"umiemy poznać książkę, kiedy ją widzimy."
Książka, Keith Houston
Toteż od razu ją poznałam - stała niewinnie gruba na księgarskiej półce i emanowała tytułem. Miała złotą tasiemkę do zakładania, złote, granatowe i czarne obrazki na tekturowej okładce i bajecznie kolorowe obrazki w środku. Niektóre chińskie, a niektóre średniowieczne. Miała kartki z papieru bezdrzewnego, trzydziestodwustronicowe składki, wyklejki przednią i tylną, wstęp, kolofon, podziękowania, indeks i wybraną bibliografię. Nie mogłam jej nie kupić i nie przynieść do domu. A skoro przyniosłam, to i przeczytałam, zwłaszcza, że dzisiaj jest środa - czytamy i dziergamy z Maknetą.
Książkę czyta się bardzo szybko, chociaż proces jest spowalniany przez różne niezbędne aktywności wyzwalane lekturą - trzeba zajrzeć jej pod grzbiet, obejrzeć przód, przeczytać stopkę, pogładzić papier z tekstem i papier z ilustracją, odetchnąć z ulgą, że nie została umocniona woskiem z ucha ani moczem. Trzeba też zajrzeć do swoich pozostałych książek starych i nowych, czy się nie kruszą, czy nie siedzą w nich psotniki albo czy nie zachodzą w nich procesy chemicznie szkodliwe. Trzeba też się powstrzymać od ich ratowania poprzez wystrzelenie biblioteki w powietrze, tak jak niegdyś NASA w Ameryce. Wtedy wszyscy doszli do wniosku, że NASA powinna jednak pozostać przy wystrzeliwaniu rakiet a nie ratować książki. Ja poprzestałam na sprawdzeniu, czy książka nie została zszyta po koptyjsku i czym pachnie. Pachnie czymś bardzo ładnym. Nic się nie wystrzeliło.
W połowie czytania z badaniem, zauważyłam, że znam autora i czytałam nie tak dawno o sekretnym życiu znaków jego autorstwa. W "Książce" Keith Houston jest równie błyskotliwy, o ile nie bardziej. Uwielbiam taki styl żywy, nieco ironiczny i przewrotny. Poza tym potrafi opowiadać, w wyniku czego siedzimy z otwartymi szeroko ustami, w oszołomieniu zapoznając się z przygodami na śmietnikach, cmentarzach, w lesie, na dworach i w pałacach. Siedzimy razem z umęczonymi mnichami w zimnych skryptoriach, trzymamy ociekającą papierem ramę z chińskim chłopcem, malujemy pędzelkiem po papirusie i skrobiemy piórem po pergaminie. A kto raz coś napisze na pergaminie choćby zwykłym długopisem, nie będzie chciał już pisać na czymkolwiek innym (chyba że się dowie z czego jest pergamin).
Z wypiekami na policzkach czytamy o zbrodniach i romansach, o niezliczonych czcionkach Gutenberga i jeszcze bardziej niezliczonych czcionkach chińskich, o tuszu, o rewolucjach chemicznych i fotograficznych, o prasach, o biszkoptach z uszami, o wytwórcach lusterek i o książkach do pociągu, które powstały oczywiście długo, długo przed pociągami. W głowie nam się nie mieści ile pasji, ile ludzi, ile determinacji i ile historii złożyło się na to, żebyśmy mogli wziąć książkę do ręki.
Poza tym wszystkim z "Książki" możemy się dowiedzieć dlaczego jest prostokątna (to jest straszne akurat i wynika z prostokątnej krowy), dlaczego niedobrze mieć lekarza bibliofila (to jest jeszcze straszniejsze, bo bibliofil wielbił nietypowe oprawy - książkę zresztą do dzisiaj można wypożyczyć, ale tylko za specjalnym pozwoleniem. Nie wiem, czy bym chciała), że czasem na swoim hobby możemy zarobić i po stu latach zostać niezwykle cenionym Audubonem i że niełatwo jest wynaleźć podpórkę do ramy z ociekającym papierem i wieki całe trzeba w niewygodzie trzymać oburącz ramę nad wanną.
Mniej się teraz dziwię, że dziesięć lat męczyłam się wystawiając z górnej szafki trzy małe pojemniczki, chcąc wyjąć z tyłu sól wsypaną w większy pojemniczek zanim mnie olśniło. Przesypałam sól z większego w mniejszy, większy pojemniczek z produktem niezwykle rzadko używanym stoi teraz z tyłu (bo u mnie pojemniczki i książki muszą stać według wzrostu), a do soli używanej na co dzień mam teraz łatwy dostęp. Gdybym miała tysiąc lat, to moze też wymyśliłabym papier i stojak na ramę.
No i oczywiście żywię nadzieję, że i kiedyś mój udzierg zapakowany w mahoniową
skrzyneczkę zostanie sprzedany za jedenaście milionów dolarów.
Co prawda nie jest to takie pewne, albowiem z przyczyn trudnych do ustalenia odłączyłam się od stada, a raczej od Przewodnika zwanym w kręgach dziewiarskich i podróżniczych Knitologiem w podróży. Przewodnik doświadczony w obu dziedzinach, podał dokładny przepis na szlak i na udzierg, tymczasem ja wymyśliłam udzierg płaski i szlak z długimi rękawami. Jeżeli więc gdzieś z chińskiego buszu i drzew morwowych będzie dolatywał szloch na przemian ze zgrzytaniem - ta będzie to mój szloch i płacz. Pozostałam tylko przy ażurze, rosyjskim zresztą, więc przypomniałam sobie z trudem wszystkie w mieście i wszystkie osobno, porobiłam opisy, które są pochylone na prawo, a które na lewo. I dziergam. Mahoniowej skrzyneczki nie kupuję na razie, żeby nie zapeszyć.
