niedziela, 21 lipca 2019

Spodek i siatka

"Maszeńka siadła sobie w kątku białej izby, potoczyła soczyste jabłuszko po srebrnym spodeczku i śpiewnie zawodzi:
Tocz się, tocz, jabłuszko soczyste
po srebrnym spodeczku!
Pokaż mi miasta i lasy, pola i łąki, i jeziora;
pokaż mi góry wysokie i morza głębokie
- pokaż mi całą ojczystą piękną Ruś!
I oto nagle rozległ się dźwięk srebrzystego dzwonu, cała izba zalała się światłem: jabłuszko potoczyło się po spodeczku - soczyste po srebrnym:

A na spodeczku widać wielkie miasta, kwieciste łąki; ludzi, którzy pracują na polach, okręty pływające po morzach; i góry wysokie, i morza głębokie, lazurowe niebo: jasne słonko toczące się za srebrnym księżycem, gwiazdy płynące lśniącym korowodem, białe łabędzie w zatokach rzewne pieśni śpiewające..."
Baśnie rosyjskie, Źródło: A. N. Afanasjew


Tak się złożyło, że w maju byłam na pogrzebie jedynej cioci ze strony mojego taty, o której zawsze mówiło się ciocia z Uniejowa. I kiedy wróciłam, sięgnęłam po bajki, bo bajki są dobre na smutek.
Usiadłam w swoim kąciku, potoczyłam jabłuszko po spodeczku swojej pamięci i przywołałam czasy, kiedy to byłam bardzo małą Czajeczką na moście w Uniejowie.


Ile tam minęło moich słonecznych wakacji, ile razy poznawałam ich koniec po czerwieniejących jarzębinach. Tu pierwszy raz (i chyba ostatni) objadłam się zielonego agrestu, tu przeczytałam pierwsze Agathy Christie wyciągnięte ze starej toaletki, tu z radia dowiedziałam się, że umarł Elvis.
Tu prawie okiełznałam poniemiecki rower dziadka, jadąc pędem pochyłą drogą wprost w stronę zamku. Tu widziałam najszybciej zagniatany makaron na świecie i jadłam najlepsze rosoły.
Rozrywki wtedy nie były zbyt wyrafinowane (poniżej z mamą zaprzyjaźniamy się z podwórkowym pieskiem).


Ale nigdy żadna Nutella nie smakowała tak, jak wtedy chleb z masłem i cukrem. Patrzę teraz na to biedne podwórko i sobie myślę, że nie to było ważne w moich rajach utraconych i nie to pamiętam.
Pamiętam za to gruszę na miedzy, szelest maku w makówkach, żółte kurczęta zagubione w wysokiej trawie, starą makatkę z łabędziami pływającymi po jeziorze, krowy, które wracały o dziewiętnastej z pastwiska nad Wartą, drewniane łóżka z puchowymi pierzynami.
I pamiętam, że zawsze tam było dla nas miejsce i zawsze był dla nas czas.

Bajeczki snują się gładko, mają wątki stare, mają nowe, jest w nich Baba Jaga, jest Kościej, jest Wasylisa, jest wszystko co potrzeba. Są też bardzo rosyjskie obrazki z carewiczami, sokołami i smokami. I dobrze, bo w baśniach obrazki muszą być. Zapadają w nas i potem już zostają, jak te łabędzie ze starej makatki u cioci z Uniejowa.

Takie były moje powroty do przeszłości w maju, natomiast teraz skończyłam właśnie na drutach torbę i okazało się, że ona też jest takim małym powrotem. Wyciągnęłam z pudełka zdjęcie. Wczesne lata siedemdziesiąte.


Jestem na nim ubrana w swoją komunijną sukienkę, obowiązkowe podkolanówki, przyciężkie buty. Mam fontaź w grochy i granatowe kokardy. Na lewej ręce mam przewieszony żakiecik i trzymam foliówkę ze śmieciami (od młodych lat byłam nauczona śmieci nosić aż do najbliższego spotkanego kosza czy śmietnika). W tle widać Pałac Kultury, bo to wycieczka z tatą do stolicy. Natomiast w prawej trzymam siatkę z niezidentyfikowaną zawartością, być może jest to kurtka taty. No i właśnie, proszę bardzo - siatki wróciły i są wśród nas bardzo licznie. Sa w różnych kolorach i niezwykle trendy.







Wzór rozdawała na początku lipca Ala Konturek. Zrobiłam siatkę z trzech motków bawełny Paris na drutach nr 7 i 3,5. Nie było łatwo, wzór siatki wymaga skupienia i precyzji w manewrowaniu drutami, w dodatku wyobraziłam sobie, jak siatka jest robiona i gdzie ma boki, a gdzie rączki, co okazało się zupełnie błędne. Siatka miała wszystko gdzie indziej, na szczęście w wzorze Ala napisała, co trzeba robić po kolei, i że może być trudno, ale będzie łatwiej, no i dzięki temu dotarłam do końca i mam.
Swoją siatkę. Eko Torbę. Siatkę na zakupy PRL Paryżanka Zero Waste.

Czego i Wam życzę, dziękuję bardzo za odwiedziny, za przemiłe komentarze. Dobrego dnia! :)

PS. I tak sobie myślę, jaka to prorocza bajeczka o Maszeńce - teraz każdy ma swój spodeczek i patrzy w niego w tramwaju, czy na przejściu dla pieszych, czy w górach, czy na obiedzie. Niektórzy nawet mają na nim jabłuszko. Tylko nie mówi się już na niego spodeczek ale smartfon.

