piątek, 8 maja 2020

Chleby, rudziki i ogrody

"Z początku wszystkie dni były dla Mary Lennox podobne do siebie. Co rano budziła się w swoim pokoju, obitym tkaninami, i zawsze spostrzegała Martę rozniecającą ogień, co rano zjadała śniadanie, ale ani odmiany żadnej, ani nic zabawnego w tym nie było. Po śniadaniu wyglądała oknem na rozległe wrzosowisko, które zdawało się ciągnąć w nieskończoność, a patrząc tak, przychodziła z wolna do wniosku, że jeśli nie wyjdzie na dwór, to będzie musiała siedzieć w swym pokoju i nic nie robić. To ją skłaniało do wyjścia."
Tajemniczy ogród, Frances Hodgson Burnett


Wiadomo, co było dalej, Mary biegała po ogrodzie, skakała przez skakankę, w końcu nabrała sił i rumieńców - polubiła nawet owsiankę.
Książka mojego dzieciństwa, jesteśmy w podobnym wieku i mamy równie podniszczone okładki. Poza owsianką jest w niej Tajemniczy ogród i wiosna i nowe narodziny, jest nadzieja i są powroty z różnych mroków.
Dobrze sobie poczytać, za oknem też wiosna, pod ręką kawa w kubku z rudzikiem (nie wiem czemu rudzik stał się polskim gilem), a na drutach energetyczna alpaka.
Nie mam tylko skakanki, chociaż właściwie mogłabym, bo teraz skakanki są sportowe i fitness, nie tylko dla małych dziewczynek jak dawno, dawno temu.

Jak już skończę osiem godzin home office, w którym jestem bez zmian, idę do swojego pokoju i zajmuję się nie skakaniem, ale innymi rzeczami, które w sumie są równie wesołe i pożyteczne.
Robię poranne promienie, a właściwie zrobiłam, myślę jedynie o dorobieniu pomponików, bo jak wiadomo - pomponiki są fajne i dobre.




Chusta na razie trafiła do pudła z rzeczami na zimę, ale zanim ją w nim zamknęłam, przymierzyłam - jest bardzo lejąca, otulająca i ciepła. Trochę też gryzie, ale trudno, chuście jestem w stanie gryzienie wybaczyć. Jest też spora. Ma trochę chude i długie ogony, ale można się nimi omotać, więc liczą się jako plus.

Zaczęłam robić etui na telefon z alpaki podwójnym żakardem, więc robię powoli, ale telefon jest znacznie mniejszy niż taki telewizor na przykład, więc mam nadzieję, że niedługo skończę.



Też gryzie, ale w etui to w ogóle mi nie przeszkadza.
No i w ramach ogólnoświatowej izolacji, zabrałam się za wypiekanie chleba. Samodzielne pieczenie chleba przyszło mi na myśl mniej więcej dwa lata temu, kiedy to gospodyni w Karkonoszach obdarowała nas samodzielnie upieczonym chlebem i adresem dobrego młyna. Chleb wyglądał tak niewinnie, jakby każdy mógł go upiec, nawet ja.
Od razu zadzwoniłam do młyna, kupiłam mąkę, pobiegłam do sklepu gospodarstwa, kupiłam foremki i w zasadzie na tym moja przygoda z chlebem się skończyła. A właściwie odłożyła się na później, bo teraz myśl odżyła. Zaczęłam jednak nie od zakupów, ale od filmików instruktażowych na Youtube. Teoretycznie nauczyłam się hodowania zakwasu, zaczyniania ciasta, przekładania ciasta do foremek i psikania na niego wodą. I dopiero wtedy poleciałam na zakupy, kompromitujące szczegóły pominę, w każdym razie mam nowe foremki, dwie książki o fermentacji w paczkomacie, jedną o książkę chlebie w planach, słoiki na mąkę i mąkę samą. Lniane ściereczki. Drewniane łyżki.

No i zaczęłam zajęcia praktyczne. Mój zakwas ma już imię (prawie), swoje stanowisko koło czajnika, gdzie Czajkomąż od czasu do czasu gotuje wodę nie na herbatę, ale na ocieplenie, ma swoją ściereczkę, słoik i łyżkę drewnianą. Na początku wyglądał bardzo niepozornie


Ale karmiony i mieszany z sercem i poświęceniem (pierwsze mieszanie wypadło o pierwszej w nocy - wstałam), powoli nabiera mocy


Pierwszy chleb żytni nie urósł właściwie wcale, ale upiekł się i w smaku był lepszy od niejednego kupionego w sklepie.


