niedziela, 11 listopada 2018

Zamiatanie czyli chaos i ład

"... chciała, żeby wszystko zrobione było jeszcze lepiej, miała nawet zamiar wyczyścić do połysku łyżki i wahadło zegara. Oczywiście, myślała, wszystko będzie się lepiej układać, jeśli na każdym kroku nie będzie już znać tego przygnębiającego zaniedbania! Ale, po pierwszym zapale, jej dzielne zamiary z wolna zaczęły topnieć, jeden po drugim, niepostrzeżenie dla niej samej.
Jedenego dnia nie zrobiła tego, innego - tamtego...
- Zamiatałam wczoraj, można sobie dzisiaj darować... nie ma teraz ciepłej wody, jutro pozmywam wszystko razem... najpierw muszę pójść pomóc Tacie Karolowi... muszę zanieść żarcie świni i nasypać ziarna kurom... muszę przygotować chłopcom banki na jedzenie... Ale właśnie Dorotka chce czegoś ode mnie... biedna kruszyna, trzeba się z nią trochę pobawić, bo zanudzi się na śmierć... o rety, przecież nie nastawiłam jeszcze zupy!"
Kasia z Dzikiej Skały, Jacqueline Verly


Miałam dwie babcie - jedną z Kozin, drugą z Teofilowa, czyli mówiąc wprost i mniej dzielnicowo, a bardziej rodzinne, jedną ze strony taty, drugą ze strony mamy. Babcia z Kozin tworzyła wokół siebie chaosy i nieumiary. Zawsze u niej było mroczno, na parapetach i w pobliżu tłoczyły się gąszcze filodendronów i asparagusów, w szafach zalegały niezliczone pamiątki i papiery, w wielkiej torbie, którą zawsze nosiła ze sobą, upchnięte były po brzegi liczne woreczki foliowe z lekami, landrynkami, chustkami i okularami, w kuchni rzeczy zalegały w różnych miejscach, bo pewnie nie mieściły się już w szafkach. Chaos wprowadzał się od niechcenia, babcia często miewała bóle głowy, przeważnie siedziała, haftowała, trochę szyła i pięknie śpiewała rozmaite przedwojenne szlagiery.
Babcia z Teofilowa wprowadzała ze sobą ład i porządek. Przy niej żadna rzecz nie śmiała zalegać na wersalce (wtedy sofy akurat już przeminęły i jeszcze nie nastały ponownie), brudne garnki miały szanse siedzieć w zlewie jedynie przez czas obiadu, czyli najdłużej przez pół godziny. W szafie ubrania zorganizowane w najzwyczajnie równe kostki, w torbie nosiła małą portmonetkę i chustkę. Wprowadzanie ładu działo się  jakby od niechcenia i niezwykle szybko, przez większość część dnia babcia siedziała pod ogromną paprotką, żywo opowiadała historie rodzinne, uczyła mnie robić na drutach, słuchała radia, czytała albo patrzyła przez okno.

Czasem myślę, że jeżeli istnieją geny chaosu i ładu, to u mnie zostały one skrzyżowane - całe życie niedorosłe i dorosłe musiałam walczyć z chaosem, który podstępnie się namnaża i ujawnia się niespodziewanie oraz usiłowałam wprowadzać ład, bo w ładzie człowiek czuje się lepiej. Poza wartościami estetycznymi ma złudzenie, że od niego coś zależy i panuje nad światem.
Dlatego tak bardzo mi bliskie były udręki Kasi z Dzikiej Skały i dlatego tak bardzo jej współczułam niepozamiatanej podłogi, i tak bardzo się z nią cieszyłam z umytych okien i wypranych firanek.
Książka, wydana chyba tylko raz, kiedy ja miałam prawie tyle lat co tytułowa bohaterka, czyli dwanaście, oczywiście jest nie tylko o sprzątaniu. Jest to historia pewnej rodziny serowarskiej, w której umiera bratowa Kasi, osierocając trójkę małych dzieci. Jej obowiązki przejmuje Kasia, sama niewiele starsza od bratanków i bratanicy. Brat Kasi, Karol ciężko pracuje przy wyrobie serów, ale coraz częściej smutek i rozpacz po stracie żony topi w alkoholu. Na Kasię spada więc opieka nad dziećmi, oporządzanie zwierząt, gotowanie, sprzątanie, pranie - praca nad siły.