Tymczasem długi weekend prawie minął w zimnie i w deszczu, słońce raz wyszło, więc pojechałam do lasu, żeby się sfotografować w moim niedawnym szlaku jedwabnym Szlak jest w połowie, w drugiej połowie jest merynos. Miałam też biżuterię starannie dobraną, ale z racji niekorzystnego światła nie wyszła. :)
Słońca było dużo, były też jagody, ale jeszcze niedobre. No i brzozy w delikatnej zieleni, ptaki w wiosennym ferworze. Niebo niebieskie i dróżki leśne.
Dane techniczne sweterka z knotem celtyckim z przodu i z tyłu:
Włóczka:
Kimono Merino / Silk Zitron kolor 4006
100g/300m
Druty:
nr 3
Wzór:
Celtic Knot 177-5 Drops
Dziękuję za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia! :)
O jakie ladne zdjecie Ki Rho page z Ksiegi z Kells :) Widzialam oryginal, za szyba ale zawsze :)
OdpowiedzUsuńMoje dziewczynki zakochaly sie w Ksiedze z Kells ogladajac Sekret Ksiegi z Kells - polecam szczerze mozna sie dodatkowo zachwycic. Tylko potem czlowiek chce dziergac swetry z warkoczami i innym celtic knotwork. A ty juz zaczelas widze, wiec niebezpieczenstwo jest calkiem realne, pewnego dnia mozesz sie nawet porwac na St Brigid autorstwa Alice Starmore :)
Masz dobrze. :)Ja sobie wygooglałam, dobre i Google. Może nawet lepiej, że za szybą, bo jak się naczytałam co oni dodawali do książek i do ilustracji, to chęć dotykania mi przeszła trochę. :)
UsuńDziękuję za wiadomość - nie wiedziałam, że jest film - chętnie sobie obejrzę.
Kto wie, kto wie. Już dziergałam sweter w dużo warkoczy, tylko czeka na guziki. :)
Nic tylko pędzić do księgarni po Książkę, napisałabym narobiłaś mi smaka, ale trochę się boję, bo z twojego opisu wynika, że książki nie zawsze z dobrym smakiem są związane.
OdpowiedzUsuńCeltycki knot, tzn. sweterek śliczny.
Pozdrawiam
Jeśli chodzi o smak, to chyba nie - taka skóra to się oprawia okropnie, ale, niestety, efekt końcowy jest piękny. A jeśli chodzi o tego lekarza, to granica jest trochę cienka - tak sobie pomyślałam o sercu Chopina na przykład. Ludzie robię dziwne trochę rzeczy. W każdym razie w książkach to jest naprawdę epizod. :)
UsuńDziękuję bardzo. :D
Pozdrawiam!
Jak na knot, sweterek jest piękny. No i celtycki :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :))
UsuńMahoniowa skrzyneczka poczeka, swterek potrzebuje, aby go nosiła właścicielka. Jeżeli poczyniłaś jakieś zamiany, to znaczy, że teraz taki udzierg jest jedyny, i to jest jeszcze bardziej podnosi jego cenę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO właśnie, unikat. :D
UsuńNo, zobaczymy, na razie mogę powiedzieć, że w dotyku to jest rewelacja. I w ogóle nic nie gryzie. Pozdrawiam serdecznie!
Kupię! Jak mi kimono Merino miłe!
OdpowiedzUsuńTo czekam cierpliwie, aż uzbierasz te nadwyżkowe, zbędne miliony, z którymi nie wiadomo co zrobić i się popada w ekstrawaganckie kolekcjonerstwo ;)))
UsuńChociaż, chociaż, merino jest w męskim niezmiernie kolorze stali, wygląda trochę na zbroję. Bardzo gustowne na bagna i w przyrodnicze okoliczności. :)
Udzierg piękny, a "Książką" zanęciłaś :-) Chętnie sięgnę i obiecuję nie lizać palca przed przekręceniem kolejnej strony ;-)
OdpowiedzUsuńDZiękuję! O, to dobrze, bo już Eco też przestrzegał przed oblizywaniem palców. :D
UsuńZaintrygowałaś mnie Książką. Przyznam się, że pierwszy raz słyszę o niej, ale rozejrzę się za nią bo widzę, ze warto.
OdpowiedzUsuńSweterek piękny i śliczne zdjęcia na łonie natury, choć wiosna faktycznie nie rozpieszcza nas w tym roku :)
Pozdrawiam Alina
Bardzo byłam zadowolona z lektury i z ilustracji. :))
UsuńDziękuję! To prawda, zimno. Ale liście nieustraszenie rosną. :))
Pozdrawiam!
Piękny ten Twój celtycki, jedwabny szlak, na dokładkę z Kimono . Czyli w dziewiarstwie wszystko jest możliwe, można wymieszać rożne kraje i wyjdzie piękna rzecz :) Bardzo jestem ciekawa co też tam wydziergasz na swoim osobistym jedwabnym szlaku. Ja też trochę odłączyłam się od grupy i pognałam na bałkański szlak ;)
OdpowiedzUsuń