"Udać się w drogę, dokądś daleko... A gdy się jedzie dalej, wszystko to, co zostało za tobą, jest nieodwracalne i definitywne, a to do czego się zbliżasz, jeszcze nie określiło swoich wymagań. Podróżując, przez krótką chwilę jesteś wolny."
Tove Jansson
Lubię podróże, lubię moment, kiedy zapinam pasy i samochód rusza uwalniając się już od miejsc gdzie byliśmy, nie zniewolony jeszcze miejscami, dokąd jedziemy. Lubię moment, kiedy wyglądam oknem, rozlega się charakterystyczny zgrzyt, jęk i peron za oknem powoli rusza w przeszłość.
Właściwie w podróży mogłabym być cały czas. A jeżeli nie być w podróży, to przynajmniej o podróży czytać i właśnie teraz czytam "Życie codziennie w podróżach po Europie w XVI i XVII wieku". Książka wydana przez PIW dawno temu w serii z życiem codziennym. Bardzo starannie podany materiał w tematycznych rozdziałach, cudne sztychy z gospodami, stare mapy, przepaście w Alpach, dużo obszernych cytatów z różnych dzienników podróży. Dürer siedzi w gospodzie i szkicuje poduszki albo siedzi nad rzeką i szkicuje żaglowce.
Czytam o drogach, jakie były błotniste i zakurzone, czytam o gospodach, w których czasem spało się w jedwabnej pościeli, a czasem krowa przez noc wyżarła słomianą poduszkę spod głowy. Polska nie wypada w tym okresie zbyt dobrze, najlepiej było w Gdańsku, gdzie raz na tydzień przynosili wodę do umycia nóg i świeżą pościel.
Tymczasem dalej czekają na mnie koszty (na przykład zapiwo), higiena, lektura w siodle, bandyci, zarazy, bajki i dziwy, słowa obyczajne, kurtyzany oraz refleksja społeczna i filozoficzna.
A w dzierganiu jak w podróży. Mój czarny Safran definitywny, chociaż w sumie odwracalny, tuż przed blokowaniem i przyszyciem guzików. Przede mną ogoniasty ecru Drops Lace. "Tak mi się chce na statek, na wolność" pisał Czechow i mnie tak się chciało z czarnego się przenieść w jasne. A tu nagle rodzina jak jeden mąż odmówiła współpracy przy zwijaniu motka w kłębek i groziło mi pozostanie na zawsze w Safranie. Od czego jednak poduszki, jak mawiał czy raczej rysował przepięknie Dürer. Olśnienie przyszło wczorajszym bladym świtem, posadziłam swoją ogromną poduchę na krześle, uformowałam brzusiec i rogi, nadziałam motek poczęłam miarowo i okrężnie kiwać się nad ową konstrukcją i w pół godziny później mogłam dziergać.
Nabrałam radośnie 260 oczek i jestem w drodze do rękawów.
"- Chłopie! - pytał [Zagłoba] starego pidsusidka - a daleko stąd do Łubniów?
- Oj, daleko, pane! - odparł chłop.
- Na rano można by stanąć?
- Oj, nie stanie; pane!
- A na południe?
- Na południe prędzej."
No i pewnie ja na któreś popołudnie do rękawów dotrę.
Miłej środy i miłego czytania z dzierganiem!
Fajny pomysł z wykorzystaniem poduszki, nie wpadłabym na coś takiego, u mnie ostatnio do zwijania służą moje własne kolana- stopy trzymam wtedy na stole (oj tak, wiem, nie wypada :) ).
OdpowiedzUsuńPrzy nabieraniu takiej ilości oczek to najgorsze jest to jak się pomylisz w ich liczbie, potem to już jakoś samo leci :-)
Dzięki, sama byłam pomysłem zachwycona. ;)
OdpowiedzUsuńPoduszka daje się uklepać, a jak się uklepie to trzyma fason. Nic się nie ześlizguje, nie plącze - w sumie szybciej zwinęłam ten motek niż poprzedni z pomocą syna. :)
Oczka nabieram z markerami - wstawiam marker po dwudziestu, dwadzieścia to liczba, którą jestem jeszcze w stanie ogarnąć. Dla mnie najgorsze jest przerabianie pierwszego rzędu. To wkłuwanie się w ciasne oczko i ta nitka co się wydłuża. Brrr.
Rzeczywiście najbardziej nielubianą przeze mnie rzecz masz już za sobą.Teraz dziergać i dziergać, bo niteczkę widzę chyba cieniutką !
OdpowiedzUsuńOj cieniutką! Ale póki co same prawe to idzie szybko. :)
OdpowiedzUsuńDziewiarki to jednak same pomysłowe Dobromiry :) No bo jak się nie da jak musi się dać :)
OdpowiedzUsuńTo pierwsze zdjęcie na którym są ledwo co nabrane oczka wywołuję we mnie ekstazę. Uwielbiam ten moment w robótce, początek nowego, tak jak z podróżą :)
Tak, ja mam podobnie z nowym zeszytem. Obiecuje same dobre rzeczy, brak kleksów i równe literki. Robótka też, ale wolę jak już czuję ją na drucie. :)
Usuńja podróżowac nie lubię.;) tzn nie lubie samej drobi bo juz zwiedzac i ogladać lubię. Fajny pomysł z poduszką
OdpowiedzUsuńJa właśnie lubię ten moment zawieszenia. Wszystko wolno, bo jest się w podróży, nawet czekoladę albo frytki bezkarnie. Najlepsze są oczywiście podróże wypoczynkowe, ale tak samo miałam jak często jeździłam służbowo. Po prostu lubię jechać. :)
UsuńJa też lubię podróżować, czasem nawet naszym kochanym PKP ;)
OdpowiedzUsuńA co do poduchy, to widać, że jak kobieta w wielkiej potrzebie, to i bez chłopa sobie jakoś poradzi ;)
Książka, podobnie jak cała seria, bardzo interesująca ;)
Poduszka, kolejny niezbędnik dziewiarki :D
OdpowiedzUsuńBardzo mile mi było, choć przez chwilę zrobić sobie z Tobą podróż w czasie i przenieść się do Europy XVI/XVII wiecznej.. choć chyba jednak wyobraźni mi brak, jak pomyślę o wodzie do mycia nóg raz w tygodniu...?!
Ściskam :D
Pierwszy raz widzę taki patent. okazuje się ,że kobieta jak nie ma z czego dziergać to sobie sposób na zwiniecie włóczki znajdzie. Dzielna jesteś.
OdpowiedzUsuńPodróżować też b. lubię.
Ale i wracać do domu też.