też tu lektora MP3, ale on nic nie waży i nic nie zjamuje).
 


Emilki ze Srebrnego Nowiu. Aż dziwne, że wcześniej nie wpadła mi w ręce. Jest całkiem nie jak Ania. Trudno to sprecyzować dlaczego, jest bardziej dojrzała i bardziej poetycka, bardziej literacko przetworzona niż Ania. Ania to przygoda za przygodą, zabawny słowotok, Emilka to wyrośnięcie z bufiastych rękawów, chowane w otomanie tajemne kartki pełne natchnień, promyków i osobistych zwierzeń. Chociaż oczywiście, jak u każdego pisarza, tak i tu powtarzają się tematy – jest oczywiście sierota, są zdolności literackie, jest pospolite otoczenie, ogólne niezrozumienie, jest piękna przyroda. No i dobrze, bo przynajmniej wiemy czego się spodziewać, a czytając Montgomery nie spodziewamy się przecież kryminalnych ekscesów, tylko właśnie sosen, szumu morza, skrzypienia pióra po cudem zdobytym papierze, trzasku płonących polan w kominku, kotów z charakterem i barwnych ciotek. Dialogi są zupełnie nieprawdopodobne, ale kto by się tu przejmował dialogami? No i Tadzio też jest, bardzo jestem ciekawa co z nim dalej. Czy przywoła Emilkę tym gwizdanym sygnalikiem czy nie? To już muszę czytać na czytniku, ale bez obawy, czytnik mam.  Wikipedia podaje, że Emilka to najbardziej autobiograficzna powieść L.M. i takie miałam właśnie odczucie.

A teraz co? Na drutach próbka do Mrs Skyler Justyny Lorkowskiej. Pierwszą porażkę zaliczyłam przy samej Mrs Skyler, Lete wymyśliła właśnie ten sweter w trakcie pochłanianych kolejnych odcinków serialu, a ja odpadłam po pierwszym odcinku, podczas gdy na górze jeszcze jakieś zwłoki rozpuszczały się powoli w wannie i kapały na podłogę na dole. No ale serial nie jest kluczowy w dzierganiu (czy pleceniu, jak tu mówi moja gaździna - pleciony sweter - bardzo ładnie) i mam nadzieję, że od swetra nie odpadnę tak łatwo jak od serialu; po szóstym czytaniu instrukcji już wiem, że śp to nie świętej pamięci ale ścieg pończoszniczy i że mam się nie obawiać agresywnego blokowania, ale do blokowania to jeszcze daleko. Mam na razie pierwszy rząd i czekam na maila z suportem. Sweter ma mieć kołnierz szalowy, jeden z moich ulubionych kołnierzy, więc nie poddam się tak łatwo.

Poza tym co? Poza tym wzbudzam ogromne zainteresowanie na pierwszym planie owiec:


zdrowo się odżywiam owczymi serkami:


wącham maciejkę i podziwiam bratki:


 I mam nieustające niedziele, czego i Wam życzę! Dziękuję za odwiedziny, miłego dnia. :)

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Ja też! Zwłaszcza, że te są bardzo oryginalne i prosto od owcy. (I trochę od kozy ponoć, ale nie czuć za bardzo)
      :)

      Usuń
  2. Ależ piękne okoliczności przyrody :) Miłego wakacjowania ! Sweterek wygląda świetnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały rok czekam z niecierpliwością na te okoliczności. :)
      Dzięki wielkie i pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ser, owieczki (welnaaaa! ;) )... ale Ci zazdrosze! ;) Sweterek wyszedl cudnie, faktycznie elegancki. Te wykoczenia rekawow i dolu sweterka bardzo przypadly mi do gustu. Czytanie, robotkowanie do woli.. superowe wakacje :) Mi by sie tak nie udalo - jak jede gdzies z moim Samcem to zawsze przegania mnie po zabytkach i takich tam ;) Robisz przepiekne zdjecia, tak na marginesie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale miło sobie leniuchujesz. Okolica piękna, pogoda cisza i spokój. I jeszcze prawdziwe oscypki. Ach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja Ci tego urlopu zazdroszczę:) Tak samo jak w poprzednim roku:) Kolekcja do przeczytania imponująca , jak na trzy tygodnie urlopu. Sweterek rzeczywiście niezwykle elegancki, a kapelusz pięknie wpasowała się w całość, pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Śliczny sweterek, piękny karczek !

    OdpowiedzUsuń
  7. Udanego urlopu:) Sweterek wygląda świetnie, a nad ś.p. pośmiałam się - nie ma to, jak skróty w opisach:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale Ci dobrze- urlop poza domem to dla mnie luksus, a już urlop w górach to w ogóle.
    Sweterek z kapeluszem prezentuje się super, bez pewnie też.
    Uśmiałam się z twojego opowiadania o pakowaniu włóczek i książek. Ja wciąż nie mogę się przyzwyczaić do czytania w czytniku mimo iż jest to niby wygodniejsze, jednak jakoś papierowe książki czyta mi się przyjemniej i bardziej pamiętam.

    OdpowiedzUsuń
  9. U mnie trzecia z czterech niedziel w kupie, spędzana na wsi. I też mi zabrakło - wzoru do pętelkowania. Nie mam poroblemu z wrzuceniem jednej papierowej, góra dwóch, do torby podróżnej. Udanego wypoczynku.

    OdpowiedzUsuń
  10. Urlop wymarzony, piękna robótka, mnóstwo książek, wiklinowy fotel, a ja muszę jeszcze 2 miesiące czekać :(.... miłego wypoczynku w pięknych okolicznościach przyrody. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz