niedziela, 6 stycznia 2019

Rzeczy z szalikiem.

"Jeszcze w dzieciństwie przyzwyczaił się, by ubrania zawsze wieszać kolorami. Od najjaśniejszych do najciemniejszych. Szereg zaczynały więc jasne koszule - najpierw kilka białych, potem ta w jasno- i ciemnoszarą kratkę, na końcu błękitna i całkiem zielona. Wyjątek robił tylko dla koszuli frakowej. Jako jedyna wisiała oddzielnie, wraz z frakiem, kamizelką, spodniami i zestawem białych much. Szczelnie owinięte futerałem zajmowały miejsce honorowe."
Rzeczy Iwaszkiewicz intymnie, Anna Król


Na tytuł natknęłam się na którymś z blogów o minimalizmie. Zaglądam na nie, żeby się wesprzeć w procesie ograniczania rzeczy. Od razu wyobraziłam sobie, że ta książka też o minimalizmie jest. O nadmiarze. O starych ubraniach trzymanych niewiadomopoco. O pękniętych puderniczkach, niewyrzuconych tubkach po paście do zębów zalegających szuflady. Oczywiście, nie o tym jest.
Sama nie wiem o czym. Jakbyśmy odwiedzili z autorką Stawisko, zajrzeli do szafy, przejrzeli jakieś rachunki, jakiś list przypadkowy, zawiesili oko na fragmencie opowiadania, przejrzeli kilka fotografii.

A potem wyszli na świeże powietrze, na wiatr i na słońce. Nic by się nie stało, gdybym tej książki nie przeczytała. Nie byłabym jakoś mniej wzbogacona, nie czuję, że ominęłoby mnie coś ważnego. Ale nie czuję też, że chwila z nią była czasem straconym - spojrzenie na starego Iwaszkiwicza, spojrzenie na kres poprzez pozostawione rzeczy, poprzez stare papiery, poprzez relacje świadków - to zawsze skłania do refleksji, a refleksje, jak wiadomo, zdrowe są i korzystne.
Trochę sama autorka wmieszana jest w tę opowieść, na szczęście bardzo symbolicznie. Interesujące dla mnie były informacje o Annie Iwaszkiewicz, której dzienniki niedawno czytałam. Informacje o tym, jak zmagała się całe życie z depresją.

Tymczasem przyszedł Nowy Rok, usiadłam wygodnie, spojrzałam na termometr i zgodnie z noworocznym postanowieniem zrobiłam pierwszy rządek mojego szalika temperaturowego.
Tak byłoby w życiu idealnym. W życiu nieidealnym pierwszy rządek nie podobał mi się wcale i w ogóle. Wymyśliłam ścieg mozaikowy w czarnych ramkach - wyglądało smutno i płasko. Cztery razy nabierałam oczka i cztery razy prułam. No, ale miałam czas - nie świętowałam przesadnie przełomu w kalendarzach, nie wypiekałam tortów ani nie tańczyłam na parkietach, więc mogłam pruć bez pośpiechu. Zrezygnowałam z mozaiki i zdecydowałam się na zwykły, ale jak ślicznie puchaty, ścieg patentowy. Moja chuda alpaka nabrała objętości i urody i od razu zrobiło mi się raźniej na duszy. Udziergałam dwa rządki, przyjrzałam się uważnie kolorom i wtedy okazało się, że jeden z tęczowej palety jest turkusowy; zgodnie z tęczą powinien być zielony, a turkus niezbyt dobrze w roli zielonego wypada.
Oczywiście zgodnie z zasadą, że jak coś ma się nie udać, to na pewno sie nie uda - turkusowy wypadł jako pierwszy w szaliku. Nie załamałam się, poleciałam do sklepi-ku, zakupiłam limonkę. W piątek przyszła, więc przerobiłam szaliczek zaczynając po raz piąty. Na zdjęciu może dalej nie jest przesadnie zielona, ale na żywo zapowiada się całkiem milusio.


Teraz już robię zupełnie na żywo, a temperaturowy szaliczek na żywo dzierga się nazdzwyczaj przyjemnie. Nic nie trzeba wymyślać - pogoda sama się wymyśla codziennie i wyświetla na termomentrze.
Co prawda koleżanka w pracy stwierdziła, że szaliczek bez czapki nie ma sensu, muszę więc wymyśleć czapkę. No trudno, tochę myślenia jestem w stanie wytrzymać.

