"Pocztylion zadął w trąbkę i ruszyłem w świat z dziesięcioma talarami."
Andersen Życie baśniopisarza, Jackie Wullschläger
Świat był duński i osobiście wiem o nim żenująco mało, nawet dzisiaj zaskakuje mnie za każdym razem (mnie, córce nauczycielki geografii), że leży właściwie po naszej stronie morza, a nie tam gdzie Szwecja, nie wiem nic o jego historii ani o regionalnej kuchni, ale jednego Duńczyka znam (właściwie dwóch, ale tego drugiego spotkałam raz, w dodatku miał na imię Fin, więc nie wiem czy się liczy), a właściwie nie jego znam, tylko jego baśnie i tym Duńczykiem oczywiście jest Hans Christian Andersen.
Baśnie Andersena kochają wszyscy z wyjątkiem tych, którzy ich nie znoszą, czyli mniej więcej połowa jego czytelników (może nawet większa połowa). Trudno nawet powiedzieć, z czego ta niechęć wynika, bo na pewno przyczyną nie jest okrucieństwo, w sumie pożeranie Czerwonego Kapturka czy wsadzanie Baby Jagi do pieca jest równie okrutne. Ja należę do wielbicieli Andersena, więc kiedy zobaczyłam w księgarni z tanimi książkami jego biografię bardzo się ucieszyłam i kupiłam ją prawie od razu. Prawie wynikało z tego, że w domu miałam już jakąś biografię Andersena, bardzo mi się nie podobała i bałam się, że to ta sama. No ale zaryzykowałam i, jak się wkrótce okazało, słusznie - biografia, którą miałam w domu okazała się być Autobiografią, co tylko świadczy o tym, że nie zawsze pisanie o sobie nam wychodzi, nawet jeśli jest się brzydkim kaczątkiem.
Książkę przywiozłam do domu i przeczytałam w czas świąteczny. Nie umiem za bardzo powiedzieć czy jest wyczerpująca i dobra, bowiem gnana wdzięcznością za wymyślenie Calineczki, która z takim oddaniem ogrzewała zmarzniętą jaskółkę i Kaja, który z Gerdą patrzył przez zamarznięte okno na zimowe pejzaże, pochłonęłam książkę z ogromną lubością. Chyba jest jednak dobra, autorka dotarła do wielu źródeł, obficie cytuje Dzienniki Andersena (które pod wpływem tych cytatów, kupiłam w połowie czytania) i generalnie sprawia wrażenie kompetentnej.
A sama treść, czyli życie Andersena? Było po prostu niewyobrażalne. Nic dziwnego, że sam Andersen nie mógł się nadziwić i tak je podziwiał w swoich licznych autobiografiach, i to mnie najpewniej zraziło w jednej z nich.
Urodził się w maleńkim duńskim miasteczku jako syn szewca i praczki. Ponoć to "Nieważne, że przychodzi się na świat na kaczym podwórku, jeśli się wykluło z łabędziego jaja.", gdyby jednak nie jego determinacja, wskutek której w wieku czternastu lat pojechał sam do Kopenhagi prosić obcych ludzi o pomoc w zostaniu świetnym śpiewakiem (tak właśnie!), pozostałby do końca życia robotnikiem w fabryce sukna czy tytoniu na owym metaforycznym podwórku. Na szczęście jednak od początku, nie wiedzieć czemu, przeczuwał w sobie łabędzia. Nie śpiewającego jednak ale, jak się okazało niebawem, układającego wiersze. Przy pomocy dobrych ludzi został wykształconym (chociaż do końca robił ponoć błędy) poetą (co mnie dosyć zaskoczyło, bo miałam go za bajkopisarza, ale wystarczy spojrzeć na styl jego baśni, żeby się upewnić w tej kwestii).
Jako poeta szybko dosyć zdobył uznanie, najpierw w Niemczech, na końcu w Danii, ale w sumie zawsze miał wokół siebie życzliwych i pomocnych ludzi. Finansowo zabezpieczony. Całe dorosłe życie, mimo obiektywnych sukcesów, nieszczęśliwy. Brzydkiego i niezgrabnego dręczyła depresja, różne fobie, hipochondria, złe myśli, nadwrażliwość, przygnębienie, poczucie bezsensu. No i latami trwające bóle zębów. Przekuwał to wszystko na baśnie, które na stałe weszły do naszej kultury i które zainspirowały cały nowy nurt. Bez nich Kubuś Puchatek (strach pomyśleć) czy Alicja w krainie Czarów nie byliby możliwi.
