Zapomniane słowa, Magdalena Budzińska
Słowa, słowa, słowa. Towarzyszą nam od urodzenia i potem idą krok w krok przez wszystkie nasze lata. Przychodzą do nas z teraźniejszości i z przeszłości, z zagranicy i z dużego pokoju, przychodzą do nas z książki, z telewizji i z internetu. Opisują nam rzeczy, ludzi, zdarzenia, rośliny, zrastają się z nami i stają się nieodłączną częścią naszego świata.
W pewnym momencie okazuje się niespodziewanie, że nasz świat podstępnie mija, a razem z nim mijają też słowa. Mijają z różnych względów - jedne mijają razem z rzeczami, które opisują, inne mijają wskutek mody lub z bliżej nieznanych przyczyn i przygód. Magdalena Budzińska wpadła na pomysł zapisania ich w książce. W tym celu zwróciła się do różnych osób z prośbą, żeby o takich zapomnianych słowach coś napisali.
Powstał leksykonik, w którym słowa poukładane są alfabetycznie a opisane bardzo rozmaicie. Jedne krótko, inne długo (niektóre nawet rozwlekle). Niektóre mają akcent osobisty, wspomnieniowy, niektóre filozoficzny, etymologiczny (te najbardziej chyba ciekawe), gwarowy.
Szmizetka, harmider, ponowa, szadź, pozłotka, samopiąt, skucha.
Jak to, skucha zapomniana? Wspominam swoje podwórkowe gry rozmaite, bo wspominanie jest przy takiej książce nieuniknione. Dlatego też na końcu jest miejsce, gdzie można sobie na poliniowanej stronie wpisać ołówkiem lub długopisem własne słowo.
W dzień prania z kuchni buchały kłęby pary, bielizna pościelowa, koniecznie biała, wycięta w romby obszyte koronką (z tych obkoronkowanych rombów inlet wyglądał bardzo ozdobnie i kontrastowo) gotowała się w wielkim kotle z podwójnym dnem. Babcia od czasu do czasu mieszała w kotle ogromną, drewnianą kopyścią. Potem bielizna wyłowiona szczypcami lądowała we Frani, następnie w wannie, by wreszcie, wypłukana i wyżęta wyżymarką na korbkę, zawisnąć na balkonie. Tam powiewała na wietrze, aż wyschła. Składałyśmy ją z babcią energicznie rozciągając - najpierw kilka razy lewe rogi, potem prawe, a potem po przekątnej. Zawsze wtedy było śmiesznie i trzeba było uważać, żeby nie zostać przeciągniętym . A potem, sztuka po sztuce, układało się pościelowe i ręczniki w kostkę, zawijało w zasłonkę i spinało agrafkami. Ten zgrabny tobołek niosłyśmy do najbliższego magla.
- Wiesz co to magiel? - pytam kolegę z pracy, jak zawsze kiedy chcę sprawdzić naocznie, czy różnica pokoleń to plotka.
- Nie.
- Nie? - dziwię się, jak zawsze, kiedy okazuje się, że różnica pokoleń faktycznie istnieje. - A "maglować" wiesz co to?
- Maglować na egzaminie? Wiem.
Jak dziwnie. Magiel z maglownicą pewnie przeminą, zastąpione przez profesjonalne prasowalnice , a studenci i biedni uczniowie dalej będą maglowani w oderwaniu. Taka przygoda.
Tymczasem uprawiam dzielnie minimalizm, redukuję rzeczy zbędne, pakuję nudne książki w torby i stare telewizory w kartony. Oczyszczam szafki i głowę, potrzebna mi zatem robótka prosta i wdzięczna. Znowu więc robię szalik, tym razem wersja letnia. Za oknem niby śnieg, ale lato przecież chyba znowu będzie. Jak i kiedyś było:
W oknach jest coś przyjemnego - pewnie przez to, że są nadzieją na światło. I na świat.
Bardzo, bardzo dziękuję za odwiedziny i za komentarze. Dobrego dnia! :)
Oczywiście, że lato będzie! W ogóle nie przyjmuję do wiadomości innego rozwoju wydarzeń!... *^V^*~~~
OdpowiedzUsuńJa też tak przeciągałam powłoczki i obrusy, z babcią i nawet potem z mamą, ale w pewnym momencie już się przestało nosić rzeczy do magla, weszła pościel z kory i "nie gniotące się" obrusy. A miało to swój urok i to był czas spędzony razem. ^^*~~ Ale żeby ktoś nie wiedział, co to magiel?... Koniecznie trzeba takie słowa zachowywać i podawać dalej, bo za jakiś czas część polskiej literatury stanie się dla młodych pokoleń niezrozumiała...
:)
UsuńWłaśnie, ta pościel z kory, też miałam i cały urok wykrochmalonych i wygotowanych poszewek znikł.
