- Ale pamiętasz, że obiecałaś mi dwie czapki? - odezwało się nagle młodsze dziecko.
Wizja obiecanych dwóch czapek w żakardy z podwójnych wełnianych nitek poderwała mnie z kanapy. Zanim doszłam do szafy już wiedziałam, że będę dziergać czarny, bawełniany sweterek. I lepiej zacząć jak najszybciej, żeby zdążyć przed czapką.
Historia czarnego sweterka jest długa. Najpierw dziergałam go pracowicie ponad rok temu. Potem zszyłam części z czułością, acz krzywo. Nawet chodziłam w nim do pracy, ale czułam na sobie krzyk krzywych ściegów. Pewnej zdeterminowanej soboty sprułam go z bólem, bo w czasie prucia okazało się, że jest dzianiną pięknie lejącą i przytulaśną. Jedyne co mnie długi czas powstrzymywało od ponownego dziergania to druty dwa i pół i dziesiątki, dziesiątki oczek prowizorycznego łańcuszka, w którym trzeba godzinami dedukować co jest żeberkiem a co spodem. Teraz nie było co się ociągać, zaraz październik, czapki nieuniknione, złapałam więc za stare zapiski z dziergania pierwszej wersji i przystąpiłam do przerabiania robienia w częściach na robienie w całości. Niespodziewanie okazało się, że przybywanie rękawów w robieniu w całości ma charakter czysto magiczny i nijak się nie da pogodzić z poczciwym rękawem osobno. Przynajmniej nie z pomocą czterech działań podstawowych, a całek wolałam nie wyciągać z zakamarków niepamięci. Nawyciągałam więc różne sweterki gotowe, z trudem powstrzymałam się przed ich rozcięciem, żeby zgłębić konstrukcję, w końcu przeliczyłam jakiś wzór z sieci i nawet zgodził się z zapiskami. Za trudy zostałam nagrodzona, bo przypadkiem trafiłam na nowy sposób dziergania łańcuszka - niezwykle przyjemny.
A ponieważ dziś środa, więc do sweterka czytam, jak to w środy bywa u Maknety.
Mam taką osobistą teorię, że niektórzy ludzie mają dar snucia opowieści i w sumie sama opowieść nie jest tak ważna jak sposób jej opowiedzenia. Może być skomplikowana, nowa, intrygująca ale niekoniecznie, może być po prostu banalną historią o miłości z przeszkodami i z balkonem. Ta moja teoria sprawdziła się niejeden raz - opowieść nie musi być dobra, to pisarz musi być dobry.
Katedra jest opowieścią potencjalnie obiecującą - ma ciekawy wątek, interesujące czasy, malownicze tło, smakowitą opasłość i bezpretensjonalną okładkę.
Niestety, pan Ildefonso Falcones choć niewątpliwie jest dobrym prawnikiem, nie jest dobrym pisarzem. Oczywiście tego typu stwierdzenie nie jest pewnikiem Euklidesa (który zresztą po dwóch tysiącach lat też nie jest całkiem pewny), więc mogę jedynie napisać po czym ja poznaję złego pisarza.
Pozwala on mianowicie mówić swoim bohaterom swoim językiem, w wyniku czego pańszczyźniany chłop ma w ustach chociażby taką kwestię:
"- Jak wiesz, otrzymaliśmy nasze ziemie na prawach emfiteuzy, wieczystej dzierżawy. (...) To przywilej zwany intestia"
Pozwala trzydziestu gościom weselnym najadać się do syta potrawką z dwóch kur (aż przypomniało mi się wesele, na którym Sancho Pansa tylko na śniadanie wyłowił sobie dwie gęsi z garnka).
Pozwala chłopom z gron wyciskać wino, wlewać do beczek i czekać aż sfermentuje.
Pozwala na postępowanie swoich postaci według swojego widzimisie, zamiast pozwolić im na kierowanie się ich racjami, które zawsze są najsłuszniejsze.
Wszystko to sprawia, że jest mało wiarygodny w tym co opowiada. I nie porywa. Kiedy słyszę o nieszczęśliwej, która chodzi po izbie brocząc smutkiem, zawsze bardziej jestem zaintrygowana jakie ślady zostawia smutek na czystej podłodze niż współczuję z nieszczęśliwą.
A tymczasem za oknem słońce broczy upałem i winem w owocach:
Bardzo dziękuje za odwiedziny i komentarze, miłego dnia!
Może tym razem cienizna da się przerobić szybciej i będziesz bardziej zadowolona. Mnie też Katedra nie porwała, męczyłam się z nią okrutnie przez kilka tygodni, aż w końcu porzuciłam nie doczytawszy nawet do połowy.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będę zadowolona, ale czy szybko to nie wiem - przyrasta strasznie powoli. Poprzedni dziergałam w urlop, czyli całe dnie. :)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
"Katedry" nie czytałam i nie przeczytam, ale Twój wpis czytałam z przyjemnością! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dzięki i pozdrawiam serdecznie! :)
UsuńCzajko kochana, mnie wino broczy jakoś inaczej, bardziej w płynnej niż stałej postaci:) Do robótek się nie odnoszę (choć z przyjemnościa o tym czytam), bo to dla mnie czarna magia ( ale szary szal z dużymi dziurami zachwycil mnie niepomiernie , a czarny ażurowy sweterek też chcialabym mieć). Natomiast powieści historyczne/historycznawe dobieram coraz staranniej i w wypadku "Katedry w Barcelonie" poprzestanę raczej na Twoim opisie ( toż to potrawka z dwóch kur byłaby dobra na kameralne spotkanie - no może nie anorektyczek - ale nie na przyjęcie weselne:)) I chętnie przeczytałabym o Konopnickej na czytniku:))
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się szal podoba. :)
UsuńDwie kury to bez trudu byśmy pochłonęli na spotkaniu, jestem pewna. Już nie mogę się doczekać. Uściski!