Przemieniał też w baśń, w czary i w magię zwykłą skrzynkę na zioła, kołek z płotu, igłę do cerowania czy obtłuczony imbryk.
"Szczególnie lubiłem szyć ubranka dla lalek albo siedzieć na podwórku przy samotnym krzewie agrestu, pod rozwieszonym przy murze na kijach fartuchem matki. Był to mój namiot na deszcz i spiekotę. Byłem dziwnie marzycielskim dzieckiem"
Jak to cudownie, że do marzeń potrzeba tylko symbolicznego krzewu agrestu. I że są ludzie, którzy potrafią opowiadać. Andersen ponoć opowiadał tak, że zapominało się o wszystkim dookoła i płakało jak dziecko. No i wycinał tak, że do dzisiaj można się zapatrzeć w te jego wycinanki. W bajkach przed nadmiernym sentymentalizmem niejednokrotnie ratowało go poczucie humoru, ale w życiu już chyba nie.
Miałam pisać o biografii, a cały czas piszę o Andersenie, bo też i on z tej biografii przebija, on i jego baśnie, wysuwają się na pierwszy plan, wchodzą w pamięć i w myśli. Tak, jest to więc zapewne dobra biografia, w której przewijają się jak żywe lata dziecinne, młodzieńcze, dorosłe, trudne, smutne, samotne.
"I minęła zima; zima i lato pędzą, jak ja pędzę, jak zawiewa śnieg, jak opada kwiat jabłoni, jak opadają liście, dalej, dalej, dalej, a razem z wszystkim ludzie!"
Córka króla błot, Hans Christian Andersen
I oczka też pędzą, aż chciałoby się powiedzieć, bo to dziś środa, czytamy i dziergamy z Maknetą, odwijają się kłębki, dalej, dalej, kolejne swetry, czapki, szaliki i ja z nimi. Teraz dzierga się szary puchaty sweterek w sam raz na mrozy, które jutro mają się do nas przywiać na śnieżycach i zamieciach.
Gdyby sweter był na Bubulinę, byłoby go w sam raz,
ponieważ jestem od niej większa i grubsza, brakuje mi dołu (postanowiłam wreszcie zrobić dół rzędami skróconymi asymetrycznie wyszczuplający) i rękawów. Włóczka do Drops Boucle, bardzo milutka z milionem pętelek, które włażą na druty w sposób strasznie niekontrolowany.
Biografię zakładałam specjalnie zrobioną (z kupnej pocztówki) zakładką świąteczną:
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za przemiłe komentarze i za wizyty, dobrego dnia! :)
Przybliżyłaś mi i trochę " zabarwiłaś" postać Andersena, bo też o nim kiedyś czytałam, jako o człowieku ponurym i niemiłym. Jak często z różnych zródeł otrzymujemy różne fakty. Gdyby tak starczało czasu na czytanie... Do nas też już dociera zima, prawdopodobnie z Rosji.Przyszykujmy się, aby nie dać się mrozom, jak to było z Bonaparte pod Moskwa. Sweterek sie przyda,nacisnij na druty. Mój zaś ciepły jest jeszcze w motkach, bo ciągle planowałam, że tych kilka (przynajmniej )zbędnych kilogramów zgubię. Niestety...wiadomo, świeta.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBył trochę dziwny na pewno. Dickens gościł go przez pięć tygodni i strasznie się umęczył. No ale tak to jest z takimi bardzo wrażliwymi ludźmi, dużo łatwiej o nich czytać, niż przebywać. Czytając wiemy przynajmniej częściowo skąd się to ich zachowanie bierze.
UsuńEch, z tymi kilogramami, ja się już pogodziłam. :D
Pozdrawiam gorąco!
