niedziela, 25 listopada 2018

Po dyniach ich poznacie. I jagodach.


"Zanim wynaleziono papier, Germanie pisywali na bukowych deszczółkach. Skutek był taki, że gdy pojawił się już papier i zaczęto wytwarzać książki, niemiecka książka (das Buch) wzięła nazwę od buka (die Buche).
Podobnie w języku niderlandzkim książka to het boek, buk zaś to de beuk. Analogiczne zjawisko miało miejsce w świecie rzymskim, gdzie zapiski prowadzono na materiale wytwarzanym z łyka lipowego, po łacinie liber. Tak też z czasem zaczęto nazywać książkę. Z kolei w językach słowiańskich polska księga i rosyjska kniga wywodzą się od starosłowianskiego rdzenia kna (lub kien), oznaczającego pień drzewa. Słowianie zamiast deszczułek bukowych używali kory brzozowej i lipowej."
Na początku było drzewo. Magiczne, lecznicze i smakowe właściwości drzew. Praca zbiorowa


Przechodziłam obok tej książki co miesiąc. Przez chyba dwa lata. Leżała sobie na półce po lewo w pewnej taniej księgarni i pomimo 50% obniżki tania nie była. Niby ładnie wydana, niby z obrazkami, niby przepisy też są, ale może nie powinnam i może za gruba i w końcu no to co, że o drzewach.
W końcu, po dwóch latach przechodzenia obok niej co miesiąc była jak moja. Ja wiedziałam, że wydał ją Baobab w 2011, ona wiedziała, że na książkowych spotkaniach zawsze mam bordową, skórzaną torebkę. No dobrze, ona nic nie wiedziała, mimo że zaprzyjaźniona, złapałam ją jak swoją, zapłaciłam 29 złotych przy kasie i zabrałam do domu.
Potem, co bardzo niesprawiedliwe, siedziała na domowej półce kolejne miesiące i czekała na swój czas. Aż w końcu, kiedy ustawiłam swój nowy kobaltowy fotel, zapaliłam złotą lampę do czytania, poczułam, że mam chęć właśnie na nią. Grubą książkę o drzewach. Pełną zdjęć, ilustracji, przepisów, cytatów. No i wtedy się okazało, że dobrze zrobiłam wydając na nią 29 złotych. Zwłaszcza, że tej taniej księgarni już nie ma.

A co jest w drzewach? Są dziewiętnastowieczne ryciny - urocze. Są współczesne zdjęcia - bardzo urocze. Są też reprodukcje obrazów - malownicze. Wszystkie oczywiście z drzewami, a ryciny z kwiatkami, słupkami, skrzydlakami, baldachami i kotkami. Są całe karty z Zielnika ekonomiczno-technicznego z Wilna, 1845. Ku mojemu rozczarowaniu, wszystko w Zielniku wskazuje na to, że należę do pospólstwa, no trudno, nie każdy musi być w elicie.
Są wskazania, co można wyleczyć sobie korą, a co liściem, czy też suchym kotkiem. Liściem na przykład leczy się nieporozumienia małżenskie, a suchymi kotkami, no, chwilowo nie pamiętam. Kto nie ma czasu czy chęci biegać po lesie szukać kotków, może sobie kupić gotowy specyfik w aptece, bo nazwy owych specyfików też są. Są mity, są zabobony i wierzenia, są etymologie, są cytaty z literatury, są opisy chińskich lizaków z głogu i bambusowego patyka. Można go nadziać pastą z fasoli, albo obtoczyć w orzeszkach, jak kto lubi.

Poza tym jest dużo wiedzy. I od razu potwierdziły się moje przypuszczenia, że zgłębianie wiedzy niebezpieczne jest i podchwytliwe. W zasadzie bowiem od samego początku okazało się, że drzewem może być nie tylko drzewo, ale taki krzak na przykład. Jak się postara, to w sprzyjających okolicznościach też w drzewo wyrośnie. Zaraz potem wyszło na jaw, że w nazwach mamy okropny bałagan, chociaż, jak ogólnie wiadomo, nazwy są ważne (no, może poza różą, która jako kapusta też by pachniała). Na drzewo mówimy kasztan, na owoce mówimy kasztan i, co gorsza, na nasiona też mówimy kasztan. Kiedy zaczęłam to zgłębiać nieopatrznie, bardzo szybko zostałam uświadomiona poprzezencyklopedycznie, że wszystkie warzywa są podziałem iluzorycznym i tak naprawdę dynia jest owocem, a właściwie jagodą. Odłożyłam szybko wirtualne encyklopedie, popadłam w zdumienie i na razie już niczego nie dociekam.

