"Pamiętam stół, pokryty wyszywaną kapą, i olbrzymi fotel
(siedzenie podwyższano dwoma poduszkami, abym mógł pisać i oglądać książki, bo
panna Zofia przygotowywała mnie do szkoły). Naprzeciw moich oczu stała wielka,
szklana szafa pełna cudownych książek, a między nimi właśnie trzy grube tomy ze
złoconymi napisami na grzbiecie: Dramaty, Tragedie, Komedie.
Nie pamiętam, czy się czegokolwiek nauczyłem. Nie wiem czy
przebrnąłem poza pierwszą stronę elementarza z literą A i obrazkiem anioła
prowadzącego dzieci po górskiej kładce, wiem tylko, że w trzech grubych
książkach zobaczyłem po raz pierwszy w życiu te cudowne, drzeworytnicze
ilustracje, prawdziwy teatr. Pani Zofia opowiadała mi o niezwykłych sprawach,
rozgrywających się na kartach książek, które napisał niejaki Szekspir.
W ten sposób poznałem Hamleta i Otella, zabłąkałem się w
lesie „Snu nocy letniej”, zakochałem się jak Spodek z oślą głową w Tytanii,
Ofelii, Desdemonie."
Curriculum Vita, Jan Marcin Szancer
Mam kilka lat, odświętną sukienkę z białym kołnierzykiem,
sandałki, małą plastikową torebkę. Jest słoneczny dzień wiosenny i idę z tatą
na kiermasz książek.
Długo, praktycznie aż do tej pory słowo kiermasz jest dla
mnie synonimem słońca i święta. Nie pamiętam żadnych szczegółów, mglisty obraz
długich straganów, zapach świeżo zadrukowanego papieru i lakierowanych okładek,
może jakaś woda z sokiem prosto z szumiącego saturatora. Jedyne co pamiętam, to
dziwne koło, kręcę nim mocno, obraca się z furkotem najpierw szybko, potem
coraz wolniej, aż wreszcie plastikowy języczek zatrzymuje się między dwoma
dużymi gwoździami, tata się śmieje, pan od koła też i zdejmuje wielką, grubą
książkę.
Wracamy do domu, w objęciach taszczę z trudem wszystkie
przygody Pana Kleksa. Nie umiem czytać, więc tylko oglądam obrazki. Dziwny
staruszek (pewnie miał około czterdziestki) w obcisłej kamizelce i kraciastych
spodniach i rozwianej brodzie, balansuje na krześle, osłuchuje zegar i od razu
z okładki obiecuje baśniowe, szalone, niezwykłe przygody i historie. Cuda, cuda, cuda zapowiada.
Polubiliśmy się od razu. Ja i te wiotkie postaci, pełne wdzięku kwiaty, pękate krasnoludki. Pewnie długo trwało, zanim
się dowiedziałam, że wszystkie moje najbardziej ulubione ilustracje są dziełem
jednego autora. I że to właśnie jemu zawdzięczam tak wiele dziecięcych radości.
Kolor, sugestywność postaci, zachwycające szczegóły, orientalne dzbany ze
smukłymi szyjkami, swojskie kaczki na zabłoconym podwórku, mały Kaj uczepiony
do wielkich sań Królowej Śniegu, ogromne poduchy na ziarnku grochu, Podziomek z
zatkniętą za pas kopyścią, buchająca parą lokomotywa i krzepka rzepka w
ogrodzie.
Te ilustracje w znacznym stopniu budowały moje widzenie
świata, wspomagały moją wyobraźnię. I chociaż pewnie bez nich baśnie
byłyby tak samo baśniowe, ptaszki równie radosne, ale z Janem Marcinem
Szancerem jakoś łatwiej i przyjemniej było to wszystko zobaczyć. Kiedy więc
wyszły ponownie jego wspomnienia, kupiłam od razu i bez ociągania.
Wspomnienia szczodrze ozdobione są ilustracjami, na nich
możemy podziwiać nie tylko Pinokia ale i samego Janka, który z rodzicami
ubranymi w gustowne stroje wypoczywa w Zoppoth i ciągnie małego ułana na małym
drewnianym koniku, wydrę, która była a właściwie nie była krokodylem, czy też
profesora języka niemieckiego w licznych serpentynach i konfetti.