A u mnie ta ksiazka od kilku lat stoi na polce i czeka w kolejce, moze zmobilizuje sie, zeby po nia wkrotce siegnac:) szary sweterek zapowiada sie slicznie, lubie boucle:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNamawiam, zwłaszcza jeżeli lubisz jego bajki - fajnie spojrzeć na nie dorosłym okiem. :)
UsuńJa też lubię, to jest milutkie, tylko strasznie się czepia i w ogóle nie widać oczek. Robiłam już rok temu sweter, wyszły mi nierówne rękawy i boję się pruć. :)
Pozdrawiam!!
Wspaniale piszesz o książkach, podejrzewam, że nawet o książce telefonicznej napisałąbyś tak, że każda by z nas poleciała na pocztę szybko kupić :D
OdpowiedzUsuńJakoś nigdy mnie biografie nie ciągnęły, ale tak piszesz... A i samego pana Andersena kocham za wspaniałe baśnie... Wiec może się skuszę...
Miło mi, dziękuję. :)
UsuńW sumie gdyby tak pomyśleć, to ile różnych ciekawych historii się kryje za tymi nazwiskami. Albo same nazwiska - ich pochodzenie, odmiana - można by godzinami siedzieć nad taką książką. Wymyślać im rodowody i tabliczki na drzwi, same drzwi i domy też można sobie wizualizować. :D
Ja się dowiedziałam, że sporo jego bajek nie znam - tych późniejszych, nie mam ich w swoim zbiorze. Może sobie dokupię kiedyś, wyszły niedawno. I wyszły też trzy tomy z wycinankami. Ale cena kosmiczna.
:)
Ty wiesz, że aż sprawdziłam, gdzie ta Dania leży? Ja - najlepsza, nieskromnie mówiąc, absolwentka dwuletniego studium obsługi turystycznej, jedyna na roku, która parsknęła śmiechem widząc przerażenie grupy, gdy okazało się, że na egzaminie końcowym mogą poprosić o scharakteryzowanie południowego wybrzeża Bałtyku - jedyna umiałam na to pytanie z miejsca odpowiedzieć, bo wiem, gdzie mieszkam (reszta grupy też tam mieszkała bądź nadal mieszka, ale dla nich to jest północ, a nie południe). Tyle że to pół życia temu było i w zawodzie nigdy nie pracowałam, to mogłam zapomnieć, że Dania jednak jest po naszej stronie i wcale nie muszę do niej promem płynąć, że samochodem też można się dostać.
OdpowiedzUsuńHihi, bo ona ma takie podchwytliwe wyspy. :) Ale wydawca chyba wziął to pod uwagę, bo wydrukował mapę. Oczywiście zauważyłam ją dopiero na koniec. :D
UsuńZaintrygowałaś mnie swoją recenzją i od razu zarezerwowałam tę książkę w bibliotece! *^v^* Ja akurat bardzo lubię baśnie Andersena, mimo, iż są często okrutne i wcale nie dla dzieci...
OdpowiedzUsuńTwój sweterek ciekawie się zapowiada, nie byłam nigdy wielbicielką włóczek boucle, ale może się skuszę? ^^*~~
To miło, ciekawe jak Ci się spodoba. Jeżeli lubisz jego baśnie, to jest szansa, że dobrze Ci się będzie czytać. :)
UsuńJa należę do miłośniczek jego baśni więc mam je w kilku wydaniach.....nawet jedno bardzo stare wydanie skądś się w mojej biblioteczce wzięło.
OdpowiedzUsuńPoczytałabym chętnie jego dzienniki.....muszę się za nimi rozejrzeć.
Środę po raz kolejny ominęłam, bo niestety jakoś zabrakło mi na razie pomysłu...szal zrobiony a w żadnym "wdzianku" na głowę nie jest mi niestety do twarzy.
Muszę zrobić przegląd włóczek i pomyśleć. Do prucia mam sporo...a marzy mi się okrągły dywanik więc chyba się przygotuję do szydełkowania...
Pozdrawiam ciepło i serdecznie ....
Dzienniki przede mną, trochę się boję, ale fragmenty wyglądają zachęcająco. :)
UsuńMedia rodzina niedawno je wydała.
Powodzenia z dywanikiem. :)
Zaplątałam się w tych Calineczkach, imbrykach i ołowianych żołnierzykach. Wspomnienia, wspomnienia, wspomnienia...
OdpowiedzUsuń