"I did not want to spend another year in that office. I wanted out."
This Golden Fleece, Esther Rutter
(Nie chciałam spędzić kolejnego roku w tym biurze. Chciałam się wydostać.)
Zawsze możemy się wydostać, chociaż czasem nam się wydaje, że nie możemy. No, nie mogę zaciągnąć się do Legii Cudzoziemskiej, nie mogę przyjąć do domu rodziny uchodźców, nie mogę przestać myśleć, że w biały dzień do kraju obok wjechały czołgi, ale na pewno nie mogę siedzieć na kanapie pogrążona w stuporze. Wstałam, podlałam storczyki, wpłaciłam na pomoc Ukrainie, uśmiechnęłam się do wnuczki i do wnuczka i dalej robiłam na drutach. To jest moje wydostawanie się.
A co na drutach. Najpierw jednak co w podcastach. Wkręciłam się bowiem czas jakiś temu w oglądanie podcastów dziewiarskich. I o ile jeszcze niedawno wydawało mi się, że teoretycznie (a i zakupowo też) bardzo ewoluowałam w dzianiu od akrylu, poprzez wełnę, bawełnę, alpakę, merino, jedwab aż po kaszmir i wełnę z jaka, tak teraz okazało się, że w świecie anglosaskim można kupić (na szczęście dla mojego portfela nie tak łatwo w Polsce) nie tylko wełnę owczą, ale wełnę z konkretnej rasy owiec, uprzędzioną w konkretnej izbie. Moja komercyjna włóczka ma się do tej ręcznie przędzionej pewnie mniej więcej tak, jak serek Danone do serka od prawdziwego górala. Naoglądałam się różnych wybitnych dziewiarek i ich przepięknych ręcznie zrobionych wyrobów z ręcznie wyhodowanych owiec. Naoglądałam się luksusowych motków farbowanych i naturalnych. I też zapragnęłam jakiegoś luksusu. Nie żeby nakupić, ale może zrobić coś widowiskowego. Coś, czego jeszcze nie robiłam. I wtedy całkiem przypadkiem wpadła mi w oko chusta w sowie pióra. Kojarzyłam jeszcze z czasów pandemiczno-zamkniętych, ze Intensywnie Kreatywna zrobiła filmik. Niejeden. No i miałam w swoich pudełkach wełnianego Fabel delight kupionego w 2015 (tak!!) roku. I jakieś alpaki (dobrze, żeby nie przedłużać, od razu się przyznam, że alpaki dokupiłam)
Dwukolorowa brioszka we wzorek. Robiłam raz komin dwukolorowy zwykłym brioszkowym ściągaczem. Nigdy nie nosiłam, bo ma jakieś błędy - otóż o ile z dziewiarskimi błędami można nieraz żyć, to błędy w brioszce nie wybaczają i wyglądają okropnie. No ale w końcu - robię na drutach kilkanaście lat, jestem obłożona wydrukowanymi schematami i opisami, znam swoje słabe strony, więc co złego mi się może przytrafić? Nic. Pełna zapału puściłam pierwszy filmik razemrobiony, złapalam za druty i ... zgubiłam się już w piątym rzędzie (w piątym rzędzie tej chusty ma się na drutach tylko jedenaście oczek).
Co drugie oczko musiałam sprawdzać, czy robię alpaką lewe czy wełną z narzutem czy odwrotnie. Co sekunda musiałam sprawdzać który rząd robię, a który już zrobiłam. Najpierw kładłam sobie linijkę na schemacie, potem dodatkowo zaznaczałam zrobiony rząd markerem. Oczywiście odpadało oglądanie seriali, odpadało słuchanie podcastów. Odpadało nawet słuchanie muzyki. Po trzech dniach prucia miałam skraweczek chusty o bokach około ośmiu centymetrów i wydawało mi się, że zaczynam odróżniać oczko zwykłe od oczka z narzutem i lewe od prawego. Wtedy pomyliłam się w listkach. Sprułam. Zaczęłam od nowa i wyobraziłam sobie, że jestem na brioszkowych warsztatach i nie chodzi o robienie brioszki na czas ale o naukę. Tak mówiłam w pracy, ale i tak wszyscy mi współczuli. Po czterech dniach wydawało mi się, że odróżniam rzędy i zaczynam rozumieć kiedy jest lewo a kiedy prawo. Miałam już piętnaście centymetrów i nitkę ratunkową w połowie. I wtedy pomyliłam się w gałązkach. Jestem na warsztatach, jestem na warsztatach, jestem na warsztatach, sprułam, zmieniłam koncepcję kolorystyczną, zaczęłam jeszcze raz. Po tygodniu miałam znowu trójkącik osiem na osiem ale jakby zgrabniejszy i żwawszy nieco. Włączyłam sobie muzykę, potem audiobooka (bo do seriali to jednak brioszka się nie nadaje).
