"W pewnym sensie można nawet rzec, że w świecie nie dzieje się nic nowego, gdyż wszystko jest powtarzaniem tych samych pierwotnych archetypów; owo powtarzanie, aktualizując moment mityczny, w którym archetypowy gest został objawiony, utrzymuje nieustannie świat w tej samej chwili brzasku początków. Czas jedynie umożliwia pojawienie się i istnienie rzeczy.
Nie ma żadnego rozstrzygającego wpływu na to istnienie - ponieważ sam bez przerwy się odnawia."
Mit wiecznego powrotu, Mircea Eliade
Człowiek jest dla mnie niezmiernie ciekawy w bardzo różnych przejawach, zachowaniach, zwyczajach i rozumieniu świata. Fascynująca jest też droga, jaką przebył od czasów przednowożytnych w spojrzeniu na siebie, na czas i na historię. A tu właśnie można sobie poczytać, jak to było z boskimi wzorcami rytuałów, z odnawianiem czasu, z nieszczęściem, historią, rozpaczą i wiarą. A ponieważ Eliade pisał ten esej dla kulturalnego niespecjalisty, więc jakby dla mnie.
Łatwo nie było, czytałam powoli, ale otwierały mi się oczy na różne rzeczy, bo nigdy wcześniej o nich nie słyszałam, a jeżeli nawet słyszałam, to nie w takim ujęciu.
Co mi się bardzo podobało, to niezwykła rzeczowość i neutralność - cały wywód pisany jest z ogromnym szacunkiem dla interpretowanych zachowań - pięknie ale bez negatywnych emocji.
Mogłam więc spokojnie się zachwycać i zadziwiać. I tak się zadziwiałam zwłaszcza brzaskami początków, bo początki są zawsze prześliczne (no, może nie w robótce na drutach, kiedy wszystko się zwija i zapętla).
A mój coroczny urlop, to już w ogóle kwintesencja powtórzeń - wieczna Wierchomla
W tym roku dodatkowo wietrzna, chłodna i przeważnie deszczowa, ale nie szkodzi. Etui na telefon miałam ciepłe, z alpaki, sobie dokupiłam polarów a i słońce też chwilami wyszło.
Zaczęłam inne projekty na drutach i na szydełku, popatrzyłam na wnuczkę i jak dla niej wszystko jest pierwsze, dziwne i magiczne - góra, potok, trawka, serwetka.
No a potem krótka pętla, czas się odnowił, a ja znowu stoję przy swoim domowym zlewie i siedzę w domowym ofisie.
Teraz mogę wrócić do pieczenia chleba na zakwasie, który przetrwał mój urlop w stanie zasuszonym, wyglądając nieco jak obdrapany tynk, co świadczy o tym, że jednak nie wygląd jest najważniejszy, ale ukryte moce.
Mogę też wrócić do całego spektrum robótek i do szycia.
Otóż bowiem od niejakiego czasu, gdzie nie spojrzeć w sieci, tam coś szyją ślicznego na ślicznych maszynach do szycia. Ja też myślałam, że będę się wprawiać w szyciu, nakupiłam towaru na maseczki i poddałam się po czterech. Rachel z Przyjaciół nawet wiedziała dlaczego - otóż maseczki nie bardzo mnie kręciły, podobnie jak jej nie kręciło roznoszenie kawy. I tuż przed wyjazdem olśniło mnie co mnie kręci - zabawki. Nie namyślając się wiele, uszyłam prototyp cichej książeczki. Jest trochę krzywy, ale mam nadzieję nabierać biegłości.
Książkę zakładałam metką zwykła ubraniową, bo przez tę pandemię zapomniałam zakładek.