Wszystko to się dzieje w Alzacji, w końcu XIX wieku, w tle mamy piękne góry zimą i wiosną opisane z nieprzegadaną precyzją. Autorka nie skąpi nam również innych, ciekawych detali - jawią się więc nam przed oczami jak żywe różne domowe sprzęty, góralskie troby, sita do serów, łyżka do śmietany, różowe świnki ze słodkiego ciasta, karuzela i obraz przedstawiający historię Genowefy Brabanckiej w nadobnych kolorach (którą to historię i jej kolory podziwiał też mały Marcel Proust), kupiony przez Kasię na jarmarku. W połowie powieści pojawia się postrach dzieci - stara, zdziwaczała Lenora - Węglarka i zarazem Zielarka razem ze swoimi kozami i, jak możemy się domyśleć, odegra kluczową rolę w cięzkim życiu Kasi.
Dobrze było wrócić do tej książki teraz, dobrze i zabawnie, bo teraz jestem prawie w wieku Lenory. Ciekawe doświadczenie.

"O świcie śnieg przestał wreszcie padać, wziął mróz i wszystko dokoła iskrzyło się jak kryształ.
Spoza domu wschodziło słońce i niebo w tamtej stronie było jasnożółte. Lecz najpiękniejsze odblaski kładły się naprzeciwko, na ośnieżonych szczytach, z których noc dopiero się zsunęła. Była to prawdziwa feeria świateł o różowych i złotych odcieniach. Kasia postawiła wiadro z mlekiem pośrodku podwórza i, odgarniając wierzchem dłoni pasmo włosów sprzed oczu, zapatrzyła się, oczarowana roztaczającym się przed nią widokiem. Albowiem nic, żadne zmęczenie, żadne strapienie, nie mogło przyćmić w niej wrażliwości na piękno.
- Jak ślicznie... - westchnęła cichutko"

U nas chwilowo nic nie pada, chwilowo też nie ma mrozu, jest za to dużo liści, co mogłam naocznie stwierdzić, jadąc z Czajkomężem do lasu. Zabrałam czarny sweter gotowy w niecałej połowie i wełniany brązowy komplecik, żeby się załapały na zdjęcia w plenerze, bo zdjęcia oczywiście były. Teraz nie może nie być.

Zatem liście w tle, gotowy komplecik i niegotowy sweter:







Kasię zakładam zakładką, która już tu chyba była, ale jest właśnie prosto z Alzacji, więc nie mogła byc inna.


Jakie buty! :))



Już właściwe chciałabym zimy i żeby sobie siedzieć w własnoręcznie zrobionych mitenkach i ogrzewać się gorącą herbatą, czego i Wam życzę. Dziękuję bardzo za odwiedziny i komentarze, dobrego dnia! :))

Ps. Na pierwszym zdjęciu też jest moje dzieło - najpierw był to komin trawki, ale za szeroki, nie chodziłam, miałam wyrzucić, ale szkoda mi było, bo z trawki strasznie niewygodnie się dzierga. W końcu zaszyłam w niego wałek, o który opieram książkę czytając - świetny patent, nie trzeba trzymać w rękach. :))

20 komentarzy:

