środa, 22 listopada 2017

Dzielna moda w długiej plisie

"Niewiastę dzielną któż znajdzie?
Jej wartość przewyższa perły.

O len się stara i wełnę,
pracuje starannie rękami.

Dla domu nie boi się śniegu,
bo cały dom odziany na lata"
Księga Przysłów 31.10


Jak to miło usłyszeć będąc w niedzielę na mszy te parę słów jakby całkiem o mnie. Wróciłam do domu bardzo podbudowana tym, że spełniam tak starożytne kryteria dzielności niewieściej. Co prawda od dawna miałam przekonanie, że wysnuwanie oczka za oczkiem całymi godzinami to nie do końca hobby, a "sprowadzanie z daleka" kaszmirów i jedwabiów to nie do końca rozrzutność, dobrze jest jednak usłyszeć potwierdzenie głośne i dobitne.

Zanim ten dzielny archetyp i atrybut kobiecy zostanie całkiem wyparty przez zakupy w galeriach i sieciach handlowych, mogę więc dom odziewać na lata ręcznie. A przynajmniej siebie na razie odziewać.


   Mój szary sweter zyskał kompletny dół i szeroką plisę, która bardzo wdzięcznie układa się w kołnierz szalowy. Plisę zamykałam po włosku zgodnie z postanowieniem, że nie idę już na łatwiznę z robótkami, skoro to archetyp, dzielność i inne poważne sprawy. Obejrzałam więc filmik nauczający zamykania włoskiego nie mniej niż dwadzieścia razy, po czym dwieście razy powtórzyłam sekwencję pięciu kroków, przeciągając przy tym igłą dziewiarską dwa kilometry włóczki. Oczywiście nie szycie i nie sekwencje są w tej metodzie najgorsze, ale to przeciąganie długalachnej nitki. I oczywiście przez pół szycia zamartwiamy się, że zostawiliśmy sobie na zamknięcie oczek za mało nitki, a przez drugie pół nabieramy przekonania, że mamy jednak za długą nitkę i kilometr przeciągaliśmy niepotrzebnie. No ale warto było, otrząsnąwszy się z włoskiej traumy przeszłam płynnie do rękawa, który pójdzie gładko i szybko, a przynajmniej mam taką nadzieję.

"Już widzi pożytek z swej pracy:
jej lampa wśród nocy nie gaśnie"
Księga Przysłów 31.18

Naczytawszy się o bisiorach i purpurach, w które ubierała się dzielna niewiasta i których nie należy mylić z basiorem ani z Czerwonym Kapturkiem, nabrałam chęci na pooglądanie wielu ubrań (czyli autfitów, jak mówi dzisiejsza młodzież i, o zgrozo, nie tylko) na przestrzeni wielu wieków.
Na szczęście pani Alicja Budzyńska i pani Katarzyna Olech-Michałowska napisały książkę "Trendy i owędy". Tekstu w niej nie ma za dużo, na drugie szczęście pani Agata Raczyńska poczyniła wiele, wiele ilustracji, więc miałam co pooglądać, kiedy nie byłam zajęta zamykaniem oczek metodą włoską.
Historia mody zaczyna się od Sumerów, a szkoda, bo ciekawie było zobaczyć Neandertalczyków i innych z Cro-Magnon. Sumerowie mają na sobie liściaste zielone sukienki, jakoś mnie to zaskoczyło, muszę pooglądać sobie na nowo sztandar z Ur. I faktycznie - autfity nieco jak z liści. Dalej są Egipcjanki w sukienkach z koralików (no ale do tego trzeba być tancerką), togi i chitony, saczki i dublety (jeden na górze, drugi na dole i to mnie trochę myli). jest też bardzo śmieszny surcot podróżny i szustokor nie wiem jaki. Jest też strona z butami, strona z okularami i strona z torebkami. Są mapki, dzięki którym wiemy gdzie jest Japonia a gdzie Namibia oraz kto tam mieszka i czy ma parasolkę czy nie.
W sumie tych stron nie jest dużo, na jednej mieści się cala epoka albo kilka epok, ale ilustracje zawierają tyle uroczych szczegółów, że można je przeglądać i przeglądać godzinami (chyba, że się zamyka akurat oczka metodą włoską).


Na samym początku mamy wycięty otwór w postaci manekina, w którym to otworze widoczny jest sam manekin. To niezwykle atrakcyjne w książce, albowiem jak ogólnie wiadomo w książkach zwykle nic nie jest wycięte i nigdy nie widać, co jest pod spodem.
Za oknem zresztą też mało co widać - szaro, mokro i zimno - istna Buka.