Po dwóch tygodniach mam duuuużo chusty. I co mogę powiedzieć - nie używam już markera, linijki - nawet na schemat nie patrzę, bo widzę gdzie wyrasta listek a gdzie gałązka. I myślę sobie, że nigdy nie jest tak beznadziejnie jakby się wydawało. Przynajmniej w brioszcze.
O ile natomiast z chustą mi idzie w miarę raźno teraz, to nie mogę tego powiedzieć o "This Golden Fleece" (W moim tłumaczeniu "To Złote Runo"), czyli podróż przez historię robienia na drutach w Brytanii. Wywiadu z autorką wysłuchałam w jednym z podcastów Fruitty Knitting i od razu kupiłam książkę. Opowiada jej podróż po wełnianym kraju tuż po tym jak wyrwała się z nudnego biura. Napisana jest (jak się nie znam na angielskim) pięknym językiem, co sprawia że brnę jak żółw, bo dużo muszę sprawdzać w słowniku. Na razie mnie to nie zniechęca - nadrobię liczbowo w audiobookach, skoro już mogę słuchać przy brioszce. A opowieść niech się snuje przez farmy, małe owieczki, duże owce i kłaczki runa powiewających w wietrze na kolczastych płotkach.
Zakładam ją zakopiańską zakładką z wyhaftowanymi polskimi owieczkami.
Właśnie tak! Nie damy się i już.
OdpowiedzUsuńA dziergajstwo jest przepiękne. Jak żar dogasającego ognia w środku jesiennej nocy.
UsuńDziękuję!! Właśnie to miała być taka jesienna chusta. Czekała siedem lat i się doczekała. Pozdrawiam gorąco!
UsuńPokażesz, kiedy będzie gotowa? Proszę!
UsuńNo pewnie, pokażę:)
UsuńO rety! Ależ ty miałaś samodyscyplinę i cierpliwość na tych warsztatach! Podziwiam!
OdpowiedzUsuńTrochę się obawiam, że to zawziętość raczej. Ale wyszło na to samo - przegrywałam się przez brioszkę. :D
UsuńUściski!
"Przegryzłam" miało być. :)
UsuńPiękne opisałaś swoją dziewiarską pasje:)
OdpowiedzUsuńWg mnie cała przyjemność tkwi w pokonywaniu kolejnych stopni wtajemniczenia. Brioszka przede mną:)
Czajko ponieważ korzystam z Twoich poleceń książkowych, rewanżując się, polecam wysłuchaną ostatnio powieść Grzegorza Musiała ,,Ja Tamara''. Pozdrawiam.
Dziękuję! :) Przyznam, że niektórych stopni się boję, ale w tym przypadku moja determinacja była ogromna. Oczami duszy widziałam tę chustę gotową. :)
UsuńDziękuję, o Tamarze Łempickiej - ciekawe, na pewno skorzystam z tropu. :D
Pozdrawiam!
Czajeczko, chusta już wygląda intrygująco, a zapewne wyjdzie śliczna.
OdpowiedzUsuńCo do pomocy Ukrainie, to każdy robi co może i co chce. Nie powinniśmy czuć wyrzutów sumienia, że cieszymy się z czegoś, bo prawda jest taka, że ciągle gdzieś toczy się wojna, a my nie możemy stracić swojego człowieczeństwa i dobra w sercach. Dlatego cieszmy się naszą codziennością i pomagajmy tym, którzy tego potrzebują (nie jest istotne czy finansowo, rzeczowo, lokalowo czy dobrym słowem - ważne, że w zgodzie ze sobą i swoimi możliwościami).
Ściskam mocno (ale nie za mocno, bo Ty drobna Czajeczko jesteś, a ja jak sama wiesz do chcucherek nie należę).
Dziękuję, Kasiu! Miękkości brioszki nie da się opisać. Jest nadzwyczajna.
UsuńToo prawda, duchowo musimy być silni. Ściskam Cię równie serdecznie! :)
Brioszka w dzierganiu, to jest chyba taka "fizyka kwantowa", a Ty ją rozgryzłaś, i chyba teraz myślisz o jakimś jeszcze ambitniejszym wyzwaniu.Brawo, że chusta wspaniała mówi zadowolona mina modelki. Ale łapię siebie na myśli, że czegoś mi tu brakuje.Nie ma zakładki do książki.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTakie miałam wrażenie, że kwantowa. :D Jak odpocznę mentalnie po niej, to kto wie :)
UsuńO, no właśnie, nawet nie zauważyłam że nie wstawiłam zdjęcia - już jest. Pozdrawiam bardzo serdecznie!
Brioszka kojarzy mi się przede wszystkim kulinarnie, ale jako chusta (podejrzałam link) również jest apetyczna. Mimo wszystko życzę wszystkim miłego dnia, pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńOj tak, apetyczna. No i w sumie można obie formy łączyć z kawką na dodatek. :)
UsuńPozdrawiam gorąco!