Szancer już od koszyczka miał zmysł artystyczny i poczucie
piękna i dlatego bocian upuścił go w Krakowie, przynajmniej tak opowiadała
matka Szancera, jednak droga jego do malarstwa nie była taka oczywista, miał
być poważnym matematykiem albo aptekarzem, a obrazki malować w wolnych
chwilach. Dopiero kiedy zapałał miłością do teatru, rodzina wyraziła zgodę na
studia plastyczne. Widać lepszy malarz niż aktor.
Na szczęście dla nas wszystko potoczyło się dobrze, od cioci
dostał paletkę z farbami, od losu natomiast zlecenia na ilustracje.
I tak dorastał, studiował, podróżował, spał na katafalku, marzył
o wielkich obrazach, retuszował fotografie, trochę pisał, trochę balował po
nocach, wymyślał Płomyk, prowadził wojnę przeciwko disney’owskim schematom i
kolorowankom dla nierozgarniętych dzieci, bawił się w teatr i tworzył
telewizję. Odnosił sukcesy ale ponosił też porażki. Malował w chwilach radosnych i bardzo
ciężkich.
Namówiony przez żonę opisał wszystko w dwóch tomach. Niezbyt
grubych, chciałoby się więcej.
„Notuję w zeszycie gamę ugrów, szarości, rudozieleni, wrysowuję
białe mury domków i wysokie, proste formy dzwonnic. I tylko w miejscu rzeki
stawiam znak zapytania, a obok piszę: lapis lazuli+kobalt+błękit pruski, a w
przebłyskach trochę zieleni Veronese’a.”
Teatr cudów, Jan Marcin Szancer
Tymczasem u mnie same przebłyski zieleni. Beskid
nowosądecki, potok, słońce, chmury, znowu słońce, ptaki śpiewają w przydomowym
gaiku, kwitną dzwonki i dzikie bzy, krowy muczą, owce pobrzękują dzwoneczkami.
Siedzę zanurzona w urlop i w tę zieleń, dziergam szary sweterek na chłodne
wieczory, patrzę sobie na zalesione, łagodne góry i na wijącą się wśród nich
dolinę.
Zakładki mam też urlopowe. Tu nawet nie wypada zakładać
innymi.
Przymierzam sweterek - rozmiar wydaje się być dobry. Taki mój mały cud dziewiarski.
Czego i Wam życzę. Samych dobrych rozmiarów i urlopowych nastrojów niezależnie od okoliczności!
Dziękuję bardzo za odwiedziny i przemiłe komentarze. Dobrego dnia! :))
PS. Wymyśliłam wreszcie sposób na uporządkowanie markerów - wystarczy parę agrafek i zawsze mam komplet.
Kurczę, zapomniałem, że miałem nabyć, więc bardzo dziękuję:) I zapraszam Cię na blog Iwony, która tym razem o ... Czjce:))) PS. glosbagien.blogspot.com PS.2. Pamiętam jeden z wyjazdów do Babci pod Grójcem. Po drodze wawa i księgarnie. Dostałem "Akademię ..." i odmówiłem dalszego łażenia po stolicy. Wolałem zostać w Trabancie i czytać:)))
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJa też zawsze wolałam siedzieć i czytać, niż zwiedzać albo korzystać ze świeżego powietrza. :) A w trabancie to już w ogóle. :))
Idę czytać.
Zachecilas mnie do kupienia obu ksiazek :) Tez sie na Szancerze wychowalam!
OdpowiedzUsuńA sweterek prima sort, udaje ci sie :)
Gigant. :)
UsuńDziękuję bardzo! W dodatku jest milutki w dotyku (ale włóczka chyba nie jest pierwszej jakości, zobaczymy jak się będzie eksploatował)
Pozdrawiam słonecznie!
Zanurzyłam się w twojej opowieści o moim ulubionym ilustratorze książek z dzieciństwa. Ach, jak ja lubiłam położyć się na kanapie, albo podłodze , na brzuchu i czytać prawa ręką sięgając po landrynki. Tylko nie białe, anyżowe. Te na początku wyławiałam i wyrzucałam, aby się na nie nadziać przypadkiem, kiedy opowieść wciągnie.