Drugi właśnie dopieka się w piekarniku, urósł niewiele więcej, ale zapach to zapach wszystkich piekarni latem. Bo tylko latem jechałam na wakacje w zapadłe wioski, i w takich właśnie wioskach tak pachniał chleb.
Mam nadzieje ogromne, dużo entuzjazmu i różne mąki w planach. :)
W serialach pojawiła się nowość, czyli  Kochane kłopoty polecone przez Hannah - wciągnęłam się, jestem już gładko w trzecim sezonie:


Poza tym, jak to w izolacji, trochę śpię, trochę piekę dobre ciasta, mało patrzę przez okno. A za oknem wiosna. I tego Wam wszystkim życzę, dobrego dnia! :)

Ps. Tajemniczy ogród zakładałam ogrodem, bo jakżeby inaczej:


Dziękuję wszystkim za wizyty i za przemiłe komentarze! :)

33 komentarze:

  1. Uwielbiam Kochane kłopoty i Tajemniczy ogród. Na fali seriali możesz też zerknąć na Parenthood o rodzinie Bravemanów - serial z 2010r. Ech, chyba dzisiaj znowu wrócę do tego serialu.

    Pozdrawiam serdecznie.

    Ps. Czajko, a gdzie się podziały nowe oceny na Biblionetce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za polecanki :)
      No właśnie zapominam wchodzić na Biblionetkę. Muszę się poprawić!
      Pozdrawiam, Kasiu :)

      Usuń
  2. Mam ten sam "Tajemniczy ogród"!
    Była to jedna z pierwszych przeczytanych przeze mnie książek i pierwsza, która zachęciła mnie do grzebania w ziemi. Kiedy Mary Lennox oczyszczała ziemię wokół biednych kiełków, to zaczęłam robić to samo w ogrodzie mojej Mamy. I tak mi zostało, z przerwami na inne kawałki życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był duży nakład :)
      Ja, może to dlatego ja nie za bardzo lubię w ziemi dłubać, bo moją pierwszą samodzielnie przeczytaną książką był Kubuś Puchatek. Lubię siedzieć nad strumykiem z czymś słodkim do jedzenia. :)

      Usuń
    2. No popatrz. Kubusia Puchatka przeczytałam dopiero w latach studenckich. Życie moje zostało więc zdeformowane brakiem przyswojenia tej jakże ważnej lektury w odpowiednim wieku. :-D

      Usuń
  3. Bardzo lubiłam tę książkę! Ogród był taki tajemniczy, czytałam ją siedząc na jabłonce w ogródku u babci, a nie był on niestety taki duży i tajemniczy, a szkoda... *^v^*
    Podziwiam Twoje profesjonalne podejście do chleba!!! Ja jestem totalnym ignorantem, zakwas robię ot tak na oko, ćwierć szklanki mąki żytniej, ćwierć szklanki ciepłej wody, wymieszać, zostawić. Nie mieszam po nocy, nie odmierzam wagowo, nie pozbywam się części... *^w^* Może powinnam, hm?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja też jestem ignorantem. Nie odmierzam mąki do zakwasu, sypię na oko, wodę też leję na oko, mieszam łyżką pierwszą z brzegu (ale czystą :) ). Natomiast składniki do zaczynu i do chleba odmierzam. Wstawać nad ranem zdarzyło mi się kilka razy w życiu i to wyłącznie dlatego, że inaczej nie byłoby w domu chleba i nad ranem piekłam.

      Usuń
    2. Omatko, chciałabym już być taką ignorantką jak Ty! Mam nadzieję, że mnie to czeka, na razie jestem uważną neofitką. Godziny karmienia i mieszania już mu przestawilam i wypadają teraz o cywilizowanych porach.
      Z tym pozbywaniem się - zajrzałam do książki o fermentacji i okazało się, że są całe stronnictwa wręcz kultury pozbywania i niepozbywania. Ja należę do tej drugiej, bo nie umiem się pozbywać. :)

      Usuń
    3. paninadpolami, na etapie pieczenia chleba to ja też wszystko odmierzam dokładnie, to oczywiste!
      Czajko, trafiam na Sieci na pomysły, co zrobić z tym odrzuconym zakwasem, jakieś placki z ziołami i inne, ale ja też nie umiem się pozbywać, szczególnie jedzenia, a nie chce mi się codziennie kombinować, co zrobić z resztką zakwasu... Żyje sobie szczęśliwy w słoiku, dokarmiam czasami mniejszą ilością mąki i wody, czasami większą, i wybieram, ile mi potrzeba do chleba, a jak przez moment miałam dwa słoje do pełna, to oddałam drugi przyjaciółce! ^^*~~

      Usuń
    4. Można do lodówki, a ja zaraz smażę naleśniki na zakwasie. Zobaczymy co to wyjdzie :)
      Dla mnie chyba też na dwie osoby byłoby za dużo chleba.