Bardzo mnie ucieszyło to, co napisałaś o wydostawaniu się. Z przerażeniem - większym nawet niż reakcja na wojnę, obserwuję to, co dzieje się z niektórymi ludźmi. Tak się zawinęli w swoje przerażenie, w swój strach i panikę, że przestają normalnie funkcjonować i zaczynają odchodzić od zmysłów... (i najczęściej dają temu dowód w agresywnych albo desperackich komentarzach w mediach społ.)
OdpowiedzUsuńTrzeba się otrząsnąć i żyć dalej. Pomagać na ile możemy ale też kontynuować nasze życie, bo świat nie stanął w miejscu wciąż wszyscy musimy jeść, zapłacić rachunki, również cieszyć się wiosną. Zawsze będą się działy rzeczy straszne, ale to od nas zależy, jak na nie zareagujemy.
Widzę, że dzierganie brioszki to niezła szkoła cierpliwości! Ale jesteś żywym przykładem, że cierpliwość popłaca, podziwiam Cię i gorąco dopinguję!!! *^0^*~~~
Nie ma rady - trzeba się zebrać w garść. I tak sobie myślę, że u mnie na przykład pojawia się strach, ale w pewnym momencie pojawia się gniew. I liczę, że Putina i jego paczkę też on dosięgnie.
UsuńHihi, w moim akurat przypadku długo ta nauka trwała, ale brioszka chyba jest postrachem wielu, więc się nie przygnębiałam zbytnio. :) Dziękuję za doping i pozdrawiam serdecznie! :*
Trochę z przerażeniem czytam o twoich przekopywaniach się przez broszkę. Z przerażeniem, bo ona ciągle przede mną. Tak dużo wzorów tą techniką mi się podoba! A ciągle odsuwam ją od siebie. I nie wiem czy mam w sobie tyle samozaparcia i cierpliwości, aby wgryzać się i się nie poddać.
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam podcasty, oglądam je namiętnie i z pasją. W czasie wojny nie mogę skupić się na czytaniu, więc oglądam, oglądam, oglądam.....
Możesz się pocieszyć, że ja naprawdę wolno się uczę. I też dałam radę. Trzeba na początku drogi przedzierać się powoli i w skupieniu. No i ważne żeby wybrać najlepszą dla siebie technikę. Ja odpadłam na redukcji czterech oczek. Filmiki Agnieszki są świetne, ale nie potrafiłam tak robić jednego oczka z pięciu jak ona. Robił mi się koszmarny kłąb. No i znalazłam na Youtube inny sposób, może wolniejszy ale bezpieczny. Gdyby nie to, nie wiem - pewnie bym się poddała.
UsuńA masz jakieś ulubione podcasty? I da może polskie?
Pozdrawiam serdecznie ❤️
Jest tak, jak napisałaś, pomagać ile możemy, a poza tym nie zaniedbać tego i tych, którzy nas potrzebują. I tak, jak napisały dziewczyny, zawsze gdzieś jest wojna, wiemy o tym, a mimo to żyjemy. Tylko teraz jest tak blisko. I ludzie odchodzą od zmysłów, obserwuję to, co napisała Brahdelt, jakąś wręcz panikę, a co to pomoże? Nie mówię, bo ja odchorowałam migreną pierwszą trwogę, ale potem odzyskałam pokój wewnętrzny, bo jest mi on potrzebny, by odnaleźć się i robić cokolwiek w tej rzeczywistości, odpowiadać na potrzeby innych i codzienności.
OdpowiedzUsuńBrioszka mnie nie kręci, omijałam ją dotąd z daleka i teraz to już w ogóle nawet nie będę na nią zerkać. Nie to, że mi się zupełnie nie podoba, ale czuję, że to nie dla mnie. Tym bardziej podziwiam Twoją determinację, z moim nastawieniem wyjściowym już dawno bym sobie odpuściła. Brawo dla Ciebie 🌼
No tak, nie dość że blisko, to jeszcze jesteśmy powiązani w różny sposób. :(
UsuńMnie zawsze podobały się takie grube struktury - nawet to właśnie takiego wzoru szukałam, kiedy po latach wróciłam do robienia na drutach. Pierwszy zrobiłam komin ściegiem półpatentowym. No i jak wyżej pisałam - ja się wolno uczę, być może dla Ciebie brioszka nie byłaby taka straszna :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Każdy inaczej rdzo sobie z problemami dni codziennego. Wielu niestety wpada w panikę, która praktycznie nie czemu nie służy. W czasie wojny też toczy się życie. Ludzie się zakochują, rodzą sie dzieci. Ludzie umierają nie z powodu działań wojennych. Najbardziej boli, że cierpią niewinni ludzie bo decydenci chorują na rządzę władzy.
OdpowiedzUsuńChusta zapowiada się pięknie! Najważniejsze, ze nie poddałaś się łatwo. Na pewno warto.
Pozdrawiam Alina
No właśnie, najgorszy jest bezsens tego wszystkiego. Na choroby i pogodę mamy mały wpływ, ale wojny to moglibyśmy powstrzymać.
UsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam serdecznie!