Czarny sweterek miał swój debiut użytkowy, mimo ogólnego ciepła (zwłaszcza w pracy mam ciepło, szef jakby nie współpracuje w kierunku mojego hobby i wełnianych swetrów, szali oraz mitenek indorowych). Debiut uważam za udany, softly Hani Maciejewskiej sam się dziergał, rękawy ma jak wszyte, na koniec nie musiałam niczego zaszywać ani przyszywać. Ma tak misterną konstrukcję, że bez wzoru nie wydziergałabym go drugi raz.



Po praniu Drops Merino się sporo wyciągnęło i zrobiło over size'owe, ale takie swetry lubię. Jest przy okazji lejące. I nie gryzie.
Jeżeli chodzi o moje drugie postanowienie noworoczne, to też jak najbardziej je realizuję.


Czyli jednym słowem mam zamiar nauczyć się wyrabiać śliczne skarpetki. Te robię ze skarpetkowej Dropsa, jest nieco szorstka, ale na nauki w sam raz. Wzór mam z bloga Arne i Carlosa, których na marginesie uwielbiam za pozytywny przekaz.
Są to ponoć najłatwiejsze skarpetki ever. I faktycznie. Piętę wyrabia się z dodatkowej nitki, którą się usuwa a powstałą dziurę zalepia:



tak jak palce, tylko odwrotnie. Powstaje mała dziurka technologiczna, którą się zaszywa igłą z nitką. Może będę jeszcze testować inne metody, mam nadzieję, że jestem na dobrej drodze.

Rzeczy zakładałam zakładką świąteczną:



dziękuję wszystkim za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia!

PS. Dosłałam też życzenia z Ameryki - bardzo, bardzo się wzruszyłam i ucieszyłam!! :D

19 komentarzy:

  1. Brawo, Moniko, nowy rok, nowa technika legła przed Tobą. Kto by miał odwagę watpić, że nie dasz razy skarpetkom. A potem dwie razem? Bo przeczież rękawki tak robisz. Co do szalika temperaturowego,to zostanie taka intryga, bo ponieważ jest wąski w porównaniu z pledem, to i efekt będzie chyba inny. Czekam. Książka jak zawsze niebanalna.Udanego i ładnego stycznia Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że we mnie wierzysz. :)) Mam nadzieję, że dam radę. Co do robienia jednocześnie, to ma swoje zalety, ale wady też - trochę manewrowania z tymi pętelkami magicznymi.
      No tak, szaliczek będzie w paseczki, koc miał dodatkowo biały kolor i tylko kolorowe pęczki. Sama jestem ciekawa, na razie ma cztery centymetry i sprawia miłe wrażenie. :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Czyli do pięciu razy sztuka! *^V^* Najważniejsze, że szalik już rośnie!
    Jeszcze nie słyszałam o takim swetrze, który by się sam dziergał, normalnie cud noworoczny! ^^*~~ Wygląda na bardzo przytulaśny i ocieplający, potajemnie skręcaj kaloryfery w pracy...
    Gratuluję pierwszych skarpet! Uprzedzam, że to wciąga i będziesz chciała dziergać kolejne, szczególnie, jak się człowiek naogląda wzorów norweskich. *^o^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jak pomału. :D
      Hihi, nie wiem czy moi koledzy byliby zadowoleni. Chyba, że bym wyprodukowała i dla nich jakieś ocieplacze. :D
      Dziękuję! (na razie mam pierwszą skarpetkę i silne postanowienie nie dać się syndromowi jednej skarpetki). Te wzory norweskie, to można oszaleć - wszystko by się chciało dziergać.