Dziękuję wszystkim za wizyty, dziękuję za przemiłe komentarze. Za rok nowy urlop i nowe brzaski, czego i Wam życzę, dobrego dnia! :)
Chyba każdy w sztciu ma przeznaczoną dla siebie "niszę"- Ty już swoją odkryłaś. Bardzo kreatywna pierwsza książka, ale mam nadzieję iż nie ostatnia. Jak rozumiem założyłaś swoje wydawnictwo, gdzie sama sobie autorem, korektorem i redaktorem. Tylko pozazdrościć wnusi TAKIEJ babci. Pozdrawiam serdecznie z Wilna. Dzisaj nie chce mnie komputer rozpoznać. Honorata
OdpowiedzUsuńMyślę, że znalazłam, a wnuczka jest najlepszym redaktorem.
UsuńDziękuję za miłe słowa! :)
Pozdrawiam!
Wierchomlę znam tylko z nart. Bywałam tam parę lat temu i było to moje ulubione miejsce na zimowy wypoczynek. Na twoich zdjęciach wyglada zupełnie inaczej. Śnieg zmienia wiele.
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona pomysłem na szyciową książkę. Niesamowite! wnuki wyzwalają w babciach kreatywność. Ja ciągle czekam na moje wnuki. Nie wiem, czy się doczekam. Trudno. Szyję, robię na drutach dla siebie i dla innych, którzy lubią moje prace.
Pozdrawiam:)))
W ogóle nie mogę wyobrazić Wierchomli w śniegu, chociaż widziałam zdjęcia :)
UsuńJa też właśnie jestem zauroczona - za moich czasów takich książek nie było. W sieci jest mnóstwo, mnóstwo fantastycznych inspiracji. I jest tyle różnych materiałów ślicznych. Oglądałam na Youtubie Arne i Carlosa robiącego aniołka z papieru i różnych skrawków materiałów, koronek, cekinów, piórek i opowiadali, że mieli takie zajęcia z dziećmi i pięcioletnia dziewczynka powiedziała im, że to był najpiękniejszy dzień w jej życiu :D
To są właśnie takie zaczarowane krainy z guziczkami, cekinami, koronkami, wstążeczkami. Wnuczka bardzo lubię tę stronę z guziczkami - dotyka sobie i skubie.
Pozdrawiam serdecznie!
Książki prześliczne; do mamlania, ugniatania, przewracania i innych zajmujących i ważnych czynności w pewnym wieku.
OdpowiedzUsuńNie ma jak profesjonalna testerka blisko.��
Gratuluję pomysłu (czemu się nie dziwię, że to książeczki ��) i podziwiam.
P. S.
Alka (wnuczka moja) miała kupne i kochała mamlać i szeleścić.
��
Te pytajniki w w/w tekście to buziaczki i śmieszki (bez psotek).
UsuńW tym wieku najbardziej pociągająca jest destrukcja :D
UsuńNo ja pamiętam doskonale Twój wątek w Biblionetce o książkach dla wnuczki (miała wtedy miesiąc? :))))
Dziękuję!! Pomysł ogólnie nie mój, ale już wykonanie oryginalnie moje :)
Kupne Natalka też ma - a w nich ulubione strony z szafą (co niedziwne) i z traktorem (???). No i jeszcze ja mam dla niej zapasik na najbliższe okazje i lata. Omatko, jakie teraz są piękne książki dla dzieci - nie sposób się opanować. No to się nie opanowuję. :D
Domyśliłam się :)
Usuń<3
Rzeczywiście wnuczki/wnuki są siłą sprawczą dla umiejętności, o których nie mamy pojęcia, że je mamy. Alka zobaczyła koalę - amigurumi i z niezłomną wiarą w głosie stwierdziła: "babciu, zrób; potrafisz."
OdpowiedzUsuńNie potrafiłam wcześniej. Zrobiłam.:-D
Polecam bonito. Dobre ceny przy niemal hurtowych zakupach.:-)
OdpowiedzUsuń:D W szydełkowe amigurumi nieśmiało wchodzę (oczywiście paczka z bawełnami w drodze) - mam sowę na ukończeniu - długie skrzydełka, za które można wlec. :)
UsuńDziękuję, Bonito ma chyba jakieś konszachty z Arosem, bo ostatnia paczka z Arosa miała właśnie taśmę z Bonito. Kupuję też w Taniej książce - ogólnie rzec biorąc - rynek książkowy mam raczej opanowany :D
Tak. Bonito i Aros mają ten sam magazyn.