      Usuń
    5. Można do lodówki i uśpić, ale tak codziennie odkładać porcję do lodówki?... To tam miejsca zabraknie! ^^*~~ Jak nie piekę przez dwa dni to dokarmiam minimalną ilością, jak mam piec to większą. U mnie też są dwie osoby a piekę chleby co dwa, trzy dni, jakoś nie mam resztek na bułkę tartą... *^W^*

      Usuń
    6. Przyłączę się z boczku do dyskusji specjalistek. U mnie w domu wypiekiem chleba z zakwasu czy czegokolwiek innego zajmuje się mój Latający. On jest z opcji wyrzucaczy nadmiaru zaczynu, ale ogólnie to jest z tych, których strasznie gryzie sumienie, gdy jedzenie się marnuje. Ostatnio więc znalazł przepis na internecie i z tego nadmiaru, tylko dodał jakiś ziarek i przypraw, usmażył na patelni takiego jakby podpłomyka. Pycha było, chociaż tłuste, bo dużo mu się oliwy chlusło.

      Usuń
    7. Wczoraj smażyłam naleśniki na zakwasie dobre. :)

      Usuń
  4. Ach, Tajemniczy ogród... nigdy mi nie przejdzie pragnienie, żeby kiedyś taki odnaleźć, a książkę czytałam przecież dawno. I film bardzo mi się podobał, i muzyka do filmu.
    Napiszę to, co Brahdelt - podziwiam profesjonalizm w zakresie przygotowania do pieczenia chleba. Pamiętam, że mój pierwszy na zakwasie był cały żytni 2000 i też nie wyrósł, ale Mąż był zachwycony smakiem. Potem odwiedziłam moją wszystko potrafiącą Mamę, raz upiekłam chleb wspólnie z Nią, wysłuchawszy w międzyczasie istotnych wskazówek i od tej pory (a minęło ładnych parę lat) chleb wychodzi pięknie. Mogę nie mieć racji, bo już trochę wpadłam w rutynę z tym chlebem, ale jeśli pieczesz czysto żytni, spróbuj dodać trochę mąki pszennej, oczywiście do samego chleba, nie do zakwasu ani zaczynu, jeśli robisz zaczyn. Wydaje mi się, że wtedy może lepiej podrosnąć na takim młodym zakwasie. Najcięższy wychodzi mi zawsze chleb z samej żytniej 2000, nawet dodatek żytniej 720 (moja ulubiona) sporo zmienia. A im starszy będzie zakwas, tym teoretycznie lepiej będzie rósł i on i chleb. W każdym razie życzę powodzenia!
    No i podziwiam za panowanie nad tą plątaniną, którą masz na drutach. Żakard jakikolwiek omijam szerokim łukiem :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja babcia zajmowała się pieczeniem chleba, ale kiedy żyła, to byłam przekonana, że chleb piecze się tylko wtedy, kiedy nie ma sklepu. No ale w tamtych czasach było sporo małych piekarni z naprawdę dobrym chlebem. Nigdy więc babci o chleb nie pytałam.
      Ja się nie zrażam, wiem że zakwas młodziutki, faktycznie mogłam zacząć od łatwiejszego, ale jakoś urzekły mnie filmiki Tomka Łacha i za jego przepisem poszłam.
      W drugim chlebie mam 720 i 2000 - jest wyższy i też bardzo dobry.
      Teraz spróbuję mieszany pszenno żytni z małym dodatkiem drożdży.
      Dziękuję!
      Żakard nie jest taki trudny - ja się uczyłam od Intensywnie Kreatywnej :)

      Usuń
  5. Kochane kłopoty to bardzo fajny serial. A jak skończysz to bardzo polecam Ci 'Marvelous Mrs Maisel', Ci sami twórcy, takie same szybkie dialogi tylko jakby bardziej 'dla dorosłych'. Plus lata 50te w Nowym Yorku, ah te kostiumy!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Dzięki, zapiszę sobie. Lata 50 - to może być pięknie. :)

