"Trzeba zacząć od wyrzucania. Ta zasada nigdy się nie zmienia. Reszta zależy od tego, jaki chcesz osiągnąć poziom uporządkowania."
Magia sprzątania, Marie Kondo
Zawsze myślałam, że mam za małe mieszkanie. Zawsze też myślałam, że rozwiązaniem jest sprytne magazynowanie. Upychałam więc latami i zimami stosując coraz nowsze wynalazki i wykorzystując dachy regałów, wnętrza tapczanów, ściany oraz przestrzenie pomiędzy.
Żenująco długo zajęło mi zrozumienie, że nie mam małego mieszkania, ale mam za dużo rzeczy.
Po tej błyskotliwej diagnozie, określiłam swój docelowy poziom uporządkowania, który nie polega na pozostawieniu jednego kubka i kilku ubrań. Moim dążeniem było mieć kubki w jednym miejscu, ubrania w szafie, książki na półkach. I żeby już nigdy wyjmowanie szmatki nie zajmowało mi więcej czasu, niż mycie całej kuchni, a wyjmowanie zimowego kubka w aniołki nie wymagało użycia drabiny. I żebym ogólnie wiedziała, gdzie co mam.
Proces ogruzowywania jest dla mnie ciężki dosłownie (nie ważyłam, ale oceniam wyprowadzone skarby na ponad dwieście kilogramów) i duchowo, ponieważ okopywałam się mentalnie przy każdej nadpękniętej lekko desce bambusowej albo nieużywanej od dwudziestu lat foremce na mufinki.
Musiałam więc się wspierać książkowo. Nakupiłam książek o minimaliźmie (oczywiście w ebookach), bo kiedy tak się naczytałam o wyrzucaniu, o upraszczaniu, to łatwiej mi było wyrzucać i upraszczać. "Magia sprzątania" jednak nie tylko pomagała mi wprowadzić się w klimat, ale dostarczyła metody przechowywania, którą muszę się podzielić. Na początku mnie rozśmieszyła, bo kto normalny przechowuje ubrania pionowo? Nawet trudno to sobie wyobrazić. Zaintrygowało mnie to jednak i po kilku filmikach poszłam trochę dla zabawy poskładać bluzki pionowo. Było to dla mnie odkrycie roku:
Od razu widać przewagę prawego sposobu nad lewym.
Co robiłam, poza odgruzowywaniem? Niewiele, ale jednak. Po pierwsze skończyłam skarpetki
i nawet zdążyłam się w nie odziać kilka razy na mróz i śnieg.
Po drugie wpadłam w trend zero waste dla początkujących. Zero waste polega na minimalizowaniu śmieci, przy czym minimalizowanie śmieci zaczyna się w momencie kupowania. Obdarzyłam wszechobecne foliówki niechęcią i własnoręcznie uszyłam torebki, w których można ważyć nabywane przez nas produkty:
Na tej samej fali ekologicznej wypowiedziałam wojnę gąbkom i zrobiłam na drutach zmywaczki (są na pierwszym zdjęciu) i myjkę (sobie, bo Czajkomąż kategorycznie odmówił mycia się w sposób zero wastowy)
W środku jest mydło, na zewnątrz sznurek konopny i bawełniane resztki udziergane ściegiem ryżowym. Myjka spisuje się bardzo dobrze i w dodatku oszczędza czas, jako że nie trzeba jej namydlać, bo namydla się sama. W tym zaoszczędzonym czasie mogę wreszcie popatrzeć w niebo za moim oknem i zdumiewać się, jak czarne chmury zamieniają się w małą zwiewną smużkę, jak udają góry, albo z różowego przemalowują się na niebiesko
No i wreszcie przeczytać kiedyś te wszystkie książki, które za mną zostały. Co prawda Marie Kondo twierdzi, że "Kiedyś oznacza nigdy", ale dla mnie kiedyś to kiedyś. Może nawet wkrótce.
Czego i Wam życzę. :))
Dziękuję za wizyty i przemiłe komentarze, dobrego dnia!
Trafilas w dziesiatke!
OdpowiedzUsuńTemat przerabiany przeze mnie od dluzszego czasu :)
Minimalizuje worki plastikowe w marketach tak jak ty, poniewaz:
dostalismy ostatnio nowe pojemniki na opakowania plastikowe i metalowe, duze 240ltr, popatrzylam na to... no nie, tyle smieci to my nie zbieramy...
Po miesiacu okazalo sie, ze.... zbieramy, niestety, bo pojemnik byl pelny!(z dwoch ludziow!)
Co prawda nie ubijalam go, bo nie bylo potrzeby, ale.... :(
Niepotrzebne rzeczy juz przetrzebilam, w szafach mam prawie luzno :)
Ale twoje ukladanie nie bardzo mi sie podoba, jednak wole bluzki ukladane w stosikach na polkach, mam przeglad, a nie sa scisniete jak parowki :)
Natomiast na majtki, koszulki i skarpetki stosuje od dluzszego czasu metode zwijania (z YT) to jest swietne! Zajmuje malo miejsca, nie tworzy kupy glumzy, jak wypadnie z szafy to trzyma swoja forme walca :)
Ksiazki przejrzalam, zostawilam nieczytane, reszta poszla do szaf ksiazkowych w okolicy.
Jeszcze mi troche porzadkowania i wyrzucania zostalo, ale dam rade! :)))
Pozdrawiam :)
To się cieszę, bo widać, że temat nie niszowy. :)
UsuńJa w sumie nie produkuję tak dużo plastiku - jogurty tylko i śmietanę, bo nie mam alternatywy. No i te woreczki po soli czy podobnych.
Za to mój mąż znosi trochę foliówek - chleba za nic nie kupi do płóciennego worka. :(
Ach, ten luz w szafach jest taki fajny - i naprawdę łatwiej się ubrać. :D
Nie, nie, w pudełkach nie może być ciasno - trzeba swobodnie wyjmować i wkładać z powrotem. W stosikach ciągle musialam układać - teraz od czterech tygodni chyba mam idealnie poukładane. Jak na początku.
Ogólnie fajnie, że odgruzowujesz, ja też mam jeszcze trochę. To się w glowie nie mieści - na tyle ile wyniosłam śmieci, że jeszcze jest do minimalizowania. :))
Pozdrawiam!!
PS. NO i najważniejsze - nie kupować niepotrzebnie! :))
Cześć 😁 przez ciągłe przeprowadzki lub dzięki nim, nie mam zbyt dużo rzeczy. Ani ubrań, ani kuchennych akcesoriów nie mam dużo. Mam w szafkach sporo miejsca, nic nie upycham. O dziwo książek też nie uzbierałam więcej niż 200 sztuk.
OdpowiedzUsuńOd zawsze też mam małego fioła na punkcie segregowania śmieci i dlatego staram się używać jak najrzadziej foliowek.
Muszę się pochwalić, że robię też płyn do prania.
Jednak niestety jeszcze nie potrafię w czasie grilla zrezygnować z talerzykow jednorazowych. Ale przecież nie od razu Rzym zbudowano.
Lubię wpisy o zero waste i zdrowym minimalizmie, bo dyskusja o produkowanych przez nas śmieciach jest bardzo potrzebna i uświadamia, że każdy z nas ma wpływ na to ile plastiku produkuje jego domostwo.
Pozdrawiam Cię Czajeczko serdecznie i do zobaczenia już w marcu.
Cześć! :)
UsuńTo prawda - przeprowadzki to jeden z silniejszych bodźców. Ja się ostatnio przeprowadzałam 32 lata temu, więc nie wiem. :D
Brawo! Dla mnie mydło to za duże wyzwanie, no i mąż dostaje w pracy - musimy zużywać. :))
Ja też lubię i czytam dużo (aż za dużo może) i tak mi przyjemnie wtedy jest i czuję się zmotywowana.
Pozdrawiam! My już sie szykujemy - cała Łódź. :D
Na początku małżeństwa bardzo często się przeprowadzaliśmy, co miało swój plus, że nie mieliśmy niepotrzebnych rzeczy. Wszystko było wyrzucane podczas kolejnego pakowania. Teraz mamy dom i siłą rzezcy coć niecoś zmagazynowaliśmy. Na bieżąco starałam się wyrzucać nieużywane, zalegające w szafach. No, ale ponieważ szaf u nas dostatek, to i się trochę uzbierało. Przed wyjazdem do Malezji musiałam opróżnić pokoje, zapakować nasze rzeczy do karetonów i zmieścić je w piwnicy. Moja siostra ze swoją rodziną się do nas wprowadziła.
OdpowiedzUsuńI tu już nie było sentymentów. Zwłaszcza jeśli chodzi o zimowe rzeczy (letnie wszystkie zabrałam). zostawiłam swetry, ale tylko z dobrych włóczek i rzeczy, które naprawdę nosiłam i mam nadzieję, że jeszcze będę.
Moje zdziwienie było niesamowite, że pozbyłam się kilkunastu wielkich worów, mimo, że bardzo starałam się być minimalistką.