      Usuń
  3. Och jakie to wsparcie duchowe dla mnie! Jesli o mnie chodzi to w ramach wyzwania wrocilam do szydelka. Dostalam Scheepjes Wool, dziecko zobaczylo szal na Ravelry i zapragnelo dziko. Dla siebie bym sie nie podjela a tak najwyzej polegne w szlachetnej walce, przechodniu idz powiedz Sparcie. Jedno prucie juz bylo. Bede myslala o tobie dodajac sobie odwagi :)

    Uwielbiam sciegi patentowe i angielskie i jakby ich nie nazywac, sa takie przytulne i otulne i z charakterem. Pieknie bedzie. A jeszcze w takim dlugim szalu, to na caly rok czy tylko zimowe miesiace, cztery szaliki na cztery pory roku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, dla dziecka człowiek gotów się poświęcać bardziej. :)) Szydełko też mam w planach, ale na razie nauki mi powoli idą, chociaż do wirusa się przymierzałam. I nawet wydrukowałam sobie opis. Zobaczymy.
      Ja właśnie też! Jak wróciłam do robienia na drutach, to pierwszy ścieg jaki znalazłam z trudem w internecie (z trudem, bo nie miałam wtedy pojęcia jak on się nazywa, wpisywałam więc miękki i gruby)
      Będzie całoroczny - powinien mieć dwa metry, więc nie jakieś monstrum. Cztery szaliki byłyby o tyle lepsze, że co kwartał byłby jeden gotowy. :))

      Usuń
  4. Sweterek jest boski:) Też mam cieniznę czarną w szafie i muszę ją w końcu przerobić:) Chyba zgapię wzór:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Robiłam go na czwórkach, więc nie taki strasznie cienki. :))

      Usuń
  5. "Rzeczy" czytałąm i bardzo mi się podobały. To takie inne poejście do biografii ( wyrywkowej, ale dalej biografii), które mną zawładnęło. Spojrzenie na człowieka przez pryzmat rzeczy.
    Haha, skarpetki ciągle przede mną. Ciągle odkładam rozpoczęcie walki z nimi. Myślę, że może być tak samo jak z rękawiczkami. Obawiałąm się ich bardzo, a teraz robię ich dużo.
    Jeśli to są twoje pierwsze, to wychodzą super, a do tego robisz ze wzorem. Szacunek wielki!!!
    Książkę przeczytałam i jestem zachwycona. Dziękuję bardzo!!!
    Pozdrawiam słonecznie, u nas od kilku dni nie pada. Dziwne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, mają swój klimacik. :))
      Mnie chyba przeszkadzało to, że spodziewałam się czegoś innego.
      Bo to w sumie podobny wyrób i rozmiarowo i pod kątem precyzji. Dzięki!
      Cieszę się bardzo, że się podobała.
      Pozdrawiam!! U nas pada (śnieg na razie)

      Usuń
  6. Moniko, ciesze sie, ze spoznione ale doszlo...fajnie zapowiada sie ten szaliczek, a ze skarpetkami dasz rade, pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę i jeszcze raz dziękuję! :D Jeden marker już jest na służbie w skarpetce. :))
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Czy jest jakaś dzianina, do której nie umiesz dopasować fragmentu książki i fragment książki, który nie pasuje Ci do dzianiny?! Wiem, że to pytania na wskroś retoryczne, ale liczę na poważne potraktowanie pytającego:))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ to jest bardzo poważne pytanie. :)
      Jak się nad tym zastanowić, wygląda na to, że wszystko pasuje do wszystkiego, trzeba tylko odrobinę sprytu i dedukcji, żeby te powiązania wytropić. ;D

      Usuń
  8. Jak to, szaliczek bez czapki nie ma sensu??? Czapka nie ma sensu! Szaliczki kocham, a czapkę zakładam tylko wtedy, gdy chcę kogoś rozśmieszyć:)
    Lubię książki zaglądające do szuflady i szafy. To trochę tak, jak zaglądanie komuś w okno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie cierpiałam czapek i długo sobie nie robiłam, bo po co robić coś, czego się nie cierpi? Ale jak w końcu zrobiłam, to z niektórymi się polubiłam nawet. :D
      Też lubię kulturalnie podglądać. :))

      Usuń
  9. O jak Ty mi się tutaj podobasz w czerniach i szarości - sama czasem się tak ubieram, ale rzadko, bo czerni przy twarzy nie lubię. I podobnie jak Iwaszkiewicz wieszam rzeczy od najjaśniejszych do najciemniejszych. Trzymam kciuki za skarpetki. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarz