środa, 5 października 2016

Ścianka w podróży

"Pracuję nie zwracając uwagi na porę roku i chmary przeróżnych owadów napastujących moje papiery i osobę"
Podróże, Jan Potocki

Potocki w dalszym ciągu w podróży (już chyba trzecią środę z kolei), rysował kredkami widoczki z Kaukazu (dzisiaj po prostu się pstryknie aparatem i już), rysował wielką mapę Scytii objaśniającą czwartą księgę Herodota, albowiem uważał, jakże słusznie, że mapa pomaga w historycznym ogarnianiu, i prowadził przy tym życie koczownicze, wymykając się dotychczasowej egzystencji.

"Sierpień jest tu okresem radości i wesela. Zbiór arbuzów wzbudza powszechne ożywienie i ochotę do zabaw. Wszędzie je się arbuzy, ofiarowuje w podarunku lub sprzedaje, mnóstwo arb donośnie turkocząc zwozi je z okolicznych wsi, a z Astrachania przypływa po nie mrowie barek. Góry owoców zalegają wybrzeże; równina i rzeka przedstawiają ożywiony widok."
Podróże, Jan Potocki (za "Biografia Jan Potocki", Rosseta i Triaire'a)

Ach, jakbym chciała siedzieć w sierpniu i patrzeć na ożywione góry arbuzów z okolicznych wsi. Tymczasem jest październik, leje deszcz, wieje wiatr, temperatura spada w stronę zera i co prawda nie napastują mnie przeróżne owady, ale kiedy ja zdążę zrobić czapkę i szalik, i komin w żakard, i poncho, i mitenki, i rękawy piórkowego, i rękawy w czekoladowej Elli? Zima za progiem i gdybym wiedziała, że lato się skończy ( jakoś niby się zawsze wie, ale tak trudno w to uwierzyć) to zaczęłabym te czapki i szaliki w maju.
Nie ma co biadolić, ale nie zwracając uwagi na zdradliwie szybki czas, śnieżyce na horyzoncie i mrozy, po prostu robić swoje i cieszyć się z postępów. Postępy na przykład w norweskiej czapce były, owszem, pokazały się nawet kwiatki, które były na tyle mało ozdobne, że wylądowały z powrotem na motku, sprute z żalem. A nawet nie z żalem - jeżeli do czegoś nie jesteśmy przekonani, to nie ma co sobie mydlić oczu, że może w gorszym świetle będzie ładnie. Nie będzie.  Sprułam i mam w planie kwiatki ozdobne nawet w świetle reflektorów.

Postępy też były w niewidzialnym szwie Kitchenera (wymyślonym jak ogólnie wiadomo w celu zszywania skarpetek dla dzielnych żołnierzy). Pierwszy mój szew Kitchenera skończył się porażką, oczka jednej strony skończyły się, kiedy druga strona była ledwo w połowie - nawet nie zrobiłam mu zdjęcia, tak się wstydziłam, ale komin noszę troskliwie chowając szew.
Przy drugim (komin na prezent) byłam zdeterminowana, obejrzałam filmiki na Youtube, rozłożyłam sobie stół przy oknie, założyłam najlepsze okulary i podzieliłam oczka na małe porcje. Katastrofa. Co oczko musiałam oglądać filmik, bo myliły mi się nóżki (dziwne, że oczko ma nóżki ale ma). Zapas nitki skończył mi się w połowie komina a niewidoczny szew był gruby i widoczny niczym najgorsze szycie na okrętkę. Sprułam. Czy ja mówiłam, że Kitchener jest trudny? Nie, nie, w porównaniu z pruciem to on jest prosty całkiem. W końcu sprułam. Poszłabym się przejść, gdybym miała gdzie, albo zaparzyłabym melisy, gdybym miała melisę. Nie miałam, więc poszłam z powrotem na Youtube i szczęśliwie trafiłam na ten film. Szycie jest bajecznie proste, pani łapie za dwie nóżki od razu, więc absolutnie nic się nie myli, szew wygląda jak dziergany.
Po jednorazowym obejrzeniu filmiku mój Kitchener po prawej stronie wygląda tak


