"Paulina wpół leżała na wymoszczonym poduszkami szezlongu."
Zbrodnia w błękicie, Katarzyna Kwiatkowska
Jedna poduszka wydziergana, jeszcze niecałe dwie i też będę mogła wpół na nich leżeć:
Ale po kolei.
Wielki wóz wisi nad gankiem, za płotem pole, sady, pasieki, brzozowe laski i malownicze domki z czerwonymi dachami. Za drugim płotem lasy i lasy. Dojrzewają brzoskwinie, wysychają porzeczki, śliwki nabierają słodyczy, kury dziobią co bądź, od czego jajecznica jest żółta i pachnąca, wędliny się wędzą w prawdziwym dymie, ser się wyciska z prawdziwego mleka. Jednym słowem - drugi urlop tego roku. W mój drugi urlop prowadzę życie aktywne i zorganizowane. Skoro świt zakładam obuwie sportowe z równie sportowym ubraniem i idę w pole. Gdybym żyła sześćset lat temu, miałabym pług albo sierp może i uprawiałabym różne jadalne uprawy. Teraz mam kijki i uprawiam sporty odchudzające i terapeutyczne.
Potem idę na śniadanie (urlop z reguły jest fajny, ale urlop, na którym nie trzeba gotować jest jeszcze fajniejszy). Po śniadaniu siadam sobie na huśtawce, albo na krzesełku, albo na ławie, albo na kocu. Dziergam i czytam (wiadomo - środa z Maknetą). Dziergam kolejną poszewkę, tym razem większą i ciemniejszą. Mniejsza, camelowa, już skończona i ma dwie dziurki, które zrobiłam w jednym rządku nowo nauczonym sposobem.
Robię z czterdziestki Arelanu, jest trochę surowa i gryząca, no ale na zimowe poduszki może być. Poza gryzieniem jest równa i grzecznie się dzierga.Tymczasem "Zbrodnia w błękicie", czyli kryminał retro. Akcja dzieje się (ale nie na drutach w ogóle) we dworku, w roku tysiąc dziewięćsetnym. Dworek jest całkiem zasypany śniegiem, a w nim zasypany właściciel, goście, służba i konie (konie nie są za bardzo ważne, przynajmniej do miejsca gdzie dotarłam, czyli do połowy) oraz bardzo dobre jedzenie, zupełnie jak w moim urlopie. Zaraz po zasypaniu następuje tytułowa zbrodnia. Na szczęście (jakżeby inaczej) wśród gości jest detektyw amator z kamerdynerem, więc jestem przekonana, że znajdzie mordercę i już jestem niezwykle ciekawa kto to. Zbrodnię w błękicie czyta się dobrze (aczkolwiek niezbyt szybko - jest to jednak gęsty tekst i opasłe tomisko). Mamy tło retro (z kredensami i babeczkami), surową i oschłą ochmistrzynię czyli klucznicę, niepoprawną kokietkę, romantyczną panienkę, oderwaną od rzeczywistości panią domu i jędzowatą księżnę. Intryga, tło, postacie, poprawny (acz nie rzucający na kolana) styl to plusy niewątpliwe, minusy też są. Przede wszystkim ofiara - wybór autorki mnie zaskoczył, bo między innymi powoduje to pewne niekonsekwencje w zachowaniu pozostałych przy życiu. Po drugie mało smakowitych szczegółów przy dość dużej objętości książki. Obraz tła, ubrań, nawet jedzenia, jest poniekąd nieostry. No, ale nie każdy może być Homerem, bo tylko on w jednym zwięzłym porównaniu umiał powiedzieć o wojnie, upale, mleku, muchach i pasterzach na łące, i nie można mieć o to pretensji. Po trzecie - chyba dla kobiet. Ja niby nie lubię podziału na literaturą męską i kobiecą, ale pan domu rozprawiający o przetworach i pieczeniu chleba? Oderwana od rzeczywistości żona trochę go tłumaczy. No ale chyba dla kobiet. W swojej klasie bardzo przyzwoita książka.
W chwilach wolnych od dziergania i czytania, zwiedzałam ruiny stałe, które były kiedyś paradnym zamkiem.
Zamek Krzyżtopór budowano długo, konie tu jadły z marmurowych żłobów i przeglądały się z kryształowych zwierciadłach, po sufitach pływały egzotyczne rybki, w licznych wnękach wisiały portrety przodków, a na dziedzińcu odbywały się przedstawienia i inne rozrywki. Trwało to lat jedenaście, po czym przyszli Szwedzi i pałac popadł w ruinę. Teraz na dawnych posadzkach przysiadają gołębie, w oknach rosną krzewinki a nad dziedzińcem przelatują samoloty.
"Przemija bowiem postać tego świata"
Dzierga się też czarny sweterek, ma chyba milion oczek i strasznie wolno przybywa:
Zostałam wezwana przez Małgosię do bardzo sympatycznej ankiety , ale wypełnię ją już po urlopie. Na razie myślę sobie o niej z przyjemnością, bo to przyjemna ankieta jest.
Dziękuję za odwiedziny, komentarze i życzę miłego dnia! :)
Piękne zdjęcia, zamek szczególnie mnie zauroczył...Przepiękna ruina. Poduszka, a raczej poszewka ma śliczny kolor i wzór:) Udanego wypoczynku:)
OdpowiedzUsuńNo tych poduszek to Ci bardzo zazdroszczę. Tak na nich polezec i podrutować...
OdpowiedzUsuńKrzysztopur to było coś. Kiedys zwiedzalam. Cięzko sobie wyobrazić taki luksus....
Udanego wypoczynku...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Nawet 100 czy 200 lat temu moglabys niezle wypocic sie zasuwajac za plugiem, ale to dla zdrowie, ach taki urlop na lonie natury to prawdziwa przyjemnosc. Zamek Krzyztopor, chyba kiedys wlasnie o nim czytalam fajna ksiazke dla dzieci z jakims ukrytym skarbem, fakt ze fajnie mi sie to kojarzy (cos w stylu Pana Samochodzika). Pozdrawiam serdecznie Beata
OdpowiedzUsuńAż szkoda, że w ruinę się obracają takie perełki. A urlop niech będzie długi i przyjemny.
OdpowiedzUsuńPo twoim wpisie odświeżyły się moje marzenia o szezlongu, a jeszcze jak sobie wyobraziłam wymoszczenie go poduchami......Przepadłam
OdpowiedzUsuńW pięknych okolicznościach przyrody spędzasz swój urlop, aż zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńCudne te Twoje cytaty i nawiązania ;)
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie ta "Zbrodnia w błękicie", muszę się za nią rozejrzeć. I zamek przepiękny, w każdym razie widać ślady dawnej świetności, interesujące miejsce :)
OdpowiedzUsuń