  1. Po Twoim wpisie zaczęłam szukać kogoś z rodziny, aby obarczyć odpowiedzialnością za te swoje cechy, ale ani czytających w nocy, ani odkładających pilne sprawy na potem nie znalazłam, więc chyba sama jestem nosicielką tych niebezpiecznych genów.
    Bardzo mi się spodobał Twój pomysł na przerabaianie nieużytecznych rzeczy na coś innego. Ten wałek-poduszka bardzo ładnie wygląda i chyba jest wygodnym przydasiem. Życzę szybkiej mety ze swetrem, bo zaciekawiłaś nim bardzo. Pozdrawiam, ale zima chyba trochę zaczeka, bo jesień jest w tym roku bardzo powolna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo może masz je po prapradziadkach - nieraz tak późno się ujawniają. :)
      Ach, to jest mój odwieczny dylemat - trzymać czy wyrzucać. Taki pomysł jest dowodem na to, żeby nie wyrzucać, ale gdzie to wszystkko trzymać? Bo ja nieraz wpadam na zastosowanie czegoś po wielu latach. :) Ja do czytania używam podnóżka, więc trzymanie na tym wałku książki sprawdza się idealnie. Już sobie nie mogę przypomnieć jak kiedyś czytałam grube książki. :))
      Dziękuję i też serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  2. Pięknie jak zwykle wyglądasz. U nas też jest jeszcze taka słoneczna pogoda, ale noce są lodowate. Doceniam moje szaliczki (niestety kupne) i chusty. Hihi, a mitenki też już zakładam.

    Lubię takie starsze młodzieżówki czasem poczytać, chociaż jednak zazwyczaj sięgam po te z lat 80 i 90 (to moje lata dzieciństwa i bycia nastolatką).

    Pozdrawiam serdecznie, Olimpia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Olimpio! Hihi, w Kasi jest adekwatny cytat nawet: "Och, Węglarko, teraz wygląda pani zupełnie jak babcia!" No co poradzić. :)))
      No tak, bo w nich jest wartość dodana, jak mówiła Penelopa o Odyseuszu - on był świadkiem mojej młodości. Jakie to prawdziwe jest.

      Pozdrawiam!!

      Usuń
  3. Czyli jesteś z Łodzi? Bo mieszkam niedaleko:)
    Komplet bardzo ładny ale sweterek mnie ciekawi bo ażurek przyciąga uwagę:)
    Osobiście nie mogę się doczekać zimy i śniegu z mrozem:) A tu niestety wiosna predzprprzyjdzie niż zima😉
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też niedaleko. Jestem z Łodzi, ale od wielu lat mieszkam w Zgierzu. :))
      Dziękuję, dziękuję, sama jestem ciekawa, ale wolno się robi bo czarne i szerokie. No i walczyłam z fotelem, mam nadzieję, że teraz przyspeszę.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Ja to zawsze mam nadzieje, ze kiedys zmadrzeje. Moze jak osiagne wiek madrych zielarek? Bo na razie wszystko wydaje mi sie czasami przerazajaca improwizacja. Lacznie z pragnieniem ladu i krolestwem chaosu. Ale ksiazka brzmi absolutnie fantastycznie, w dziecinstwie uwielbialam wlasnie takie, im starsze tym lepiej, wiek dziewietnasty to w ogole Tajemniczy Ogrod i magia dziecinstwa, szkoda ze nie natrafilam na Kasie. Bede szukac :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze trzeba mieć nadzieję. Ze swojego doświadczenia mogę tylko powiedzieć, że udało mi się wdrożyć kilka pożytecznych nawyków. No i poprawiłam strategię, może nie to że mądrość od razu, ale logistycznie jestem o niebo lepsza. :))
      Tak, to te klimaty - bardzo mi przypomina zwłaszcza "Małą księżniczkę", tylko otoczenie inne. :)

      Usuń
  5. Potrzeba matką wynalazków i jak raz świetnie Ci podpowiedziała z tym kominem! ^^*~~
    Komplecik masz w pięknym odcieniu brązu, takie kasztany jesienne. A sweterek to prawdziwa koronkowa robota, czekam na efekt końcowy!
    Ja chyba też mam mieszankę genów chaosu i sprzątania, czasami rzucam się do pracy nad wypucowaniem mieszkania, a chwilami robi mi się wszystko jedno i siadam z książką, mając w nosie zmywanie i odkurzanie. Jakoś nie mogę się przychylić do jednej czy drugiej strony... *^w^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było olśnienie nieskromnie powiem. :)) Wcześniej miałam go też we własnoręcznych warkoczach, ale warkocze się trochę opatrzyły, no i jakieś ciężkawe były. A ten jest jak chmurka. :))
      No ale u Ciebie jest ład w sukienkach. :D Ja sobie myślę, że każdy gdzieś ma miejsce bez chaosu - u mnie to raczej książki - w nich mam zawsze porządek. I o ile garnek może stać w zlewie, to książki na fotelu, albo na podłodze - nigdy. :))