OdpowiedzUsuńCardigan będzie bardzo ładny. Ażur dodaje lekkości i powietrza. I ten kolor, tak nieoczywisty bardzo do ciebie pasuje. Pozdrawiam ciepło, aczkolwiek dzisiaj pochmurnie:)))
Ja zawsze siedziałam na złożonej wersalce i miałam produkty żywnościowe obok. Landryny, oczywiście - ale te białe, też nie lubiłam, to chyba migdałowe były? Anyż jest jednak bardziej ekstremalny :D
UsuńJadłam też jabłka, a kiedyś dżem. Łyżeczką ze słoika. No i miałam podwinięte nogi, jeszcze mnie wtedy kolana nie bolały. :D
Dziękuję! Pozdrawiam! U mnie lekko mgliście, ale słońce przeziera. :)
Pamietam jak na kiermaszu ksiazek w moim miasteczku mama kupila mi Basnie Andersena spod lady(!!!) z pieknymi ilustracjami Szancera. Cudowne wspomienia:) Ale z wielka przyjenoscia poczytalabym jego wspomienia, bo cytat, ktor wstawilas bardzo zachecajacy i Ty jak zwykle pieknie napisalas:) Sweterek zapowiada sie pieknie, w cudnym miejscu odpoczywasz, to jak bedziesz ten sweterek nosic to bedzie pachnial wakacjami:) Szkoda, ze nie mof=ge sie do Ciebie teleportowac, bo na kawke bym chociaz wpadla:) Buziaczki:)
OdpowiedzUsuńJa swoje Baśnie musiałam oddać biednym dzieciom w Anglii. :) Odkupiłam sobie niedawno.
UsuńOch, tak, tak, taka kawka byłaby cudna. :D
Pozdrawiam serdecznie!
Rzuciłaś nam trochę wakacyjnej atmosfery, i czytając aż chciało się oddychać głębiej, aby nasycić się tym czystym powietrzem, co Ciebie otacza. Jakie ładne wspomnienia, o tamtych czasach, o kiermaszu, o Tacie. Jakbym oglądała jakiś film. A sweterek tak ładnie przylgnął. Tylko teraz głowię się nad rozwiązaniem zagadki, a jak to się dzierga od góry razem z takim kołnierzem? Pozdrawiam serdecznie i życzę długiego urlopu.
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję. Cały czas mi tu strumyk szumi i ptaszki śpiewają, :))
UsuńSweter robi się stosunkowo prosto. Ja modyfikuję ten fason: https://www.ravelry.com/patterns/library/herbst-rosina-jacke--autumn-rosina-cardigan. Jest darmowy. Modyfikuję tylko szerokość plisy i wzory.
Zaczyna się od lewego kołnierza, potem dorabia się prawą część, a potem nabiera oczka na raglan (tego nie lubię).
Pozdrawiam i dziękuję serdecznie! :))
Ach, jak pięknie napisane... Tak pięknie, jak piękne są ilustracje Szancera :-)
OdpowiedzUsuń:))))
UsuńUściski!
Najlepiej pamietam Basnie Andersena z jego ilustracjami. Potem juz od razu rozpoznawalam. Takiej kreski rokokowo zakreconej nie da sie podrobic. Taki zupelnie inny swiat, ale bardzo bardzo pochlaniajacy, bo duzo szczegolow a ja zawsze uwielbialam szczegoly :)
OdpowiedzUsuńTak, nawet go studenci pytali, jak to się robi, że ma się tak charakterystyczną kreskę, ale nie wiedział. :)
UsuńCo prawda są też w tych wspomnieniach jego rysunki zupełnie inne, jak nie Szancer w ogóle. :)
Czytałam te autobiografie Szancera i od razu przypomniałam sobie o mojej ukochanej książce z jego ilustracjami, "O krasnoludkach i sierotce Marysi", cudowne tajemnicze światy, chciałabym kiedyś mieć taką wyobraźnię malarską. *^v^*
OdpowiedzUsuńŚwietne masz wakacyjne zakładki! Aż się chce poczytać coś szczególnie wakacyjnego, "Szaleństwa Majki Skowron" albo "Podróż za jeden uśmiech"... *^o^*
Krasnale przerysowywałam w ramach ćwiczeń rysunkowych (ale potem mi to przeszło, chyba nie byłam zbyt zdolna). To dobre lektury na lato. Zresztą na lato wszystkie lektury są dobre w sumie. :))
UsuńSweterek zapowiada się ciekawie i rzeczywiście ja też bym go zmodyfikowała/Twoja wersja bardziej mi się podoba/!Plisa jest za szeroka jak ktoś jest niski i ma krótką szyję to wygląda nie za bardzo.Ponadto zauważyłam że zmieniłaś ażurek na drobniejszy i chyba lepiej-nie mogę się doczekać kiedy go skończysz.
OdpowiedzUsuńMiłego wypoczynku!!!
Trzeba polubić jej układanie. Ażurek jest zupełnie inny, z jakiegoś pisemka. Dużo jeszcze przede mną prawych oczek. Pozdrawiam!
Usuń