Jeśli chodzi o zero waste, to mam duże torby na zakupy. Nie mam niestety starych firanek, które mogłabym zużyć na woreczki na owoce. Będę musiała kupić,a to tutaj kosztuje i to całkiem sporo, może coś wymyślę.
Jeśli chodzi o książki, to ciężko jest mi się ich pozbyć. Jakoś nie mogę.
Pozdrawiam słonecznie i bardzo ciepło:)))
Hihi, to mi przypomnialo historię opisywaną przez Olgę Lipińską. Bardzo liczyła na przeprowadzkę, bo bardzo chciała się pozbyć tych wszechobecnych przydasi. No i traf chciał, że w okresie przeprowadzki miała bardzo intensywne próby w telewizji, więc wynajęła firmę przerpowadzkową. I przeprowadzili ją ze wszystkim łącznie z kubełkiem ze śmieciami (wtedy jeszcze nie w foliowych workach).
Usuń:)
Bo rzeczy w szafach jakoś się przyczajają i maleją. Udają, że ich nie ma. :))
Co do książek też mi ciężko, ale parę lat temu kompletnie mi się zmienił czytelniczy profil i byłam zmuszona sprzedać dużą część (żeby nowe zmieścić).
Od kilku lat więcej sprzedaję, niż kupuję. Co mnie cieszy. Bo nie wszystkie książki są cenne. Są nawet takie bliskie makulatury. Ale jak wyrzucałam Gogola (okropnie wydanego, ledwie czytelnego), to bolało. :))
Pozdrawiam serdecznie i powodzenia w woreczkach. :))
Ostatnio tez wyprobowalam metode KonMari u sieibe - i teraz wszystkim polecam :) Zgadzam sie z toba tez z ksiazkami ze kiedys tez przeczytam ;) https://youtu.be/bmlwOwIlJes
OdpowiedzUsuńRozumiem, rozumiem! Ja też chętnie bym wszystkim dookoła poustawiała pionowo w szafach i minimalizowała. W ogóle się nie dziwię, że ma taką pasję. :D
UsuńTrzymam kciuki za Ciebie i siebie. :))
Minimalizm jest mi bliski, choć mając duży dom jakoś i tak wciąż udaje mi się obrastać rzeczami...Zero west intryguje mnie od dawna. Ale ta myjka...no po prostu mistrzostwo świata!
OdpowiedzUsuńTakie czasy, trudno nie obrastać - zewsząd nas atakują. Chociaż już Sokrates bronił się przed nadmiarem. :))
UsuńDziękuję! Nie moja idea, ale wykonanie jak najbardziej. No, nie jest trudna. :))
A mnie się najbardziej podoba pierwsze zdjęcie, i bardzo dobrze pamiętam czasy kiedy kupowało się czy pościel, czy obrusy wtedy, kiedy tylko trafiło się na taką okazję. Wyglądasz nawet na zadowoloną pozując do zdjęcia na tle wszystkiego co wybrałaś z szafy. Pomysł z myjkami super i na pewno niejedna z nas skopiuje. Życzę jak najwięcej dobrych emocji przy realizacji swoich postanowień. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak, to zdjęcie sprzed blisko trzydziestu lat. Pościel wtedy była całymi latami.
UsuńMialam wyglądać na skonaną, ale jakoś to zadowolenie przebiło. Zdjęcie jest z mojego rodzinnego domu, byłam tam opiekować się małymi pieskami, kiedy tata wyjechał do sanatorium. Cały pobyt prałam, bo tyle było zaległości w praniu - i to właśnie widać na zdjęciu. Jednak męskie prowadzenie domu jest nieco odmienne na ogół. :))
Dziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie! :)
Skarpetki piękne! Bardzo podoba mi się taki dekoracyjny minimalizm, nawet dziś rano rozważałam, czy nie zużyć resztek włóczek na kilka par skarpetek wielokolorowych! ^^~*~
OdpowiedzUsuńAle miałaś świetne firanki, z gotowymi "rączkami"!.... *^V^* Ja zrobiłam tunele i wciągnęłam sznurek.
O myjkach kuchennych też myślę, dobijam teraz zapas gąbek z mieszkania mojej mamy, bo ona wszystko kupowała na zapas i sporo zostało, ale myślę, żeby po ich wykończeniu (a zużywają się szybciej niż można by się spodziewać) przejść na coś innego niż plastik.
