"Paliłem fajkę. Taką krótką angielską fajkę. Po wypaleniu kładłem ją zawsze na popielniczce. Pipuś doszedł do przeświadczenia, że to nie ma najmniejszego sensu. Moja fajka powinna leżeć na piecu w salonie. Koniec! Niech no Pipuś zobaczył moją fajkę na popielniczce! Zanim się zdążyłem obejrzeć, już ją chwytał w dziób i ciągnął na piec. Kładł fajkę zawsze w tym samym miejscu, na gzymsie. I wracał. Siadał przede mną i patrzył mi z wymówką w oczy. – Czy ty się nigdy nie nauczysz porządku? Nie będziesz kładł twojej fai, gdzie należy? Kiedyś Pipuś siedział na stole i czyhał tylko na to, żeby porwać mi fajkę. Patrzę na niego i myślę sobie, że dobrze by było zrobić Pipusiowi figla.
Biorę więc fajkę do ręki, wstaję. Pipuś spogląda za mną jednym okiem. Idę do pieca. Pipuś już jest na piecu. Położyłem fajkę tam, gdzie ją kładł kruk, i wracam. Pipuś szalał z radości! Wrzeszczał, machał skrzydłami, przestępował z nogi na nogę, co u niego było znakiem wielkiego rozradowania. Sfrunął z pieca, siadł mi na ramieniu i swoim twardym dziobiskiem zaczął delikatnie przebierać w moich włosach. To była najwyższa Pipusina pieszczota. – Zrozumiałeś! Nareszcie zrozumiałeś! Zrozumiałeś, że tak, jak ja chcę, jest najlepiej!"
Reksio i Pucek i inne opowiadania, Jan Grabowski
W czas najgorszego odgruzowywania nie można zbyt obciążać się intelektualnie, duchowo oraz fizycznie. Najlepiej zaparzać sobie dobrej melisy z miętą, jeść czekoladę gorzką i domowe ciasteczka a w nielicznych chwilach wolnych czytać pocieszające książki i robić na drutach coś różowego.
I tym właśnie sposobem przeczytałam "Opowiadania" Jana Grabowskiego, a kiedy zabrałam się za organizowanie Czajkomężowych narzędzi, to nawet poczułam się jak ów Pipuś, którego systemu porządkowania nikt nie mógł pojąć i o którym z lekkim przekąsem (a może też z bezsilnością) mówiono Błogosławieństwo domu.
Czajkomąż zupełnie nie mógł zrozumieć, dlaczego przenoszę jego skarby z trudnodostępnej szafki w kuchni (sic!) do eleganckich, przezroczystych pojemniczków i wygodnych szufladek (uwolnionych po moim osobistym odgruzowaniu się). Błogosławieństwo było znaczeniowo bardzo daleko od użytych przez niego zwrotów i fraz, najłagodniejsza brzmiała, że mi odłączy internet i odseparuje od tych dziwacznych minimalistów. Zresztą nie miał na szczęście dużo czasu na wyrażanie swoich odczuć, bo cały czas pilnował, czy nie wyrzucam nic poza dziesięcioletnimi klejami i skruszałymi jednorazówkami.
Koniec operacji był nerwowy i nie wróżył najlepiej, zwłaszcza, że wszystko miało być posortowane i łatwoznajdywalne, a ja nie umiałam odpowiedzieć na pytanie, do jakiej kategorii przydzieliłam niezwykle cenny i kluczowy wierceniu kluczyk do wiertarki. Jako kobieta elektryk poprawnie identyfikuję ściągaczki, obcinaczki i neonówki, natomiast z innych narzędzi, mniej elektrycznych, odróżniam jedynie śrubokręt od młotka. Po powrocie ze sklepu zastałam Czajkomęża z karteczką, na której w swojej niezaprzeczalnej dobroci, mimo nadszarpniętych nerwów, naszkicował rzeczony kluczyk.
Jakim cudem skojarzyłam tę doniczkę z kluczem oczkowym, nie mam pojęcia, może mi pomógł jakiś duch od organizacji, w każdym razie kluczyk został odnaleziony w sekundę właśnie wśród kluczy oczkowych, przy okazji okazało się, że ów skarb można przyczepić do wietrarki za pomocą specjalnego uchwytu i nie ma potrzeby przechowywać go w stercie części samochodowych. Uspokojony Czajkomąż wspaniałomyślnie pozwolił nawet owe części wyrzucić, zwłaszcza że samochód od nich został przez nas sprzedany kilkanaście lat temu.
Ja tymczasem mogłam już w pełni cieszyć się opowiadaniami napisanymi z ogromnym wdziękiem przez przedwojennego matematyka. Jak wtedy pięknie pisano po polsku!
Opowiadania czytałam oczywiście, jako strasznie dawne dziecko i bardzo dobrze je wspominałam. Czułam do tej pory zapach mydlin wylewanych przez Katarzynę na podwórko i coś mi mówiło, że to były dobre opowiadania. No i pamięć mnie nie myliła. Odnalazłam ten sam humor, werwę i zapach.
Wzruszała dobroć, chociaż zwierzęta u niego cieszyły się dużą wolnością, co nieraz kończyło się różnie. Mimo wszystko jednak jest to słoneczna lektura, w sam raz na ciężki czas.