16 komentarzy:

  1. do.PS. I dla mało kogo spoglądanie w spodeczek jest cudem i zadziwieniem.

    Torba bardzo OK, ale gdy wyobraziłam sobie, że ktoś ją wykonuje, to się zmęczyłam. Idę odpocząć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przywykamy do cudów. Ja nieraz próbuję sobie wyobrazić moją reakcję, gdyby mnie tak przenieść z lat siedemdziesiątych w dzisiejsze. :)))
      Nie robi się jej długo, tylko narzuty niewygodne w przerabianie. No i bonus - nauczyłam się szydełkowego nabierania oczek. :))

      Usuń
  2. Wspaniale sa takie wspomienia. Torba wyszla Ci rewelacyjnie. Ja wlasnie wydrukowalam sobie z Piterest wzor na taka torbe ale robiona szydelkiem. Efekt koncowy wydaje sie byc podobny do tej robionej przez Ciebie. Bede tez musiala kilka zrobic bo moja corcia krzyczy jak plastiki do domu wnosze :))) Chociaz sma tez staram sie byc w miare eco. Milego tygodnia Moniko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nasze centrum. :))
      Dziękuję! Chociaż osobiście wobec Drops Paris mam mieszane uczucia - szybko się mechaci i traci na wyglądzie. No ale torba w sumie. Można zrobić kolejną. :)
      Ma rację, skoro mamy możliwość sami i w dodatku z domowych zapasów, to trzeba.
      Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!!

      Usuń
  3. Do dodatku Agniechy do PS. Mimo, że można w tym spodeczku/smartfonie zobaczyć wszystkie cuda i dziwy.
    Czajko - co trochę wyciągasz jakieś książki..., jakieś zdjęcia.... które "serce trącą i sercem zatrzęsą" (jak to napisał Gałczyński). Prawie identyczne biedne podwórko jest częścią i mojego raju utraconego ... I pies też był :).
    A siatkę oczywiście miałam, były ze sznurków ale też z nylonowych żyłek, pamiętasz takie ?;)
    I też lubię wracać do bajek :).
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))
      Tak, pamiętam - niektóre miały też takie plastikowe rurki. W sumie trochę dziwnie, że one wróciły - ogonki od jabłek zahaczają o oczka. ;))
      Bo bajki nie dość że piękne, to jeszcze prawdziwe są. :))
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Jaki piękny sentymentalny wpis...

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzuciłaś mnie tym swoim postem w moje dzieciństwo. Przypomniałam sobie jaką sukienkę miałam "do komunii" - tak u nas mówiło się, czy jak smakowała pajda czarnego chleba, albo zielone niedojrzałe jabłka. I potrafiliśmy być szczęśliwi...
    Co do siatki, to ambitnie zabrałaś się do trudnego projektu, bo szydełkiem wydziergać siateczkę jest o wiele łatwiej, ale jak wiadomo nie chadzasz prostymi drogami. A podsumowując, to twój post bardzo mnie ucieszył. Pozdrawiam srdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, u nas też tak się mówiło. :))
      Wczoraj zabrałam ją na zakupy i muszę przyznać, że bardzo dobrze się spisuje.
      Dziękuje bardzo, Honoratko i pozdrawiam serdecznie!!

      Usuń
  6. Bardzo się wzruszyłem czytając te wspomnienia o mojej mamie i domu rodzinnym. Pozdrawiam serdecznie z łezką w oku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że tu zajrzałeś. Myślę o Was często, te wspomnienia - nie mogło ich tu nie być. Pozdrawiam gorąco i serdecznie!

      Usuń
  7. Żeby jeszcze ten spodeczek współczesny pokazywał zdjęcia z przeszłości, ech... Myślę, że wiele z nas ma swój Uniejów - ja mam Pomiechówek, gdzie spędzałam wakacje u kuzynów, pamiętam chleb maczany w wodzie i cukrze albo z masłem i solą, pamiętam ogórki zrywane w szklarni, i pamiętam, jak się sama nauczyłam jeździć na dużym rowerze wuja, na podwórku! *^v^*
    Siatka z siatki bardzo fajna! Gdyby nie to, że mam sporo toreb z materiału, też bym sobie taką machnęła ale na razie nie chcę mnożyć bytów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też czasem żałuję, że nie było Intagramu od zawsze. :))
      Tak, właśnie - każdy ma swój Uniejów i to jest bardzo piękne.
      zawsze jak czytam wspomnienia, uderza mnie to, że najpiękniej i najżarliwiej opisywane są właśnie lata dzieciństwa. :))
      dziękuję! I zdała egzamin na misji - dużo mieści i łatwo sie do niej pakuje.

      Usuń
  8. Moje dzieciństwo to wieś pod Piłą. Co za czasy! Wszystkie dzieci rodzeństa mojej mamy i ja z siostrą całe wakacje tam spędzaliśmy. Początkowo byłam tą najmłodszą, więc zrzucano na mnie wiele obowiązków. Z czasem znalazłam się w środku i było lepiej:))
    Torba wyszła super, zwłaszcza, że kolor ma inny od oglądanych wszędzie w internecie. Ja, na razie jak Bradhelt mam materiałowe. Może kiedyś dorobię się ręcznie robionej:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tak - to były piękne czasy. I jakie zgrzebne. Ja w kółko obierałam kartofle - jakoś zawsze dużo ich było potrzeba. :))
      Dziękuję! Jestem dumna, bo to z resztek. Torba się dosyć szybko robi. Trochę niewygodnie, ale szybko. :)))

      Usuń

Dziękuję za komentarz