      Usuń
  6. "Tajemniczy ogród", co to była za książka! Ile w niej magii, tajemniczości, którą do tej pory bardzo lubię.
    Chleb pieczemy sami od naszego wyjazdu do Niemiec. Ale my to dopiero jesteśmy ignorantami, bo pieczemy w maszynie do chleba na drożdżach. Wszystko wrzucamy do maszyny wieczorem, nastawiamy na konkretną godzinę i rano budzi nas zapach świeżutkiego chleba. Tutaj mąka żytnia nie dość, że jest piekielnie droga, to jest dużo cięższa i dajemy jej mniej. Pieczemy chleb mieszany pszenno-żytni.
    Kiedy oglądałam chustę u Kreatywnej nie przypadł mi do gustu. Twoja kolorystyka bardzo mi się podoba.
    A o serialu nie słyszałam. Jest na Netflixie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się bardzo podoba ta przemiana Mary, bo ja uwielbiam wszystkie przemiany (na lepsze oczywiście).
      Ech tam, jesteście po prostu piekarzami z technologią. :) U mnie w Zgierzu, w moim pobliżu właśnie podobnie jak w Niemczech - jeden chleb bardzo dobry, ale tylko jeden. A ja tak mam chęć na ziarenka, różne mąki, razowce i takie ekstrawagancje :)
      Ja też mam w planie właśnie różne mieszanki, mam mąkę orkiszową, mam też kaszę gryczaną i płatki owsiane, które można przerobić na mąkę (w Thermomiksie to też jest fajne, że nie muszę kupować tych wszystkich mąk). Przepisów i konfiguracji jest cała masa, mam nadzieję nie ustać w poszukiwaniach swoich ulubionych chlebów.
      Dziękuję bardzo!
      Tak, wszystkie sezony na Netfixie. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. Żytni też mi kiedyś nie urósł, ale smakował dobrze.
    Ja nieco zwolniłam z robótkami, bo wiosna wzywa w plenery...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekam aż zakwas się wzmocni, a mimo że plenerów za bardzo nie używam, to czasem mniej dziergam :)

      Usuń
  8. "Panno Mary kapryśnico..." - już nie pamiętam, czy to z powodu tego wersu (swego czasu ojciec mówił na mnie Mary, czego nie znosiłam), czy z jakiegoś innego (jako piątoklasitka leżałam w szpitalu i prawie dorosła kuzynka przyniosła mi tam tę książkę), moje pierwsze podejście do "Tajemniczego ogrodu" było nieudane i przez długi czas nie chciałam o tym tytule słyszeć. Było tak do momentu, w którym mój siostrzeniec został uczniem piątej klasie, a że w ramach nadrabiania szkolnych zaległości czytam wszystkie lektury, jakie omawiają w szkole dzieci mojej siostry, to sięgnęłam i po tę i... bardzo miło się nią rozczarowałam i to do tego stopnia, że przeczytałam ją jeszcze raz, gdy była lekturą mojej siostrzenicy. Teraz lubię ją tak samo jak "Kochane kłopoty", które kiedyś namiętnie oglądałam starając się nie przegapić żadnego odcinka.

    To Thermomix chlebka nie piecze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, książka jednak musi mieć swój moment (nie oznacza to, że każda się doczeka), ja miałam dwa podejścia do Ani z Zielonego Wzgórza. Pierwszy raz zaczęłam po prostu za wcześnie i nie mogłam się przebić przez ten ozdobny język. Jak się cieszyłam, kiedy dałam Ani drugą szansę - na szczęście byłam jeszcze wczesną nastolatką.

      Piecze, to znaczy piec to on w ogóle nie piecze, ale wyrabia. Wczoraj właśnie z nim piekłam chleb mieszany. Umie też robić zakwas, ale szczerze mówiąc, robienie w nim zakwasu to trochę przerost formy nad treścią.
      Chleby żytnie (raptem dwa do tej pory) robiłam ręcznie, bo je się tylko miesza łyżką.