A po lewej jeszcze lepiej:


Pozostało tylko komplet wyprać, wysuszyć, i założyć na Bubulinę, która pozowała zachwycona, zwłaszcza że nieoczekiwanie ma celebrycką ściankę. Ścianka jest w pokoju synów, a że synowie z wiekiem opuszczają rodzinne pielesze, została przeze mnie przejęta razem z opuszczonym dopiero co pokojem. Zmiotłam tylko z podłogi różne kable i przewody, zdjęłam ze ściany przypięte baterie, ubiegłoroczne plany zajęć, zgarnęłam z mebli ubrania na upał i na mróz (wiadomo, na ogół męskie pojęcie porządku odbiega od kobiecego, za to jest niebezpiecznie bliskie chaosu), kupiłam w Ikei różowe stokrotki, zamiast baterii powiesiłam van Gogha i natychmiast się wprowadziłam razem z Bubuliną i z robótkami. I z solennym postanowieniem, że nie zapełnię pokoju włóczką oraz innym dobrem (od jakiegoś czasu gorliwie nawracam się na minimalizm). Postanowienia dotrzymuję już trzy dni, pominąwszy dwie półki w szafie. Niegroźne, bo mam zamiar przerobić ten zapasik na poncho i na kocyk. Tylko kiedy, skoro czeka mnie czapka w żakard i szalik w żakard. Ale, miałam nie biadolić, więc na koniec optymistycznie - Bubulina na swojej ściance:
  


Dane techniczne:
Nepal Drops, kolor biały
Czapka: druty nr 3,5
               150g (w tym pompon ok. 50g)
Komin: druty nr 5
               240g

Pompon za pierwszym razem! 
Dziękuję bardzo za odwiedziny i komentarze. Życzę dobrego dnia! :)

10 komentarzy:

  1. wpadam z wizyta w ramach wposlnego dziergania i czytania :) oh ten minimalizm, czy on nam, dziergajacym, w ogole grozi? ;) moja autoobietnica-nic nie kupowac, dziergac i szyc tylko z tego co w domu.... na razie idzie niezle :)
    pozdrawiam bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie :) I gratuluję, ja też się staram nie kupować, zdecydowanie mi wtedy przyjemniej, czuję większą kontrolę nad zbiorem (bez różnicy - książki czy włóczki) i nie czuję tego okropnego przymusu, żeby szybciej i szybciej, bo kolejka. Jak długo potrwa ta wstrzemięźliwość - nie wiem. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. "Twój" Potocki rzucił mnie wspomnieniami w daleki 1983 rok. Płnęliśmy statkiem po Wołdze. Cudowna wycieczka, we dnie zwiedzamy, w nocy płyniemy. I otóż w Astrachaniu są arbuzy tak tanie, że my trzy koleżanki kupujemy każda po 3. Po co ? Potem nie mogłysmy tego zjeść,a wyrzucić szkoda. Takie nasunęły się wspomnienia w związku z arbuzami. Bardzo sie cieszę, że podałaś filmik, bo przy zszywaniu nienawidzę siebie, że taka niezdara. A plany masz ładne, życze realizacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło, że się podzieliłaś tym wspomnieniem. :) No, miałyście takie własne góry arbuzów. Dziękuję. :)

      Usuń
  3. Hm, skupiłam się na włoczkach, które zmagazynowałam (!) w domu. Twój komplecik jest śliczny i wygląda na mięciutki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Jest przytulaśny bardzo. I już powędrował w świat. Pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. Gratuluję pompona zrobionego za pierwszym razem. Sama chętnie bym się taki ładny komplecik zawinęła. Czekam na żakardy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! nabieram wprawy. :) A Żakardy całkiem dobrze postępują. :)

      Usuń
  5. Owieczka otrzymała śliczny komplet.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz