niedziela, 3 czerwca 2018

Kiermasz i cuda, cuda, cuda



"Pamiętam stół, pokryty wyszywaną kapą, i olbrzymi fotel (siedzenie podwyższano dwoma poduszkami, abym mógł pisać i oglądać książki, bo panna Zofia przygotowywała mnie do szkoły). Naprzeciw moich oczu stała wielka, szklana szafa pełna cudownych książek, a między nimi właśnie trzy grube tomy ze złoconymi napisami na grzbiecie: Dramaty, Tragedie, Komedie.
Nie pamiętam, czy się czegokolwiek nauczyłem. Nie wiem czy przebrnąłem poza pierwszą stronę elementarza z literą A i obrazkiem anioła prowadzącego dzieci po górskiej kładce, wiem tylko, że w trzech grubych książkach zobaczyłem po raz pierwszy w życiu te cudowne, drzeworytnicze ilustracje, prawdziwy teatr. Pani Zofia opowiadała mi o niezwykłych sprawach, rozgrywających się na kartach książek, które napisał niejaki Szekspir.
W ten sposób poznałem Hamleta i Otella, zabłąkałem się w lesie „Snu nocy letniej”, zakochałem się jak Spodek z oślą głową w Tytanii, Ofelii, Desdemonie."
Curriculum Vita, Jan Marcin Szancer

Mam kilka lat, odświętną sukienkę z białym kołnierzykiem, sandałki, małą plastikową torebkę. Jest słoneczny dzień wiosenny i idę z tatą na kiermasz książek.
Długo, praktycznie aż do tej pory słowo kiermasz jest dla mnie synonimem słońca i święta. Nie pamiętam żadnych szczegółów, mglisty obraz długich straganów, zapach świeżo zadrukowanego papieru i lakierowanych okładek, może jakaś woda z sokiem prosto z szumiącego saturatora. Jedyne co pamiętam, to dziwne koło, kręcę nim mocno, obraca się z furkotem najpierw szybko, potem coraz wolniej, aż wreszcie plastikowy języczek zatrzymuje się między dwoma dużymi gwoździami, tata się śmieje, pan od koła też i zdejmuje wielką, grubą książkę.
Wracamy do domu, w objęciach taszczę z trudem wszystkie przygody Pana Kleksa. Nie umiem czytać, więc tylko oglądam obrazki. Dziwny staruszek (pewnie miał około czterdziestki) w obcisłej kamizelce i kraciastych spodniach i rozwianej brodzie, balansuje na krześle, osłuchuje zegar i od razu z okładki obiecuje baśniowe, szalone, niezwykłe przygody i historie. Cuda, cuda, cuda zapowiada.

Polubiliśmy się od razu. Ja i te wiotkie postaci, pełne wdzięku kwiaty, pękate krasnoludki. Pewnie długo trwało, zanim się dowiedziałam, że wszystkie moje najbardziej ulubione ilustracje są dziełem jednego autora. I że to właśnie jemu zawdzięczam tak wiele dziecięcych radości. Kolor, sugestywność postaci, zachwycające szczegóły, orientalne dzbany ze smukłymi szyjkami, swojskie kaczki na zabłoconym podwórku, mały Kaj uczepiony do wielkich sań Królowej Śniegu, ogromne poduchy na ziarnku grochu, Podziomek z zatkniętą za pas kopyścią, buchająca parą lokomotywa i krzepka rzepka w ogrodzie.
Te ilustracje w znacznym stopniu budowały moje widzenie świata, wspomagały moją wyobraźnię. I chociaż pewnie bez nich baśnie byłyby tak samo baśniowe, ptaszki równie radosne, ale z Janem Marcinem Szancerem jakoś łatwiej i przyjemniej było to wszystko zobaczyć. Kiedy więc wyszły ponownie jego wspomnienia, kupiłam od razu i bez ociągania.

Wspomnienia szczodrze ozdobione są ilustracjami, na nich możemy podziwiać nie tylko Pinokia ale i samego Janka, który z rodzicami ubranymi w gustowne stroje wypoczywa w Zoppoth i ciągnie małego ułana na małym drewnianym koniku, wydrę, która była a właściwie nie była krokodylem, czy też profesora języka niemieckiego w licznych serpentynach i konfetti.
Szancer już od koszyczka miał zmysł artystyczny i poczucie piękna i dlatego bocian upuścił go w Krakowie, przynajmniej tak opowiadała matka Szancera, jednak droga jego do malarstwa nie była taka oczywista, miał być poważnym matematykiem albo aptekarzem, a obrazki malować w wolnych chwilach. Dopiero kiedy zapałał miłością do teatru, rodzina wyraziła zgodę na studia plastyczne. Widać lepszy malarz niż aktor.
Na szczęście dla nas wszystko potoczyło się dobrze, od cioci dostał paletkę z farbami, od losu natomiast zlecenia na ilustracje.

I tak dorastał, studiował, podróżował, spał na katafalku, marzył o wielkich obrazach, retuszował fotografie, trochę pisał, trochę balował po nocach, wymyślał Płomyk, prowadził wojnę przeciwko disney’owskim schematom i kolorowankom dla nierozgarniętych dzieci, bawił się w teatr i tworzył telewizję. Odnosił sukcesy ale ponosił też porażki.  Malował w chwilach radosnych i bardzo ciężkich.
Namówiony przez żonę opisał wszystko w dwóch tomach. Niezbyt grubych, chciałoby się więcej.
„Notuję w zeszycie gamę ugrów, szarości, rudozieleni, wrysowuję białe mury domków i wysokie, proste formy dzwonnic. I tylko w miejscu rzeki stawiam znak zapytania, a obok piszę: lapis lazuli+kobalt+błękit pruski, a w przebłyskach trochę zieleni Veronese’a.”
Teatr cudów, Jan Marcin Szancer

Tymczasem u mnie same przebłyski zieleni. Beskid nowosądecki, potok, słońce, chmury, znowu słońce, ptaki śpiewają w przydomowym gaiku, kwitną dzwonki i dzikie bzy, krowy muczą, owce pobrzękują dzwoneczkami. Siedzę zanurzona w urlop i w tę zieleń, dziergam szary sweterek na chłodne wieczory, patrzę sobie na zalesione, łagodne góry i na wijącą się wśród nich dolinę.
Zakładki mam też urlopowe. Tu nawet nie wypada zakładać innymi.



 Przymierzam sweterek - rozmiar wydaje się być dobry. Taki mój mały cud dziewiarski.




Czego i Wam życzę. Samych dobrych rozmiarów i urlopowych nastrojów niezależnie od okoliczności!
Dziękuję bardzo za odwiedziny i przemiłe komentarze. Dobrego dnia! :))

PS. Wymyśliłam wreszcie sposób na uporządkowanie markerów - wystarczy parę agrafek i zawsze mam komplet.

18 komentarzy:

  1. Kurczę, zapomniałem, że miałem nabyć, więc bardzo dziękuję:) I zapraszam Cię na blog Iwony, która tym razem o ... Czjce:))) PS. glosbagien.blogspot.com PS.2. Pamiętam jeden z wyjazdów do Babci pod Grójcem. Po drodze wawa i księgarnie. Dostałem "Akademię ..." i odmówiłem dalszego łażenia po stolicy. Wolałem zostać w Trabancie i czytać:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      Ja też zawsze wolałam siedzieć i czytać, niż zwiedzać albo korzystać ze świeżego powietrza. :) A w trabancie to już w ogóle. :))
      Idę czytać.

      Usuń
  2. Zachecilas mnie do kupienia obu ksiazek :) Tez sie na Szancerze wychowalam!
    A sweterek prima sort, udaje ci sie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gigant. :)
      Dziękuję bardzo! W dodatku jest milutki w dotyku (ale włóczka chyba nie jest pierwszej jakości, zobaczymy jak się będzie eksploatował)
      Pozdrawiam słonecznie!

      Usuń
  3. Zanurzyłam się w twojej opowieści o moim ulubionym ilustratorze książek z dzieciństwa. Ach, jak ja lubiłam położyć się na kanapie, albo podłodze , na brzuchu i czytać prawa ręką sięgając po landrynki. Tylko nie białe, anyżowe. Te na początku wyławiałam i wyrzucałam, aby się na nie nadziać przypadkiem, kiedy opowieść wciągnie.
    Cardigan będzie bardzo ładny. Ażur dodaje lekkości i powietrza. I ten kolor, tak nieoczywisty bardzo do ciebie pasuje. Pozdrawiam ciepło, aczkolwiek dzisiaj pochmurnie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze siedziałam na złożonej wersalce i miałam produkty żywnościowe obok. Landryny, oczywiście - ale te białe, też nie lubiłam, to chyba migdałowe były? Anyż jest jednak bardziej ekstremalny :D
      Jadłam też jabłka, a kiedyś dżem. Łyżeczką ze słoika. No i miałam podwinięte nogi, jeszcze mnie wtedy kolana nie bolały. :D
      Dziękuję! Pozdrawiam! U mnie lekko mgliście, ale słońce przeziera. :)