      Usuń
  9. Też czasami mam ochotę na powtórkę książek z dzieciństwa, ale zawsze ileś tam jeszcze "nieczytanych" czeka w kolejce, i tak odchodzę od zamiarów. Chusta duża jest w sam raz do owinięcia się przy zmiennej wiosennej aurze. U nas w mieszkaniu jest okropnie zimno i ciagle chce się w coś zawinąć. A w produkcji cjleba, to już jesteś mistrzem w porównaniu ze mną. Gdy kończą się nam chlebowe zapasy ze sklepu, to wrzucam do misy mieszankę mąki pszennej zwykłej i gruboziarnistej, łyżeczkę proszku do pieczenia, wlewam kefir, zagniatam ciasto i piekę takie coś, co u nas zjada się bardzo szybko. ( i nawet nazywamy to chlebem). Pozdrawiam serdecznie i życze radości z odkrywania nowych smaków chlebowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi było szkoda czasu, ale na pocieszenie są najlepsze. No i kiedy się pocieszać, jak nie teraz?
      U mnie z kolei jest cały rok zbyt ciepło, mam zawsze bluzki z krótkim rękawem i wiskozowe spodnie. No i koca nie mogę używać do czytania, ale trudno.
      Takie coś też się nazywa chlebem z kefirem. W ogóle takie własny wypiek prosto z pieca jest zawsze najlepszy :)
      Dziękuję i pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  10. Piekna ksiazka, nostalgiczne wspomienia dziecinstwa dla mnie :) Chlebek tez zaczelam wypiekac i jest coraz lepiej, pierwszy by strasznie twardy, ale juz teraz smakuje i ladnie rosnie. Podobno im dluzej masz tez zakwas i dokarmiasz , to chleb coraz lepszy wychodzi, takze nie mozna zniechecac sie pierwszymi niepowodzeniami:) Cudna ta chuste zrobilas:) Pozdrawiam Moniko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od początku właśnie nastawiałam się na proces pieczenia, więc byłam przygotowana na niewyrastanie. To prawda, zakwas z czasem nabiera sił, dlatego jest tak cenny. Dla mnie najlepszą miarą jest mój mąż, który nie jest z charakteru dyplomatyczny. Widzę jednak, że szykuje sobie kanapki z mojego chleba, więc nie jest źle. Dzisiaj nowy przepis i już zaczyn się w misce zaczynia. :)
      Dziękuję bardzo! Pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  11. Nawet najmniej wyrośnięty domowy chlebek jest pyszniejszy od sklepowego :) A zapach w domu - obłędny! Trzymam kciuki za dalsze wypieki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda! Na szczęście te moje niewyrośnięte smakują całkiem nieźle. Czajkomąż pyta, czy na urlop upiekę :)
      Dzięki i pozdrawiam!

      Usuń
  12. Mam takusieńki "Tajemniczy ogród"! Natomiast "Małą księżniczkę" postanowiłam jednak kupić nową, bo egzemplarz z domu rodzinnego się sypie i boję się, że nie przetrwa kolejnego pokolenia czytelniczek. Za to zupełnie nieoczekiwanie odkryłam coś z brytyjskiej klasyki, co z tajemniczych powodów mnie w dzieciństwie ominęło, mianowicie "Zaczarowane baletki". Trafiłam na ten tytuł szukając czegoś o balecie, bo moja córka, jak wiele małych dziewczynek, uwielbia balet (a w dobie pandemii to w ogóle oglądamy różne balety na okrągło, a ona tańczy...). Okazało się, że córka jest troszkę jeszcze na to za mała i nie wszystko rozumie, ale i tak domagała się czytania codziennie kolejnych rozdziałów. natomiast ja nie jestem ani za mała, ani za duża i bardzo mi się spodobało. ;) Aha, wbrew tytułowi, nie ma tam żadnych zaczarowanych baletek, ani w ogóle żadnych czarów. Teraz muszę obejrzeć film!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D
      O Zaczarowanych baletkach słyszałam - chyba czytałam nawet - w mojej ulubionej komedii romantycznej "Masz wiadomość", której akcja toczy się w księgarni :)

      Usuń
    2. Tak! Przeczytałam o tym na blogu "Mały pokój z książkami" i zaraz obejrzałam. Chyba widziałam już kiedyś ten film, ale prawie nic z niego nie pamiętałam, zaskoczyło mnie, jaki jest sympatyczny, ciepły i w ogóle się nie zestarzał, choć internet wygląda dziś zupełnie inaczej. :)

      Usuń
    3. No bo toposy książkowe nigdy się nie starzeją. A pikanie modemów miało swój urok. Ja pamiętam czasy, kiedy w Internecie nic nie było. Korzystałam tylko z poczty. :D

      Usuń

Dziękuję za komentarz