Ubrania też podobnie ogarnęłam, w pionie w pudełkach, wreszcie widzę, co mam, a wcześniej drugi rząd w szafie pozostawał wielką nieużywaną tajemnicą... *^w^*
I duchowo przygotowuję się do posprzątania piwnicy.........
Dziękuję! :))
UsuńPrzez pomyłkę kupiłam trzy firanki zamiast jednej i akurat się przydała. :)
Ja też jeszcze mam trzy gąbki i przechodze na myjki. Jejku, kiedyś były tylko myjki i nie było takich dylematów. :D
Bawełnę i sznurek można wygotować, tak szybko nie będą się zużywać chyba.
Tak, tak, piony mnie zachwycają nieustannie.
Trzymam kciuki za tę ostatnią prostą. Moim odgruzowywaniu też towarzyszy myśl, żeby nie zostawić syna z takim balastem.
Wszystkie dziergadełka bardzo ładne :-)
OdpowiedzUsuńCo prawda po książki Kondo jeszcze nie sięgnęłam, ale zgadzam się, że "Kiedyś oznacza nigdy" - przynajmniej w niektórych przypadkach. Na przykład kupiłam ozdobne wstążki do wykorzystania kiedyś przy zdobieniu moich matematycznych kartek i... Kurz zbierają, bo w międzyczasie zmieniła mi się koncepcja zdobienia.
Nadmiar rzeczy to chyba zmora naszych czasów, ale myślę, że do pozbycia się ich nie są potrzebne żadne poradniki, tylko chęci i pozbycie się sentymentów związanych z tymi rzeczami, a jak trudno się ich pozbyć wiem aż za dobrze.
Pomysł na siatki do ważenia świetny, tyle że może wprawić w zakłopotanie kasjerkę, jeśli towary waży się w kasie - może nie wiedzieć, jak to zważyć. Byłam niedawno świadkiem takiej sytuacji, gdy jedna z klientek winogrona przepakowała do własnych "tiulowych" eko-siateczek i kasjerka zgłupiała.
Pomysł na myjkę świetny, ale czy zanim wyschnie nie rozpuści zbyt dużo mydła? Mimo wszystko wolę gąbkę - wymieniam ją co miesiąc, a tę zużytą wykorzystuję do mycia WC, umywalki, brodzika lub... butów - oczywiście nie jedną i tą samą myję buty i armaturę.
Dziękuję! :)
UsuńW niektórych tak, ale mnie zdarzyło się niedawno wykorzystać pocztówkę, którą przechowywałam przez dziesięć lat i nad której wyrzuceniem niejeden raz się zastanawiałam. Jeżeli ma gdzie leżeć i wiem gdzie to jest, nie przeszkadza mi w niczym, to może być. Problem jest wtedy jeżeli tyle czasu musimy poświęcać rzeczom. Niepotrzebnie.
Ja poradników potrzebowałam, żeby się utwierdzić w konieczności wyrzucania. Natomiast nowością zupelną (chociaż wydawało mi się, że całkiem nieźle sobie od lat radzę w sprzątaniu) było sprzątanie kategoriami, nie szafkami. Czyli najpierw wszystkie ubrania, to ma sens, bo ja sprzątając szafkami, ubrania musiałam selekcjonować kilka razy. I organizować je też kilka razy. Podobnie książki, czy pamiątki, albo garnki. No ale nie wiem, czy mogłabym na raz tyle odgruzować. :)
Jest to kłopot. Ja na szczęście kupuję w małych sklepikach. Panie już teraz poznają moje siateczki. Ważne jest najpierw dać siatkę, określić się, że bez foliówki i dopiero wtedy powiedzieć co się chce. W przeciwnym razie, zanim powiesz, że bez torebki, już masz w niej zważone. :D
Ja dzisiaj kupiłam rrożdżówkę w pudełko i wyszłam taka zadowolona ze sklepu, jakbym oszczędziła światu tonę plastiku. :D
Zobaczę, na jak dlugo wystarcza. jeżeli za szybko, to będę wyjmować i namydlać myjkę jak gąbkę, w sumie nie muszę mydła trzymać w środku. Na razie schnie ładnie. U mnie szła jedna na tydzień i też konczyła w łazience. No ale to mimo wszystko zakup. Resztek włóczek mam pełno. Szczerze mówiąc, z włóczkami mam chyba najgorszą sytuację, jeśli chodzi o minimalizowanie - nagromadziłam wielką górę. A myjki to fajna alternatywa na te, z których na pewno nie zrobię nic do ubrania.