      Usuń
  6. Jedną babcię słabo pamiętam, a drugiej nie znałem, ale obserwując siebie, odnoszę wrażenie, że obie były Boginiami Chaosu:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hyhy, ale czy ten Bell od fasolek (nie, Bell był od telefonu, zaraz wracam, Googla się zapytam), a Mendel od grochu, no blisko byłam. Czy Mendel nie powiedział, że jak dwa groszki białe, to wnuczek zielony? Może jesteś Panem Ładu, tylko nieuświadomionym. :))

      Usuń
    2. Niby tak, ale to nie jest reguła:)

      Usuń
    3. Czyli trzeba się polubić z Chaosem. :)

      Usuń
  7. Masz niesamowity talent do wynajdywania ksiazek raczje nieznanych, a przy tym potrafisz ciekawie nas do nich zachecic. Ja juz mam kilka ksiazke dzieki Twojej rekomendacji. Czarny seterek zapowiada sie pieknie, a komplecik uroczy i w sam raz na chlodne dni:) Jesli chodzi o ten chaos, to ostatnio cos czytalam , ze ludzie inteligetni bardziej niz przecietny czlowiek lepiej sie w takim chaosie odnajduja i sa dzieki temu bardziej kreatywni...wedlug tej teorii to moj mlodszy syn jest chyba geniuszem:)))))
    Ja to chyba taki balans lubie, zeby nie bylo jak w muzeum, ale znowu za duzego chaosu tez nie lubie, rozprasza mnie:) Serdecznosci:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Tę dostałam od mojej ulubionej cioci, ae w ogóle to miałam szczęście do książkowych tropów. Takie osoby spotykałam, czy w domu, w szkole czy teraz w internecie. :))
      Sweterek jest intrygujący konstrukcyjnie - dla mnie cud po prostu rękawy jak wszywane. :)
      Hihi, czyli mój geniusz się zatraca, bo robię się coraz bardziej zorganizowana. ;))
      U mojej babci też nie było jak w muzeum. Tak sobie myślę, że bałagan był na miejscu w uzasadnionych okolicznościach. Na przykład, jak dziecko się bawi - musi być chaos. Ale na noc wszystkie zabawki były zagrabione w koszyki. :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  8. Zaintrygowałaś mnie tą książką na tyle, że od razu sprawdziłam jej dostępność w bibliotece - niestety, ani tej, ani żadnej innej pozycji tej autorki nie ma. Co do chaosu, to generalnie jestem odbierana jako osoba poukładana i mi samej też bliżej do Twojej Babci z Teofilowa, ale od jakiegoś czasu chaos wkrada się w moje życie i wtedy staję się Twoją Babcią z Kozin, co mnie mierzi niesamowicie, bo w chaosie wytrzymuję , a raczej do niedawna wytrzymywałam 2-3 dni, ale jakiś czas temu proporcje zaczęły się odwracać i coraz częściej są 2-3 dni porządku. Najgorsze, że chaos zaczął się też wkradać na moje służbowe biurko, a to znaczy, że źle ze mną.

    Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, to tylko raz wyszło, szkoda.
      Jednym słowem - na ogół mamy to pomieszane. Każdy jaoś walczy. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Piękny komplecik, taki czekoladowy, jesienno-zimowy, bardzo apetyczny powiedziałabym:)
    Książką mnie zaintrygowałaś, będę szukać:) Uwielbiam takie klimaty i co jakiś czas wracam do starszych powieści w klimacie nastolatkowym. A długie zimowe wieczory przed kominkiem są na to idealną porą:)
    Pozdrawiam z Łodzi, już coraz zimniejszej, coraz ciemniejszej i coraz bardziej ponurej. Jeśli ma przyjść zima, to taką białą, śnieżną i piękną poproszę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Olu!
      Tak, tak - zwłaszcza czas przedgwiazdkowy sprzyja takim powrotom. :)
      Niestety, ze śniegiem coś ostatnio ciężko. Pozdrawiam ze Zgierza!

      Usuń

Dziękuję za komentarz