Moja koleżanka opowiada nieraz, jakich wyrazów młodzież już nie rozumie. Z "Lalki" na przykład. Z jednej strony jest to zrozumiałe, my też nie pogadalibyśmy swobodnie z Rejem, ale z drugiej zawsze żal. W każdym razie trzeba się starać i mieć nadzieję, żeby te zmiany były bardzo powolne i niespieszne. :)
Ale piękna zakładka! Lato oczywiście przyjdzie choć może nieco później - mam takie wrażenie, że pory roku nieco przesunęły się w czasie. Kotły do gotowania pościeli, tara do stawiania w wannie, Frania z wyżymaczką, drewniany magiel, czyli karbowana deska i wałek, magiel elektryczny w piwnicy na sąsiednim podwórku i jego zapach, to też wspomnienia z mojego dzieciństwa.
OdpowiedzUsuńTo prezent. :) Też byłam zachwycona.
UsuńNa to wygląda - i na wiosnę czekamy ostatnio, i śnieg mamy na Wielkanoc i grudy w styczniu, chociaż wiadomo przecież, że grudy w grudniu powinny być. :)
Zapach, tak! Zapachy mają moc, a zapach magla też bardzo intensywnie pamiętam. :)
Czwarta próba!
UsuńUdana!
UsuńAle o co chodzi? - że pozwolę sobie tak zapytać, jak ten taksówkarz z dowcipu pytał swojego pasażera. Jeżeli ginęły Ci komentarze, to nie maczałam w tym palców. :((
Pozdrawiam serdecznie!
PS. Spędzam wolne chwile bardzo przyjemnie na oglądaniu Twoich zdjęć - trochę to potrwa. :))
Zamieściłem trzy komentarze, które teoretycznie się zapisywały, ale po odświeżeniu, znikały i pojęcia nie mam dlaczego? Dopiero po podpięciu się w tym miejscu, blogger łaskawie pozwolił mi zaistnieć:))) PS. Nie będę odtwarzał tego, co napisałem, ale zagadkę zadam. Co to jest Proszę Pani "pazłotko"? PS.2. Czekam na cynk :))
UsuńTeż tak nieraz miałam. Oczywiście zawsze wtedy, kiedy na wszelki wypadek kopiowałam sobie komentarz w mysz, ten nigdy nie ginął. :)
UsuńPozłotka. Czyli takie pozłocone. W tym akurat przypadku chodziło o opakowanie serka topionego, które jest od czterdziestu lat niezmiennie niewygodne w użyciu (czyli w odpakowywaniu).
:))
PS2. :))
Też trochę z żalem dochodzę do wniosku, że już nie ujrzę podwórka, które w sobotę jest jak sztandarami, udekorowane łopoczącymi na wietrze prześcieradłami i pokrowcami ( tak się mówiło po wileńsku). Ale jeszcze bardziej żal, że niektóre terminy, słowa, nazwy już dla młodych są absolutnie nic nieznaczące, niepotrzebne... I na to nic nie poradzimy, więc chociaż wspominajmy. Ale za to teraz mamy dużo lepsza włóczkę i jaki wybór... Szalik rośnie jak na drożdżach, zresztą wszystkie twoje robótki powstają "momentalnie", masz chyba przepis na jakiś tajemniczy " rozczyn". Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPokrowce - fajnie, u nas poszewki albo powłoczki. :)
UsuńNo tak, teraźniejszość zawsze ma jakieś gadżety na pocieszenie. Ech, te drożdże to takie umowne bardziej. Wolno się robi jednak. Ale to prawda, że ostatnio bardzo dużo popołudniami dziergam do seriali. Pozdrawiam serdecznie! :)
Nie wierzę własnym oczom! Znowu zeżarło!! OK. Spróbuję odtworzyć. Napisałem, że z siedmiu, przytoczonych przez Ciebie, słów używam czterech, czyli: harmider, ponowa, szadź i skucha. A teraz zagadka. Co oznacza słowo "pazłotko"?
UsuńNie jest tak źle. Z siedmiu wymienionych przez Ciebie słów używam czterech: harmider, ponowa, szadź i skucha. A teraz zagadka. Co to jest pazłotko?
OdpowiedzUsuńWywaliło do spamu! Bezczelna maszyna.
UsuńHm, ja w pierwszym momencie też się ucieszyłam. No i w drugim zresztą też, bo to po prostu świadczy o tym, że mamy szeroki zasób słów (wcale zaś nie o tym, że jesteśmy dobre roczniki) i dobrą pamięć. :))
Coraz częściej odnoszę wrażenie, że Blogger się psuje, choć najchętniej napisałbym, że Blogger, to ch ... :)
UsuńPróba nr 3!
OdpowiedzUsuń