Różowe na początku to suszarka na mydlo, jako że faktycznie, mydło w myjce wymydlalo się szybciej. Żeby nie było, że robię tylko zmywaki i zerowastowe suszarki, to codziennie oczywiście zapisuję alpaką temperaturę w szaliczku. Dzisiaj prezentuje się tak:
Ze skali kolorów jestem bardzo zadowolona, szkoda mi jedynie, że fioletowego nie dałam cieplejszego - jak widać, w tym roku temperatura poniżej siedmiu stopni w dzień pojawiła się tylko raz. Szkoda, bo śliwkowy mam ładny.
Robię też jedwabną tunikę zaczętą latem. Bardzo cienka, więc ledwo mam od góry do bioder. Zaczęłam też jedwabny gruby sweterek, ale coś musiałam pomylić w liczeniu i z nerwów odłożyłam prucie, ale w końcu do niego wrócę, bo kolor jest bardzo prześliczny i jak wino.
Myślę też o szydełkowej serwetce do wielkanocnego koszyczka, jednym słowem jakoś czuję, że wraz z odgruzowaniem szaf, zwolniło mi się miejsce w głowie na nowe pomysły.
Czego i Wam życzę, dziękuję za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia! :)
Na koniec bez zakładek, bo opowiadania czytałam w ebooku, ale za to moje zorganizowane pudełka:
I jak to nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda wstążeczka z opakowania prezentu, okładka od zużytego notesu i stara kartka z życzeniami oraz guzik niewiadomodoczego.
Teraz wiem, gdzie mam biżuterię, gdzie guziki, a gdzie moje wstążki do produkcji zakładek.
Ukochane koniki Czajkomęża:
Suszarka z mydłem:
I wreszcie domowe ciasteczka z tego przepisu
Bardzo szybkie, łatwe i bardzo dobre. Ja piekłam z domowym dżemem z pigwy i pomarańczy.
Raz sprzątałam mężowi w jego narzędziowej alkowie. I to była katastrofa! Nic nie mógł znaleźć. A ja nie mogłam mu pomóc, bo nie pamiętałam, jaką logiką się kierowałam przy sprzątaniu. Ostatnią zimę przed wyjazdem poświęcił na stworzenie nowego, roboczego miejsca. Jestem pod wrażeniem, wszystko widoczne, w pojemnikach, na ścianach. I niech tak zostanie.
OdpowiedzUsuńSuszarka na mydło bardzo ładna i przede wszystkim praktyczna.
Cieszę się, że pomysły napłynęły lawiną. Teraz tylko przekuj to w realne wytwory i pokazuj .
Pozdrawiam słonecznie, ale zza smogu:)))
Dlatego przez trzydzieści ponad lat tylko dwa razy chyba się wtrąciłam i obiecywałam sobie, że już nigdy więcej, ale tym razem byłam zdeterminowana i nastawiona na sukces. :))
UsuńTeraz są fajne gadżety do organizowania.
Dziękuję. Będę ją zabierać na wakacje zamiast jeżyka plastikowego. Leciutka jest.
Mam nadzieję tak robić. Pozdrawiam nieco wiosenne - ciepło i ptaki śpiewają. :)
Jesteś Wielka, że tak długo w tym trwasz. Jak często wszystko ładnie poukładane w głowie, a potem z realizacją się zwleka. A tu proszę, twoje zdjęcia niejedną dzisiaj uniosą z kanapy i do porządkowania zasobów zachęcą. A najbardziej mnie "grzeje" twój szaliczek, wiadomo w Polsce macie cieplej, bo u nas wczoraj wypadł śnieg. Miałam w dzieciństwie książkę Grabowskiego, gdzie akurat była ilustracja, jak Katarzyna wylewa mydliny na kłębek walczących o coś psów. Jedna z najlepszych książek dzieciństwa. Życzę moc pomysłów na wszystkie półki i pudełka. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Przekroczyłam masę krytyczną i teraz to już samo się dzieje. :))
UsuńDziś bardzo ciepło, mogłoby już tak zostać.
Cieszę się, że znasz! Pozdrawiam serdecznie!
Ale piękne pudełka :-) Reksia i Pucka jakby kojarzę, ale pewna nie jestem, czy rzeczywiście czytałam, czy tylko miałam w ręku.
OdpowiedzUsuńDziękuję! To znaczy część ich urody wyprodukowała Ikea. ;))
UsuńCiepła, śmieszna no i przede wszystkim przedwojenna.
O rany! Ja wiem, jak wygląda kluczyk od wiertarki! Od razu go rozpoznałam na rysunku!... *^V^* (z wykształcenia: filolog)
OdpowiedzUsuńAle masz piękny porządek, zazdroszczę bo akurat jak mi się bardzo zachciało posprzątania wreszcie piwnicy, to mam prawą rękę w ortezie, ech... Ciekawe, czy jak w drugiej połowie marca ją zdejmę, to jeszcze pozostanie we mnie zapał do sprzątania, ech... ^^*~~
Coś takiego, bym się nie spodziewała po filologu. ;))
UsuńDziękuję, dziękuję, napawam się i mam w ogóle jakby dwa razy miejsca (no, prawie dwa razy).
Mam nadzieję, że Ci nie minie. :*
Ruszaniu mężowych rzeczy mówię moje stanowcze NIEKONIECZNIE! My chłopcy może nie zawsze utrzymujemy porządek, ale to strefa intymna i prosimy o jej uszanowanie!
OdpowiedzUsuńKażde uszanowanie ma swoje granice i jak tłuste śrubki się wysypują prosto do mojej strefy, czyli garnka z rosołem, to wtedy moje NIEKONIECZNIE jest najstanowsze i bezwarunkowe. :D
Usuń