Dziergam sobie czarny rękaw czarnego sweterka i patrzę na drzewa za oknem. Bo drzewa są ważne. I jeżeli taki Filon spotyka się pod jaworem, to wcale nie wynika to z jego osobistego widzimisię, ale z ogólnej wiedzy ludowej, i z tego, że jawor jest drzewem miłości, radości i płodności i to właśnie pod nim należy się spotykać, jeżeli się jest zakochanym. Można też sobie zebrać jego skrzydlaki i zamarynować na ostro (taka dygresja luźna). Co kto woli.
Zatem warto było drzewo przygarnąć, żeby czytać sobie o cisach, dębach, jesionach i głogach w listopadowy czas, czas wełnianych mitenek, czas kubków z gorącą herbatą i czas starych rycin.


Nic tak nie poprawia nastroju, jak głogi w starej ilustracji. Czego i Wam życzę.
dziękuję bardzo za przemiłe komentarze i odwiedziny, dobrego dnia!

Drzewa zakładałam makami, które co prawda drzewami nie są, ale do końca nigdy nic nie wiadomo. Za to pasują jak makiem zasiał, a raczej jak ulał.


:)

15 komentarzy:

  1. Tyle nowego poznaję poprzez Twoje posty. Po pierwsze informacja o Zielniku ekonomiczno-tecznicznym z Wilna-tak miło mi było. Po drugie zrozumiałam, że dzisiaj kocykiem na balkonie ukrywaliśmy przed mrozem przywiezione z działki "jagody", mimo, że jedna z nich nawet 12 kg waży. A spojrzałam na te przepisy, to wszędzie prawie zalecają na nadciśnienie nalewki na spirytusie, a my tu pigułki połykamy. Dobrze, że się zdecydowałaś, bo skoro księgarnię zlikwidowano, to miałabyś żal do siebie... A fotel Cię, czuję, nie rozczarował? Pozdrawiam cieplutko.Mamy dzisiaj na ulicach ślizgawkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś źle kliknęłam i odpowiedź na Twój komentarz jest niżej. :)

      Usuń
  2. Dzisiaj, oprócz tego jak piszesz o książce, co jak zwykle wciąga, bardzo podoba mi się zdjęcie z mitenkami. Piękny, gołębi kolor, z cudnymi chyba alpakowymi włoskami, delikatny róż paznokci i kubek z herbatą. Nie taki zwykły, bo z rozmytym, sielskim krajobrazem. Niby proste zdjęcie, ale dużo mówi o właścicielce.
    Pozdrawiam ciepło i o dziwo, bardzo słonecznie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję! Bardzo lubię te mitenki, to faktycznie alpaka (chyba silk, ale głowy nie dam). Są lekko połyskliwe, lejące i milutkie. Co je założę, to żałuję, że nie mogłabym w swetrze z niej siedzieć. Sweter gryzie i okropnie obłazi, co przetestowałam jakiś czas temu.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  3. Dziękuję! Ja już teraz zawsze, kiedy trafiam na wzmiankę o Wilnie, myślę o Tobie, tak mi się naturalnie kojarzy.
    O, jagoda dwunasto-kilogramowa to już słuszna jest. Kolos. :D
    Tak, to prawda - już Pliniusz o tym pisał, że natworzyło się aptekarzy i wciskają ludziom jakieś mikstury, a prosty człowiek na co dzień to je. Jakbym nasze reklamy widziała - a to na wątrobę, a to na paznokcie. Różnica tylko taka, że dzisiaj prosty człowiek naturalnie nie je, tylko marketowo i fastfoodowo.
    Fotel nie rozczarował - uwielbiam go. No i mam wreszcie porządne światło. Inna jakość czytania. ;)
    Pozdrawiam mgliście nieco!

    OdpowiedzUsuń
  4. Aaa! Skusiłaś! Jesteś gorsza od węża z Raju. Zamówiłam. Wtrynię albo komuś na prezent, albo nakręcę kogoś z rodziny, żeby mi to dał na prezent.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okropna jestem, ale co poradzę, że te drzewa takie prześliczne. :))
      Najlepiej nakręcić. ;)

      Usuń
  5. Odkąd przeczytałam gdzieś że ogórek to jagoda już nic nie będzie takie samo.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, Czajko, Czajko... Ty zawsze jakieś smakowite kąski wynajdziesz i tak o nich napiszesz, że nawet sytemu ślinka poleci. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Podoba mi się Twój sposób pisania;) Także opisana książka z ilustracjami(narobiłam sobie chęci) jak i zadumanie przeniesione za okno. Na drutach też robię - trochę. Pozdrawiam, Maria

    OdpowiedzUsuń
  8. Wygląda doskonale i nawet znalazłem ją na Allegro za rozsądną cenę. Problem w tym, że kiedy ja ją przeczytam? Mam już nielichy stos rzeczy do czytania, ale też jeszcze większy do zrobienia :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chcę mieszać, ale to jest pozycja, która równie świetnie wypada w czytaniu jak i w przeglądaniu zupełnie niezobowiązującym. ;))

      Usuń

Dziękuję za komentarz