czwartek, 21 stycznia 2016

Szalik w spokoju

"Jest rzeczą normalną, że po wielkim starcie ostatniego stulecia - industrializacja, kryzys, kolonizacja, odkrycia naukowe, wojny i rewolucje - dzisiejszy człowiek szuka spokoju. Spokoju na świecie. Spokoju w duszy. Chce być spokojny jak zakonnik w okrutnym świecie średniowiecza."
Życie codzienne zakonników w średniowieczu, Léo Moulin


Dziergam zatem szalik w spokoju jedno oczko za drugim, w ciszy i czytam (bo dzisiaj dziergamy i czytamy z Maknetą) o zakonnikach. W ogóle nie myślę, że dziergam go już drugi miesiąc, przesuwam oczka jodełki i czytam o tym jak zakonnicy jedli chleb i owsiankę na co dzień,  mięso od święta, jak się modlili, jak karczowali lasy, uprawiali pola, zakładali młyny, wymyślali sery, nalewki, leczyli się czosnkiem i przyprawami, modlili się (chociaż do końca nie wiadomo, czy lepiej pracować czy się modlić) i przepisywali książki, czyli "uprawiali owoce ducha i wypiekali niebiański chleb duszy".
Ów chleb wypiekali stojąc w zimnym skryptorium, przy lichym świetle. Nic dziwnego więc, że księgi były cenne i w obliczu zagrożenia wołano "ratujcie książki!" (ad libros, ad libros!).

Bardzo dobra, ciekawa, wnikliwa, żywa lektura, która opisując to ciche życie (chociaż nie bez małych i większych burz) sama nas niejako wycisza.
Dziergam zatem szalik w spokoju, nie myślę jak bardzo jest spóźniony a w wolnych chwilach koloruję mój nowy kalendarz do kolorowania. Z okazji zakupu kalendarza kupiłam też kredki o wielu kolorach, kredki jakich nigdy nie miałam, a właściwie miałam raz przez dwa dni - w szarej przeszłości burych zeszytów i szarych gumek myszek tata przywiózł mi oszałamiająco kolorowe pudełko z niezwykłą ilością (30?) kredek. Miałam je dwa dni - dzień, w którym je dostałam i dzień w którym mi je ukradziono w szkolnej świetlicy. Może dobrze, bo zostały we mnie nieziszczalnym marzeniem, które teraz tak łatwo spełnić i ucieszyć małą dziewczynkę, która wciąż jakoś we mnie trwa (co jest dobre, jak mawiał Proust).

Mam więc kredki, maluję obrazki w spokoju i w pachnących ogrodach, patrzę w padający śnieg, niczym dziewczyna z mojej ulubionej zimowej zakładki.


Patrzę jak drobniutkie płatki wirują i opadają na parapet, giną w puszystej pierzynie i w ułamku sekundy przepada ich cała filigranowa koronkowość. Ale może jednak warto tak zamigotać i zalśnić, nawet jeśli to chwila tylko?

"...wydaje mi się, że nasze społeczeństwo nieraz odczuwa pewną tęsknotę za tym światem, tak jednocześnie dalekim i bliskim. Nie dlatego, aby miało zbyt dokładne pojęcie, jaki był ów świat, ale dlatego, że ma problemy, które budzą w nim marzenia o świecie spokoju i milczenia, drzew i ciszy, samotności i skupienia: solitudo, inclusio, silentium."
Szelest drutów, szelest kredki, szelest kartek...
- Mamo, może byśmy usmażyli pączki? - w drzwiach staje młodsze dziecko z nadzieją w oczach.
W sumie, czemu nie? Nigdy w życiu nie smażyłam pączków, generalnie boję się drożdżowego ciasta, no ale przecież, "szczęście sprzyja odważnym", podbudowuję się literacko, a i karmelitanki smażyły pączki, więc czemu nie?
Wyrabiam zaczyn, zaczyn rośnie, odmierzam mąkę, wbijam jaja i wtedy ciasto stawia opór czynny i bierny, lepi się do miski, do palców, moje morale spada, ręce grzęzną na dobre, mój spokój jest odległą przeszłością, a na horyzoncie majaczą różne brzydkie wyrazy. Rzucałabym garnkami gdybym miała wolne ręce, ale ręce mam przyspawane do miski ciastem, więc nie rzucam. Wyrazami też nie, bo jestem dobrze wychowana.
- Mamo, może chcesz jeszcze raz obejrzeć filmik? - dziecko czuwa nad moim samopoczuciem, a tajemnicę pączków w dzisiejszych czasach oczywiście zgłębia się na Youtube.
Ciasto na szczęście pokornieje bez filmiku, grzecznie odlepia się od wszystkiego do czego się uprzednio przylepiło i wycina się w zgrabne (powiedzmy) kółka o średnicy 6cm


Kółka radośnie smażą się w smalcu


A na koniec przyozdabiają się same z siebie w kanoniczny jaśniejszy pasek:



Były pyszne i bardzo jestem z siebie dumna, czego i Wam życzę. :)

Dziękuję za odwiedziny i komentarze, miłego dnia!

4 komentarze:

  1. Ach, jak tu pysznie dzisiaj i jak zwykle koło było czytać, a o robieniu pączków na pisałaś tak, że to widziałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie koło było, tylko miło było. Uroki pisania na smartfonie, którego klawiatura lepiej wie, co chcę napisać, niż ja sama.

      Usuń
    2. :) W końcu karnawał, to może być trochę pysznie. Wymądrzanie klawiatury znam, wysłałam kiedyś buraczki (zamiast buziaczków). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Fajne zdjęcia radosnych, "podskakujących" we fryturze pączków. Pozdrawiam. Ala

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz