Ale przedmioty szykowały się do walki. Zamierzały stawić opór. Moja matka szykowała się do walki.
- Co z tym wszystkim zrobisz?
Wiele osób stawia to pytanie. Nie znikniemy bez śladu. A nawet jak znikniemy, to zostaną nasze rzeczy, zakurzone barykady."
Rzeczy, których nie wyrzuciłem, Marcin Wicha
Książka o słowach i o rzeczach. O umieraniu i o życiu. Rzeczy, które zostały po zmarłej matce autora stają się pretekstem do naszkicowania jej portretu. Krótkimi, stanowczymi liniami. Metodą kolejnych przybliżeń, porównań, równoważnikami zdań. Napisana stylem jasnym, rzeczowym, bardzo charakterystycznym, który na dłuższą metę byłby męczący, ale w tym niedługim wspomnieniu bardzo dobrze się sprawdza. Bez sentymentalizmu. Z czułością.
"Rzeczy..." pożyczyła mi koleżanka i przeczytałam ją szybko. I szybko odnalazłam się w jej rzeczywistości. Książki, książki, książki, przepisy kucharskie, awantury na poczcie, warszawskie getto, komunizm, kapiące rury, Mirinda, bure zeszyty, seriale.
"Rzeczy..." są tego typu książką, że nawet jak ją się skończy, to cały czas nam się wydaje, że ją czytamy.
"Jest to także książka o mojej matce, i z tego powodu nie będzie zbyt wesoła."
Rzeczy, których nie wyrzuciłem, Marcin Wicha
Wesoła nie jest, ale nie jest przygnębiająca. Jest poruszająca.
Swoją drogą, nie widziałam chyba jeszcze okładki, na której nie zmieścił się tytuł. Ciekawe, jak skomentowałby to Marcin Wicha, który każdy szczegół potrafił zinterpretować, opatrzyć refleksją i nawet z tytułów na grzbietach książek wyciągał różne sensy i opowieści.
Zauważyłam to zresztą dopiero po wrzuceniu zdjęcia, więc chyba cały nie jest taki ważny - sami sobie dopowiemy to ucięte em, tak jak dopowiemy sobie wlasne historie, wspomnienia i własne tarki i sitka, które nie są jeszcze śmieciami.
Układamy je w barykady, organizujemy w systemy.
Mój niedawno wynaleziony system - wiązki drutów tego samego rozmiaru, spięte spinką do włosów i opatrzone numerem:
Zdecydowanie szybciej znajduję teraz odpowiedni drut,
a zaoszczędzony czas mogę przeznaczyć na dzierganie rękawa w czarnym sweterku. Jestem dopiero przy pierwszym, bo ma być długi i ma być lewymi oczkami, które, jak ogólnie wiadomo, dziergają się znacznie wolniej niż prawe. Poza tym pierwszy rękaw zawsze powstaje dłużej ze względu na częste przymierzanie. Niczym Shrek powtarzam co pięć rzędów - Daleko jeszcze? I cały czas jest dosyć daleko. Niezależnie jednak od tego, przymierzony sweterek wygląda na taki, który będzie lubił ze mną jeździć do pracy w chłodniejsze poranki wiosenne, letnie i jesienne.
Dziękuję bardzo za odwiedziny i przemiłe komentarze, dobrego dnia! :))
PS. Rzeczy zakładałam wielkimi falami, chociaż o wielkich falach w zasadzie zupelnie nie było.
Czytałam książkę Wichy na DKK. Bez spotkania klubu na pewno bym jej nie przeczytała.
OdpowiedzUsuńJest to lektura, którą o dziwo dobrze pamiętam, która zrobiła na mnie wrażenie. Chyba najbardziej wspomnieniami o matce poprzez tytuły książek.
Pozdrawiam Cię ciepło Czajko. 😘
Tak właśnie - robi wrażenie. Pewnie w dużej mierze dlatego, że to jest taka zwyczajna historia, z którą każdy się może zidentyfikować. I dlatego, że jest dużo książek. :))
UsuńMnie przygnębiły rozmowy z antykwariuszami. Makulatura, makulatura...
Pozdrawiam, Olimpio! :)
Ps. Przeczytaj sobie Ewy Markowskiej-Radziwiłowicz: Paprochy. Krótkie rozdziały o życiu w minionej epoce, o rodzinie, o marzeniach, ludziach. Niby nic, a robi wrażenie.
OdpowiedzUsuńPoszukam, dzięki! :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKsiążkę zapisuję na listę lektur wakacyjnych, fajnie zobaczyć inny tytuł niż te *najnowsze i ...musisz przeczytać*.