UsuńWlec? Natalka ile ma wiosen?
Wiem przecież, tylko w niektórych jest lepszy wybór dla dzieci a w innych więcej Pratchetta :-D
UsuńBonito i Aros nie tylko mają ten sam magazyn, ale też Aros należy do Bonito.pl Spółka z o. o. Książki kupuję zawodowo, między innymi i u nich i czy kupię w Arosie, czy w Bonito, to faktura i tak przychodzi z Bonito.
UsuńNatalka nie ma jeszcze wiosen - jesienią będzie miała pierwszą.
UsuńWłaściwie może trzymać za skrzydełko, ale ja już widzę Puchatka tukającego ze schodów :)
No ja wiem, dobrych miejsc książkowych nigdy nie za dużo. Właśnie odkryłam, że wydali książeczki z Maszą - no trudną, Maszy nie mogę nie kupić. :)
Jasne! Masza, Pepka, Mama Muu...
UsuńKuknij na serię Obrazki dla maluchów - o ile już nie masz kilkunastu:-)
O tak, wlasnie! Mama Mu! Na razie zbieram Findusa :))
UsuńOmatko, przy Findusie zaśmiewałyśmy się zgodnie.
UsuńI jeszcze seria "Opowiem ci mamo" - jak troszkę podrośnie.
Przy "Opowiem ci mamo, co robią mrówki" - też był wspólny chichot.
Przecudne jest "Miasteczko Mamoko" - też cykl - znakomitego wydawnictwa Dwie Siostry.
Masz rację, nie sposób się opanować i nie ma potrzeby. :-D
W ogóle Dwie siostry mają fajne pozycje - ja mam od nich kilka książek w serii Mistrzowie ilustracji. :)
UsuńCzekałam na taki wakacyjny, urlopowy, górski wpis! Widoki piękne, jak zawsze:)
OdpowiedzUsuńA książeczka własnej produkcji...powaliła mnie na kolana! Cudo! Natalka ma niesamowitą, wspaniałą Babcię:D
Dziękuję! Dziękuję!
UsuńOj tak, chciałabym być taką cudowną babcią. Babcie są ważne :)
Ależ piękną książkę wydałaś! Co prawda troszkę niepokoją mnie te guziczki, ale generalnie bomba :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Guziczki przyszyte są bardzo mocno i mocnymi nićmi, ale to i tak jest książeczka, którą może się bawić pod nadzorem. Natomiast obcięłam tego małego misiaczka, którego bardzo lubiła obgryzać. Był na jedwabnej nitce, ale na wszelki wypadek - będzie na jakieś strony w przyszłości.
UsuńCudna cicha książeczka :) ja nie jestem taka zdolna jak Ty, ale pochwalę się, że też jedną wykonałam, choć dla trochę starszej córki (takiej już nie pożerającej małych elementów). Co prawda miała tylko dwie strony :D ale za to była na nich filcowa pralka z okienkiem, kosz na pranie i sznurek do rozwieszania wypranych ubrań z takimi malusieńkimi klamerkami z Tigera. Polecam, bo to fajna zabawa, a Ty na pewno umiesz zrobić dla wnuczki piękniejszą, z programami do prania białego i kolorowego.
OdpowiedzUsuńDziękuję! A ja pamiętam Twojego filcowanego tukana :)
UsuńTak, ja też czekam, aż wnuczka przestanie pakować wszystko do buzi. Takie z praniem właśnie widziałam i bardzo mi się podobały, bo, jak wiadomo, pranie jest fajne, zwłaszcza na sznurkach :)