      Usuń
  4. Pamietam jak na kiermaszu ksiazek w moim miasteczku mama kupila mi Basnie Andersena spod lady(!!!) z pieknymi ilustracjami Szancera. Cudowne wspomienia:) Ale z wielka przyjenoscia poczytalabym jego wspomienia, bo cytat, ktor wstawilas bardzo zachecajacy i Ty jak zwykle pieknie napisalas:) Sweterek zapowiada sie pieknie, w cudnym miejscu odpoczywasz, to jak bedziesz ten sweterek nosic to bedzie pachnial wakacjami:) Szkoda, ze nie mof=ge sie do Ciebie teleportowac, bo na kawke bym chociaz wpadla:) Buziaczki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja swoje Baśnie musiałam oddać biednym dzieciom w Anglii. :) Odkupiłam sobie niedawno.
      Och, tak, tak, taka kawka byłaby cudna. :D
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. Rzuciłaś nam trochę wakacyjnej atmosfery, i czytając aż chciało się oddychać głębiej, aby nasycić się tym czystym powietrzem, co Ciebie otacza. Jakie ładne wspomnienia, o tamtych czasach, o kiermaszu, o Tacie. Jakbym oglądała jakiś film. A sweterek tak ładnie przylgnął. Tylko teraz głowię się nad rozwiązaniem zagadki, a jak to się dzierga od góry razem z takim kołnierzem? Pozdrawiam serdecznie i życzę długiego urlopu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję. Cały czas mi tu strumyk szumi i ptaszki śpiewają, :))
      Sweter robi się stosunkowo prosto. Ja modyfikuję ten fason: https://www.ravelry.com/patterns/library/herbst-rosina-jacke--autumn-rosina-cardigan. Jest darmowy. Modyfikuję tylko szerokość plisy i wzory.
      Zaczyna się od lewego kołnierza, potem dorabia się prawą część, a potem nabiera oczka na raglan (tego nie lubię).
      Pozdrawiam i dziękuję serdecznie! :))

      Usuń
  6. Ach, jak pięknie napisane... Tak pięknie, jak piękne są ilustracje Szancera :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Najlepiej pamietam Basnie Andersena z jego ilustracjami. Potem juz od razu rozpoznawalam. Takiej kreski rokokowo zakreconej nie da sie podrobic. Taki zupelnie inny swiat, ale bardzo bardzo pochlaniajacy, bo duzo szczegolow a ja zawsze uwielbialam szczegoly :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nawet go studenci pytali, jak to się robi, że ma się tak charakterystyczną kreskę, ale nie wiedział. :)
      Co prawda są też w tych wspomnieniach jego rysunki zupełnie inne, jak nie Szancer w ogóle. :)

      Usuń
  8. Czytałam te autobiografie Szancera i od razu przypomniałam sobie o mojej ukochanej książce z jego ilustracjami, "O krasnoludkach i sierotce Marysi", cudowne tajemnicze światy, chciałabym kiedyś mieć taką wyobraźnię malarską. *^v^*
    Świetne masz wakacyjne zakładki! Aż się chce poczytać coś szczególnie wakacyjnego, "Szaleństwa Majki Skowron" albo "Podróż za jeden uśmiech"... *^o^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krasnale przerysowywałam w ramach ćwiczeń rysunkowych (ale potem mi to przeszło, chyba nie byłam zbyt zdolna). To dobre lektury na lato. Zresztą na lato wszystkie lektury są dobre w sumie. :))

      Usuń
  9. Sweterek zapowiada się ciekawie i rzeczywiście ja też bym go zmodyfikowała/Twoja wersja bardziej mi się podoba/!Plisa jest za szeroka jak ktoś jest niski i ma krótką szyję to wygląda nie za bardzo.Ponadto zauważyłam że zmieniłaś ażurek na drobniejszy i chyba lepiej-nie mogę się doczekać kiedy go skończysz.
    Miłego wypoczynku!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba polubić jej układanie. Ażurek jest zupełnie inny, z jakiegoś pisemka. Dużo jeszcze przede mną prawych oczek. Pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję za komentarz