Myślę tak o Twoich mękach z żeberkami, spróbuj innej metody nabierania oczek na prowizoryczny łańcuszek , w razie co służę pomocą w pokazaniu odpowiedniego linka, bo te żeberka i mnie zniechęcały, teraz używam innego sposobu, również z szydełkiem i taka praca to czysta przyjemność:)
OdpowiedzUsuńDzięki! Tu też podlinkowałam sposób - genialny - z szydełkiem i drutem. Problem żeberek odpada. Ale linka jestem ciekawa - może jeszcze coś innego?
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Zwalę to na upał, Ci co mnie znają wiedzą, że wtedy nie jestem sobą, nie zauważyłam Twojego linka, albo informacja nie trafiła do mojej świadomości i zupełnie ją wyparłam, przepraszam:) Ja też używam tej metody, gdzie oczka są już od razu na drucie, znika więc problem nielubianych żeberek:) Czekam więc zatem na końcowy efekt Twojej pracy ze sweterkiem:))) Pozdrawiam:)))
UsuńA kto myje podłogę po tym broczeniu, proszę autora? Szkoda swetra na prucie ale skoro fajna włóczka to nowa wersja też pewnie będzie ulubioną. A i czapki niebawem powstaną.
OdpowiedzUsuńNa pewno nie autor. :)
UsuńTeż mi było szkoda - ale naprawdę - był strasznie koślawy. Mam nadzieję, że reglan wyjdzie zgrabniejszy. :)
Nie cierpię prowizorycznych łańcuszków, ostatnio robię sweterki całkiem od góry, czyli od plisy przy dekolcie, dalej rzędy skrócone żeby uformować podkrój.
OdpowiedzUsuńBardzo skutecznie mnie zniechęciłaś do tego autora :))). Nie znoszę takich kiksów językowych, tkwią mi pod czaszką i kompletnie odwracają uwagę od treści.
W sumie też mogłabym tak - ale to ma być kołnierzyk, a jak znalazłam ten magiczny sposób nawijania żeberka od razu na drut, to nawet nie cierpiałam. W sumie przećwiczyłam tez ostatnio nabieranie oczek wprost z dzianiny, więc tą techniką też mogę się ratować.
UsuńTeż niestety tak mam z kiksami. :))
Krzyk krzywych sciegow, nie jestem prawdziwa wloczkomaniaczka, bo jeszcze go nie slysze. ha ha ha Pozdrawiam serdecznie Beata
OdpowiedzUsuńJa takich cichszych tez nie słyszę - ale te krzyki się naprawdę dały odczuć. Pozdrawiam serdecznie! :)
UsuńJeśli potrawka weselna z dwóch kur robiona była wg przepisu, jaki stosowały panie kucharki w zamierzchłych czasach w szkolnych internatach, to i setka gości najadłaby się :-) Kwestii wypowiadanych przez pańszczyźnianego chłopa, niestety, nie potrafię uwiarygodnić.
OdpowiedzUsuńBędzie zdjęcie sweterka przed i po metamorfozie ?
Hihi, to prawda. Może kury były tylko w nazwie głównie. :)
UsuńBędzie, będzie, jak tylko uda mi się przebrnąć przez ten milion oczek.
Pozdrawiam! :)
Dzisiejszy wpis za sprawą cytatu z książki był dla mnie prawdziwym wyzwaniem intelektualnym emfiteuze i intenzę musiałam sobie "wygooglować" ;) Pomysł mp, żeby sweterek był przed i po metamorfozie uważam za trafiony
OdpowiedzUsuń:)
UsuńZdjęcia będą mam nadzieję, tylko za jakiś czas. Pozdrawiam serdecznie!
Ja lubię robić czapki ale szydełkiem i sweterka jestem ciekawa :) Ta emfiteuza to mi ćwieka zabiła że głowa pęka. I wiem już, że o tej katedrze czytać nie chcę. Choć jakiś czas temu czytałam o innej - "Katedra Marii Panny w Paryżu" Victora Hugo :)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że Ty masz właśnie taką zdolność snucia opowieści?
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę i komentarz u mnie.
Z "Katedrą" wiąże się rozczarowanie. Nie z powodu treści, a podstępu wydawnictwa. Coś trzeba był zrobić, nie pomnę, co ( zapisać się na newsy, ankieta?) w każdym razie obiecywano za to audiobooka, całkiem darmowego. Zadanie wypełniłam przykładnie, ale darmowy audiobook okazał się być tylko obszernym fragmentem. Tak mnie to rozeźliło, że do książki nigdy nie wróciłam, choć przyznam, że powieść mnie wciągnęła.
OdpowiedzUsuń