Ona na swój sposób cieszy się, że z nami może być. I że może nas poowijać w te mokre szarości, że może powiewać resztką liści melancholijnie, zanim grudzień nas wrzuci w szaleństwo śnieżnych kulek, przymrozków, dzwonków, choinek i reniferów. Może więc warto się zauroczyć tymi żółtymi oczami i czarną łapką, czego sobie i Wam życzę.
Dziękuję bardzo za odwiedziny, przemiłe komentarze. Dobrego dnia! :)

20 komentarzy:

  1. A ja wypatrzyłam sobie z tej książki,że "redingot"(nr.8) i twój najnowszy sweter maja podobnie układające się kołnierze, i to ładnie układające się. Ale mnie najbardziej się spodobał ten światłoszary akcencik przy kieszeni. Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, faktycznie - to dowód na to, że w tych obrazkach jest naprawdę masa informacji, nie zauważyłam tego kołnierza. Pewnie dlatego mam do tego fasony taką słabość.Uwielbiam modę z tego okresu. :)
      Kieszonka jest z dymnego różu i trochę wygląda spod spodu. Też lubię ten róż. :))
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Po raz kolejny uświadamiam sobie, że to dobrze, ze do nas wróciłaś. Cudnie się czyta twoje posty, tak spokojnie, leniwie....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci! To bardzo motywujące. :)) Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Cieszę się Twoim powrotem. Myślę, że to właśnie małe kroczki czynią nas wielkimi:)
    Mój ksiądz nie był taki kreatywny w kazaniu ale też było o doskonaleniu się w talentach.
    Wzięłam to do siebie i z moją obecną robótką nie idę na skróty, skrupulatnie oczko po oczku z uwagą żeby się nie przekręciło, a rzędy przeliczam dokładnie co do wzoru:))
    Miłego dnia:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :)
      Tak, o talentach słyszałam, ale ja zawsze się boję, że jestem tym, który zakopał. :))
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Kołnierz świetny:) Jeszcze takiego nie robiłam:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Mój jest drugi, ale nabieranie oczek to dla mnie męczarnia. następnym razem chyba je sobie ponawlekam na nitkę w czasie robienia korpusu. :D Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Iiiii, w galeriach handlowych to głównie akryle, brrrrr!... Dobrze, że potrafimy się same ubrać we włókna naturalne! (mam uczulenie na akryl...)
    Brawo dla Twojej cierpliwości z włoską metoda zamykania oczek! *^V^* Lepiej mieć nitkę za długą niż pruć cały zamknięty dół swetra i jeszcze jeden rządek, żeby wystarczyło włóczki na zakończenie!...
    Zaintrygowała mnie ta książka o strojach, muszę poszukać. (teraz są nie tylko autfity, ale też stylówy! *^O^*) A Buka zawsze była dla mnie postacią tragiczną - wszyscy się jej bali, bo była duża i mroczna, a to po prostu była jej natura, trochę takiego samotnika, który musi pobyć ze swoimi myślami. Miałam dla niej dużo sympatii! ^^*~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo wełna 5%. :)
      Wiem właśnie, dlatego cierpiałam w spokoju. Książka śliczna, tylko trzeba wziąć pod uwagę, że pozostawia niedosyt - to jest w sumie 90 stron. Ale na końcu jest szkicownik - coś w sam raz dla Ciebie. :))
      To prawda, chociaż Mamusia ostrzega Muminka, żeby jej nie żałował. Chyba w tym przypadku wyjątkowo nie miała racji. W ogóle w Muminkach jest dużo samotników, widocznie dla Tove to miało duże znaczenie. Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Na zamykaniu oczek się nie znam, ale kołnierze szalowe lubię. Aż sprawdziłam, czy mamy tę książkę w pracy - pasowałaby do jednego z kierunków nauczania - ale nie, nie mamy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Śliczny sweter. Zakończenie bardzo fajnie, ja na razie uczę się zamykać w standardowy sposób :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Fajne, to prawda i elastyczne. Standardowe też jest ładne, ja lubię. :)

      Usuń
  8. Wreszcie książka, która mnie nie zrujnuje, gdyż ... jej nie kupię:))) Choć z drugiej strony choinka za pasem, a gŁoś w końcu jest stylistką, więc ... I znowu trzeba zaciskać pasa:)) PS. Lubię Bukę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie myślałam, że Cię pokusa nie dotyczy. A dla profesjonalnej stylistki, nie wiem czy nie za mała ta książeczka. Może trzeba coś poważniejszego? :))
      PS. Ale ona zimno robi. :))

      Usuń
    2. Zimno jest fajne! PS. Pokażę i niech sama zadecyduje:)

      Usuń
    3. Tak, zwłaszcza jak się ma wełnę w hobby. I sanki. Uwielbiam sanki. :)) PS - bardzo słuszna i bezpieczna myśl. :))

      Usuń
  9. Chyba sięgnę po Muminki, dla tej Buki.
    Ja też się ucieszyłam tym czytaniem, kiedy je ksiądz odczytał podczas Mszy Św. :) Uśmiechałam się od ucha do ucha, pomimo że znałam je już z ubiegłych lat, tylko jakoś nie pamiętałam.
    Bardzo piękny i cudowny w lekturze jest Twój tekst i bardzo ciekawy fragment o modzie. Ubawił mnie opis przeciągania przeeedługiej nitki przy włoskim zamykaniu oczek. Ale przyznaję, że chociaż to czasochłonne, to jednak warto, bo tak zamknięte oczka są bardzo estetyczne.
    Pięknego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Buka jest straszna ;)
      Chyba wszystkie dziewiarki poczuły się wtedy dowartościowane i ucieszone. :)
      Dziękuję bardzo! Warto, warto - efekt jest, to prawda. Przepraszam, że nie odpowiedziałam, ale Twój komentarz dziwnym trafem trafił do spamu. :(
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń

Dziękuję za komentarz