Na sentymenty sposób wymyśliła kiedyś moja Mama: zrób tej rzeczy zdjęcie (chodziło o zdjęcie w postaci cyfrowej) i załóż katalog w komputerze. Nie stracisz przedmiotu bezpowrotnie, ale nie będziesz musiała jej opiekować. Wiadomo, że to nie to samo, co rzecz sama w sobie, ale zawsze jakiś sposób :)
UsuńTo dobry pomysł. Można też ocalić kawałek, ja mam taki wycięty kawałek z panienskiego szlafroka mojej mamy. :))
UsuńNic tak nie odchudza majątku, jak kilkukrotne przeprowadzki (na szczęście już zakończone). Z czystego lenistwa nie chce Ci się targać tych wszystkich gratów, więc ciągle robisz selekcje dom-śmietnik i już jesteś odchudzona. PS. Dostało się nawet książkom, których kilka kartonów trafiło do bibliotek (o dziwo przyjęli):))
OdpowiedzUsuńU mnie na żadną się nie zanosi, więc musiałam się motywować inaczej. :D
UsuńMoje niechciane książeczki jakoś nie mogą znaleźć nowego miejsca, musi dziwne są. :))
A jak tak sie zastanawialam gdzie nam zginelas, a Ty sie odgruzowywalas:) Oj ja tez zaczelam to w zeszlym roku, bo dom mam duzy ale tez duzo w nim rzeczy, ktore od lat nie sa uzywane. W zeszlym roku wlasnie taki generalny przeglada zrobilam w kuchni i mam tylko te garnki i naczynia, co uzywam, reszta byla wywieziona. Teraz pora na moje bielizniarki, bo tam tez za duze wszystkiego. Z ksiazkami nie bedzie tak latwo, bo jest wiez na innym poziomie:)))) Serdecznosci:)
OdpowiedzUsuńOjejku, to nie ma konca. Ale najgorsze chyba za mną. :))
UsuńJakbym od razu była w stanie wyrzucić (wydać) dużo, to byłoby lepiej. A tak, pozbyłam się części książek, teraz dojrzałam do następnej selekcji, ale znowu muszę buszować po półkach. :))
No właśnie, z książkami nie jest łatwo. Z włóczkami też nie. :))
Pozdrawiam!!
Wyznaję zasadę, że im człowiek mniej posiada (przedmiotów materialnych), tym bardziej jest szczęśliwy. Po prostu czuję się wolna tym bardziej, im mniej mam. Wolna od zagracenia. Dojrzewałam do tego czas jakiś i czasami się zapominam, ale za to z upodobaniem wyrzucam, pozbywam się nadmiaru, choćbym miała później wyrzuconych rzeczy żałować. Bo zaaawsze te rzeczy przydałyby się właśnie dwa tygodnie po tym, jak je wyrzuciłam i w dodatku było to tak niedawno, że dobrze pamiętam, że je miałam, a wyrzuciłam. W każdym razie każda pozbyta rzecz poprawia mi samopoczucie.
OdpowiedzUsuńCel mam podobny do Twojego: żebym wiedziała, gdzie co mam i żebym nie miała rzeczy, których nie używam.
Świetne, po prostu cudowne jest to zdjęcie z pościelą i ubraniami, czy co tam jeszcze jest w tych stosach :)
Skarpetki bardzo zacne, w bardzo ładnym kolorze i z żakardem w dodatku (ja żakardu nie potrafię, nie umiem).
Uwielbiam, kiedy chmury udają góry. Też sobie je raz sfotografowałam. Na tle tych chmur leciał wtedy samolot i to wyglądało, jakbym leciał w górach :)
Bardzo mi się spodobał Twój pomysł na siatki zamiast foliówek. Chociaż u nas zrywki foliowe dostają drugie życie jako worki na śmieci. Wprawdzie oznacza to co najmniej codzienne wynoszenie śmieci, ale u nas wynosi je Mąż :):):)
Wszystkiego dobrego!
Ja też żałuję. Ale też czuję się wolna, że nie muszę nimi się opiekować całymi dniami. :))
UsuńDziękuję, w stosach jest wszystko, co mój tata miał w szafach i co z braku czasu (hihi) wylądowało w koszu na pranie. :D
O, to fajnie, że Ci się podoba. Ja dużo też widzę malutkich torebek, tych się do niczego nie użyje (na przykład widzę codziennie pana z drożdżówką i pączkiem, oba w osobnych torebkach foliowych - ja poszłam w tym roku po pączki ze swoim pudełkiem, czułam się, jakbym osobiście uratowała ze dwa wieloryby ;))))
Pozdrawiam!