OdpowiedzUsuńFajny sposób przechowywania drutów. Ja swoje trzymam w dużym pudełku, a każdy rozmiar jest opisany w plastikowej zamykanej torebce, dodatkowo mam je podzielone na długość 30 i 40 cm razem oraz te 60,80 w drugiej.
Pozdrawiam
Tak, trochę niszowe. :)
UsuńU mnie się sprawdza, a próbowałam różnych, najgorsze dla mnie było odkładanie na miejsce i szukanie rozmiaru. Tu się łatwo wpina i łatwo wyjmuje. W torebkach trzymam krótkie, ale może faktycznie powinnam im znaleźć zunifikowane torebki. :)
Pozdrawiam!
Ostatnio gościliśmy u przyjaciół na Podlasiu. W tym samym czasie przyjechał do nich kumpel ze Śląska z rzeczami po jakiejś zmarłej ciotce. I tak właśnie staliśmy się posiadaczami starożytnego włocławka i kilku innych gadżetów z historią w tle:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, po całej Polsce trzeba rozwozić. Ale chociaż starożytny. Też bym miała trochę starożytnych peereli, ale kiedyś myślałam, że to stare. :)
UsuńIwona zaraziła się zbieractwem (zaczęła od ptaków z czegokolwiek) i każdej niedzieli drepczemy dzielnie po lokalnym flumarku. Zaczynam się niestety obawiać, że nasze mieszkanie zacznie przypominać wysypisko śmieci. Fajnych, ale jednak śmieci:)))
UsuńKsiążka akurat świeżo czytana po świetach,to jeszcze w pamięci bardzo dużo rozważań pozostawiła po sobie. Nie jest to literatura "lekka", bo ciagle nasuwa sie myśl, że gdzieś ta meta na nas czeka... A z drugiej strony, chodzę po domu, i patrzę na różne przedmioty i myślę, jak tu trochę ich ilość zmniejszać. Wstyd mi przyznać się, ale w drutach mam całkowity chaos, ale jakoś zawsze znajdę te odpowiednie, bo akurat z ilością drutów nie przesadziłam. Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTak, wzbudza refleksje.
UsuńSprawiają nam radość, więc niektórych nie da się zmniejszyć. Mnie się wydaje, że też nie przesadziłam, każdej pary używałam, ale to szukanie mnie okropnie męczyło. :)
Pozdrawiam gorąco!
Zaciekawiona opisem życia w minionej epoce, już się ustawiłam po nią w bibliotecznej kolejce. Mam nadzieję, że zdąży wrócić zanim skończę buszować w zbożu.
OdpowiedzUsuńEch, w zbożu to się szybko buszuje. :))
UsuńJak sobie przypomnę sprzątanie mieszkania po rodzicach... Ojca rzeczy były w jednym pokoju, kiedy zmarł w 2016 roku sprzątanie zajęło nam kilka godzin. Po mamie sprzątałam trzypokojowe mieszkanie, przez kilka miesięcy... No, ale co się dziwić, skoro miała na przykład 51 par spodni albo 30 kokilek do barszczu z kilku kompletów zastawy! Gromadzimy miliony rzeczy, a potem ktoś to musi posprzątać, ech...
OdpowiedzUsuńBardzo mądry system przechowywania drutów! *^v^* Ja mam ich mniej i każdy siedzi w foliowej torebce, w którą włożył go producent, a wszystkie torebki w dużej kosmetyczce. Inaczej byłby węzeł gordyjski! ^^*~~
To prawda. Najgorsze jest to, że pojęcie skarb i śmieć, to pojęcie bardzo względne. Z niektórymi naszymi skarbami powinniśmy się rozwiewać po prostu, jak mgiełka na polach.
UsuńNo tak, kiedy ja na to wpadłam, to już folijki miałam wyrzucone do śmieci. :))
Książka chodzi za mną od kiedy się ukazała. Czytałąm o niej same dobre komentarze. Jednak ze względu właśnie na wagę treści omijałam ją. Po twoim wpisie wiem, że muszę ją sobie kupić papierową. i wtedy przeczytam.
OdpowiedzUsuńdruty trzymam w opakowaniu na płyty CD. Każdy rozmiar w innej koszulce. Tak jak pisałaś, moim problemem jest odkładanie natychmiastowe po użyciu. Chyba jestem bałąganiarą:)))
Ojej, dziwnie Twoje komentarze wpakowano do moderacji!
UsuńOna na e-book też się nadaje. :)
Właśnie, właśnie, dlatego u mnie koszulki nie przetrwały długo. A nawet miałam chyba segregatorek do nich. Ech tam, zaraz bałaganiarą. Jeżeli coś wymaga trudu, to każdy unika. Dlatego ja dążę do upraszczania. Wtedy łatwiej mi odkładać na miejsce. Łatwiej, czyli nie zawsze. Prawie zawsze. :))))